Prawda

Piątek, 4 lipca 2025 - 14:46

« Poprzedni Następny »


Powiadom znajomych o tym artykule:
Do:
Od:

Wolność słowa i technika


Andrzej Koraszewski 2015-02-05


Nie można wykluczyć, że wynalazek wolnego słowa jest znacznie starszy od koła, ale korzystano z niego pokątnie i częściej anonimowo niż publicznie.

 

Podniesienie wolnego słowa do zasady ustrojowej przypisujemy Grekom. „W naszym życiu państwowym kierujemy się zasadą wolności”, mówił Perykles w swojej słynnej mowie zapisanej przez Tukidydesa. Oczywiście nie jesteśmy całkowicie pewni, czy tę słynną mowę Tukidydes zapisał, czy napisał, pewni jesteśmy jednak, że podniesienie wolności, również wolności słowa, do zasady ustrojowej zawdzięczamy Atenom i podejmowaliśmy w Europie próby powrotu do tej zasady w czasach Renesansu, Reformacji, Oświecenia i demokracji parlamentarnej, znajdując, że wolność słowa jest dobrodziejstwem, z którego należy korzystać z umiarem, gdyż grozi ptasim radiem lub, jak to od stuleci mówią Szwedzi, „polskim sejmem”.



 

W czasach Renesansu, odkąd wynalazek Gutenberga umożliwił obrzucanie się wolnym słowem bez podnoszenia przyłbicy, ideałem był pamflet in quarto. Osiem stron tekstu (nie mniej i nie więcej), co można było wydrukować dwustronnie na jednym arkuszu papieru składanego na czworo i rozcinanego od góry puginałem. Z ekonomicznego punktu widzenia był to wówczas ideał, pozwalał na maksymalną oszczędność kosztownego papieru i docieranie z wolnym słowem nawet na jarmarki. Te pamflety były zazwyczaj anonimowe i zawierały czasem treści, za które autor mógł głowę stracić. Tezy Lutra pozostałyby nic nie znaczącym epizodem, gdyby nie prasy drukarskie i duży popyt na obrazoburczy i niedrogi pamflet, który rozchodził się jak ciepłe bułeczki.

 

Korzystających z możliwości anonimowego druku wolnego słowa było wielu, jako że zarówno szlachta, jak i mieszczanie coraz lepiej rozpoznawali kształt liter, skutecznie przełamując wcześniejszy monopol duchownych na słowo pisane. Od SMS i twittera klientów pierwszych drukarzy dzieliło jeszcze ponad pół millenium, więc formuła ośmiu stron druku była z wielu względów ideałem.     

 

Kontrreformatorzy zamykali drukarnie i ścigali drukarzy, kładąc kres rozbuchanej wolności słowa i innowacjom technicznym, które jej sprzyjały. Powrót do punku wyjścia nie był jednak możliwy, a w podzielonej Europie to i owo dawało się wydrukować u sąsiadów i przeszmuglować do kraju.

 

Wolne słowo prześladowane było wszędzie, ale nie wszędzie tak samo. Protestanci oczekiwali powszechnego czytania Biblii, a tym samym powszechnej umiejętności czytania i pisania. Siłą rzeczy mieli więcej drukarń i dużo więcej wolnego słowa, które bocznymi furtkami w cenzurze wkradało się do przestrzeni publicznej. (Było tu również ciekawe sprzężenie zwrotne – im więcej słowa drukowanego krążyło w społeczeństwie, tym bardziej przyspieszała innowacyjność. Osobiście obserwowałem to na przykładzie rolniczych kalendarzy pojawiających się obok książeczek do nabożeństwa.)

 

Wolne słowo wolało pozostać anonimowe nie tylko ze względu na państwową i kościelną cenzurę. Jak pamiętamy „Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego” pierwotnie nie nosiły nazwiska jakiegoś mieszczanina o nazwisku Stanisław Staszic, bo szlachta nie zniżałaby się do czytania rozważań kogoś tak nisko urodzonego. Wolne słowo musiało się sposobem wkręcić w łaski czytelników.

 

Ani “Uwagi” ani “Przestrogi” Polski nie uchroniły i zapewne na tym etapie uchronić nie mogły; kiedy były pisane, Szwedzi od lat o bezładnej paplaninie mówili „polski sejm”, uważając że wolność słowa wymaga również pewnego porządku, w szczególności tam, gdzie wolność słowa jest również zasadą ustrojową.

 

Wraz z utratą suwerenności kwestia sposobu korzystania z wolnego słowa stała się w pewnym sensie bezprzedmiotowa. Nocne Polaków rozmowy nie wymagały porządku, punktów do dyskusji, ani protokołów. Troską było szerzenie idei, a więc dostęp do drukarń, które w zaborze rosyjskim pilnowane były staranniej, ale granice miedzy zaborami nie były murami i dawało się drukować, czy to w innych zaborach, czy w innych krajach, jednak ze względów bezpieczeństwa wolne słowo pozostawało anonimowe lub ukryte za znanym tylko przyjaciołom pseudonimem.

 

Parlamentarna demokracja miała być szkołą parlamentarnych sporów. Wolni obywatele mieli wolność słowa, ale ze sporów miał się wyłaniać porządek, co wymagało unikania „polskiego sejmu” i tłumienia tumultu w zarodku. W parlamentach wolne słowo wpływało do laski marszałka, ten udzielał głosu i głos odbierał, gdy spory zmieniały się w warcholstwo lub jałowe pieprzenie kotka przy pomocy młotka. Nowymi Atenami był Londyn, ale nie należało tego mówić głośno w Paryżu, bo w pysk mógł człowiek oberwać.

 

Wraz ze stopniowym zanikaniem struktury stanowej idea parlamentarnych sporów przenikała do społeczeństwa. Przenikała z oporami, bo chociaż od wieków szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, ale co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. Chłop zaś po staremu miał czapkę w rękach miętosić i do kolan się panu kłaniać a nie mędrkować o wolności słowa.  Chłopskie wolne słowo było pokątne i nieparlamentarne. Buraki uczyły się parlamentarnych dyskusji budując zręby spółdzielczości z pomocą rzadkich jak szlachetny kruszec Lemańskich, bo masy inteligenckie darzyły demokrację miłością platoniczną, zakorzenioną w tradycji „polskiego sejmu”. (Szlachta nasza, tracąc majątki, przedzierzgała się w inteligencję obiecującą chłopom, że robotnikom będzie lepiej.)  

 

Miało być o technice i o wolnym słowie. Na rubieże cywilizacji parlamentarnej dotarł komunizm, a komunizm głosił wolność nie znosząc sprzeciwu. Nazbyt wolne słowo pociągało za sobą nakaz milczenia, karę więzienia, obozu pracy lub rozstrzelania.

 

Wcześniej już pożary wolnego słowa gaszono płomieniami stosów, teraz sprawę kończył strzał w potylicę, ale z tortur nie zrezygnowano, chociaż zmieniły się techniki. Poeta Osip Mandelsztam, czytając napisaną zapewne przez filozofa i podpisaną przez Stalina pochwałę wolności, dziwił się w liście przeszmuglowanym z łagru do żony: „nie wiedziałem, że dostaliśmy się w łapy humanistów”. Wielu dowiedziało się o tym zbyt późno, by cofnąć swoje poparcie. W radzieckiej strefie wpływów wolne słowo obudziło się z letargu po śmierci Stalina, w czasach odwilży. Jak pisał pisarz, „szuflady były puste”. Nie było to cała prawda, ale zapiski z łagrów musiały jeszcze pewien czas poczekać.

 

Jak się wydaje, najmłodsze pokolenie rzadko dziś wraca do lektury takich pisarzy jak Pasternak, Sołżenicyn i inni, większości te nazwiska nic już nie mówią. Dla nas w tamtych czasach źródłem wolnego słowa było radio. Wolne słowo było zagłuszane, ale upór pozwalał wyłapać to i owo, dać poczucie kontaktu z wolnym słowem i dzielić się nim z tymi, których darzyliśmy zaufaniem.

 

Po odwilży wróciły przymrozki, w Związku Radzieckim pojawiło się pokolenie młodszych pisarzy, gotowych szmuglować swoje książki na Zachód, by wracały do kraju drogą radiową. Wyłapywano ich sprawnie i wysyłano na zsyłkę, czasem deportując lub wymieniając na złapanych radzieckich agentów. U nas było inaczej, nieco bardziej swobodnie, nie tylko radio było źródłem wolnego słowa, ale docierały czasem wydawane na Zachodzie książki, również oficjalna wolność słowa była inaczej limitowana dla ludu, inaczej dla wybranych. W warszawskich kabaretach można było usłyszeć żarty, za które w Szczecinie można było słono zapłacić.  Błazeńska czapka od wieków pozwalała na nieco więcej wolności słowa (pod warunkiem, że błazen harcował pod bokiem względnie oświeconego władcy, gotowego powstrzymać nie znających się na żartach strażników granic wolnego słowa).  

 

Ciekawe, Orwell pisząc „Rok 1984” przesunął zegar tylko o 36 lat. Zabieg podobny do znanego w księgowości mechanizmu tak zwanego czeskiego błędu (czort wie skąd ta nazwa), przestawiając cyfry w 1948 napisał 1984. Oglądając pierwsze programy telewizyjne, przewidywał że rozwój techniki uszczelni granice wolnego słowa. Stało się dokładnie odwrotnie. Najzabawniejsze, że rewolucja zaczęła się niewinnie, od konieczności przyzwolenia na masowy dostęp do rzeczy tak prymitywnej jak maszyna do pisania. Musiały być w biurach i urzędach, trzeba było przyzwolić na ich dostępność dla osób prywatnych. Na maszynie do pisania można było sporządzić tekst w trzech, a nawet w czterech kopiach.

 

Słowo „samizdat” (wydanie własne), to teksty powielane i rozprowadzane bez pozwolenia. W końcu lat 60. ubiegłego wieku opowiadano w Moskwie dowcip o sekretarce, którą koleżanka chce zaprosić na imieniny, ale ona odmawia i tłumaczy, że przepisuje „Cichy Don”, bo to obowiązkowa lektura w szkole, a córka czyta tylko książki w maszynopisie. (Dziś trzeba wyjaśniać, że „Cichy Don” to powieść o objętości wszystkich tomów Harry Pottera, bo ani tytuł, ani autor, który prawdopodobnie nie był autorem tylko pospolitym złodziejem manuskryptu, nic nikomu z młodszej generacji nie mówią). Tak czy inaczej, powszechność maszyn do pisania, cofnęła tę część świata do czasów pierwszych drukarni i dla wolnego słowa był to pewien postęp. Kolejną rewolucją był magnetofon i kopiarka. Magnetofon okazał się ważniejszy, bo śpiewane wolne słowo było płomienne jak pamflet in quarto. Magnetofon wybił cenzurze zęby, chociaż strażnicy wolnego słowa nie spodziewali się, że jest groźniejszy od książek i filozoficznych esejów. Śpiewane wolne słowo docierało do najbardziej niespodziewanych miejsc, budziło bunt, nie ucząc jednak parlamentarnej dyskusji, docierania do wniosków w warunkach swobody słowa. O swobodzie słowa nie wiedzieliśmy nic, zachłystywaliśmy się wolnym słowem pod nosami strażników granic wolnego słowa, popijając wódkę i marząc o państwie, w którym wolność będzie zasadą ustrojową.  

 

Samizdat przerodził się w wolną podziemną prasę. Mieszkałem już na Zachodzie i byłem szmuglerem, wysyłałem całe transporty książek, wysyłaliśmy również powielacze. Zbuntowani pisarze pisali książki, które drukowane były w podziemnych drukarniach, w podziemiu drukowano również książki przeszmuglowane z Zachodu. Cenzura okazała się bezsilna wobec techniki na długo przed pojawieniem się Internetu. Czy rzeczywiście? Rzeczywiście, chociaż zasięg wolnego słowa był dość skromny, a przekazywane szeptem wolne słowo nie uczyło sztuki korzystania z wolności. Wolne słowo podsycało bunt, budziło pragnienie wolności, nie informowało, że wolność może być trudna, że wymaga opanowania sztuki tworzenia ładu opartego na swobodnym słowie.

 

Komunizm runął i nad Wisłą spierano się zażarcie, czy obaliła go „Solidarność”, czy Papież (przegrana wojna w Afganistanie, gwiezdne wojny, Reagan, Gorbaczow, to były ciekawostki, których nad Wisła nie traktowano poważnie). Nie można wykluczyć, że nadmierna duma z powodu sukcesu naszego wolnego słowa mogła również utrudniać pojawienie się świadomości, że swobody słowa trzeba się uczyć. Polski Sejm w wolnej Polsce dziwnie przypominał „polski sejm” z szwedzkiego idiomu. Było gorzej, nikt nie odważył się głośno powiedzieć, że nie znamy sztuki posługiwania się wolnym słowem.

 

My, którzy wcześniej przekazywaliśmy wolne słowo drogą radiową, przestaliśmy szczęśliwie być potrzebni, chociaż niektórzy z nas sądzili, że mogliby jeszcze trochę pomóc w uczeniu sztuki posługiwania się wolnym słowem w wolnym kraju. (Czasem przypominam zabawną opowieść jak młody człowiek, a nawet podwładny, z szatańskim śmiechem zbył moją prośbę o analizę partyjnych programów, informując mnie z wyżyn weterana bojów o wolne słowo, że przecież  w Polsce tych partyjnych programów nikt nie czyta i czytać nie zamierza.)

 

Uczciwie mówiąc, nadzieja była nie w polskim Sejmie, bo tam był „polski sejm”, i nie w szkole, bo tam nie miał kto uczyć sztuki posługiwania się wolnym słowem, nie w mediach, bo media były teraz szkołą monologów i nie w Kościele, bo ten o ładzie opartym na wolnym słowie wiedzieć nic nie mógł z natury rzeczy.

 

Transformacja na początek pospiesznie likwidowała spółdzielczość, bo awangarda pluratelarizmu nie miała pojęcia, że to spółdzielczość była szkołą wolności słowa i parlamentarnych sporów u samych podstaw. Prywatna przedsiębiorczość nie była tym samym, ale mogła powoli zwiększać obszar wolnego słowa jako źródła ładu. „Polski sejm” w przedsiębiorstwie prowadzi do porażki. Wybór jest między tyranią szefów, a uporządkowaną wolnością słowa, ta pierwsza hamuje innowacyjność, ta druga wyzwala potencjał intelektualny zatrudnionych, więc teoretycznie, niewidzialna ręka rynku powinna wskazywać, że (przynajmniej w gospodarce) wolne słowo czyni cuda. Dowody potwierdzające tę tezę znajdujemy w innych krajach. Nie widać ich w Polsce, nie mogę wykluczyć, że mam zbyt mało informacji.

 

Ćwierć wieku wolności nie zmieniło jakości polskich zebrań, ani jakości obrad polskiego Sejmu, jedne i drugie sprawiają wrażenie „polskiego sejmu”.  

 

Tymczasem wolne słowo zdobyło nowe medium – Internet. Samizdat wymagał trudu, łączył się z ryzykiem, nikt nie chciał ryzykować z błahych powodów. Inaczej z samoklikiem, samoklik pozwala wrócić do czasów przed Gutenbergiem, do wolnego słowa na jarmarku i w knajpie. Samoklik uczynił „polski sejm” zjawiskiem światowym.   

 

Zanim wyjaśnię opowiem historię rodzinną - w końcu lat 20. ubiegłego wieku brat mojej matki, Zbigniew Jasiński, zbudował kryształkowe radio, kiedy wszystko działało włożył urządzenie do porcelanowej wazy na zupę i zaprosił domowników na pokaz cudu nowej techniki. Z wazy popłynęła muzyka, która rozmarzyła mojego dziadka – orzekł, że teraz kultura i nauka trafią wreszcie pod strzechy. W kilka lat później zmienił zdanie słuchając przez radio przemówienia Hitlera. Radio dostarczało pod strzechy inne słowa i inną muzykę niż mu się marzyło kiedy po raz pierwszy patrzył na wynalazek dający nowe możliwości przekazywania dźwięków.

 

Internet i samoklik, kolejna rewolucja otwierająca bramy dla wolnego słowa. Dopiero Internet pokazuje naprawdę jak bardzo chybiony był pesymizm Orwella. Wielki Brat zmalał do rozmiarów bezsilnego karła, bo już nie tylko książki, ale same drukarnie trafiły pod strzechy. Publikuje kto chce, zaś Wielki Brat pospiesznie szuka możliwości wyłapania przynajmniej tych, którzy nawołują do mordów. Dyktatorzy próbują różnych sztuczek, domyślając się, że żadne tamy nie będą skuteczne i tak czy inaczej wolne słowo będzie grasować w przestrzeni publicznej. Jeśli dodamy do tego cyfrowy aparat fotograficzny i telefon komórkowy, można poniekąd ogłosić zwycięstwo. Czyje? Aten, Peryklesa czy „polskiego sejmu”?

 

Pesymiści i optymiści zbierają się osobno, a z ich narzekań i festynów radości wynika mało. Internet otworzył świat i w miasteczku, które do niedawna było zabitą dechami dziurą, mogę słuchać wykładów olimpijczyków nauki, korzystać z książnicy mającej ponad dwa miliony książek, rozmawiać z przyjaciółmi w Chicago, w Indiach, czy w Australii, jakby byli w pokoju obok. Na stacji benzynowej sprzedawca przegląda gazetę na tablecie, a dzieciaki w gimnazjum częstują się na smartfonach zakazanymi filmikami (nie tylko o seksie). Nauczyciel w klasie pokazuje na dużym ekranie tajemnice mikro i makrokosmosu.

 

Internet otworzył świat, przekreślił granice, ale (poprawcie mnie jeśli jestem w błędzie), wygasił potrzebę uczenia się sztuki posługiwania się wolnym słowem tak, by tworzyło parlamentarny porządek i mogło prowadzić do uporządkowanych dyskusji.


Samoklik w Internecie jest jak liberum veto, byle dureń może zerwać obrady i zamienić ważne wirtualne spotkanie w symfonię bełkotu. Działy komentarzy zmieniają się w forum dla warcholstwa, a nawet gorzej dla propagowania treści jadowicie sprzecznych z tekstami, pod którymi te komentarze są umieszczane. Często sprawia to wrażenie połączenia wodociągu z systemem ścieków. Im większe forum, im ciekawsze nazwisko, im ważniejszy temat dyskusji, tym silniejszy magnes dla piewców nienawiści i miłośników paplania od rzeczy.   

 

W redakcjach drukowanych gazet 99 procent listów do redakcji lądowało w koszu na śmieci. Teraz samoklik pozwala obwieścić światu to wszystko, co niedawno kończyło karierę na drzwiach toalety.


Internet jest królestwem wolnego słowa, ale nie jest miejscem parlamentarnych sporów, jeśli jest moderator, to raczej jako przyzwoitka niż prowadzący obrady. Ta sztuka nie rozkwitła i nie  dlatego, że nowa technika przekazywania słowa na to nie pozwala. „Polski sejm” nie wywołuje buntu, pomysł prowadzącego obrady nie przychodzi do głowy. W najbardziej kulturalnym towarzystwie wolne słowo jest zaledwie obecne jak na modlitewnych spotkaniach kwakrów – nabożną ciszę przerywa wypowiedź, po której powraca cisza lub ktoś zabiera głos na inny temat. Żadna technika nie otworzy nam drogi do tego, by wolne słowo stało się metodą tworzenia społecznego ładu.

 

Wnoszę wniosek do laski o podjęcie obrad nad kwestią stopniowej likwidacji „polskiego sejmu” na obszarach forów, na które mamy wpływy, i nad rozpoczęciem poszukiwań drogi do lokalnych programów małego parlamentaryzmu. Przewidywana odpowiedź zatroskanego erudyty: „Internet jest jak gra półsłówek – sra półgłówek.”


Skomentuj Tipsa en vn Wydrukuj




Komentarze
1. iluzja wolności mieczysławski 2015-02-05








Pochwała

Hili: To był spokojny dzień.

Ja: Nie chwal dnia przed wieczorem.

Więcej

Sprawozdanie
"Pana Nie wiem”
Andrzej Koraszewski


Pozwólcie, że wyjaśnię. Jak wyjaśnić siedmioletniemu chłopcu, kim jestem? Z jednej strony siwy obcy staruch, z drugiej – inteligentny siedmiolatek, syn cudownej przyjaciółki, która na upartego mogłaby być moją wnuczką. Jego matkę znam od czasu, kiedy miała czternaście lat, a nasze gęby rozjaśniały się zawsze przy każdym spotkaniu. Wczoraj wpadła, a raczej – kazałem jej przyjść do mnie, bo spotkanie na ulicy czy w sklepie groziło cyrkiem wspólnego, publicznego płaczu. Samotnie wychowuje syna i gadała o nim bez końca. Rozstaliśmy się jej stanowczym stwierdzeniem: „Następne spotkanie u mnie, będzie prawdziwa kawa, a nie to twoje rozpuszczalne świństwo”. Wróciłem do roboty, a gdzieś z tyłu głowy pytanie: jak też ja się przedstawię młodemu człowiekowi, który niedawno stracił dziadka i prawdopodobnie ma ograniczoną ochotę na rozmowę ze starym obcym dziadem? Trzeba się będzie jakoś przedstawić, ale jak?

Więcej

To jest
antyfaszysta
Brendan O'Neill


Jeśli chcesz zobaczyć prawdziwego antyfaszystę, zapomnij o pozerach i nienawistnikach z Glastonbury – spójrz raczej na krótkie, odważne życie Yisraela Natana Rosenfelda. Gdy „antyfaszyzm” dla ospałych narcyzów z zachodniej lewicy oznacza jedynie wycie „Fuck Farage” i jedzenie wegańskich lodów na festiwalu muzycznym, dla Natana oznaczał wstąpienie do wojska i walkę przeciw ludziom, którzy dokonali największej rzezi Żydów od czasu Holocaustu. W obliczu rasistowskich kłamstw naszych elit, które oczerniają IDF jako ludobójczych demonów, Natan – ten współczesny Machabeusz – walczył za swój naród i swój lud przeciw ich faszystowskim prześladowcom. Jego niezwykła odwaga okrywa hańbą nikczemników z Glastonbury, którzy życzyli mu śmierci.]


Nazwisko, które powinniśmy zapamiętać z tego weekendu, to nie Bob Vylan. Ani Pascal Robinson-Foster – tak naprawdę nazywa się ów punk nienawidzący Izraela, który wzbudził takie oburzenie na Glastonbury. 

Więcej
Blue line

Bitwa
o "Palestynę"
Ivan Bassov


Jak niezrozumiana nazwa stała się bronią — i dlaczego Żydzi powinni ją odzyskać


Nazwa „Palestyna” stała się w żydowskim dyskursie głęboko polaryzującym terminem. U części Żydów samo jej wypowiedzenie wywołuje dyskomfort, a nawet wrogość. Reakcja ta wynika często z jej skojarzenia z retoryką antysyjonistyczną lub antysemicką — zwłaszcza w kontekście współczesnych ruchów politycznych. Termin ten bywa postrzegany jako zakwestionowanie legalności istnienia Izraela — a nawet samej żydowskiej tożsamości narodowej.


Jednak ta reakcja nie ma wyłącznie charakteru politycznego. Jest również emocjonalna, historyczna i głęboko symboliczna.

Więcej

Media odmawiają publikacji
fikcyjnego „rysunku Mahometa”
Elder of Ziyon


BBC: "Czterech pracowników satyrycznego magazynu w Turcji zostało aresztowanych za opublikowanie rysunku, który rzekomo przedstawia proroka Mahometa – postać świętą w islamie, którego wizerunek jest kwestią głęboko kontrowersyjną. Turecki minister spraw wewnętrznych Ali Yerlikaya potępił rysunek opublikowany przez magazyn LeMan, nazywając go 'bezczelnym' i ogłosił, że zatrzymano redaktora naczelnego, grafika, dyrektora instytucjonalnego oraz rysownika."

Więcej
Blue line

Pamiętnik znaleziony
w starym łbie II
Andrzej Koraszewski


Wojna sześciodniowa na Bliskim Wschodzie spowodowała długotrwałe turbulencje w Europie Wschodniej. Zamieszkaliśmy w mieszkaniu cioci Mani na Pięknej. Pokój, kuchnia, łazienka i my we dwoje. Ciocia Mania to osobny rozdział. Małgorzata nie darzyła jej sympatią. Żydo-komuna w całej krasie. Powojenne życie spędziła w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Komunistką była przed wojną (światową), podczas wojny była w ZSRR, gdzie towarzysz Stalin uleczył ją z komunizmu. Małgorzata nie chciała się nawet interesować, dlaczego polazła do bezpieki, a Anna tylko się krzywiła. Tak czy inaczej, ciocia Mania wzięła przedwczesną emeryturę i pojechała turystycznie do Izraela. Małgorzata miała opiekować się mieszkaniem, więc przynajmniej chwilowo objęliśmy mienie pobezpieczniackie.

Więcej

Jak zmieniono Izrael
w krynicę zła
Daniel Ben-Ami


Od 7 października i początku wojny Izraela z Hamasem zachodni „postępowcy” zwrócili się przeciwko państwu żydowskiemu. Na ulicach i w mediach natężenie i gwałtowność nienawiści wobec Izraela – a nierzadko także wobec Żydów – bywały wręcz przytłaczające.


Czasem wręcz trudno pojąć naturę współczesnej nienawiści do Żydów. Jest tak powszechna i wszechogarniająca. Niemniej wciąż możliwe jest wyodrębnienie głównych elementów „postępowej” krytyki Izraela – a ściślej tego, co gdzie indziej nazywam „woke'owym antysemityzmem”.

U jego podstaw leży przekonanie, że Izrael jest ucieleśnieniem zła. Że jest państwem skrajnie nikczemnym. Widać to w sposobie, w jaki przeciwnicy Izraela już nie krytykują go według jakichkolwiek normalnych standardów. Nie ograniczają się do potępienia rządu Izraela, jego polityki czy działań w Gazie. Nie krytykują Izraela tak, jak krytykowane bywają inne państwa. Nie – krytycy Izraela przedstawiają go jako źródło całego zła tego świata. Widać to choćby na diagramie, który krążył w zeszłe lato w środowiskach antyizraelskich. „Palestyna to klucz” – głosił tytuł, sugerując, że to właśnie ten temat „łączy wszystko”.

Więcej

Empatia to piękna rzecz
– póki nie zbrzydnie
Lucy Tabrizi


Na Zachodzie zbudowaliśmy cały nasz moralny system wartości wokół empatii. Wychwalamy ją. Nagłaśniamy. Czcimy. Ale gdzieś po drodze empatia przestała być cnotą, a stała się słabością – podatną na przejęcie i wykorzystanie przeciwko nam.


Znam empatię. Żyłam nią. Wywodzę się z kręgów obrońców praw zwierząt; moje dawne konto nosiło nazwę „compassionate living” (współczujące życie), jeśli to cokolwiek mówi. Spędzałam godziny oglądając nagrania z rzeźni, przyglądając się cierpieniu, od którego większość ludzi odwraca wzrok. Stałam kiedyś po kolana w zakrwawionej wodzie morskiej, filmując ciężarną wielorybicę w agonii. Zginęła. Zostały mi po tym objawy PTSD.

Jestem też matką. Sama myśl o cierpieniu moich dzieci jest nie do zniesienia. 

Więcej

Irlandia wprowadza ustawę
'nie kupuj u Żyda'
Hank Berrien


Po raz pierwszy od klęski nazistowskich Niemiec jakikolwiek europejski rząd promuje prawo, które wprost nawołuje do bojkotu towarów produkowanych przez Żydów.

Więcej

Antysemityzm
i syjonofobia
Ivan Bassov


Od supersesjonizmu do wymazywania: jak teologia zastępstwa napędza nienawiść wobec Żydów i ich państwa.

Często słyszymy: „Nie jestem antysemitą, jestem tylko antysyjonistą”. To rozróżnienie – regularnie wykorzystywane jako retoryczna zasłona dymna – dziś się rozpada. Współczesna wrogość wobec Żydów coraz częściej wyraża się nie przez dawne obelgi, lecz poprzez obsesyjny sprzeciw wobec ich państwa. Dlatego potrzebujemy nowego języka, który odzwierciedla tę zmianę. Wiele osób twierdzących, że sprzeciwia się „tylko Izraelowi”, przejawia tak głęboką, nieproporcjonalną wrogość, że zasługuje ona na własną nazwę: syjonofobia.

Więcej

Wyciek informacji z CNN
to negacjonizm
Bob Goldberg

Irańska instalacja nuklearna, przed jej zniszczeniem.

Podczas gdy izraelska i amerykańska precyzja w działaniu niszczyły infrastrukturę Iranu, prasa spieszyła się, by naprawić reputację teokracji.

Media wykonały swoją robotę dobrze — dla Teheranu.

Udało im się przedstawić niszczycielski, precyzyjny atak na irańską infrastrukturę nuklearną i system dowodzenia jako kosztowną stratę czasu. Na podstawie jednej wstępnej, wywiadowczej oceny szkód w irańskich operacjach nuklearnych, udostępnionej wszystkim czołowym mediom jednocześnie, dziennikarze sumiennie przekazali komunikat: ataki Izraela i USA opóźniły Iran zaledwie o kilka miesięcy.

Więcej
Blue line

Prawdziwa
historia syjonizmu
Cheryl E. 


Wszyscy słyszeliśmy, jak ignoranci opowiadali, że pewnego dnia w 1897 roku grupa żydowskich syjonistów z Europy Wschodniej obudziła się i postanowiła rozpocząć ruch mający na celu zmuszenie i zmanipulowanie całego świata, by „ukradł” arabską ziemię – tylko dlatego, że ci źli żydowscy syjoniści chcieli odzyskać ziemię, na której żyli ich przodkowie i z której zostali wygnani niemal 1800 lat wcześniej.

Więcej

Aktywiści pro-palestyńscy
dali się nabrać
Ahmed Fouad Alkhatib


Islamska Republika Iranu nigdy nie zaprzestanie mieszania się w sprawę palestyńską, ponieważ Teheran potrzebuje tego konfliktu, by zasilać swoją machinę propagandową. W rzeczywistości bezpieczna, stabilna i niezależna Palestyna pozostanie odległą możliwością, dopóki Islamska Republika istnieje w swojej obecnej formie i może utrzymywać pozory poparcia dla Palestyńczyków. Tylko poprzez napiętnowanie tego złowrogiego reżimu i zdystansowanie się od niego ruch pro-palestyński ma szansę stać się skuteczny.

Więcej
Blue line

Przeczytaj konstytucję
Iranu i rozbij reżim
I. Marcus i B. Siegel


Chociaż niedawna porażka sojuszniczych ugrupowań Iranu — Hamasu, Hezbollahu i Syrii Asada — przyniosła ulgę wielu osobom, zwłaszcza w Izraelu, to świętowanie jest nadal przedwczesne.
Cele Iranu nie zmieniły się tylko z powodu upadku jego pełnomocników. Prawdziwe zagrożenie, jakie Islamska Republika nadal stwarza dla całej ludzkości, leży na stole w jej podstawowym dokumencie — konstytucji. Przyjęta w 1979 r. i zmieniona w 1989 r. Konstytucja Islamskiej Republiki Iranu stanowi jasną artykulację przyszłego porządku świata, który Iran uważa za swój cel: najpierw narzucić go światu islamskiemu, a następnie całej ludzkości.

Więcej

Nienawiść do Żydów
w tureckich mediach
Elder of Ziyon



Po raz kolejny tureckie media wyprzedziły inne kraje i zostały światowym mistrzem w kwestii antysemityzmu.


Mają go więcej niż Iran. Więcej niż Jordania. Więcej niż Jemen.


Oto kilka ostatnich tureckich wyczynów.


A tu prawdziwa ilustracja 
artykułu w gazecie Aydinlik na temat tego, jak żydowscy miliarderzy rzekomo finansują Izrael:

Więcej

Pamiętnik znaleziony
w starym łbie
Andrzej Koraszewski


Dawno, dawno temu był sobie w Polsce komunizm. To nie był ruski komunizm, to nie był afrykański komunizm, ani jugosłowiański komunizm. To był nasz polski komunizm. Komunistów w Polsce nie widziałem. Byli oportuniści, mnóstwo łajdaków, byli marzyciele tacy jak Jacek Kuroń, urzeczeni utopią i chcący budować utopię, byli durnie tacy jak ja, którzy dali się nabrać na pomysł rewizjonizmu, czyli rozmiękczania tego od środka. (O tej mojej przygodzie z rewizjonizmem może będzie kiedyś osobno.)

Więcej

Reakcje ONZ na ataki
Iranu na izraelskich cywilów
UN Watch


Trzynastego czerwca 2025 r. Izrael rozpoczął operację Wstający Lew, prewencyjny atak militarny na irański program broni jądrowej, kilka godzin po tym, jak Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ONZ (MAEA) po raz pierwszy od 20 lat ogłosiła, że Iran naruszył porozumienie. Precyzyjne ataki zostały przeprowadzone przeciwko dowódcom wojskowym Iranu i naukowcom zajmującym się energią jądrową, a także przeciwko krytycznej infrastrukturze wojskowej, w tym irańskim systemom obrony powietrznej, obiektom do przechowywania i produkcji pocisków balistycznych oraz obiektom jądrowym. Premier Netanjahu uzasadniał te ataki jako konieczny akt samoobrony. „Gdyby tego nie powstrzymano, Iran mógłby wyprodukować broń jądrową w bardzo krótkim czasie — może to być rok lub kilka miesięcy” — powiedział.

Więcej

Wyobraź sobie,
że Hitler pozostał nietknięty
Joshua Hoffman


Pozwolić najwyższemu przywódcy Iranu, Alemu Chameneiemu, wyjść z tej wojny bez szwanku to jak pozwolić Hitlerowi wycofać się do Berlina w 1944 roku — z poturbowaną armią, ale z nietkniętą ideologią.


Czy potrafisz wyobrazić sobie świat, w którym architekci ludobójstwa mogą działać dalej bezkarnie — nadal trzymają się władzy i wciąż wierzą, że mieli rację?


To nie jest alternatywna historia. To ostrzeżenie.

Bo po 12-dniowej wojnie między Izraelem a Iranem właśnie z takim scenariuszem flirtuje dziś świat. Najwyższy Przywódca Iranu, Ali Chamenei, przeżył. Jego reżim nadal jest chroniony. Jego machina propagandowa nadaje. Jego Gwardia Rewolucyjna nadal maszeruje. Jego rakiety mogą być osłabione, jego zastępcze siły zdezorientowane, jego program nuklearny cofnięty — ale on sam pozostaje nietknięty.

Więcej

Kurdowie:
zapomniany naród
Paul Finlayson


Niedawno znalazłem się na spotkaniu zorganizowanym przez godną podziwu, nieco donkiszotowską organizację Tafsik — grupę, której misją jest zszywanie postrzępionych nitek ludzkiej wspólnoty w epoce dudnienia plemiennych werbli. To było wspaniałe wydarzenie, kalejdoskop sprzeciwu wobec ponurych obrazów współczesnego świata.

Więcej

Ataki Trumpa na Iran
były sygnałem dla Chin
Daniel; Greenfield


Ameryka właśnie stała się nieprzewidywalna.
Jedną z największych słabości amerykańskiej polityki zagranicznej była nasza przewidywalność. Nasi przeciwnicy potrafili dokładnie określić, co zrobimy, a czego nie.


Jednym z największych atutów prezydenta Trumpa jest jego nieprzewidywalność. W sprawie ataków na Iran nie tylko trzymał wszystkich w niepewności do ostatniej chwili, ale też zastosował wyrafinowane środki, by zmylić obserwatorów. Dan Caldwell, znajomy Tuckera Carlsona, został usunięty z Pentagonu z powodu zarzutów o przecieki. Podobny los spotkał kilku innych. Kiedy ataki faktycznie zostały przeprowadzone, nie pojawiły się wcześniej żadne przecieki – mimo że niektóre media twierdziły, iż mają informacje od anonimowych „urzędników”. Wszyscy nauczyli się milczeć w sprawach naprawdę istotnych.

Więcej

Czas, którego nigdy
nie zapomnimy
Phyllis Chesler

Karykatura zamieszczona przez egipskiego liberała.

Mamy przywilej żyć w tych czasach – czasach, których nigdy nie zapomnimy, w których ważą się losy narodów.


Izrael wykonał całą ciężką pracę, tę brudną robotę – w imię własnego przetrwania, w imię Zachodu, w imię całej ludzkości. Niezwykłe osiągnięcie militarne państwa żydowskiego, w połączeniu z sukcesem zadziwiającej operacji psychologicznej – zdawałoby się, że skoordynowanej ze Stanami Zjednoczonymi – doprowadziło do unicestwienia niemal już gotowej zdolności Iranu do zniszczenia Izraela – chas we’szalom (Boże uchowaj!).

Więcej
Blue line

Od wtorku do wtorku
minął tydzień
Andrzej Koraszewski 


Nieznośna lekkość dalszego bytu. Informuję szanownych czytelników o chwilowej (lub trwałej) impotencji twórczej. Podobnie jak z pszczołami (tymi od Kubusia Puchatka), z impotencją nigdy nic nie wiadomo. Mój mózg chodzi na zwolnionych obrotach, a nie chciałbym zabierać ludziom czasu ględzeniem.


Zbyt dużo palę. Siedzę na schodkach werandy, gdzie siedzieliśmy 40 minut przed śmiercią Małgorzaty, a ona silnym i ożywionym głosem referowała ostatnie wiadomości. Zawsze lubiliśmy siedzieć na tych schodkach, czasem dziwiliśmy się, że tak pięknie urządziliśmy sobie to nasze ostatnie gniazdko. Tak wyszło — dziewięćdziesiąt procent zasługi to wiele przypadków, dziesięć procent to wysiłki, żeby przypadkowym zdarzeniom nadać jakiś sens.

Więcej

„Filozof Putina”
to antysemita
Elder of Ziyon


Aleksandr Dugin, rosyjski ultranacjonalista często nazywany „filozofem Putina”, to nie tylko niebezpieczny ideolog. To także antysemita opętany teoriami spiskowymi na punkcie Izraela, a jego majaki odzwierciedlają powracającą prawdę: że Żydzi i państwo żydowskie postrzegani są jako egzystencjalne zagrożenie dla totalitarnych ideologii – właśnie dlatego, że wartości żydowskie pozostają z nimi w moralnej opozycji.

The New York Times przedstawił Dugina swoim czytelnikom w 2022 roku, opisując go jako „filozofa Putina”, który był jednym z głównych orędowników inwazji na Ukrainę.
Jego myśl opiera się na idei „eurazjatyzmu” – przekonaniu, że Rosja to odrębna cywilizacja, która powinna stworzyć państwo obejmujące cały kontynent, wzorowane na dawnym imperium, ale bez komunistycznej ideologii Związku Radzieckiego. 

Więcej

Iran jest z Ameryką
w stanie wojny od 46 lat
Daniel Greenfield


„Ameryka nie może nam nic zrobić” – przechwalał się ajatollah Chomeini, przetrzymując naszych zakładników. Administracja Cartera osłabiła rządy szacha na korzyść islamistów, którzy przejęli władzę, a następnie uniemożliwili żołnierzom piechoty morskiej obronę amerykańskiej ambasady i ludzi w niej przebywających przed muzułmańskimi grupami „studenckimi”, które twierdziły, że przybywają z pokojową intencją. „Pokojowi” działacze studenccy przejęli amerykańską ambasadę i wzięli jej pracowników jako zakładników.
Najwyższy Przywódca Ali Chamenei drwił z prezydenta Trumpa w tym samym przekonaniu, że „Ameryka nie może nam nic zrobić” — w czerwcu, po tym jak zaproponowano mu porzucenie irańskiego programu produkcji broni jądrowej. Najwyższy Przywódca powiedział: „Nasza odpowiedź na amerykańskie bzdury jest jasna: nie mogą nic zrobić w tej sprawie”.

Więcej

Kolejne
„Boskie zwycięstwo”
Hussain Abdul-Hussain


Wygląda na to, że Chamenei powtórzy błędy Saddama i Nasrallaha: bombastyczne przemówienia, nierealne obietnice zniszczenia Izraela i machina wojenna zdziesiątkowana przez państwo żydowskie. Niezależnie od wyniku wojny między Iranem a Izraelem, Teheran ogłosi zwycięstwo. Najwyższy Przywódca Iranu Ali Chamenei już zacytował werset Koranu „zwycięstwo od Boga i nieuchronny podbój”. Obserwatorzy Bliskiego Wschodu widzieli ten film wiele razy i zawsze kończy się tak samo: dzięki swojej potędze militarnej Izrael zwycięża — podczas gdy pobity Iran i jego sojusznicy pokazują znak zwycięstwa na gruzach, które kiedyś nazywali domem. Zwycięstwo militarne nigdy nie zdarza się przez czysty przypadek. Jest to jedynie wierzchołek góry lodowej — wynik zbudowany na sukcesie w innych dziedzinach, w tym wolności, dobrych rządach, rządach prawa, wzroście gospodarczym i postępie naukowym.

Więcej
Dorastać we wszechświecie

Ciąg dalszy „Listów
z naszego sadu”
Andrzej Koraszewski

Niech przemówi mój
podziw dla Żydów
Paul Finlayson

Rewolucja już jest,
ale jaka to rewolucja?
Alberto M. Fernandez

Granice nieposłuszeństwa
obywatelskiego
Patrycja Walter

Myśli o dziennikarstwie
zależnym
Andrzej Koraszewski

Antysemityzm  gorszy niż
twojej babci
Avi Herbatschek

Wojna Izraela z Iranem
jest przysługą dla ludzkości
Z materiałów MEMRI 

Izrael musi powiedzieć
kim jest wróg
Yonatan Daon

Komiczny upadek
kultu kefiji
Brendan O’Neill

Świat pogrążył się
w moralnej otchłani
David Collier

Powinniśmy poważnie traktować
hasło „Śmierć Ameryce”
Daniel Greenfield

Antysemityzm bywa wyrokiem
śmierci
Joshua Hoffman

Izrael wykonuje
brudną robotę za innych
Elder of Ziyon

Chirurgiczny atak
na tyranię islamistyczną
Brendan O’Neill

Tak wygląda
„Nigdy więcej”
Joshua Hoffman

Blue line
Polecane
artykuły

Hamasowscy mordercy


Stawianie czoła


 Dyplomaci, pokerzyści i matematycy


Dlaczego BIden


Nie do naprawy


Brednie


Rafizadeh


Demokracje powinny opuścić


Zarażenie i uzależnienie


Nic złego się nie dzieje


Chłopiec w kefiji


Czerwone skarby


Gdy­by nie Ży­dzi


Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem


Wielki przekret


Łamanie praw człowieka


Jason Hill

Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk