Prawda

Wtorek, 19 marca 2024 - 03:03

« Poprzedni Następny »


Hartowanie ciała i hart ducha


Lucjan Ferus 2021-02-28

Morsy witają Nowy Rok w Gdańsku. (Zdjęcie: Wikipedia)  
Morsy witają Nowy Rok w Gdańsku. (Zdjęcie: Wikipedia)  

W ostatnich czasach z roku na rok, coraz popularniejsze staje się tzw. „morsowanie”, polegające na zanurzaniu się zimą po szyję w lodowatej wodzie (staw, jezioro czy inny zbiornik wodny) i wytrzymanie w niej jakiś czas, kwadrans lub coś koło tego. Jednakże ostatnio nastała jeszcze nowsza odmiana tej mody, polegająca na zimowych wycieczkach po górach w mocno niekompletnym ubiorze, a mówiąc wprost w minimalnym letnim ubraniu jakie bardziej pasuje na upalne lato, niż na zimową nieprzewidywalną aurę i przejmujący „do szpiku kości” wiatr, co w górach jest częstym zjawiskiem.

Niedawno nasza telewizja pokazała wymowny przykład turystki, która przy kilkustopniowym mrozie i silnym wietrze, zwiększającym odczuwanie zimna, udała się w letnim negliżu na górską wycieczkę i podczas załamania pogody nie była w stanie wrócić o własnych siłach. Doświadczyła hipotermii i gdyby nie ofiarna pomoc innych turystów i ratowników górskich, byłaby to prawdopodobnie jej ostatnia wycieczka w życiu. Z jednej strony rozumiem te dziwne zamiłowania młodych zazwyczaj ludzi, choć teraz z racji wieku trudno mi je popierać.

 

Jednakże dobrze pamiętam czasy swojej młodości, kiedy zimą porozbierani do połowy, toczyliśmy „bitwy” na śnieżki, a w zaspach śnieżnych robiliśmy tzw. „orły” i nacierali śniegiem, rozgrzane ruchem ciała. Kąpaliśmy się także w skutych lodem stawach, tyle, że nie była to zamierzona z naszej strony rozrywka, a raczej przypadkowe efekty zimowych zabaw, polegających na pływaniu na krach, które z czasem łamały się z powodu zbyt dużej ilości „pasażerów”. Nawet zjeżdżając z pobliskich wzniesień na nartach, nosiłem bluzę od dresu zakładaną na gołe ciało, bo zawsze było mi zbyt ciepło. Ją także zdjąłbym chętnie, ale wstydziłem się, co mogliby o mnie pomyśleć koledzy. Teraz – jak widać – nikt się tego nie wstydzi i nie dba o to, co inni pomyślą o takich „lekkoduchach”.    

 

Takie ekstremalne hartowanie ciała jest atrakcyjne dla wielu młodych i zdrowych ludzi i nic się na to nie poradzi. A co pozostaje osobom starszym, którzy te ryzykowne przyjemności z młodości mają już dawno za sobą, włącznie z doskonałą kondycją fizyczną i zdrowotną? Czy oni powinni już zapomnieć o jakimkolwiek hartowaniu swego zwiotczałego (czy zwiędłego) ciała? Raczej odradzałbym hartowania ciała osobom starszym, co nie znaczy wcale, że nie mają oni już nic do hartowania. Byłby to bardzo mylny pogląd.

 

Otóż podeszły wiek człowieka, jest najlepszym i najbardziej sprzyjającym okresem do hartowania… ducha. Czym różni się hartowanie ducha od hartowania ciała? Ciało wiadomo, hartuje się w ekstremalnych warunkach pogodowych, uodporniając je na zimno czyli na przetrwanie w bardzo trudnych warunkach zewnętrznych, w których człowiek może się czasem nieopatrznie znaleźć. Czy hartowanie ducha polega na tym samym? Nie, choć zasada jest podobna, hartowanie ducha odbywa się w formie duchowej lecz nie ma to związku z „duszą” pojmowaną religijnie. Mam na myśli naszą psychikę i świadomość oraz wyobraźnię.

 

Jeśli ciało hartujemy zimnem aury, to czym powinno się hartować ducha? Otóż „zimnem” przerażającej dla bardzo wielu ludzi prawdy o naszej wrodzonej śmiertelności, która mimo nieuchronności tego faktu, jest wypierana z naszego umysłu przez większość osób. Np. tych, którzy nie chcąc się z nią pogodzić, wybierają religijne „rozwiązanie” tego problemu, wierząc w iluzję „zaświatów” i obietnicę pośmiertnego życia wiecznego (jednakże po spełnieniu za życia wielu warunków!). Zatem hartowanie ducha polega na uświadamianiu sobie takich prawd o naszej rzeczywistości i o naszej ułomnej naturze, które pomogą nam pogodzić się z tym, że nasze życie trwa stosunkowo krótko i kiedyś przyjdzie nam umrzeć i przestać istnieć.

 

Jeśli pogodzimy się z tym i zaakceptujemy prawdę o nieuchronnym końcu naszego istnienia, w ten sposób uzyskamy taki hart ducha, iż nic więcej nie będzie już w stanie nas przerazić. Faktem jest jednak, że hartowanie ciała (nawet tak ekstremalne jak owych roznegliżowanych „morsujących” wycieczkowiczów po górach), to „mały pikuś” w porównaniu z uzyskaniem pełnego czy też „docelowego” hartu ducha. To jest dopiero prawdziwe wyzwanie dla osób, nie mających zamiaru umierać w panicznym strachu przed śmiercią, której i tak nie jesteśmy w stanie uniknąć, a której nasz wrodzony instynkt przetrwania nakazuje nam bać się.

 

Ważna uwaga: katowanie ciała nawet największym mrozem z narażeniem życia, nie zapewni nam hartu ducha. To tak nie działa, mimo popularnego od dawna hasła: „W zdrowym ciele, zdrowy duch”. Otóż wbrew pozorom, chore ciało także może poszczycić się wielkim hartem ducha, o czym już wielokrotnie przekonywali ludzie z poważnymi defektami sylwetki (brak górnej lub dolnej kończyny, lub częściowy paraliż ciała itp.), którzy zdobywali trudne szczyty dla zdrowych ludzi, pokonywali maratony i zdobywali medale olimpijskie, czyli dokonywali rzeczy, o jakich nie śniło się wielu zdrowym osobnikom, całkowicie sprawnym fizycznie.

 

Kogo stać na hartowanie swego ducha, najlepiej pokazuje ten aforyzm: „Wolność jest jak powietrze na szczycie góry. Jedno i drugie nie do osiągnięcia dla słabych” (Ryunosuke Akutagawa). Jak to rozumieć? Hart ducha nie jest dla ludzi słabych psychicznie, błagających swe bóstwa na kolanach o zbawienie i ich łaskawe wejrzenie w swój los. Ludzi, którzy muszą być przez całe swoje życie oszukiwani przez religie obietnicą życia wiecznego po śmierci ciała, gdyż inaczej nie znieśliby myśli, że kiedyś przestaną istnieć. Bo: „Życie raz do bytu powołane, nie może się już oswoić z myślą o nieistnieniu” (J. Gołuchowski). Otóż to!

 

Ludzi godzących się nawet na taką „sprawiedliwość bożą”, że gdy oni przez wieczność będą w niebie wpatrywali się w oblicze Boga (wg religii), wyśpiewując wraz z aniołami Hosanny i Alleluje, inni ludzie, także przez wieczność będą w piekle cierpieć męki, gdyż Bóg ich serca uczynił „zatwardziałymi”, bo akurat taką miał koncepcję swego dzieła i swej sprawiedliwości. Ludzi, którzy chętnie godzą się na każdą największą niegodziwość i podłość w naszym ułomnym świecie, byle tylko ich to nie dotknęło i nie zaszkodziło w ich „bogobojnym” życiu, za które należy się im przecież nagroda w niebie, inaczej ich poświęcenie byłoby daremne. 

 

Od czego zatem powinniśmy zacząć hartowanie ducha? Na początek warto przeanalizować religijną koncepcję obietnicy życia wiecznego po śmierci, by sprawdzić czy rzeczywiście jest ona aż tak bardzo atrakcyjna i nie mająca żadnych wad, które mogłyby ją zdyskwalifikować w oczach sceptyków. Nie mam na myśli nagłego zainteresowania się religioznawstwem, bo do tego konieczna jest wrodzona ciekawość i potrzeba poznawania prawdy, a nie wiary w posiadanie prawdy. Jednak nie każdy dostał te bezcenne dary od losu, dlatego idealnie do tego nadają się gotowe już przemyślenia mądrych ludzi, którzy już dawno doszli do bardzo ciekawych refleksji w tej kwestii i potrafili umiejętnie przedstawić je zainteresowanym.

 

Zacznę od naszego wielkiego i nieżyjącego już pisarza Stanisława Lema, który w swojej nad wyraz interesującej twórczości wielokrotnie poruszał problem śmiertelności człowieka (a w jednym ze swoich opowiadań o przygodach Ijona Tichego dowiódł logicznie, że tak naprawdę człowiek wcale nie chce wiecznie żyć, a jedynie nie chce umierać). I w taki oto sposób opisał  problem „pośmiertnego życia w zaświatach”: „Optymistyczne jest to, że po śmierci panuje nicość. Rzeczą okropną byłoby przez milion lat wpatrywać się w oblicze Pana Boga, wiedząc, że przez następne milion milionów lat będzie się działo dokładnie to samo”.

 

No, właśnie! Ta wizja zgadza się na pierwszy „rzut oka” z religijną obietnicą życia wiecznego po śmierci naszego ciała, ale w dość przewrotny sposób pokazuje bezsens życia wiecznego człowieka, nawet w takim „optymistycznym” wariancie, jaki wymyśliły religie. Chodzi bowiem o nieskończoną kontemplację Bożego oblicza przedstawianą w apologetycznych pismach, jako jedyną „rozrywkę” ludzkich dusz w niebie. Do tego częste udzielanie się w chóralnych śpiewach z aniołami, przygrywającymi na harfach i anielskich rożkach, bo fanfary heroldów anielskich raczej nie będą się nadawać do tej wiecznej niebiańskiej „rozrywki”.

 

Na tym przykładzie najlepiej widać, jak lichą wyobraźnię mieli ci wszyscy „boży słudzy”, nie potrafiący wyobrazić sobie, czym mogłyby zajmować się dusze ludzkie w niebie przez wieczność. Wieczna kontemplacja Bożego oblicza i śpiewanie w chórach anielskich, to jedyne „rozrywki” dostępne ludziom podczas ich wiecznego żywota w niebie. Nie dziwne zatem, że znaleźli się autorzy z „ciętym dowcipem”, jak Georg Bernard Shaw, który napisał: „Niebo jest miejscem bezsensownym, bezbarwnym, bezużytecznym i tak nędznym, że nikt nie podjął się opisania całego dnia w niebie, mimo, że wielu ludzi opisywało dzień na plaży”.

 

No, proszę! Za to jednak wyobraźnia bardzo dopisała twórcom wizji Piekła i tam na upadłe i grzeszne ludzkie dusze czeka mnóstwo przeróżnych „atrakcji”, tak, że o nudzie nie może być mowy! Jak więc wyobrażają sobie kapłani naszych religii, ten nieco mniej „optymistyczny” wariant ludzkiego pośmiertnego życia wiecznego, w skrócie nazywanego Piekłem?:

„Najsławniejsze autorytety chrześcijaństwa nie ustają w uświadamianiu tego, że piekło istnieje. Biblia wspomina o tym ponad siedemdziesiąt razy. Dwadzieścia pięć razy mówi o piekle Jezus, przestrzegając przed „robakiem, który nie umiera”, „ogniem nie dającym się ugasić”, „wieczną karą”. Podobnie czyni Paweł, podkreślając, że tego, kto grzeszy, spotyka „kara i wieczna męka” /../ Także Augustyn mówi często o „wiecznej karze” i o tych, co „na swoje nieszczęście pozostają w stanie wiecznej śmierci” /../. Naukę o piekle rozpowszechniali przez wiele stuleci również papieże /../.

 

Katechizm rzymski /../: „bezbożni są w piekle wiecznie /../„zostają wrzuceni w ogień wieczny” i cierpią ból, „jak przy biciu albo biczowaniu, czy innych karach cielesnych, spośród których /../ największy ból sprawia udręka ognia”, tym bardziej, że „trwać będzie po wsze czasy” i potępieni „nigdy nie zdołają się uwolnić od towarzystwa najniegodziwszych diabłów”! /../ Przez dwa tysiące lat wbijano do głów, /../ i doprowadzano niezliczone rzesze ludzi do najgorszych, dożywotnich wyrzutów sumienia, do beznadziejnego nieszczęścia” (wg Opus diaboli Karlheinz Deschner).

 

„Tertulian, /../ obiecywał, że jedną z największych rozkoszy oraz przyjemności życia w niebie, będzie nieskończona kontemplacja wynikająca z tortur, jakimi poddani będą potępieni. Poświadczył tym samym /../, że wiara jest w istocie dziełem człowieka”. W innym miejscu: „Piekło sprzed powstania chrześcijaństwa również było miejscem mało przyjemnym, a jego wymyślenie także wymagało sadystycznego geniuszu /../ jeden piekielny dzień oznaczał 6400 ludzkich lat. Za zabicie kapłana wyrok wynosił 149 504 000 000 lat” (bóg nie jest wielki Christopher Hitchens).

Zaś św. Tomasz z Akwinu nauczał: „Jeśli potępieni są skazani na wieczną karę, muszą wiedzieć, że jest ona wieczna, ponieważ świadomość ta jest z konieczności częścią ich kary”. Zatem w taki właśnie sposób wygląda to obiecane przez religie wieczne życie człowieka po śmierci: albo nieskończona i trwająca przez wieczność przeraźliwa nuda, bez żadnych rozrywek oprócz nieustającej kontemplacji oblicza Bożego – albo wieczne męki w piekle, których oglądanie z niebiańskiej perspektywy ma być niesamowitą wręcz rozrywką dla przebywających w niebie ludzkich dusz. Chyba większej bzdury nie można było wymyślić (może prócz kary za zabicie kapłana trwającej 10x dłużej niż istnienie Wszechświata?!).

 

No, dobrze! Myślę, iż wystarczy już tej „ideowej kąpieli”, która pokazując nam dobitnie czym w istocie byłaby ta religijna obietnica życia wiecznego po śmierci ciała ludzkiego, gdyby ją brać na poważnie. Dość już tej przeraźliwie zimniej „kąpieli”, której wymowa powinna doskonale zahartować naszego ducha na inną prawdę, której wszyscy wierzący się boją „jak diabeł święconej wody” i przed którą się bronią z determinacją godną większej sprawy. Jest to konsekwencją religijnej indoktrynacji ludzi od maleńkości, kiedy to wbrew swej woli poznają religijnie zafałszowany wizerunek naszej rzeczywistości i potem już nie są w stanie wyzbyć się go do końca swej ziemskiej egzystencji.

 

Mam na myśli kwestię naszego nieistnienia po śmierci i nasz stosunek do tego problemu. Każda religia stara się nam wmówić, że taka nieuchronna perspektywa kończąca nasze życie musi być przerażająca dla każdego psychicznie zdrowego człowieka. I że w tej sytuacji jest niezbędna, a wręcz konieczna dla niego iluzja (oczywiście religie nie nazywają tego w ten sposób) życia wiecznego w zaświatach, bo inaczej mógłby on postradać zmysły, utracić poczucie sensu życia i targnąć się na własne życie, albo coś jeszcze gorszego. Aby temu zapobiec, istnieją właśnie religie, by dzięki nim człowiek nie bał się śmierci, wierząc, że nie jest ona końcem istnienie ludzkiego, lecz „bramą” do lepszego i piękniejszego świata.

 

Stanisław Lem chyba wystarczająco obrazowo przedstawił iluzoryczne „piękno” czekających nas „atrakcji” w zaświatach przez wieczność, ale to jest akurat kwestia indywidualnego gustu potencjalnych „szczęśliwców”, którzy będą mieli okazję skorzystać z tej pośmiertnej nagrody. Dla nas – żyjących jeszcze – ważniejszy jest inny aspekt tego problemu: czy rzeczywiście nieistnienie jest tak bardzo straszne, że lepsza od niego jest wieczysta nuda w niebie czy też przerażające wieczyste męki w piekle? Według naszej religii i jej duszpasterzy, którzy zawsze ofiarnie dbają o to, by ich bezcenne owieczki nie wydostały się poza „ogrodzenia” ich „duchowych pastwisk”, jest to przerażająco straszne! (sorry za tę rolniczą analogię, ale to nie ja wymyśliłem przypowieść o „dobrym pasterzu i jego owieczkach”, lecz autorzy Ewangelii).

 

W jaki sposób można by potwierdzić ten religijny pogląd lub mu zaprzeczyć? Czy w ogóle jest możliwe wyobrażenie sobie wiecznego nieistnienia, przez osobę istniejącą i czującą? Ten problem musiał mnie już dawno interesować, bo pamiętam, że gdy umarła moja babcia na początku lat 70-tych ubiegłego wieku (a ja miałem wtedy dwadzieścia parę lat), skorzystałem z nadarzającej się okazji, że na korytarzu stało oparte o ścianę wieko trumny, wszedłem pod nie, aby się przekonać jak to wygląda „od tamtej strony”. Ten infantylny „eksperyment” niewiele mi dał, poza doznaniem chwilowego dreszczu ekscytacji tą niecodzienną sytuacją.

 

Czy to oznacza, że niemożliwością jest poznanie przez żyjącego człowieka czym jest nieistnienie, niebyt? Nic bardziej błędnego! Abstrahując już od tzw. „kamiennego snu”, który dość często nam się przydarza (i który już dawno temu został nazwany „bratem śmierci”), to okazuje się, iż każdy człowiek na Ziemi miał okazję osobiście doświadczyć czym jest stan nazywany nieistnieniem lub niebytem. Jako przykład dam swój przypadek: zanim urodziłem się kilkadziesiąt lat temu, nie było mnie na świecie coś tak ok. 14 mld lat. A zatem nie istniałem przez ten niewyobrażalnie wielki „szmat czasu” (jak kiedyś się mawiało).

 

Wszystko więc wskazuje na to, że stan nieistnienia, niebytu nie jest mi obcy, bowiem „doświadczyłem” go miliardkrotnie dłużej niż swoje świadome, kilkudziesięcioletnie (zaledwie) istnienie. Czy było to straszne, a wręcz przerażające doświadczenie? Czy nie mogę spać po nocach, kiedy pomyślę sobie o tej niewyobrażalnej otchłani czasowej kiedy mnie nie było? Czy uświadomienie sobie tych miliardoleci swego niebytu jest na tyle frustrujące, iż wpędza mnie w depresję, nie pozwalającą mi cieszyć się pełnią życia, pozbawiając go sensu i smaku? Może to wydawać się dziwne, lecz wszystkie odpowiedzi brzmią: NIE!   

 

A nie powinny względem tego, czego uczą nas religie. Dlaczego zatem boimy się nieistnienia, które nastąpi po naszej śmierci? Czym ono będzie się różniło od nieistnienia, które nas poprzedzało? Dlaczego wolimy wierzyć w absurdalne religijne iluzje życia wiecznego po śmierci, zamiast dogłębnie uzmysłowić sobie i zaakceptować sens powyższej prawdy? Może dlatego, iż patrzymy na ten problem z niewłaściwej perspektywy, mającej początek w naszym życiu, nie biorąc natomiast pod uwagę tego wszystkiego, co nas poprzedzało?

 

W tym kontekście bowiem my nie tracimy życia na rzecz śmierci, lecz po króciutkiej chwili świadomego (chyba nie u wszystkich) istnienia, powracamy do „dobrze nam znanego” stanu nieistnienia. I pomyśleć, że już 2300 lat temu ludzie wiedzieli o tym, że strach przed śmiercią jest irracjonalny i całkowicie bezzasadny, o czym świadczą poniższe przemyślenia Epikura:  

„Staraj się oswoić z myślą, że śmierć jest dla nas niczym, albowiem wszelkie dobro i zło wiąże się z czuciem; a śmierć jest niczym innym, jak właśnie całkowitym pozbawieniem czucia. Przeto owo niezbite przeświadczenie, że śmierć jest niczym, sprawia, że lepiej doceniamy śmiertelny żywot, a przy tym nie dodaje bezkresnego czasu, lecz wybija nam z głowy pragnienie nieśmiertelności. /../ A zatem śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas nie ma. Wobec tego śmierć nie ma żadnego związku ani z żywymi, ani z umarłymi; tamtych nie dotyczy, a ci już nie istnieją” (wg fragmentów jego listu do przyjaciela).

Czy zatem jest się czego bać?! Otóż wielkim paradoksem tego problemu jest to, że jest się czego bać – ale wyłącznie w religijnej koncepcji wiecznego życia pozagrobowego. Natomiast w rozumowej koncepcji tego problemu, jaką przedstawił Epikur – nie ma się czego bać! Dlaczego więc wyparły ją religijne koncepcje życia wiecznego, straszące ludzi od wielu wieków? Bowiem najlepiej rządzi się ludźmi przez strach: („Kto się boi, jest niewolnikiem” Seneka), o czym religie doskonale wiedzą. Człowiek ma wrodzony lęk przed śmiercią, a religie dodatkowo go spotęgowały przerażającymi wizjami Sądu Ostatecznego i Piekła.

 

Dlaczego więc miałyby teraz zrezygnować z takiej potężnej broni – strachu, czyniącego ludzi bezwolnymi i bezbronnymi niewolnikami religijnych idei? Jaki z tego płynie morał? Może warto zdobyć się na taki hart ducha, który uniemożliwi „święte” zapędy religii do panowania nad doczesnym życiem człowieka, ale też do narzucania mu takich wizji pośmiertnego życia, które będą go podtrzymywać w tym dozgonnym niewolnictwie umysłowym, ponoć dla jego własnego dobra. Bo religie rzekomo wszystko robią dla dobra człowieka: od jego narodzin, aż do jego śmierci. I co gorsze, nie mają zamiaru odstąpić od czynienia tego „wielkiego dobra”.

 

Luty 2021 r.                                       ------ KONIEC-----

 


Skomentuj Tipsa en vn Wydrukuj






Nowy ateizm i krytyka religii

Znalezionych 898 artykuły.

Tytuł   Autor   Opublikowany

Logika świadectwem prawdy       Ferus   2024-03-17
Niektóre obawy dotyczące islamu są całkowicie racjonalne   Dawkins   2024-03-12
Cena świętego spokoju.Czyli religijny raj dla oportunistów albo też azyl ignorancji (wg Spinozy).   Ferus   2024-03-10
Bogu/bogom nic nie jesteśmy winni (III)   Ferus   2024-03-03
Bogu/bogom nic nie jesteśmy winni (II)   Ferus   2024-02-25
Bogom/Bogu nic nie jesteśmy winniCzyli „prawda” religii versus prawda rozumu   Ferus   2024-02-18
Droga Saladyna kończy się w Rafah   Pandavar   2024-02-17
Zatrute ziarnoCzyli wkład chrześcijaństwa w cywilizację europejską.   Ferus   2024-02-11
Epigoni: inna wersja upadku człowieka w raju   Ferus   2024-02-04
Mój racjonalny ateizm.Czyli w czym upatruję siłę areligijnych poglądów.   Ferus   2024-01-28
Moja racjonalna wiara (III)   Ferus   2024-01-14
Nowe książki Lucjana Ferusa   Koraszewski   2024-01-12
Moja racjonalna wiara (II)   Ferus   2024-01-07
Ayyan Hirsi Ali porzuciła ateizm dla chrześcijaństwa   Koraszewski   2024-01-01
Moja racjonalna wiara. Czyli idea bogów/Boga dla bardziej wymagających.   Ferus   2023-12-31
Alternatywna forma ateizmu   Ferus   2023-12-24
Niewiarygodna idea bogów/Boga (IV)   Ferus   2023-12-17
Niewiarygodna idea bogów/Boga III.   Ferus   2023-12-10
Niewiarygodna idea bogów/Boga II.   Ferus   2023-12-03
Niewiarygodna idea bogów/Boga   Ferus   2023-11-26
Nieudane autodafe. Czyli: kiedy ateizm był zbrodnią.    Ferus   2023-11-19
  Egzorcyści kontra Zły (II). Czyli pozorna walka „dobra ze złem”.   Ferus   2023-11-12
Egzorcyści kontra Zły. Czyli pozorna walka „dobra” ze „złem”.   Ferus   2023-11-05
Tanatos, czyli refleksja eschatologiczna   Ferus   2023-10-29
Trudna sztuka zrozumienia istoty rzeczy (III)   Ferus   2023-10-22
Trudna sztuka zrozumienia istoty rzeczy (II)   Ferus   2023-10-08
Trudna sztuka zrozumienia istoty rzeczy   Ferus   2023-10-01
Błądzenie - ludzka rzecz II   Ferus   2023-09-24
Błądzenie - ludzka rzecz   Ferus   2023-09-17
Bardzo nieelegancka hipoteza Boga II   Ferus   2023-09-10
Bardzo nieelegancka hipoteza Boga. Czyli mocno niedoskonałe wyobrażenia absolutnej doskonałości   Ferus   2023-09-03
Sztuczna inteligencja i sen   Ferus   2023-08-27
Ogromna transformacja Indii i Bliskiego Wschodu   Bulut   2023-08-22
Najlepszy ze światów - Ziemia? III.   Ferus   2023-08-20
Najlepszy ze światów - Ziemia? (II)   Ferus   2023-08-13
Bogowie, przesądy i fizjologia   Koraszewski   2023-08-13
Pakistan: “Oko za oko” – reperkusje palenia Koranu w Szwecji dla chrześcijan   Saeed   2023-08-12
Nowy ateizm i żądanie dogmatów   Johnson   2023-08-07
Najlepszy ze światów – Ziemia? Czyli najlepsza z możliwych marności nad marnościami.   Ferus   2023-08-06
Palenie pism świętych i innych śmieci   Koraszewski   2023-08-05
Wieżo z gierkowskiej cegły…   Kruk   2023-07-31
Kiedy prowadzą nas ślepi przewodnicy (II)   Ferus   2023-07-30
Ślepi przewodnicy   Ferus   2023-07-23
Czy sztuczna inteligencja rozumie o czym mówi?   Ferus   2023-07-16
Credo sceptyka. Część XII.   Ferus   2023-07-09
Credo sceptyka. Część  XI.   Ferus   2023-07-02
Objawienie Maurycego Kazimierza Hieronima Ćwiercikowskiego   Kruk   2023-06-26
Credo sceptyka. Część X.   Ferus   2023-06-25
Credo sceptyka. Część IX.   Ferus   2023-06-18
Boży ludzie w Afryce i w Polsce   Koraszewski   2023-06-15
Credo sceptyka. Część VIII   Ferus   2023-06-11
Marzenie o religii z ludzką twarzą   Koraszewski   2023-06-10
Credo sceptyka. Część VII.   Ferus   2023-06-04
Credo sceptyka. Część VI   Ferus   2023-05-28
Credo sceptyka. Część V.   Ferus   2023-05-21
Credo sceptyka, Część  IV.   Ferus   2023-05-14
Credo sceptyka. Część III   Ferus   2023-05-07
Credo sceptyka. Część II.   Ferus   2023-04-30
Credo sceptyka. Część I.   Ferus   2023-04-23
Odłożone w czasie zbawienie (IV)   Ferus   2023-04-16
Dorastać we wszechświecie   Koraszewski   2023-04-15
Odłożone w czasie zbawienie (III)   Ferus   2023-04-09
Odłożone w czasie zbawienie (II)   Ferus   2023-04-02
“New York Times” głosi fałszywą przyjaźń między nauką i religią   Coyne   2023-03-30
Odłożone w czasie zbawienie   Ferus   2023-03-26
Nawróć się, wyjdź za mnie lub giń: Chrześcijanki w muzułmańskim Pakistanie   Ibrahim   2023-03-21
Credo Ateisty (XIII)   Ferus   2023-03-19
Galopujący wzrost dyskrepancji między słowem i jego desygnatem   Koraszewski   2023-03-13
Credo ateisty (XII)   Ferus   2023-03-12
Turcja: seks islamistów z dziećmi jest w porządku; potępienie tego to przestępstwo   Bekdil   2023-03-10
Skandal wokół Jezusa niefrasobliwego   Kruk   2023-03-08
Zbliżają się dni religijnej zemsty   Carmon   2023-03-06
Credo ateisty (XI)   Ferus   2023-03-05
Czy antysemityzm, szalejący w niektórych częściach świata muzułmańskiego, naprawdę opiera się na błędnej interpretacji islamu?   Spencer   2023-02-27
Credo ateisty (X)   Ferus   2023-02-26
Credo ateisty (IX)   Ferus   2023-02-19
Credo ateisty (VIII)   Ferus   2023-02-12
Credo ateisty (VII)   Ferus   2023-02-05
“Hańba Pakistanu”: oskarżenia o bluźnierstwo   Saeed   2023-02-03
Watykan przeciw Izraelowi   Koraszewski   2023-02-02
Credo ateisty (VI)   Ferus   2023-01-29
Skąd Jezus wziął swoje DNA? Spór między katolikami a ewangelikami   Coyne   2023-01-25
Credo ateisty (V)   Ferus   2023-01-22
Credo ateisty (IV)   Ferus   2023-01-15
Credo ateisty (III)   Ferus   2023-01-08
Credo ateisty (II)   Ferus   2023-01-01
Credo ateisty    Ferus   2022-12-25
Przekleństwo nieskończonych możliwości (II)   Ferus   2022-12-18
Przekleństwo nieskończonych możliwości   Ferus   2022-12-11
Nasza lepsza połowa (III)   Ferus   2022-12-04
Nasza lepsza połowa (II)   Ferus   2022-11-27
Nasza lepsza połowa   Ferus   2022-11-20
List do chrześcijan i nie tylko   Koraszewski   2022-11-19
Błędna droga rozwoju ludzkości (II)   Ferus   2022-11-13
Błędna droga rozwoju ludzkości   Ferus   2022-11-06
Zbłąkane dzieci Matki Natury (VI)   Ferus   2022-10-30
Zbłąkane dzieci Matki Natury (V)   Ferus   2022-10-23
Czy jakiś proboszcz popełnił kardynalny błąd?   Koraszewski   2022-10-17
Zbłąkane dzieci matki Natury (IV)   Ferus   2022-10-16
Zbłąkane dzieci Matki Natury (III)   Ferus   2022-10-09

« Poprzednia strona  Następna strona »
Polecane
artykuły

Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem


Wielki przekret


Łamanie praw człowieka


Jason Hill


Dlaczego BIden


Korzenie kryzysu energetycznego



Obietnica



Pytanie bez odpowiedzi



Bohaterzy chińskiego narodu



Naukowcy Unii Europejskiej



Teoria Rasy



Przekupieni



Heretycki impuls



Nie klanial



Cervantes



Wojaki Chrystusa


Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk