A jednak ta analogia jest bardzo skuteczna wśród mniejszości i na kampusach uniwersyteckich. Używały jej inteligentne i (czasami) dobrze poinformowane osoby, takie jak Condoleezza Rice, posługujące się zakodowanym językiem, takie jak Barack Obama i podżegacze, tacy jak Jeremiah Wright. W epoce intersekcjonalności uznaje się za oczywistość, że rasizm wobec czarnych w USA i ”ucisk” Palestyńczyków w Izraelu są podobnymi zjawiskami i że sprzeciw wobec jednego ucisku wymaga sprzeciwu wobec wszystkich.
Postępowa ideologia utrzymuje, że rasowy konflikt w USA i izraelsko-palestyński konflikt mają podobne korzenie, takie jak kapitalizm (w jakiś sposób), kolonializm i rasizm (definiowany jako niechęć rasowa plus siła). Zwolennicy tej postępowej ideologii lubią wkładać konflikt pod mikroskop z bardzo ograniczonym polem widzenia, ale robiąc to wykluczają szerszy kontekst, w którym ma miejsce węższa walka. Walka Palestyńczyków jest tylko podzbiorem znacznie większej walki Arabów i muzułmanów o pozbycie się z regionu Żydów i wymazanie żydowskiej suwerenności. Izrael ma taką siłę militarną, że jak dotąd mógł się bronić, ale równowaga sił – pod względem liczebności, zasobów finansowych, a także międzynarodowego poparcia – najwyraźniej przeważa po stronie antyizraelskiej.
Z pewnością po obu stronach istnieje rasowa/etniczna niechęć, ale wśród Żydów rzadko można zobaczyć taką nienawiść, jaka popycha Arabów do sztyletowania lub wjeżdżania samochodem w przypadkowych Żydów. Kolonializm? Kto jest rdzenną ludnością, Żydzi, których kultura, język i religia rozwinęły się tysiące lat temu tutaj, w Ziemi Izraela, czy Palestyńczyk, którego przodkowie najprawdopodobniej przybyli w te strony pod koniec XIX lub na początku XX wieku (a także dopiero w 1946 r.), który mówi po arabsku, tak jak Egipcjanin lub Syryjczyk, którego religią jest islam, przyniesiony w ten region przez muzułmańskich kolonizatorów z Arabii i którzy nawet nie nazywali siebie „Palestyńczykami” aż do drugiej polowy lat 1960? Jeśli istnieje „podstawowa przyczyna” konfliktu, to jest nią postawa odrzucenia przez Arabów, głęboko zakorzeniona w ideologii i religii, i wzmacniana przez wszystko, co otrzymują od swoich mediów i systemu edukacyjnego.
A teraz rozważ sprawę czarnych Amerykanów, których sprowadzono do kraju jako niewolników w najkoszmarniejszy sposób, jaki można sobie wyobrazić, a kiedy niewolnictwo wreszcie zostało zniesione, czekał ich wszechstronny ucisk, od prawnego apartheidu z segregacją na Południu do wieloaspektowej nieformalnej dyskryminacji wszędzie indziej. W odróżnieniu od Palestyńczyków, nie dążyli do czystki etnicznej białych Amerykanów w ich ojczyźnie. Większość ich rodzin była w Ameryce dłużej niż rodziny wielu a może nawet większości innych Amerykanów. Ich walka przeciwko dyskryminacji była przeważnie bez przemocy.
Obie walki pozornie mają na celu zdobycie praw człowieka i praw obywatelskich dla konkretnej grupy mniejszościowej, i obie walki zostały adoptowane przez ruch postępowy jako część ram intersekcjonalnych, w jakich żyją i oddychają. I to jest wszystko, co mają wspólnego. W rzeczywistości celem ruch palestyńskiego jest zastąpienie żydowskiego państwa państwem arabskim i czystka etniczna żydowskiej populacji. I do znacznego stopnia postępowi aktywiści to rozumieją, choć wielu nie przyznaje się do tego nawet przed samymi sobą i wolą podtrzymywać fikcję, że chodzi o prawa.
Zdanie, że ”wszystkie rodzaje ucisku są powiązane”, jest tak absurdalne, że wysiłek, by przekonać ludzi, że jest prawdziwe, przybiera interesujące formy. Jednym z najpaskudniejszych argumentów, jaki przedstawiają, jest to, że nieproporcjonalną przemoc policji wobec czarnych ludzi zachęcają programy wymiany amerykańskich policjantów, by uczyli się technik kontrterroryzmu od izraelskich służb bezpieczeństwa. Jonathan Tobin nazwał to “unowocześnioną wersją średniowiecznego oszczerstwa o mordzie rytualnym”.
Obecnie toczy się kampania, prowadzona przez antyizraelską grupę “Jewish Voice for Peace” nazywana “Deadly Exchange” [Śmiertelna wymiana], której udało się doprowadzić kilka amerykańskich oddziałów policji do odwołania wspólnego szkolenia w Izraelu. Tobin pisze:
Z zadufaniem Deadly Exchange twierdzi, że takie szkolenie jest zarówno niewłaściwe dla Amerykanów, jak pośrednio odpowiedzialne za skandale takie jak „policyjne morderstwa”, „polityka strzelania, by zabić”, „pozasądowe egzekucje”, jak również „szpiegowanie” i „deportacja i internowanie”. Twierdzi się tutaj, że izraelska policja jest siłą głównie zainteresowaną w ucisku i przemocy, i że personel USA, który uczy się od Izraelczyków, będzie bardziej skłonny zabijać Amerykanów…
Traktowanie Izraela jako państwa-pariasa jest zarówno niesprawiedliwe, jak sprzeczne z celem dążenia do pokoju. Ale przez wiązanie Izraela i jego zwolenników ze sporami o amerykańskie organy porządku publicznego JVP stara się oszkalować Izrael jako odpowiedzialny w ostatecznym rachunku za mordowanie czarnych Amerykanów. Jakby to szaleńczo nie brzmiało, powinno być w niesamowity sposób znajome badaczom historii. Obwinianie Żydów za zbrodnie, szczególnie mordowanie niewinnych, choć nie mają z nimi nic wspólnego, jest klasycznym posunięciem antysemityzmu. W tym sensie, mimo że JVP przedstawia się jako obrońca żydowskich wartości, ich kampania jest jedynie uaktualnioną wersją średniowiecznego oszczerstwa o mordzie rytualnym, gdzie Żydzi stają się kozłami ofiarnymi za problemy, których nie spowodowali.
Obwinianie Żydów za wszystko jest popularną rozrywką od czasów Czarnej Śmierci, kiedy zakładano, że ponieważ nie ma żadnego innego wyjaśnienia, Żydzi muszą zatruwać studnie. W 2004 roku kilku polityków, emerytowanych oficerów i dziennikarzy twierdziło, że Żydzi i Izrael byli odpowiedzialni za popchnięcie administracji Busha do wojny irackiej (chociaż jest prawdą, że kilku żydowskich tak zwanych „neokonserwatywnych” pracowników państwowych i dziennikarzy popierało wojnę, główna odpowiedzialność spada na prezydenta George’a Busha, wiceprezydenta Dicka Cheney’ego i sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, z których żaden nie jest Żydem).
Także niektórzy politycy, których działania są ogólnie proizraelskie, uznają za pożyteczne przypisywanie niepopularnych decyzji względom związanym z Izraelem. Na przykład, prezydent Trump powiedział niedawno, że „jednym z powodów [utrzymywania wojsk USA na Bliskim Wschodzie] jest Izrael”. Broniąc swojej decyzji nie karania Arabii Saudyjskiej za zamordowanie Dżamala Chaszodżdżiego, powiedział, że „Izrael byłby w wielkich kłopotach bez Arabii Saudyjskiej”.
Z pewnością wiecie, że Izrael ani nie oczekuje, ani nie chce, by Amerykanie walczyli za niego, chociaż ceni sobie dostawy broni i docenia dyplomatyczne poparcie USA w ONZ. Izrael nie ma też żadnego związku a aferą Chaszodżdżiego. Decyzje prezydenta Trumpa są związane z amerykańskimi interesami, nie z interesami Izraela. Mówienie, że jest inaczej, „nie jest pomocne” mówiąc językiem dyplomatycznym.
Na wypadek, gdyby ktokolwiek potrzebował przypomnienia: Żydzi nie zabili Jezusa, nie zatruwaliśmy studni, nie zaczęliśmy wszystkich wojen XX wieku, nie wbiliśmy noża w plecy Niemiec, nie spowodowaliśmy bolszewickiej rewolucji, nie skłoniliśmy Busha do najechania Iraku, nie stworzyliśmy ISIS, OWP nie jest NAACP, nie jesteśmy odpowiedzialni za działania amerykańskiej policji – i z pewnością nie jesteśmy odpowiedzialni za decyzje Donalda Trumpa.
A Ahed Tamimi, która publicznie wzywała do ataków nożowniczych i zamachów samobójczych (wideo), zdecydowanie nie jest Rosą Parks.
Blame the Jews
Elder of Ziyon, 6 grudnia 2018
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Vic Rosenthal
Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Studiował informatykę i filozofię na University of Pittsburgh. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.