Jest też inny haczyk, mniejszy, ale istotny. Każda religia stosuje nakazy, które nieprzestrzegane kończą się karą. Trochę jak jazda powyżej prędkości ustalonej przez znak - możemy zapłacić mandat i punkty karne. Religia mówi, że zgrzeszyliśmy łamiąc zakaz. Np jemy kiedy jest post, rzadko chodzimy do kościoła, nie spowiadamy się, czy korzystamy ze zmysłów swojej seksualności nie tylko w celach prokreacji. Innymi słowy, to co najprzyjemniejsze jest obarczone banem i grozi za to kara. Jednak Kościół może nam jednak te grzechy łaskawie anulować jeśli się pokajamy, będziemy bić czołem w kościelną posadzkę, będziemy prosić o rozgrzeszenie i umotywujemy to odpowiednim datkiem. Interes pierwsza klasa, bo wilka zawsze ciągnie do lasu tj. zawsze ulegniemy naturze. To jest walka z wiatrakami, ale mam wrażenie, że religie to wiedzą i interes będzie się kręcić, bo człowiek jest wytworem natury i zawsze będzie ulegał jej nakazom. Religia wymusza żeby człowiek ciągle szedł pod górkę, a tuż za nim jedzie kapłan w wygodnym wozie i czeka na moment załamania człowieka, bo ten moment nastąpi, trzeba tylko chwilkę poczekać, a wtedy mandat i punkty karne...
Naprawdę dobrze napisane i zawierające najważniejszy "haczyk" wszystkich religii. Takie to oczywiste - wydawałoby się - a jednak od tysięcy lat ciągle działa. Wystarczy, że ktoś udowodni, że nie istnieje żadna dusza - i wszystkie religie z dnia na dzień stracą rację bytu. Po prostu będą mogły się pakować.
Taka refleksja. Różnicę podejścia do świata świetnie widać na pogrzebach. Byłem niedawno po raz pierwszy na świeckim pogrzebie. Pierwsza różnica: WSZYSTKO było skupione na osobie, którą żegnaliśmy. Niezwykła godność i szacunek - bez bezsensownego wdzięczenia do najwyższego, "który tak nas ukochał, że po prostu musiał zabrać" - tere fere. Druga różnica - generalnie wiara słabo działa, bo wierzący bardziej płaczą - a przecież nie mają powodu.
Tekst do przeczytania dla każdego - ładnie układa wszystko w głowie.