Prawda

Wtorek, 19 marca 2024 - 08:26

« Poprzedni Następny »


Próby świadectwa


Andrzej Koraszewski 2013-12-24

W 1971 roku “Czytelnik” wydał pod tym tytułem  niewielką książkę Jana Strzeleckiego. Autor pisał we wstępie, że jest to zarys moralno-intelektualnych doświadczeń czasów wojny. Ta książka jest dla mnie szczególnie ważna. Starszy ode mnie o pokolenie Jan Strzelecki, był zaledwie o kilka lat młodszy od mojego ojca. My byliśmy pokoleniem dzieci rodziców, którzy budzili się z krzykiem po nocach i którzy mieli zrozumiałe trudności z przekazaniem nam tych doświadczeń. Uciekali często w milczenie, by oszczędzić nam  opisów zdarzeń wykraczających poza nie tylko dziecięcą wyobraźnię.

 Przez lata zbierałem okruchy wiedzy o zdarzeniach, które składały się na ich wielką traumę. Próbowałem je zebrać w autobiograficznym opowiadaniu „Ojhyzna”, do którego polskiej wersji czytelnik może dotrzeć na łamach „Racjonalisty”, tu publikuję tylko jego początek w tłumaczeniu na angielski (Fodderland).


To opowiadanie mógłbym przepisywać, uzupełniać i szlifować bez końca, ponieważ coraz to nowe doświadczenia własne odsłaniają i przydają wagi zdarzeniom, w których uczestniczyło poprzednie pokolenie. Stosunkowo niedawno dostałem wycinki z przedwojennych poznańskich gazet, gdzie znalazłem opisy początków lat trzydziestych, brutalnych, fizycznych ataków nie tylko na Żydów, ale i na starych profesorów, którzy odważali się protestować przeciw zbydlęceniu. Pojawia się w tych opisach postać Tadeusza Jasińskiego, brata mojej matki, którego opisywano w endeckiej prasie jako „sanacyjnego bojówkarza”, a w „Dzienniku Poznańskim” jako młodego człowieka, który wraz z kolegą miał odwagę stawić czoła grupie bandziorów, atakujących na ulicy starego profesora i towarzyszące mu kobiety.  Tadeusz zginął w czasie wojny w ZSRR z rąk NKWD, ale te wycinki pozwoliły mi lepiej zrozumieć jedną z pierwszych zapamiętanych scen, kiedy moja matka podnosi deskę na schodach i widzę ręce,  które odbierają jedzenie. Pamiętam wystraszone oczy matki, która widzi, że ja widzę i przerażająco poważną rozmowę z niespełna pięcioletnim dzieckiem, że nie wolno o tym co widziałem powiedzieć ani słowa NIKOMU.


Strzelecki pisze:

„Myśmy wiedzieli, czym jest braterstwo. Braterstwo oznacza utożsamianie się z kimś drugim, nieoddzielanie jego losu od swojego; więcej nawet – widzenie jego niebezpieczeństwa wyraźniej niż swojego, doznanie, że jego śmierć jest trudniejsza do przeżycia niż własna. Braterstwo jest łatwością przekraczania tych granic, które filozofowie głoszący samotność człowieka uznają za nieprzekraczalną linię, za którą jest już tylko milczenie lub powrót własnego głosu.”

Z biegiem lat rozumiałem słowa Strzeleckiego coraz lepiej i nie dlatego, że byłem starszy i mądrzejszy, ale dlatego, że powracały realia pozwalające lepiej zrozumieć czas pogardy.

W marcu 1960 roku Tadeusz Mazowiecki wygłosił odczyt w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej, kończył ten wykład słowami:

„Dlatego walka z antysemityzmem nie jest żadną zasługą ani żadnym humanitarnym gestem litości; nie jest ona też tylko walką o godność Żydów, ale w równej mierze walką o naszą własną godność. Jest walką o godność wszystkich. Uogólnienie właściwe samej istocie antysemityzmu prowadzi bowiem poza pewien próg pojęć moralnych, którego człowiekowi przekroczyć nie wolno, jeśli nie ma się wszystko zawalić.” (Całość tego wykładu można przeczytać tu: Antysemityzm ludzi łagodnych i dobrych .)

W tym samym wykładzie Tadeusz Mazowiecki cytował Leszka Kołakowskiego:

 "...antysemityzm jest środkiem wytwarzania symbolu społecznego. Walka z Żydami  rzadko bywa celem dla siebie. ...Najczęściej hasła walki z Żydami łączone są też z innymi, stanowiącymi właściwą, polityczną treść walki. Historia dostarcza pod dostatkiem takich połączeń, w których zwalczano na przykład Żydów i chrześcijan, Żydów i komunistów, Żydów i demokratów. ...W naczelnej misji społecznego oddziaływania antysemityzm ma stworzyć uniwersalny symbol zła, który następnie chce się związać w umysłach z tymi zjawiskami w polityce, kulturze, nauce - które trzeba zwalczać. Trzeba z żydostwa uczynić obelgę, którą będzie się piętnować wszystko, co ma być unicestwione, nosiciela nie określonego zła, ale zła w ogóle, abstrakcyjny symbol ujemny, dający się dołączyć do dowolnej sytuacji, jeśli pragnie się ją jako ujemną przedstawić przed światem”.
 

Ponad pół wieku temu Mazowiecki mówił:

„Antysemitów wśród nas nie ma. Nikt, poza jednym czy drugim fanatykiem, do takiej nazwy dziś się nie przyzna. Zawsze zresztą ludzie łagodni i dobrzy mówili: „Antysemitą, to ja nie jestem, potępiam tego rodzaju postawę, ...ale ci Żydzi.”

Ilekroć piszę o odradzaniu się atmosfery lat trzydziestych spotykam się z niedowierzaniem i kpiną, jeszcze częściej z otwartą wrogością, w szczególności tych, którzy pytają: „czy wolno krytykować Izrael” i tych którzy bronią praw człowieka, ale tylko tego człowieka, któremu utrudnia się zabijanie Żydów.


Pokazywanie muzułmańskiego, obsesyjnego antyjudaizmu budzi obłąkany gniew postępowych liberałów na Zachodzie, wściekłość  narodowców  i groźby ze strony neonazistów. Ten dziwaczny sojusz nie jest ani nowy, ani tak dziwny jak mogłoby się zdawać. Tę osobliwą koalicję łączy nienawiść do demokracji, do wolnego rynku, do  systemu parlamentarnego. Obie strony potrzebują symbolu zła. Na salonach nie wypada mówić, że jest nim Żyd, więc dziś jest nim syjonista, albo Izrael.


Salonowy lekko w antysyjonizm udrapowany antysemityzm udziela coraz więcej przyzwolenia temu antysemityzmowi, który nie owija już niczego w bawełnę. Tysiące drobnych wydarzeń pokazują jak wzbierające strumienie zaczynają się zlewać w potężną rzekę.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, 5 grudnia 2013 roku państwowa telewizja rumuńska nadała program z kolędami , jedna z nich brzmiała tak:

„Żydki, przeklęte Żydki, święty Bóg nie zostawi ich przy życiu, ani w niebie, ani na ziemi, będą tylko dymem z komina, do tego tylko Żydek jest dobry, żeby był dymem z komina nad ulicą.”

Jeszcze dziesięć lat temu ta koszmarna kolęda wywołałaby burzę, pisałyby o niej wszystkie gazety, politycy zastanawialiby się, czy Rumunia może być członkiem Unii Europejskiej, dziś wiadomość przeszła niezauważona, baronessa Ashton dyskretnie przyłącza się do świątecznego chóru.

W tym samym tygodniu, burmistrz małego miasteczka w Austrii, Karl Simlinger, zdenerwował się na dziennikarzy informujących o imigrantach starających się o azyl. Jak powiedział:

„Gówno  mnie obchodzą starający się o azyl imigranci, ale winni są dziennikarze, których powinno się wieszać jak Żydów.” 

Dokładnie w tym samym czasie, w Polsce,  w Narewce, na seminarium naukowym poświęconym  "Gradacji kornika drukarza i ochronie różnorodności biologicznej w Puszczy Białowieskiej", autor jednego z referatów mówił:

 "Drzewa w Puszczy Białowieskiej umierają, bo utraciły swój cel życia, jakim jest pragnienie bycia wyciętym i przerobionym na deski. Odpowiadają za to ekolodzy, realizujący sztuczny program Narodu Wybranego, co w ósmym dniu życia poprzez obrzezanie skrzywia ludzkie ogonki".

Kierownik zbiornika wodnego Siemianówka i radny gminy Leon Chlabicz, wszechstronnie rozwijał swoją myśl mówiąc m.in.:

„Będąc na pustyni, gdzie poprzez odpowiednie procedury, obrzezanie skrzywiające na ósmy dzień ogonek ludzki, czy codzienne hodowanie, określili się jako Naród Wybrany. A wybrany do czego? Napisane to jest w Księdze Powtórzonego Prawa Starego Testamentu. I ty będziesz pożyczał wszystkim narodom, sam nie będziesz pożyczał. Ty zapanujesz nad wieloma narodami, oni nie będą nad tobą panowali. I właśnie ci ludzie wyobcowani, których genetyka psychika została ukierunkowana na tworzenie sztucznego świata realizują ten program i my pośrednio przyjęliśmy to.”

Autor artykułu w białostockim wydaniu „Gazety Wyborczej”,  który sam był na tym seminarium, pisał:

„Zapytają państwo, jak na owe teorie zareagowali organizatorzy spotkania, czyli przedstawiciele państwowej instytucji? Otóż nie zareagowali w ogóle. Moderujący dyskusję pochwalił nawet radnego za wszechstronną wiedzę.”

Na blogu Eylona Aslana-Levy’ego, pod artykułem wyjaśniającym dlaczego tzw. antysyjonizm jest tylko kiepsko zamaskowaną formą antysemityzmu, internauta napisał:



Moje stanowisko jest takie, jeśli chcesz mnie nazywać antysemitą to niech ci będzie. Wyłącznie wzmacnisz moją odrazę do was, wy haczykowate nosy, narcystyczne dzieci kainowe.

 

(Czasami widać jak nieantysemitci strasznie męczą się w swoich maskach.)

 

Tego rodzaju „incydenty” liczą się w steki i tysiące, częstotliwość ich pojawiania się rośnie w dramatycznym tempie, ów „antysemityzm ludzi dobrych i łagodnych” przestał być czymś nagannym, przeciwnie jego zauważanie wielu uważa za rzecz niestosowną. Żadna z trzech przytoczonych wcześniej wiadomości nie znalazła miejsca w krajowym wydaniu „Gazety Wyborczej”, ale w tym czasie „Wyborcza” znalazła miejsce na kłamstwa o Izraelu.

 

Nie kupuj u Żyda

        

Hasło nie kupuj u Żyda wróciło z całą mocą. Wielką akcję organizują dziś kościoły różnych wyznań, zrzeszenia studentów, rządy, a nawet ponadnarodowe instytucje takie jak Unia Europejska.

 

Jest to efekt niezwykle udanej inicjatywy wykształconego na Columbia University inżyniera i absolwenta wydziału filozofii (a obecnie doktoranta i ofiary żydowskiego apartheidu) na uniwersytecie w Tel Awiwie, Omara Barguoutiego.

 

Urodzony w Katarze, wychowany w Egipcie przeniósł się do Ramallah, gdzie w kwietniu 2004 roku rozpoczął akcję nawoływania do  akademickiego bojkotu Izraela (Palestinian Campaign for the Academic and Cultural Boycott of Israel). Nie była to tak zupełnie nowa idea, gdyż dwa lata wcześniej  brytyjski „Guardian” opublikował list otwarty pary brytyjskich profesorów biologii, Stevena i Hilary Rose. List zdobył poparcie ponad 700 osób z środowisk akademickich więc Barguouti rozpoczynał swoją inicjatywę na sprawdzonym gruncie i wiedział, że jest na nią ogromny popyt. 

 

Bojkot akademicki Izraela udał się nadspodziewanie dobrze i jest rozwijany do dnia dzisiejszego, więc Barguouti w 2005 roku wystąpił z nową globalną inicjatywą bojkotu izraelskich towarów .

 

Wśród zaangażowanych nie-antysemitów Wielkiego Świata panuje pewna niepewność, czy hasło „nie kupuj u Żyda” ma dotyczyć tylko żydowskich towarów z tzw. terenów okupowanych, czy wszelkich produktów żydowskich, ale w ostatnich dniach sam  Omar Barguouti rozstrzygnął wszelkie wątpliwości.

 

Kiedy prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas,  będąc w RPA z okazji pogrzebu Nelsona Mandeli, powiedział na spotkaniu z dziennikarzami, że władze Autonomii odrzucają ideę bojkotu towarów izraelskich, że uznają Izrael i współpracują z Izraelem, ale apelują o bojkot towarów produkowanych w tzw. osiedlach, rozsierdzony Barguouti powiedział „Elektronicznej Intifadzie”:

 

„Nie ma palestyńskiej partii politycznej, związku zawodowego, NGO, czy innej masowej organizacji, która zdecydowanie nie popierałaby BDS . Żaden palestyński urzędnik, który nie ma demokratycznego mandatu ani rzeczywistego poparcia ze strony społeczeństwa nie może zatem mówić w imieniu palestyńskiego  narodu w sprawach istotnych dla strategii oporu wobec izraelskiego okupacyjnego reżimu, kolonizacji i apartheidu”.

 

Pomińmy fakt, że o apartheidzie mówi arabski doktorant na izraelskim uniwersytecie, bo akurat to jest tu najmniej istotne, znacznie ważniejsze jest to, że główny inicjator bojkotu izraelskich towarów  mówi wprost, niczego nie ukrywając – nie uznajemy prawa Izraela do istnienia i prowadzimy akcję „nie kupuj u Żyda”.         

 

Można dyskutować o tym, czy wezwania do bojkotu towarów produkowanych w izraelskich osiedlach za tzw. zieloną linią są zgodne czy sprzeczne z porozumieniem w Oslo, na ile wezwania do tego bojkotu traktowane są poważnie przez samych Palestyńczyków (ponad 100 tysięcy Palestyńczyków pracuje w przedsiębiorstwach izraelskich na terenie Judei i Samarii, a sklepy i domy towarowe handlujące towarami z tych przedsiębiorstw nie narzekają na brak klientów.) W elektronicznej intifadzie chodzi przecież o świat, a nie o postawy lokalnej ludności. A świat radośnie podchwycił stare i dobrze znane hasło „nie kupuj u Żyda”, które można teraz powtarzać w kościołach, w parlamentach i na naukowych seminariach jako zupełnie nowe i zgoła szlachetne.

            

Ciekawą formą głoszenia hasła „nie kupuj u Żyda” jest wspomniany wcześniej bojkot akademicki, bojkot przedstawicieli Izraela podczas festiwali sztuki, bojkot reprezentantów  Izraela na zawodach sportowych.

 

Jeszcze ciekawszą formą jest stanowcza odmowa oglądania informacji o faktach historycznych czy wydarzeniach bieżących, jeśli pochodzą one z żydowskich źródeł (oczywiście wyjątek stanowią wszelkie informacje od osób pochodzenia żydowskiego otwarcie atakujących Izrael i Żydów, domagających się likwidacji Izraela, czy chwalących organizacje zajmujące się mordowaniem Żydów. Stąd bożyszczami antysemickiej lewicy i antysemickiej prawicy są ludzie tacy jak Noam Chomsky, Richard Falk, Norman Finkelstein i dziesiątki innych.)

 

Intrygującą egzemplifikacją tej formuły hasła „nie kupuj u Żyda” był niedawny artykuł opublikowany na portalu lewica.pl, na którego czele stoi Piotr Szumlewicz, absolwent wydziału socjologii i filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Od wielu lat redaktor kwartalnika „Bez Dogmatu”.  

 

Artykuł, o którym mowa  pozornie opowiadał o tragedii upadku krakowskiego oddziału PSR, ale przede wszystkim był dramatycznym apelem by „nie kupować u Żyda”. Autorka tego elaboratu pisała:


"PSR powstał w następstwie powołanej do życia strony racjonalista.pl i jest z nią ściśle związany. Nie tylko "ojcami założycielami" działającymi i tu, i tu, ale oficjalną umową o współpracy. Racjonalista.pl jest organem medialnym PSR-u. I tym samym PSR powiązany jest z tym, z czym poza tym powiązany jest z racjonalista.pl, z instytutem MEMRI.

MEMRI to skrót od Middle East Media Research Institute i jest to agencja zajmująca się badaniem mediów Bliskiego Wschodu. Instytut MEMRI powstał w 1998 r., jego założycielami są Meyrav Wurmser, neokonserwatywna doradca prawicowych izraelskich i amerykańskich polityków, i Yigal Carmon, były oficer Amanu współpracującym z Mossadem, przez 22 lata pracownik na najwyższych szczeblach izraelskich służb wywiadowczych.

MEMRI ma główną siedzibę w Waszyngtonie i filie w Jerozolimie, Bagdadzie i Tokio, filię w Berlinie zamknięto po kilku latach istnienia, w Londynie trochę później. Na dzień dzisiejszy MEMRI zatrudnia ponad 80 pracowników. Instytut rozsyła nieodpłatnie tłumaczenia tekstów i filmików z języków krajów muzułmańskich Bliskiego Wschodu do agencji prasowych, organizacji i prywatnych osób dookoła świata, naukowców, dziennikarzy, intelektualistów, polityków... z jednej strony informując o tym, co dzieje się w mediach tych krajów, z drugiej wpływając na ich rozumienie i ocenę w krajach Zachodnich.

MEMRI podaje, że z jego usług korzysta dowództwo wojsk USA, Biały Dom, Ministerstwo Obrony Stanów Zjednoczonych, Ministerstwo Spraw Zagranicznych USA, Ministerstwo Sprawiedliwości USA oraz ponad 500 akademickich instytucji dookoła świata."


Zacznijmy od mało istotnej w tym miejscy sprawy, że racjonalista.pl jest własnością Fundacji Wolnej Myśli i  nie jest organem medialnym PSR i że racjonalista.pl nie jest i nigdy nie był powiązany z MEMRI.

 

Polska strona MEMRI zaczęła się od tego, że racjonalista.pl opublikował kilka artykułów tego  instytutu, a potem zaczęliśmy z Małgorzatą to robić bardziej systematycznie, uzyskując stałe pozwolenie na publikacje wybranych tekstów na łamach Racjonalisty.  (I tak też brzmiała notka na polskiej stronie MEMRI do chwili mojej trzeciej emerytury i rezygnacji z funkcji zastępcy redaktora naczelnego.) Redaktor portalu lewica.pl zapewne nie  ma czasu sprawdzać prawdziwości informacji zawartych w publikowanych przez siebie tekstach, ale nie to jest istotne, ważniejsze jest tu popularyzowanie przez niego hasła „nie kupuj u Żyda”.

 

Autorka elaboratu wyjaśnia, że MEMRI zajmuje się badaniem mediów Bliskiego Wschodu, informuje,  że z jego usług korzysta dowództwo wojsk USA, Biały Dom  i Ministerstwo Obrony Stanów Zjednoczonych oraz inne ministerstwa Wielkiego Szatana, jak i 500 akademickich instytucji na świecie. Zaś jej założyciel był przez 22 lata pracownikiem Mossadu. Donosi ona pospiesznie, że krytycy zarzucają MEMRI brak obiektywności, a także braki w kompetencjach, tendencyjny - antagonizujący - dobór materiałów, przekłamania, używanie cytatów wyjętych z kontekstów oraz wszelkie manipulowanie faktami na niekorzyść społeczeństw muzułmańskich.

              
Nie wiem czy absolwent socjologii i filozofii UW, Piotr Szumlewicz zajmował się kiedykolwiek analizą języka i wie co sądzić o zwrotach w stylu „naukowcy stwierdzili” czy „krytycy zarzucają”, nie wiem również czy kiedykolwiek czytał jakieś materiały MEMRI osobiście, ale najwyraźniej nie zapytał o konkretne przykłady jakichkolwiek przekłamań w materiałach MEMRI oraz o to na czym polega ów brak obiektywizmu. Najwyraźniej jednak Redaktor Naczelny portalu lewica.pl oraz szacownego niegdyś kwartalnika „Bez Dogmatu”, nie interesuje się tym, czy jakieś informacje są prawdziwe, czy fałszywe, a wyłącznie tym, od kogo pochodzą.

 

To że jakaś pani coś takiego napisała, to jest mało interesujące, to że znany i szanowany publicysta to publikuje, podpisując się tym samym  pod hasłem „nie kupuj u Żyda”,  jest alarmującym znakiem czasu.

 

Próby świadectwa

          

Czym są próby świadectwa? Jan Strzelecki pisał:

 

„Świat, który oni zamierzali stworzyć, był światem głoszącym kres wartościom, które przyświecały w ciągu ostatnich dwóch wieków, usiłowaniom  uczynienia z polityki sztuki mniej krwiożerczej. Ich negacja – której skutków doznawaliśmy w najbardziej bezpośredni sposób – wpłynęła rozstrzygająco na naszą perspektywę świata.”

 

W jednym z ostatnich akapitów tej małej książeczki mówił:  

 

„Nasz opór był oporem przeciwko światu, który oni chcieli ludziom zgotować. Ale nasz opór nie był bez reszty wyznaczony przez obiektywny układ rzeczy, tylko przez sąd o tym układzie, przez orzeczenie, że to, co oni czynią, jest zbrodnią, której istnienie jest dla nas wyzwaniem.”

 

Takie orzeczenie musi bazować na konkretnych faktach, które wymagają nieustannego sprawdzania, pokazywania ich i nieustannej gotowości przyznania się do błędu ilekroć się mylimy.            

 



fot. mojecmentarze.blogspot.com

Skomentuj Tipsa en vn Wydrukuj






Dziesięć lat „Listów
z naszego sadu”
Andrzej Koraszewski 

Redaktor naczelna „Listów z naszego sadu” (po lewej) z biologiem ewolucyjnym Jerrym A. Coynem, w koszuli z podobizną redaktor naczelnej wyhaftowaną przez japońską artystkę.

Pierwszego stycznia 1970 roku miałem strasznego kaca. Bolała mnie głowa, z radia płynął nachalny, odrażający głos pierwszego sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki. Sięgnąłem po szklankę wody i powiedziałem do Małgorzaty, wyjeżdżamy z tego kraju. Padały już takie słowa w naszym małżeństwie i zawsze to drugie mówiło – poczekajmy. Teraz jednak usłyszałem spokojne i zdecydowane – dobrze. Nie było to tak proste jak myśleliśmy, ale kiedy raz decyzja zapadła nie zamierzaliśmy jej zmieniać. W początkach sierpnia 1971 opuściliśmy Polskę na 27 lat.
W sierpniu 1997 roku byliśmy z wizytą w Polsce, przyjaciele, para wiejskich nauczycieli, postanowili nam pokazać ciekawe gospodarstwo. Gospodarz oprowadzając nas pokazał stojący nad jeziorem dom i powiedział, że to dom po jego rodzicach, który zamierza sprzedać. Ja miałem już powyżej dziurek w nosie pracę w BBC (nadawanie z Londynu do Polski straciło urok, walka o przetrwanie Polskiej Sekcji mnie nie bawiła, a samo BBC schodziło na psy).

Więcej

O „Listach z naszego sadu”


Dobrzyń nad Wisłą. Sielskie obrazki z rozległego sadu: drzewa owocowe z ...

Więcej

Sześć lat
„Listów z naszego sadu”
Andrzej Koraszewski

Foto: Henryk Rubinstein.

Pisać, nie pisać? „Listy” skończyły sześć lat i można się zastanawiać komu to potrzebne? Pisze człowiek głównie dla samego siebie, żeby poukładać myśli, tak by móc je przekazać innym do sprawdzenia. Zaczynając wysyłać „Listy” w świat, nie mieliśmy pojęcia, czy będą docierać do kilkudziesięciu, kilkuset czy do kilku tysięcy osób. Umówiliśmy się z Małgorzatą, że nie ma to większego znaczenia, że nawet gdyby docierały do tysięcy, to przecież świata nie zmienią. Jest zatem to pisanie i dzielenie się tym, co wydaje nam się interesujące, zawracaniem Wisły kijem, albo poszukiwaniem tych, którzy podzielają nasze zainteresowania, a szczególnie tych, których kompetencje są większe niż nasze i którzy mogą nam pomóc w odnajdywaniu błędów w naszym rozumowaniu. Póki żyjemy, próbujemy dowiedzieć się, na jakim świecie żyjemy, a jak się okazuje, nie jest to wcale takie proste.

Więcej

Regulamin


Czy jest możliwe stworzenie miejsca w Internecie, gdzie ludzie ze sobą normalnie rozmawiają? To...

Więcej

Autorzy

Próby świadectwa
Andrzej Koraszewski

Ojhyzna
Część I

Ojhyzna
Część II

Ojhyzna
Część III

FODDERLAND

Polecane
artykuły

Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem


Wielki przekret


Łamanie praw człowieka


Jason Hill


Dlaczego BIden


Korzenie kryzysu energetycznego



Obietnica



Pytanie bez odpowiedzi



Bohaterzy chińskiego narodu



Naukowcy Unii Europejskiej



Teoria Rasy



Przekupieni



Heretycki impuls



Nie klanial



Cervantes



Wojaki Chrystusa


Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk