Prawda

Niedziela, 20 lipca 2025 - 09:35

« Poprzedni Następny »


Wędrówki po ulicach Pawła Włodkowica


Andrzej Koraszewski 2025-07-20

Ulica Włodkowica w Dobrzyniu. Ostatni raz byłem w tej okolicy wiosną 1990 roku. Tu chyba wszędzie były pola, teraz to dzielnica najzamożniejszych, bogactwo sika. Ulica jest maleńkim zaułkiem, trzy domy po jednej stronie, trzy po drugiej, siódmy w głębi, zamykający zaułek. Powiedzieć, że nie ma tu żywej duszy to wierutne kłamstwo, obszczekują mnie psy, bardzo rasowe.
Ulica Włodkowica w Dobrzyniu. Ostatni raz byłem w tej okolicy wiosną 1990 roku. Tu chyba wszędzie były pola, teraz to dzielnica najzamożniejszych, bogactwo sika. Ulica jest maleńkim zaułkiem, trzy domy po jednej stronie, trzy po drugiej, siódmy w głębi, zamykający zaułek. Powiedzieć, że nie ma tu żywej duszy to wierutne kłamstwo, obszczekują mnie psy, bardzo rasowe.

B’nai B’rith International organizuje uroczystość wręczenia nagród polskim obywatelom, którzy wykazali się zaangażowaniem w zachowanie dziedzictwa żydowskiego w Polsce oraz w rozwijanie relacji polsko-żydowskich. Wyróżnienie, przyznawane już po raz trzeci z rzędu, nosi nazwę Wdzięczność–Gratitude–הכרת הטוב – w języku polskim, angielskim i hebrajskim – i honoruje wybitny wkład osób i instytucji w te działania.


Począwszy od bieżącego roku, nagroda będzie wręczana ku czci Mariana Turskiego (1926–2025), polsko-żydowskiego dziennikarza, historyka, ocalałego z Holokaustu oraz członka loży B’nai B’rith Polska. Organizacja B’nai B’rith działa (z przerwą) w Polsce od 1923 roku.


Nagrody otrzymali:
Robert Kobylarczyk, Andrzej Koraszewski oraz Ireneusz Socha.
W moim imieniu nagrodę odebrał Jerzy Luty.


Dostałem właśnie list od Jurka – przeprasza, że nie wysłał statuetki, ale postanowili z żoną, że wręczą ją osobiście. Ucieszyłem się ogromnie, bo z Jurkiem znamy się wirtualnie, ale serdecznie. Jego żona na zdjęciach wygląda jak grecki ideał połączenia: piękna, dobra i mądrości, więc ceremonia wręczenia statuetki zapowiada się fantastycznie.


Aczkolwiek Jurek to dr hab. i prof., jest nadal pięknym młodzieńcem i obawiam się, że niektóre studentki mogą mieć trudności ze skupieniem się na słowach, napawając oczy jego pięknem. Jurek zajmuje się psychologią właściwą (w odróżnieniu od psychologii niewłaściwej, która jest nowicjatem kształcącym kandydatów do zakonów dusznych, męskich i żeńskich – właściwie kolejność powinna być odwrotna, bo żeńskie amatorki pochylania się nad psyche garną się tłumniej niż te męskie).


Psychologia właściwa to psychologia ewolucyjna, zaś Jurek skoncentrował się na fascynującym problemie, jak też ewolucja kształtowała naszą percepcję piękna. Ujmując to najkrócej – Jurka frapuje piękno w oczach nagiej małpy. Kryteria rozumowania ewolucji są proste, by nie powiedzieć prymitywne – organizm żywy to krótkotrwały wehikuł przekazu genów. Musi zatem intensywnie dążyć do przekazu swoich genów dalej w  procesie produkcji wehikułów zstępnych. Musi być zatem wyposażony w geny popychające do zachwytu środowiskiem sprzyjającym przetrwaniu oraz partnerami do produkcji krótkotrawałych wehikułów dalszego przekazu genów. Geny dążą do życia wiecznego. Narzędzie inicjujące  dążenie do przekazu to machina zwana pożądaniem.


Jurek próbuje zarażać swoją fascynacją studentów na Uniwersytecie Wrocławskim. Mieszka we Wrocławiu, nagrodę miano mi wręczać we Wrocławiu, więc zapytałem go pokornie, czy mógłby odebrać ją w moim imieniu, z cichą nadzieją, że nie odmówi.


Prawdziwi przyjaciele nie zawodzą. Wtórna ceremonia wręczenia odbędzie się niebawem. Będzie to uroczystość kameralna, ale Bóg mi świadkiem, że będzie zacna.


Sama uroczystość we Wrocławiu odbyła się 29 czerwca w wrocławskiej synagodze znajdującej się przy ulicy Pawła Włodkowica, gdzie profesor Jerzy Luty odczytał mój list.

Drodzy Przyjaciele,


Przykro mi, że z wielu powodów nie mogę dziś dotrzeć do tego miejsca we Wrocławiu, przy ulicy Pawła Włodkowica. Piszę zatem ten list z mojego domu w Dobrzyniu nad Wisłą, znajdującego się zaledwie o kilka kilometrów od miejsca urodzenia Pawła Włodkowica. Do szkoły chodziłem czasami ulicą Pawła Włodkowica w Poznaniu, a ojciec uczył mnie historii na tabliczkach ulic. Paweł Włodkowic był znakomitym prawnikiem, był humanistą. Wbrew stanowisku ówczesnego papieża bronił w Rzymie Polski przed Krzyżakami, bronił również później Jana Husa – nie dlatego, że podzielał jego wszystkie poglądy, ale dlatego, że uważał to za słuszne, dlatego, że sprzeciwiał się kłamstwu.


Kiedy pytają mnie, dlaczego zawsze bronię Izraela, reaguję śmiechem. Krótka odpowiedź sprowadza się zazwyczaj do stwierdzenia, że gdyby istnienie Izraela zależało od takich obrońców jak ja, to dawno by go już nie było. Izrael broni się sam, a ja bronię się przed kłamstwami o Izraelu. W takich sytuacjach zazwyczaj otwarcie lub pośrednio informuję, że bronię się również przed moim rozmówcą, który – świadomie lub nieświadomie – poddał się kampanii kłamstw i uznał oszczerstwa za prawdę.


Dziękuję za to wyróżnienie, ale – podobnie jak Alice Teodorescu, szwedzka posłanka do Parlamentu Europejskiego – czuję się trochę zażenowany, bowiem to, co robię, robię dla siebie, w obronie przed nieludzką kampanią kłamstw albo przed bardzo ludzką skłonnością do uprzedzeń i do uporczywego poszukiwania wszystkiego, co te uprzedzenia usprawiedliwia i wspiera. Alice swoim żydowskim rozmówcom odpowiada na ich podziękowania, że jej zachowanie jest naturalne i powinno być powszechne, że te podziękowania wpędzają ją w zakłopotanie. Nie znam jej rodzinnej historii (dotarła do Szwecji z Rumunii jako małe dziecko), ale doskonale ją rozumiem. Zapewne z rodzinnego domu wyniosła nawyk obrony przed kłamstwem – nawyk zmieniający się w odruch, w oczywistą reakcję, która nie zasługuje na szczególne wyróżnienia ani nagrody. Paweł Włodkowic był jedną z tych postaci, o których ugruntowana od dzieciństwa wiedza miała prowadzić do takiego odruchu.


Prowadzimy z moją żoną Małgorzatą stronę internetową. Teoretycznie to czas przeszły. Moja żona umarła we wtorek, 17 czerwca, o godzinie 16:02. Siedziała przy swoim komputerze i sczytywała świeżo przełożony tekst angielskiego felietonisty. Dwie minuty wcześniej pokazywała mi zabawny rysunek, 40 minut wcześniej siedzieliśmy na schodkach werandy, paląc papierosa. Tak, papierosa – od jej zawału w 1995 roku paliliśmy zawsze jednego papierosa na dwoje. Śmialiśmy się, że to nasze fajki pokoju – polsko-litewskiego goja i bardzo polskiej Żydówki. Dwie minuty po czwartej chciałem jej coś powiedzieć i podniosłem wzrok znad ekranu. Zobaczyłem, jak wciąga ostatni oddech. Umarła bez cierpienia, bez bólu, nie zdążyła mnie poinformować, że właśnie umiera, a przecież zawsze informowała mnie o wszystkim. Nie ma jej, ale nadal prowadzimy z moją żoną Małgorzatą stronę internetową. Małgorzata nadal wysyła do mnie kilkanaście listów dziennie. Wszystkie subskrypcje przychodzą na jej pocztę – nadal, tak jak przed tym wtorkiem, przychodzą do mnie listy od niej. Przeglądam je na jej komputerze, ważniejsze teksty do dalszej pracy przesyłam do siebie.


Więc na tej naszej stronie, którą prowadzimy razem z moją żoną Małgorzatą, próbujemy pokazać przemysł kłamstw, manipulacje mediów głównego nurtu, zauroczenie antysyjonistyczną propagandą uniwersytetów, ukryte oddziaływanie islamskiego antysemityzmu niszczącego człowieczeństwo najmłodszego pokolenia. Zdajemy sobie sprawę, że ostatecznie przekonujemy przekonanych, ponieważ inni na wszelki wypadek nie szukają takich miejsc. Skuteczność tych naszych działań jest, delikatnie mówiąc, ograniczona – jest to działanie prawdopodobnie bardziej potrzebne nam samym niż komukolwiek innemu.


Znajdujemy się w szczególnym momencie historii – zapach krwi rozlanej 7 października 2023 roku rozjuszył bestię antysemityzmu, która szaleje już nie tylko w Teheranie, Doha, Stambule, Sanie, Gazie czy Ramallah, ale w zachodnich parlamentach, w ONZ, na kampusach uniwersytetów, w redakcjach szacownych mediów i na ulicach zachodnich metropolii.


Izrael nie posiada Żelaznej Kopuły chroniącej go przed kłamstwami z całego świata. Wracają przesądy i stosy, z którymi – bez szansy na zwycięstwo – walczył Paweł Włodkowic.


Ta ulica Włodkowica we Wrocławiu biegnie wzdłuż dawnych miejskich murów – nazywała się kiedyś Wallstraße. Nie ma murów broniących przed tsunami kłamstw – tylko konkretni ludzie mogą próbować zatrzymać kłamstwo i robić to nawet wtedy, kiedy wiedzą, że ich wysiłki nie mają większego wpływu na rzeczywistość.


Szkoda, że nie mogę być dziś z Państwem w tym miejscu. Raz jeszcze dziękuję i przesyłam serdeczne pozdrowienia z pustego domu w Dobrzyniu nad Wisłą, w którym moja żona Małgorzata co chwila przysyła mi listy z adnotacją: „pilne, oceń, czy to weźmiemy, ja jestem za”. To ostatnie – to była częsta adnotacja. Nie wpisuję jej, ale wiem, że jest.


Skomentuj Tipsa en vn Wydrukuj






Wędrówki po ulicach
Pawła Włodkowica
Andrzej Koraszewski 

Ulica Włodkowica w Dobrzyniu. Ostatni raz byłem w tej okolicy wiosną 1990 roku. Tu chyba wszędzie były pola, teraz to dzielnica najzamożniejszych, bogactwo sika. Ulica jest maleńkim zaułkiem, trzy domy po jednej stronie, trzy po drugiej, siódmy w głębi, zamykający zaułek. Powiedzieć, że nie ma tu żywej duszy to wierutne kłamstwo, obszczekują mnie psy, bardzo rasowe.

B’nai B’rith International organizuje uroczystość wręczenia nagród polskim obywatelom, którzy wykazali się zaangażowaniem w zachowanie dziedzictwa żydowskiego w Polsce oraz w rozwijanie relacji polsko-żydowskich. Wyróżnienie, przyznawane już po raz trzeci z rzędu, nosi nazwę Wdzięczność–Gratitude–הכרת הטוב – w języku polskim, angielskim i hebrajskim – i honoruje wybitny wkład osób i instytucji w te działania.


Począwszy od bieżącego roku, nagroda będzie wręczana ku czci Mariana Turskiego (1926–2025), polsko-żydowskiego dziennikarza, historyka, ocalałego z Holokaustu oraz członka loży B’nai B’rith Polska. Organizacja B’nai B’rith działa (z przerwą) w Polsce od 1923 roku.


Nagrody otrzymali:
Robert Kobylarczyk, Andrzej Koraszewski oraz Ireneusz Socha.
W moim imieniu nagrodę odebrał Jerzy Luty.

Dostałem właśnie list od Jurka – przeprasza, że nie wysłał statuetki, ale postanowili z żoną, że wręczą ją osobiście. Ucieszyłem się ogromnie, bo z Jurkiem znamy się wirtualnie, ale serdecznie. Jego żona na zdjęciach wygląda jak grecki ideał połączenia: piękna, dobra i mądrości, więc ceremonia wręczenia statuetki zapowiada się fantastycznie. Aczkolwiek Jurek to dr hab. i prof., jest nadal pięknym młodzieńcem.

Więcej

Rozmowa z arystokratą
i schodki
Andrzej Koraszewski


Jest sobota, 12 lipca 2025, niebawem minie miesiąc, odkąd fotel Małgorzaty albo jest pusty, albo leży na nim nasza kotka Hili, którą czternaście lat temu przyniosły nam Paulina i jej starsza siostra Anetka. Dawniej byłem znacznie bardziej przywiązany do Anetki, teraz Paulina jest moim „słoneczkiem”. Moja siostra Barbara kochała książkę dla dziewczynek Słoneczko, a ja wiem o jej zawartości prawdopodobnie z drugiej ręki. Wczoraj Paulina przekazała mi informację o błędach w rozdziale trzecim: otóż ona nie ma dwudziestu pięciu lat, a dwadzieścia osiem, a mieszkają z nami nie trzy czy cztery lata, a pięć. Odpowiadam od rzeczy, że te błędy są bez znaczenia, że my z Małgorzatą spędziliśmy ze sobą grubo ponad pół wieku, nie patrząc z niecierpliwością, ile to już lat mordujemy się ze sobą. O pięćdziesiątej rocznicy ślubu musiał nas poinformować pan prezydent Duda. Nie będę nic zmieniał, czytelnik zauważy późniejszą erratę.

Więcej

Ogólnoświatowy konkurs
na zakup fajki
KONKURS 

Model preferowany.

Ogłaszam dwudniowy konkurs na zakup elektronicznej fajki dla starego durnia, czyli mnie. Papierosy stały się teraz jedną z trzech zmiennych zagrażających mojemu dalszemu trwaniu. Dziś spędzam dzień w klinice okulistycznej, gdzie rozstrzygnie się sprawa mojego jedynego oka. Z chwila kiedy stracę możliwość pisania wybieram spokojne odejście zgodnie z szekspirowska frazą „umrzeć, zasnąć”. Nie będę ukrywał, że nic mnie tu nie trzyma oprócz szaleństwa.

Więcej

Jak zostałem chłopskim
dziennikarzem
Andrzej Koraszewski


Mieszkamy w Dobrzyniu nad Wisłą (tym, do którego Konrad Mazowiecki sprowadził Krzyżaków). Miasteczko nie jest piękne, jest tylko kochane. Mam tu pół setki przyjaciół bliższych i dalszych, znajomych bez liku. Wybór tego miejsca był przypadkowy, okazał się wspaniały. Pierwszy raz byłem w Dobrzyniu latem 1961 roku albo o rok później. Tak czy inaczej – jeszcze z Krystyną. Zalewu Włocławskiego oczywiście nie było, pośrodku były dwie wyspy. Rozbiliśmy namiot na jednej z nich. Mieliśmy motorówkę z radzieckim silnikiem Moskwa (dość udana kopia szwedzkiego silnika; umiałem go rozbierać jak żołnierz kałacha).

Więcej

Chochlik buszujący
w starym łbie
Andrzej Koraszewski

Mały problem 
z kontynuacją „Listów”
Andrzej Koraszewski

Pamiętnik znaleziony
w starym łbie II
Andrzej Koraszewski

Pamiętnik znaleziony
w starym łbie
Andrzej Koraszewski

Ciąg dalszy „Listów
z naszego sadu”
Andrzej Koraszewski

Dziesięć lat „Listów
z naszego sadu”
Andrzej Koraszewski 

Polecane
artykuły

Hamasowscy mordercy


Stawianie czoła


 Dyplomaci, pokerzyści i matematycy


Dlaczego BIden


Nie do naprawy


Brednie


Rafizadeh


Demokracje powinny opuścić


Zarażenie i uzależnienie


Nic złego się nie dzieje


Chłopiec w kefiji


Czerwone skarby


Gdy­by nie Ży­dzi


Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem


Wielki przekret


Łamanie praw człowieka


Jason Hill

Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk