Fala terroru islamistycznego w 2015 r. skłoniła amerykańską stację radiową do skontaktowania się ze mną. Zapytali, czy chciałabym skomentować fakt, że media wydają się poświęcać więcej uwagi zamachom terrorystycznym w Europie niż zamachom na Bliskim Wschodzie. Czy może być tak, że media wiedziały, iż ludzie nie nastawią radia, żeby wysłuchać wiadomości o nowych zamachach w miejscach takich jak Bagdad i Bejrut? Co jest w kulturze amerykańskiej, że ludzie okazują sympatię mieszkańcom Paryża, ale nie mieszkańcom Bejrutu?
Odpowiedziałam, że tak, chętnie skomentuję, ale kiedy odpowiadałam na ich e-mail, było już za późno i straciłam szansę. Poczułam ulgę, bo gdybym była na antenie, powiedziałabym rzeczy, jakich ode mnie nie oczekiwano. Prawdą jest, że sumienie mi trochę doskwierało, bo nie mogłabym zmusić się do wywoływania poczucia winy w ludziach Zachodu za to, że ich uczucia nie są równo rozłożone. To, co tutaj piszę, jest świadectwem faktu, że zebranie odwagi i publiczne powiedzenie tego, co zamierzałam wtedy powiedzieć w radio, zabrało mi niemal dwa lata.
Dzielę się więc z wami tym, co myślałam, ale czego nie miałam szansy powiedzieć wtedy.
Ponieważ pytano o świecki grzech nierówności, w tym wypadku nierówności uwagi, co sugerowało nierówność współczucia, było jasne, że przypisano mi rolę „moralistki” ze Wschodu, kogoś, kto ma działać jako głos sumienia dla Zachodu. Podejrzewałam, że oczekiwano, iż powiem tym na ogół ateistycznym, a jednak w jakiś dziwaczny sposób uważających się za grzesznych, ludziom z Zachodu, że zawiedli w emocjonalnej poprawności; to znaczy, nie byli emocjonalnie egalitarni. Zaniedbali okazania takiej samej ilości żałoby Bejrutowi, miastu, które nic dla nich nie znaczyło, jaką okazali Paryżowi, miastu, które coś dla nich znaczyło.
Nie trzeba dodawać, że samo sformułowanie pytania sugerowało oskarżenie, iż zachodnia hipokryzja grała jakąś rolę w tej emocjonalnej nierówności. Wyrok „winny” już został wydany. Potrzebowali tylko osoby muzułmańskiego pochodzenia, by dodać wiarygodności własnemu potępieniu. Z powodów, które nadal są dla mnie niepojęte, ta radiostacja wierzyła, że emocjonalnie niepoprawni ludzie Zachodu muszą szukać wskazówek moralnych w świecie muzułmańskim. Jak gdyby to świat muzułmański znany był z dobrego zarządzani, równych możliwości, praw człowieka, a nie odwrotnie.
Jak możemy to zrozumieć?
Na Zachodzie istnieje mit – mit szlachetnego dzikusa. Jest to stare urojenie i datuje się jeszcze od purytańskiego proto-komunisty, Thomasa More’a. Wczytywał się zbyt długo w list Amerigo Vespucciego o ludziach w Nowym Świecie. W relacji Vespucciego ci ludzie byli, jakbyśmy to powiedzieli dzisiaj, wyluzowani i weseli. Interesowali się estetyką, a ponieważ wspominali o wrogach, mają także wojowniczą stronę. Innymi słowy, wydają się harmonijnymi ludźmi. More’a zainspirował opis Vespucciego ich rajskiej egzystencji w naturze i poza historią. Wkroczyli do jego wyobraźni. Ale tam, w umyśle More’a, ci harmonijni ludzie opisani w liście Vespucciego, zmienili się, stając się ponurzy i wzniośli, trochę na podobieństwo samego More’a.
Coś podobnego działo się w tej radiostacji. Podejrzewałam, że była to postmodernistyczna reinkarnacja szlachetnego dzikusa. Urodziłam się i wychowałam w dalekich krajach, co znaczyło, że muszę być nieskażona przez Zachód ergo nadal posiadać „naturalną” mądrość. Tak samo jak niegdysiejszy szlachetny dzikus. Jaki był inny powód proszenia osoby wychowanej w Afganistanie, jednym z najbardziej skorumpowanych miejsc na świecie, by odegrała rolę głosu sumienia Zachodu? Czy Zachód był głuchy na głos własnego sumienia? Patrząc na tę dziwaczną prośbę stwierdzam, że tak, najwyraźniej był głuchy.
Co robisz, kiedy masochista prosi cię, byś go zranił? Dzisiaj powiedziałabym: odmawiasz. Słyszałam syrenie zawołanie masochistów: o nieszczęśnicy tej ziemi, dajcie nam dzisiaj naszą codzienna dawkę winy i przebaczcie nam nasz grzech emocjonalnej niepoprawności. Wezwanie do własnej nieomylności jest nadal kuszące, ale jeśli dzisiaj potrafię mu się oprzeć – i, co więcej, mówić o własnej prawdzie – to dzięki temu, czego nauczyła mnie zachodnia edukacja. Słucham głosu własnego sumienia i mówi on jasno i stanowczo niet, nope, no way. W końcu prawdą jest odwrotność. Zachód nie jest winien nam żadnych przeprosin. To ja jestem winna wdzięczność Zachodowi za uratowanie mnie od dżihadu w Afganistanie.
Mały akt sabotażu, jak popełniam tym małym artykułem, musi zniknąć jak kropla rosy w oceanie. Bowiem mimo że ISIS i im podobni atakują Zachód za grzech niewiary, nie brakuje tutaj świeckich kapłanów. W czyśćcu mediów społecznościowych bogowie Twittera obserwują, jak przeciętny człowiek Zachodu łapany jest za kark i przypomina mu się, by okazywał poprawne emocje, smutną twarz tutaj, nieco serca tam i odrobinę poprawnego ognia i wściekłości nieco dalej.
Czułam ulgę, że minęła mnie możliwość wystąpienia w radio, ponieważ żal mi było zaszarganego, przeciętnego człowieka Zachodu, któremu coraz liczniejsze grupy przedstawiają listy obowiązujących go żalów za grzechy. Nie mogłam napominać go za to, że zachował rozsądek i nie kocha odległych miast na Bliskim Wschodzie tak samo, jak kocha miasto, w którym się urodził. Poczucie wspólnoty z rodakami nie jest przestępstwem, ani występkiem moralnym. I nie, nie mogłam żądać od ludzi Zachodu, by rozciągnęli swoją miłość tak, by obejmowała ludzi na całej planecie. Nie tylko dlatego, że miłość nie jest elastyczną gumą, ale także dlatego, że – szczerze mówiąc – reszta świata się nie odwzajemnia. Jeśli robią to, są często zbyt zawstydzeni, by powiedzieć to publicznie, a ci, którzy przezwyciężają ten wstyd, kończą z groźbami śmierci. Co więcej, mimo że świecka religia egalitarnej miłości żąda, by ludzie Zachodu kochali każdego – absolutnie każdego – jest w niej wyjątek, kiedy chodzi o kochanie samego siebie.
Nie, to nie było słuszne. Nie tylko dlatego, że było niesprawiedliwe, ale także dlatego, że kiedy słuchałam słów prośby radiostacji, zaczęła słyszeć coś więcej: wyraźnie zgrzytający dźwięk, charakterystyczny dla maszyny emocjonalnej manipulacji ukrytej w ciemnej piwnicy kolektywnej podświadomości Internetu.
Teraz więc szlachetna dzikuska przemówiła, ale nie to chcieli usłyszeć dziedzice Thomasa More’a.
A "Noble Savage" Speaks UP
Quillette, 28 września 2017
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska