Rząd Jej Królewskiej Mości (wraz z resztą “klasy politycznej”) właśnie zmarnował wiele wysokopłatnych przez podatników godzin, by zaaranżować „debatę” o wysłaniu sześciu samolotów wojskowych do „precyzyjnego bombardowania” (LOL!!!) cieni, w nadziei trafienia kilku z dziesiątków tysięcy członków jednej organizacji terrorystycznej w jednym, małym kącie Bliskiego Wschodu.
W wydanej niedawno powieści pod tytułem
I am Pilgrimpisarz brytyjskiego pochodzenia, Terry Hayes, opisuje spisek dżihadystów zmierzający do przeszmuglowania śmiertelnych patogenów do Stanów Zjednoczonych. Spisek udaremnia w ostatniej chwili nowoczesny super-bohater: błyskotliwy tajny agent, który ratuje sytuację – i życie dziesiątków milionów Amerykanów.
Jest to oczywiście fikcja, ale nie tak bardzo naciągana. W rzeczywistości jest zupełnie prawdopodobne, że gdzieś na Bliskim Wschodzie dżihadyści zajęci są planowaniem jakiejś wersji ataku chemicznego lub biologicznego. W końcu, 9/11 dowiódł, że dla dżihadystów masowe morderstwo jest czcigodnym czynem; oraz, że są zdolni do starannego zaplanowania i wykonania bardzo skomplikowanych operacji.
No cóż, myślę, że nie musimy zanadto martwić się. Przypominający Bonda tajny agent może być fikcyjny; ale rząd Jej Królewskiej Mości sumiennie zajmuje się wyzwaniem, jakie stanowią dżihadyści. A przynajmniej jesteśmy o tym przekonywani.
Sześć dni machinacji politycznych; sześć godzin przemówień; sześć samolotów wojskowych Tornado mających zaatakować ISIL w Iraku. Druga strona równanie nie jest jeszcze znana: czy będzie 600 martwych cywilów? 6 tysięcy? 60 tysięcy?
W komunikacie prasowym premier izraelski Benjamin Netanjahu potwierdził prawo Wielkiej Brytanii do obrony przed nieustannymi atakami rakietowymi z Iraku. Pan Netanjahu wyraził jednak „głębokie zaniepokojenie” dużą liczbą ofiar irackich i wezwał rząd brytyjski, by zrobił więcej dla ochrony ludności cywilnej. Premier izraelski prosił również Wielką Brytanie, by działała w sposób proporcjonalny, trzymając się ściśle Prawa Międzynarodowego. Wezwał obie strony – Wielką Brytanię i ISIL – by okazały powściągliwość, unikały dalszej eskalacji i negocjowały natychmiastowe zawieszenie broni. Przywódca izraelski wyraził także poparcie dla wysiłków mediacyjnych Korei Północnej. Oczekuje się, że delegacja brytyjska przybędzie do Pjongjang na pośrednie rozmowy z połączoną delegacją ISIL, Al-Nusra i Armii Mahdiego.
Można i należy żartować. Ale tak naprawdę, jedyną śmieszną rzeczą jest ta rzeczywista wczorajsza decyzja.
Po pierwsze, dlatego, że jest tak nieskuteczna, iż zasługuje na szekspirowski opis w stylu “wiele hałasu o nic”. Co właściwie te sześć samolotów ma zmienić na szali tej wojny?? Jak zaważą w walce przeciwko oddziałom partyzantów rozrzuconym na olbrzymim terytorium i z łatwością „ukrywającym się”, bo nie dają się odróżnić od reszty populacji?
Po drugie, z powodu żałosnych usiłowań przedstawienia tej decyzji jako “etycznej” i “legalnej”. Oczywiście nikt (nawet Al-Kaida!) nie zaprzecza, że ISIL to banda oszalałych morderców i że świat będzie lepszym miejscem bez nich. Niemniej, dla chwiejnego przywództwa i klasy politycznej dręczonej relatywizmem moralnym, nie jest to wystarczający powód.
Stąd te żałosne wysiłki “zorganizowania” choć odrobiny “wzniosłości moralnej” przez podpieranie się takim argumentem jak “prośba o pomoc” wydana przez “rząd iracki”. Oczywiście, ten iracki rząd reprezentuje co najwyżej jedną frakcję religijną i polityczną w sztucznym (i upadłym oraz w praktyce nieistniejącym) państwie. „Rząd Ludowej Republiki Doniecka” wystosował podobną prośbę o pomoc rosyjską przeciwko “agresji ukraińskiej”.
Podobnym unikiem jest próba chowania się za “miejscową koalicją” państw arabskich, które (przynajmniej teoretycznie) sprzeciwiają się ISIL. Oczywiście, te „państwa” są w rzeczywistości obrzydliwymi dyktaturami, a niektóre są sprawniejsze w „sztuce” dekapitacji niż samo ISIL. Nie wspominając, że nawet przy założeniu, że te reżimy są przedstawicielskie (a nie są), oraz że Irak jest prawdziwym państwem (a nie jest) nadal pozostawałoby niejasne, jakie właściwie prawo mają te pierwsze do ingerowania w sprawy wewnętrzne tego drugiego.
Absurdalne jest również udawanie, że działa się tylko w Iraku, a nie w Syrii – “na razie”. To z pewnością nie ma absolutnie nic wspólnego z faktem, że Irak (podobnie jak Libia) ma ropę naftową, podczas gdy Syria jej nie ma. Nieee, to niemożliwe! To tylko dlatego, widzicie, że (sekciarski) “rząd” (sztucznego) “państwa” Iraku “poprosił o pomoc”; podczas gdy (sekciarski) “rząd” (równie sztucznego kolonialnego ustrojstwa) “Syrii”, nie poprosił. Więc z czystej ciekawości zapytam: czy te sześć samolotów wojskowych, które wystartują z bazy byłej kolonii brytyjskiej, Cypru, polecą bardzo okrężną trasą, w celu “respektowania suwerenności” byłej kolonii francuskiej, Syrii, zanim zrzucą swoje bomby gdzieś nad byłym Mandatem Brytyjskim Mezopotamii? Słodka „wzniosłość moralna”!!!
Po trzecie, z powodu sposobu, w jaki podjęto tę decyzję. Cóż za pokaz chwiejnego przywództwa, kiedy partia rządząca – wybrana przez niekwestionowaną większość w procesie demokratycznym – stara się kryć swoje trzęsące się siedzenie przez zawieranie “umowy” z opozycją!
Po czwarte – (co w tym wszystkim jest najbardziej tragiczne), ponieważ symboliczny “gest” sześciu samolotów wojskowych (lub raczej, większa operacja, którą ten gest ma „wesprzeć”) jest kolejną krótkoterminową reakcją taktyczną, bez jakiejkolwiek, długoterminowej strategii. Przez sześć godzin bezładnej „debaty” żaden z sześciuset pięćdziesięciu posłów nie zadał pytania za sześć milionów dolarów: „DOKĄD Z TYM ZMIERZACIE?” Jaka jest strategia? Jak chcecie, żeby „Irak” – a właściwie cały Bliski Wschód – wyglądał za dziesięć lub dwadzieścia lat? I jak chcecie osiągnąć tę wizję? I proszę, nie odpowiadajcie: „to nie jest nasza sprawa, te ludy muszą same zadecydować”; dlaczego taktyczne bombardowanie jest „naszą sprawą”, ale już ustalenie strategii politycznej nie jest??
Rząd Jej Królewskiej Mości (wraz z resztą “klasy politycznej”) właśnie zmarnował wiele wysokopłatnych przez podatników godzin, by zaaranżować „debatę” o wysłaniu sześciu samolotów wojskowych do „precyzyjnego bombardowania” (LOL!!!) cieni, w nadziei trafienia kilku z dziesiątków tysięcy członków jednej organizacji terrorystycznej w jednym, małym kącie Bliskiego Wschodu; proszę, czy moglibyśmy mieć debatę o długoterminowej strategii w celu uporania się z tym pełnym problemów regionem jako całością? Czy możemy zrobić to bez zerkania na „granice”, nakreślone dziesięciolecia temu przez interesy kolonialne? Czy możemy postawić sobie za cel nie tylko egoistyczną, umożliwiającą dostęp do ropy naftowej, „stabilność polityczną”, ale także trochę dobrobytu, szczęścia i wolności dla nieszczęsnych mieszkańców tego pełnego problemów regionu? I proszę, czy możemy mieć tę debatę raczej wcześniej niż później, kiedy problem podniesie swoją ohydną głowę i kopnie nas w jaja??? Dziękuję!
At sixes and sevens
Politically-incorrect Politics, 27 września 2014 r.
Tłumaczenie” Małgorzata Koraszewska