Jeśli jesteś zbyt młody, by pamiętać czasy walki o prawa obywatelskie w USA, prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś o “Friendship Nine.” Byli grupą czarnych mężczyzn, którzy w 1961 r. postanowili popełnić rzecz nielegalną, ale bez przemocy, jako akt sprzeciwu wobec ohydnych praw segregacji w Karolinie Południowej. (Nazwa grupy wywodzi się z tego, że większość z nich chodziła do Friendship Junior College [Gimnazjum Przyjaźni].)
31 stycznia 1961 roku tych dziewięciu młodych ludzi weszło do lokalu w Rock Hill w Karolinie Południowej, usiedli przy kontuarze baru i zamówili lunch. To było nielegalne: czarnym nie wolno było jeść w lokalach dla białych. Zostali aresztowani i skazani na grzywnę. Grupa postanowiła w geście sprzeciwu raczej pójść do więzienia niż zapłacić grzywnę. Kara została zamieniona na 30 dni ciężkich robót. Wydarzenia, które nadal pamiętam, zostały w ten sposób utrwalone w historii. Wikipedia informuje:
“Tym, co spowodowało, że ta akcja w Rock Hill była tak istotna… był fakt, iż odpowiadała ona na dylemat taktyczny, jaki powstał w SNCC [Student Nonviolent Coordinating Committee – Komitet Koordynacyjny Studentów bez Przemocy] i był przedmiotem dyskusji na całym Południu: jak uniknąć paraliżujących działanie grzywien, na które nie było funduszy” – pisał Taylor Branch w Parting the Waters, jego opisie Ruchu Praw Obywatelskich, za który dostał Nagrodę Pulitzera [JAC: książka Brancha jest znakomita.] Oczywistą korzyścią taktyki „więzienie zamiast grzywny” było odwrócenie obciążenia finansowego, nie wymagało to ani grosza od protestujących i zmuszało białe władze do płacenia za miejsce w więzieniu i za wyżywienie. Ujemną stronę oczywiście stanowiło podniesienie progu wymaganego poświęcenia; pozostanie w więzieniu było bardziej dolegliwe niż aresztowanie i zwolnienie po opłaceniu grzywny”.
Odsiadując wyrok kilkakrotnie odmawiali pracy i karą za odmowę było życie o chlebie i wodzie. Wszystko to ściągało uwagę kraju na nierówność społeczną, jaka dotykała czarnych na Południu, co ostatecznie doprowadziło do Ustawy z 1964 r. o Prawach Obywatelskich, przepchniętą przez Kongres i podpisaną przez Lyndona Johnsona.
Przypominam to z dwóch powodów. Po pierwsze wyrok na tych dziewięciu ludzi został (nareszcie) uchylony – dwa dni temu, po 54 latach. Przez wszystkie te lata mieli zapis o skazaniu w dokumentach, co utrudniało im znajdowanie pracy. We wtorek prawnik, który reprezentował ich wówczas, zwrócił się do sądu o uchylenie wyroku, prokurator go poparł, a sędzia przeprosił, mówiąc: ”Nie możemy napisać na nowo historii, ale możemy ją naprawić”. (Obejrzyj dramatyczne wideo z sali sądowej tutaj.)
Ta historia przywołuje nie tylko samą ideę praw człowieka, ale także pytanie: “Co jest słuszne?” Informując o tej historii Brian Williams z NBC News, powiedział coś takiego: „Karolina Południowa po ponad 50 latach postąpiła słusznie”.
Kto spośród naszych czytelników nie zgadza się – natychmiast i instynktownie – że to uniewinnienie, jak również ówczesna walka o prawa obywatelskie, istotnie były ze wszech miar słuszne? Dziś większość Amerykanów także przytaknęłaby.
Niemniej, kiedy byłem młody, instynkt kierował wielu w odwrotną stronę, szczególnie na południu Stanów Zjednoczonych. Segregację uważano za coś naturalnego i słusznego (często zresztą uzasadniano ją na gruncie biblijnym) i to, co zrobili Friendship Nine, było uważane za złe i niemoralne: uważano ich za ludzi roszczących sobie prawa, których nie mają.
Nasze instynktowne odczucia są ciekawą lekcją. Przede wszystkim, zmieniły się one radykalnie przez ostatnie pięćdziesiąt lat, zaś ostatnie stulecie spowodowało wśród białych Amerykanów wręcz niemal całkowitą woltę. Równocześnie nasze odczucia o tym, co właściwe, zawsze wydają się być instynktowne, również te, które uległy zmianie.
Francis Collins i inni ludzie religijni argumentują, że nauka nie potrafi wyjaśnić naszych instynktownych sądów o tym, co jest dobre a co złe, czyli musiał nas tym moralnym instynktem obdarzyć Bóg. (Collins nazywa ten zestaw uczuć „Prawem Moralnym”). Jeśli jednak te instynkty zmieniają się tak radykalnie i w dodatku tak szybko, to co to może znaczyć? Wynika z tego jedna z dwóch rzeczy. Albo Bóg zmienił Prawo Moralne (co nie może być prawdą, jeśli jesteś naprawdę człowiekiem wierzącym), albo nasze instynkty moralne wcale nie pochodzą od Boga, ale są konsekwencją zmieniających się okoliczności - wzrostu racjonalności i sekularyzmu.
Oczywiście, że odpowiedzią jest to drugie. Jak argumentują Peter Singer w książce The Expanding Circle i Steve Pinker w The Better Angels of Our Nature, nasilenie się kontaktów między różnymi grupami ludzi i wzrost przypływu idei, spowodowały, że zrozumieliśmy, iż nikt nie jest obdarzony zestawem „praw”, których nie mają inni ludzie. Dlatego też, jak to elokwentnie dokumentuje Pinker, to co ludzie uważają za „moralne”, zmieniło się tak bardzo przez ostatnie kilka stuleci.
Po pół wieku (w 2011 roku) siedmiu skazanych za bezczelność zamówienia w tym lokalu posiłku zasiadło tam ponownie przy błyskach fleszy.
Po drugie, szybka zmiana pokazuje, że nasze konkretne odczucie tego, co jest dobre i złe, przynajmniej w tym wypadku, nie może być zapisane w genach. Moralność w kwestii praw obywatelskich i innych rzeczy, takich jak prawa zwierząt, praca dzieci, niewolnictwo, prawa kobiet i tak dalej, zmieniła się zbyt szybko, by mogła ją wyjaśnić ewolucja. Tak, niektóre odczucia o tym, co jest „słuszne” prawdopodobnie siedzą w naszych genach (preferencja wobec własnych dzieci i krewnych, na przykład), a może nawet sama tendencja do oceniania zachowań w kategoriach „dobra i zła” jest w naszych genach, ale konkretne działania i odczucia, które stanowią kryteria dobra i zła są często całkiem plastyczne.
Moralność nie pochodzi od Boga i większość norm nie jest zapisana w naszych genach. Pochodzą, jak sądzę, z kodeksu zachowań, który ewoluował, by umożliwić ludziom harmonijne współżycie w grupach, na co nakładają się szczegóły tego kodeksu, które zmieniają się nie tylko w miarę zmiany naszych społeczeństw, ale w miarę tego, jak nasz gatunek uczy się, co stanowi dobre społeczeństwo.
*****
Tutaj jest krótki film dokumentalny o Friendship Nine:
Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji. Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków. Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.