Prawda

Piątek, 3 października 2025 - 00:38

« Poprzedni Następny »


Przepraszam, że przypominam raz jeszcze


Andrzej Koraszewski 2019-06-06


Do wyborów parlamentarnych pozostało już bardzo mało czasu i publicyści wydają się rozdarci między potrzebą wzmacniania morale i przyznania, że szanse na zwycięstwo maleją z każdym dniem. Wielu podkreśla, że jest to walka o demokrację, że kolejna kadencja pisowskich rządów będzie prawdopodobnie oznaczała szybkie przyspieszenie niszczenia instytucji demokratycznych, dalszej klerykalizacji polityki i wzmacniania narodowo-katolickiego patriotyzmu.

Pożyczam tytuł tego artykułu od tureckiego publicysty, Buraka Bekdila. W lipcu 2014 roku był jeszcze publicystą dziennika „Hurriet” i napisał pod tym tytułem czteroczęściową serię, ale ponieważ po pierwszym artykule otrzymał mnóstwo gróźb śmierci, więc redakcja nie zdecydowała się na publikację pozostałych trzech, które w tej sytuacji ukazały się tylko na naszej stronie po polsku. (Burak Bekdil niebawem został wyrzucony z redakcji, a następnie w obawie przed aresztowaniem wyemigrował z Turcji do Grecji.)


W pierwszym artykule z tej serii pisał między innymi: „Raz jeszcze połowa świata walczy w jednym szeregu z dżihadystami Hamasu przeciwko ich żydowskiej nemezis.” Pisał jednak nie o polityce międzynarodowej, nie o zachodnich mediach, a o tureckiej „dobrej zmianie” pod wodzą Erdogana, o biciu w nacjonalistyczne werble, o podżeganiu do nienawiści, o fałszowaniu historii i apelowaniu do antysemickich instynktów, a wreszcie, o powszechnym wśród zwolenników tureckiej „dobrej zmiany” uwielbieniu dla Adolfa Hitlera.     


Kończąc tę serię pisał:

„Tytuł tej czteroczęściowej serii miał być mocnym przypomnieniem w dzisiejszych czasach, że Hitler miał rację uważając, że emocje (religijne) są dla wielu, a rozum zarezerwowany jest dla nielicznych”.

Burak wielokrotnie w swoich artykułach pisał o kwestii instrumentalnego wykorzystywania religii w polityce i o sojuszu meczetu z tureckim nacjonalizmem. Nasza dobra zmiana jest nadal względnie łagodna, instytucje demokratyczne nie zostały jeszcze całkowicie podporządkowane Prezesowi, więc nawet jeśli mamy uzasadnione powody do obaw, porównanie do sytuacji w Turcji byłoby przesadą.

 

Dziś w kraju, w wielu analizach irytacja kieruje się na PSL, ponieważ ludowcy postanowili, że w jesiennych wyborach wystartują jednak osobno. W „Studio Opinii” Ernest Skalski przewiduje, że ta decyzja może ostatecznie zmieść ludowców ze sceny politycznej. Skalski pisze:

Na epitafium z podsumowaniem będzie czas za kilka miesięcy. Już teraz wiadomo, za jakie grzechy Pan Bóg ukarał ludowców pozbawieniem rozumu. 


Szanse, że w jesiennych wyborach PSL przejdzie pięcioprocentowy próg i uzyska jakąś mini frakcyjkę w Sejmie, są niewielkie. Ale powiedzmy, że wejdzie i że wybory wygra jakaś koalicja wokół Platformy. To też, jak na dzisiaj, nie wygląda zbyt pewnie, ale wykluczyć nie można. I wówczas tej koalicji może zabraknąć tych kilku mandatów PSL, żeby zmontować rząd, więc ludowcy może wejdą do niego na przystawkę, dostając coś w skali półtora resortu. I to jest najlepsza perspektywa, jaka może czekać tę partię na kolejną kadencję. Jednakże opuszczając teraz, przed wyborami, tę koalicję, PSL stara się, by nie wygrała ona wyborów. Więc sam sobie tę szansę odbiera.

Nie po raz pierwszy PSL staje wobec zagrożenia, że spadnie poniżej progu wyborczego. Tym razem to prawdopodobieństwo jest większe niż kiedykolwiek, więc ta prognoza wydaje się słuszna. Problem polega na tym, że PSL nawiązuje do ruchu ludowego i twierdzi, że reprezentuje ruch ludowy, ale ruchu ludowego nie ma w Polsce od 1947 roku. W 1947 PSL stanowił jedyną realną siłę, która mogła przeciwstawić się komunistom i która prawdopodobnie wygrała wybory, mimo bandyckiego terroru podczas kampanii wyborczej. Wybory zostały sfałszowane, niebawem PSL przestał istnieć. Czy jego odbudowa po roku 1989 rokowała jakiekolwiek nadzieje? Przedwojeni ludowcy wymarli, ZSL nie cieszył się szacunkiem na wsi, „Solidarność Rolników Indywidualnych” nie cieszyła się zainteresowaniem ani inteligencji, ani „Solidarności” robotniczej. Raz jeszcze wieś poczuła się zdradzona i miała po temu powód.       

 

Ernest Skalski o problemach wsi nie pisze, myśli w kategoriach mandatów w Sejmie i stołków w rządzie. Rozumiem, ale mam wrażenie, że rozumiem również spory wśród ludowców. Cokolwiek zrobią, zrobią źle, po prostu są na przegranej pozycji i prawdopodobnie nic już tego nie zmieni.


Ernest Skalski stwierdza:

Na razie obwieszczają tworzenie Koalicji Polskiej i wzywają pod swoje sztandary nieistniejący elektorat, bo ten realny jest zagospodarowany prawie w całości przez dwie wielkie siły polityczne.

Znów prawda, chociaż nie cała, PiS jest dziś na wsi i w małych miastach silniejszy niż PSL, jednak jeszcze bardziej nacjonalistyczne partie też mają tu swój elektorat. SLD przekonuje niewielu, elektorat PO i Nowoczesnej jest w ilościach śladowych. Koalicja Polska albo nigdy się nie zawiąże, albo będzie dziwolągiem na pokaz, z generałem Ochotniczych Straży Pożarnych i szefową Gospodyń Wiejskich, ustawionych do rodzinnej fotografii przed ostateczną klęską. Potem będą spory, czy ta klęska byłaby większa, gdyby zostali w Koalicji Europejskiej, czy decyzja o wyjściu nie miała najmniejszego znaczenia, bo elektorat PSL wcześniej zmienił swoje preferencje. Można oczywiście argumentować, że pozostałości przydałyby się Koalicji, ale dla ludowców to jest pytanie czy być połkniętym przez PiS, czy przez PO? Znając swój elektorat, doszli do wniosku, że jeśli partia ma przetrwać, lepiej ryzykować spadek poniżej progu wyborczego, aniżeli ryzykować wykruszenie się elektoratu do reszty. Poselskie mandaty i stołki są mniej ważne. 


Czy słuszne jest przekonanie, że niechęć do PO, Nowoczesnej, SLD i Zielonych jest na wsi tak silna, że zniechęci nawet najwierniejszych wyborców? Mogą wiedzieć co mówią. Mieszkańcy wsi i małych miast nie są ślepi i głupi i doskonale zdają sobie sprawę z bezmiaru pogardy ze strony tych koalicjantów. W wyborach w 2005 roku PiS zdobył 155 mandatów do Sejmu, Samoobrona 56, Liga Polskich Rodzin 34, PSL 25. Było to wotum nieufności mieszkańców wsi i małych miast dla PSL. Rządząca wówczas koalicja rządowa rozpadła się i kolejne wybory były w 2007 roku. Tym razem Platforma Obywatelska zdobyła 209 mandatów, PiS 166, koalicja Lewica i Demokraci 53, PSL 31. Poniżej progu wylądowała Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. PSL nieznacznie poprawiła swój wynik, głównie odzyskując część elektoratu Samoobrony, PiS na wsi umocnił się. Dlaczego? Długo można spekulować. Moje pole obserwacji było ograniczone do mediów i mojej gminy.             


Na trzy miesięce przed tymi wyborami, Krystyna Naszkowska (naczelna specjalistka od wsi i rolnictwa w „Gazecie Wyborczej”), opublikowała artykuł pod znamiennym tytułem  „Lekkostrawny Kaczyński". Wytłuszczony początek artykułu informował: Kandydat PiS może nic nie mówić, może przemawiać językiem miłości, może wrócić do tonu agresji. Rolnicy i tak na niego zagłosują. Wyjaśnienie tego fenomenu przez autorkę brzmiało: „O zwycięstwie przesądzą głosy rolników drobnych i średnich, mających kilku-, najwyżej kilkunastohektarowe gospodarstwa" — wyjaśniała dalej, że jest to grupa wyłącznie roszczeniowa, reagująca na populistyczne hasła i demagogię. Ta grupa, zdaniem Krystyny Naszkowskiej to ludzie: „wiecznie oczekujący z wyciągniętą ręką".

„Niezależnie od tego, co robi ten czy inny rząd, którego ludowcy są współkoalicjantem, zawsze potrafią się oni zdystansować od poczynań rządu niekorzystnych dla drobnych rolników i sobie przypisać zasługę, jeśli rząd zrobi coś dobrego dla tych rolników."

Dziennikarka wyraziła swój gniew, że „Nasz Dzienik” pisze zawsze ciepło o rolnikach. „Żadna gazeta nie pisze tak o rolnictwie jak 'Nasz Dziennik’”.

 

W kilka tygodni później ten ekspercki artykuł Naszkowskiej przypomniał (również na łamach „GW”), profesor Janusz Majcherek. Znany socjolog pisał o kwestii mentalnej. „Cechy owej mentalności wyłaniającej się z charakterystyki dokonanej przez Naszkowską są przerażające – pisał - To mieszanina roszczeniowości, pazerności, cwaniactwa i nieufności." Autor przypomina z dumą swój artykuł "Pieniądze wsi szkodzą", dodając z nutą żalu, że spotkała go po nim niezasłużona krytyka, ale on nadal jest przekonany, że „tylko wzrost biedy na wsi wygoni ludzi ze wsi”.  

 

Natychmiast po wygłoszeniu tej mądrości socjolog zadaje kluczowe pytanie:

„Ciekawe, czy i w jakim stopniu inteligenccy obrońcy wsi i panujących na niej stosunków, którzy wypowiadali się na łamach 'Gazety', zadowoleni są z politycznych preferencji swoich pupili?"

Socjolog oczywiście nie zauważa, że wygłasza sprzeczność — obrońcy wsi z definicji nie są obrońcami panujących na niej stosunków. Drobny rolnik mógłby być mniej narażony przy elementarnej osłonie kontraktów, przy infrastrukturze nie skierowanej wyłącznie na gospodarstwa wielkoobszarowe, przy stawce na biotechnologię (o co należałoby się spierać z niektórymi działaczmi PSL). Żeby móc jednak odkryć, co mogłoby poprawić sytuację mieszkańców wsi, trzeba zmienić mentalność inteligenta. Roszczeniową, cwaniacką, pełną bezgranicznej pogardy.   


Jeśli kogoś dziwią zachowania wyborcze mieszkańców wsi, to powinien nauczyć się czytać ze zrozumieniem zarówno teksty takie jak Naszkowskiej, jak i Majcherka.  


Po raz pierwszy w dziejach ludzkości współczesny świat zrozumiał, że wśród wszystkich bogactw naturalnych tak naprawdę liczy się tyko potencjał intelektualny społeczeństwa. Umiejętność wykorzystania tego potencjału przekreśla wszelkie niedostatki — brak złota, srebra, diamentów, ropy naftowej czy żyznej ziemi. Społeczeństwa oparte na pogardzie, na wierze w pracę przymusową, na oszustwie, są skazane na klęskę, nawet jeśli są w posiadaniu największych skarbów materialnych świata. Po odzyskaniu niepodległości najważniejsza była praca na rzecz wyrównania cywilizacyjnego poziomu miast i wsi, gdyż przy tak wielkich nierównościach pokusa oszukiwania najbiedniejszych jest zbyt wielka.


Po 1989 roku nowe mody intelektualne (a inteligencja jest niezwykle wrażliwa na mody intelektualne) kazały lewicy laickiej wierzyć w niewidzialną rękę rynku, ale niewidzialna ręka rynku zachowywała się jak Królowa Korony Polskiej, czyli nie robiła nic. Niewidzialna ręka rynku istnieje i działa naprawdę, ale do tego konieczne jest spełnienie warunków, o których nasza inteligencja nie chciała nawet słuchać.  


W politycznych decyzjach na pierwszy ogień poszły pod nóż spółdzielnie rolne, chociaż to one były najważniejsze, jeżeli gospodarstwo rodzinne miało się modernizować. Związki rolnicze mogły dotrzeć do rolników i wiedziałyby jak z nimi rozmawiać, istniało przedstawicielstwo polityczne wsi, była szansa na rozmowę z wsią. Sama propozycja rozmowy o partnerstwie politycznym z wsią była obrazą uczuć polskich inteligentów. W „Gazecie Wyborczej" o wsi i rolnictwie wypowiadali się teatrolodzy i aktorzy, socjolodzy i czort wie kto, jedno było wykluczone, żeby spróbować porozmawiać z tymi, którzy coś wiedzą i inteligentami nie są.


Kiedy zniszczono już rolniczą spółdzielczość, kiedy zamordowano związki i doprowadzono do fragmentaryzacji przedstawicielstwa wsi (kto dziś pamięta sławetny okrzyk prezydenta Wałęsy: „Nie chcę, żeby była jedna partia chłopska, bo wtedy chłopi nie dadzą nam chleba". Nie dadzą!), przyszła pora na wiejskie przedszkola i wiejskie szkoły.


Dlaczego durny chłop słucha największych populistów i demagogów? Może mówi: wszystko jedno kto mnie oszuka, ale fajnie jest jak ktoś chociaż przez czas kampanii udaje człowieka.


Powróćmy do profesora Janusza Majcherka. Profesor kończył swój artykuł słowami:

„Anachroniczni politycy reprezentujący takie zacofane środowisko społeczne nie zapewniają Polsce nowoczesnego rozwoju. Prowadzenie polityki utrwalającej ten stan rzeczy jest szkodliwe dla kraju i większości jego mieszkańców."

Profesor ma rację, chociaż ten zwolennik nauczania w szkołach erystyki zamiast matematyki raczej nie wie, dlaczego.


Uprzedzenia i przesądy wobec wsi nie znikną same, budowa zaufania to długi i trudny proces. A ponieważ się jeszcze nie zaczął, to pogardzani głosują na tego inteligenta, który obiecuje więcej.


Czy Platforma może zawalczyć o wieś i małe miasto w inny sposób jak tylko obiecując więcej niż obiecuje PiS?      


Musiałaby chcieć, a ponieważ tej woli nie widać, ludowcy wolą próbować beznadziejnej walki sami.


Moją uwagę zwrócił inny artykuł w „Studio Opinii”, profesor Stanisław Obirek przypomniał zapomniany flirt katolików z komunizmem. Czytając ten tekst uświadomiłem sobie, że kiedyś o tym pisałem. Google mi pomógł, 21 lat temu opublikowałem w paryskiej „Kulturze” artykuł pod tytułem „Stan inteligencki na drodze do kapitalizmu”. Pisałem w nim o książce Józefa Chałasińskiego Przeszłość i przyszłość inteligencji polskiej. Chałasiński prezentował marksizm i katolicyzm w wydaniu polskiej inteligencji jako dwie strony tego samego medalu. "Dla obydwu tych kierunków — pisał — historia istnieje jako obiektywny proces rozwojowy, kierowany przez jakieś ostateczne sprężyny metafizyczne... jest rzeczą drugorzędną czy tą historią kieruje wola boża, czy jakieś wewnętrzne siły..." Ówczesny hetman polskiej inteligencji marksistowskiej — Stefan Żółkiewski - poszukiwał formuły łączącej marksizm z jakimś neopozytywizmem. Zdaniem Chałasińskiego, w płaszczyźnie metodologicznej był to trójkąt, którego nieuniknioną charakterystyką była niewierność, zaś w płaszczyźnie praktycznej sprowadzało się to zaledwie do prób dialogu między marksistami i katolikami. Ani „Tygodnik Powszechny", ani „Przegląd Kulturalny" nie zamierzały i nie były w stanie wyprowadzić inteligencji z kawiarni, mogły co najwyżej przezwyciężać wrogość między stolikami.


Z perspektywy czasu to zaledwie ciekawostka historyczna, ale znacznie ważniejsza była jego diagnoza mentalności warstwy inteligenckiej.  


Na drugim roku studiów, jako niespełna dwudziestoletni student, w ciągu  jednej nocy przeczytałem książkę Chałasińskiego. Dlaczego właśnie ta książka była dla mnie wstrząsem? Była ona z jednej strony fotografią rodzinną, z drugiej nagłym wzmocnieniem tego, o czym wcześniej czytałem u Nałkowskiego i Krzywickiego.


Szlachecka genealogia inteligencji polskiej, inteligenckie getto ludzi dobrze wychowanych, pomieszanie patriotyzmu i kultury pogardy (pogardliwego stosunku do pracy i pogardliwego stosunku do innych), Sienkiewicz zastępujący prawdziwą literaturę, uczący stanowej i narodowej ksenofobii.


Mój pokoleniowy bunt znalazł w pracy Józefa Chałasińskiego swój manifest. Zapewne nie zdawałem sobie wówczas sprawy z tego, że to co mi się w tej książce podobało najbardziej — wyostrzony obraz, prezentacja inteligencji w czarno-białych kolorach, przeciwstawienie inteligenckiego getta nielicznej grupce outsiderów — stanowiło również jej największą wadę.


Chałasiński nie stroił swojej książki w szaty naukowej teorii, walił z armaty w marksistów, katolików i liberałów, pokazując zjawisko, które doskonale znałem z historii rodzinnej — historię zubożałej szlachty, która straciwszy swoje majątki przenosiła się do miast i tworzyła namiastkę warstwy oświeconej. Wykształcenie było dla tej grupy symbolem statusu, drogą do zdobycia pozycji w towarzystwie. Profesjonalizm, rzetelna praca, osiągnięcia zawodowe to nie były cele tej grupy. Wzorem osobowym dla polskiej inteligencji pochodzenia szlacheckiego był salonowy mędrzec, który dobrze tańczył, najsprawniej wygłaszał podzielane przez innych opinie i błyskotliwie krytykował wszelkich przeciwników tych opinii.


Chałasiński zwracał uwagę na fakt, że w okresie zaborów w Wielkopolsce funkcję przywódców politycznych pełnili wiejscy lub przemysłowi działacze gospodarczy, natomiast w Warszawie królowali literaci, a w Galicji urzędnicy i uczeni traktujący swoje katedry jak starostwa. Dystans między inteligencją a ludem był źródłem dumy, tak samo jak źródłem dumy było unikanie wszelkich użytecznych zajęć.


Chałasiński wskazywał na inteligencję katolicką jako na tę część inteligenckiego getta, która w równym lub w jeszcze większym stopniu niż marksiści blokowała transformację tej warstwy i strzegła tradycyjnych dystansów między warstwą oświeconą a ludem. Inteligenckie credo niewątpliwie formułowane było na łamach „Tygodnika Powszechnego" wyraźniej niż w innych pismach. "Nie wykształcenie wyróżnia inteligencję — cytował „Tygodnik" Chałasiński — lecz produkcja kulturowa w odróżnieniu od produkcji ekonomicznej."


W innym miejscy autor cytował pomieszczone na łamach „Tygodnika" ostrzeżenia iż "nie wolno… kosztem wartości inteligencji powiększać jej ilości". Podczas gdy marksiści otwierali drogę do społecznego awansu, ale zastępowali wykształcenie propagandą, inteligencja katolicka pozostawała wierna idei zamkniętego i liczebnie ograniczonego getta. To getto było tradycyjnie gettem "Europejczyków". Józef Chałasiński w końcu lat pięćdziesiątych pisał, że frazeologia europejskości jest stałym rysem polskiej inteligencji, ale że jest ona z reguły nie tyle próbą przybliżenia zachodniej nowoczesności do ludu, co formułą podkreślającą nasz dystans od tego ludu. Twierdził, że w tej europejskości nie ma odpowiedzialności ani za Polskę, ani za Europę, że jest to głównie wyraz skłonności do hedonistycznej konsumpcji, a nie do zbiorowego trudu.


Ten czarny obraz inteligencji jako warstwy społecznej złagodzony jest opisem „bezdomnych", inteligenckich twórców żyjących poza gettem, tworzących wielkie dzieła w samotności, dzieła, które składają się na nasze najpoważniejsze dziedzictwo kulturowe. Ci „bezdomni" byli z reguły buntownikami przeciw własnej warstwie (nierzadko spalając się w tym buncie), bez szansy skierowania swojej energii na działania pozytywne. Oni tworzyli nasz kulturowy Olimp. Problem polega jednak na tym, że samotny heroizm jest możliwy w humanistyce, ale w dziedzinie nauk ścisłych sama świadomość nie wystarcza, nauki ścisłe potrzebują bazy, bazy wcześnie kształconych umysłów, instytucji, zespołów, popartego pieniędzmi uznania dla badań podstawowych i oczekiwań ze strony przemysłu na rezultaty praktyczne. W efekcie, powiada Chałasiński, polska kultura zawieszona jest w próżni. Podczas gdy inteligencja zachodnia jest współautorem cywilizacji technicznej, materialnego dobrobytu i dostosowanego do tej cywilizacji technicznej społecznego ładu, inteligencja polska jest warstwą konsumpcyjną, której outsiderzy tworzą wartości kultury, opornie i w niewielkich dawkach docierające do reszty społeczeństwa.


Zapewne współcześnie raz jeszcze można by powtórzyć stwierdzenie Chałasińskiego, że "w dziejach Polski nie było chyba drugiego momentu, który by w tym stopniu, co chwila obecna, wymagał od narodu polskiego intelektualnego wysiłku i moralnego charakteru." Prawdziwe pozostaje również zdanie z poprzedzającego to stwierdzenie akapitu, że "...u nas każde pokolenie inteligencji zaczyna pracę od początku i zawsze w ten sam sposób".


Mógłby ktoś powiedzieć, że tamte rozważania o konsekwencjach szlacheckiej genealogii polskiej inteligencji są już całkowicie bez znaczenia. Dziś problemem jest nie tyle owa szlachecka genealogia inteligencji, co fakt, że kolejne pokolenia inteligencji żywią się tym samym etosem. Pochodzący ze wsi, czy z rodzin robotniczych studenci wysilają się, żeby zasłużyć na miano inteligenta i robią na tym polu zdumiewające postępy. Przeniesione z przeszłości wzory osobowe odnajdujemy nie tylko na warszawskich i krakowskich salonach, ale również (często wręcz w karykaturalnej postaci) na wiejskich plebaniach, w pokojach nauczycielskich, w redakcjach gazet i w gabinetach lekarskich.


Opisywany przez Chałasińskiego ustawicznie demonstrowany dystans społeczny, pogarda, brak życzliwości i heroiczna obrona salonowych barykad — to wszystko są zjawiska, które znakomicie zaszczepiły się w inteligencji o innej już niż szlachecka genealogii. 30 lat temu odzyskaliśmy niepodległość, ale nie umieliśmy wybić się na demokrację. Ceną, którą dziś przychodzi za to zapłacić jest „dobra zmiana”, jeszcze nie w stylu tureckim, ale niektóre podobieństwa są uderzające. Gniewne pokrzykiwanie na ciemne masy biegu rzeki nie odwróci. Przepraszam, że powtarzam raz jeszcze, takiego mamy suwerena jakich suweren miał nauczycieli.


P.S. Kiedy 21 lat temu wysłałem mój artykuł do Paryża, zrobiłem w nim zabawną literówkę. Napisałem Europejczucy. Rozbawiony Jerzy Giedoyc przysłał mi krótki liścik: „Europejczucy? Czy może Pan to rozwinąć?"      


Tipsa en vn Wydrukuj








Chłód

Ja: Potrzeba nam więcej ciepła.

Hili: Statystycznie czy realnie?

Wersja angielska:

Me: We need more warmth.
Hili: Statistically or actually?

Więcej

Plan pokojowy Trumpa
to koszmar lewicy
Brendan O'Neill


Zaostrzając presję na Hamas, Trump ujawnił, kto naprawdę odpowiada za tę straszną wojnę.

Czy perspektywa pokoju kiedykolwiek była witana z tak ponurym nastrojem? Ledwo prezydent Trump ogłosił swój plan pokojowy dla Izraela i Strefy Gazy, a już środowiska opiniotwórcze wpadły w gorączkę cynizmu. Możliwość zakończenia potwornej wojny w Gazie wywołała nie optymizm, lecz sarkazm, podejrzliwość, a nawet dziwaczną posępność, zupełnie nieprzystającą do porozumienia, które mogłoby ocalić tysiące istnień. Od BBC, przez Sky News, po izraelofobiczne odmęty mediów społecznościowych rozległ się chór: „To się nie uda”

Jestem przekonany, że część tej wyniosłej sceptycyzmu wynika z resztek syndromu Trumpa, które wciąż krążą w elitarnych kręgach. Dlatego BBC bardziej interesowało się „hiperbolą” Trumpa i jego „egzotycznymi przesadami” niż życiem, które mogłoby zostać ocalone w Gazie. Wolało drwić z Trumpa za to, że pewnie myśli, iż to „jeden z największych dni w historii cywilizacji”, niż zastanowić się nad lepszą przyszłością Gazy. Świetne priorytety moralne, naprawdę.

Analiza Sky News wręcz ociekała drwiną. Co się stanie, pytała, „gdy oklaski ucichną”, a Hamas lub izraelska „skrajna prawica”, z całą swoją „plującą furią”, odrzucą plan? 

Więcej

Żydzi odmówili
pokornego umierania
Paul Finlayson


Lekcje od goja — przemówienie, którego być może nigdy nie wygłoszę

Katastrofa, tak zwana Nakba, jest przedstawiana światu tak, jakby historia zaczęła się 15 maja 1948 roku. Proszę bardzo: skrzypce, wieczna krzywda, rezolucje ONZ, które skamieniały w katechizm. Ale bądźmy szczerzy: prawdziwa katastrofa nie polegała na tym, co Żydzi zrobili Arabom, lecz na tym, co Arabowie zrobili sobie — swoim własnym dzieciom — i co próbowali zrobić Żydom, lecz im się nie udało. Przykro mi, panowie, Żydzi po prostu odmówili umierania. Jakież to niegrzeczne z ich strony.

Więcej
Blue line

Plan zakończenia
wojny w Gazie
Andrew Bernard


Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump i premier Izraela Benjamin Netanyahu ogłosili plan zakończenia wojny w Strefie Gazy. Zakłada on 72-godzinny termin – liczony od momentu zaakceptowania porozumienia przez Izrael – w którym Hamas ma uwolnić zakładników przetrzymywanych w Gazie.


Na konferencji prasowej po ogłoszeniu planu przez Biały Dom, Trump przyznał, że Hamas nie zaakceptował jeszcze propozycji, ale kraje arabskie i muzułmańskie prowadzą z organizacją terrorystyczną negocjacje.

Więcej

Izrael nie stworzył
„Palestyńczyków”
Ajnuli Pandavar


Nowoczesna tożsamość palestyńska nie powstała w sposób naturalny, lecz została ukształtowana przez polityczne manipulacje, ideologię islamistyczną oraz strategię zimnowojenną. Daleka od dążenia do państwowości, jej istotą od początku było sprzeciwianie się istnieniu Izraela i podtrzymywanie konfliktu.


„Allah jest najlepszym z podstępnych” (Koran 3:54). Nawet Abu Bakr, pierwszy z tzw. prawowiernych kalifów, miał powiedzieć: „Na Allaha! Nie byłbym pewien i nie czułbym się bezpieczny przed podstępem Allaha, nawet gdybym miał jedną stopę w Raju” (Sam Shamoun, „Allah: The greatest deceiver of them all”).

Więcej
Blue line

Irańscy najemnicy świętują
uznanie „Palestyny”
Khaled Abu Toameh

Siły Obronne Izraela (IDF) w tym miesiącu odkryły dziesiątki rakiet (na zdjęciu) i materiałów wybuchowych w budynku w okolicach Ramallah. (Zdjęcie: Biuro Rzecznika Prasowego IDF)

Podczas gdy oczy całego świata zwrócone są na wojnę Hamasu z Izraelem w Strefie Gazy, irański reżim i jego palestyńscy terroryści-protegowani starają się przenieść działania wojenne na Zachodni Brzeg. Ostatnio uzbrojone komórki powiązane z popieranymi przez Iran Hamasem i Palestyńskim Islamskim Dżihadem (PIJ) nasiliły ataki terrorystyczne na Zachodnim Brzegu, wymierzone w izraelskich żołnierzy i cywilów. Palestyńskie grupy odpowiedzialne za śmierć i zniszczenie w Strefie Gazy w ciągu ostatnich dwóch lat próbują teraz wystrzeliwać rakiety z Zachodniego Brzegu w kierunku Izraela. Zarówno te ugrupowania, jak i ich patroni w Teheranie, nie przejmują się tym, że rezultatem ich działań może być śmierć i wysiedlenie Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu. Władcy w Iranie i ich palestyńscy pełnomocnicy mają tylko jeden cel: mordowanie Żydów i eliminacja Izraela.

Więcej

Czy wojna z Hamasem
ma sens?
Douglas Altabef

Żołnierze izraelscy w Gazie.  Źródło: Wikipedia, rzecznik IDF

Czy zabrnęliśmy w ciemną i zdawałoby się bezdenną przepaść, z której nie możemy się wydostać, uparcie próbując wymazać to, co niewymazywalne, naprawić to, co nieodwracalnie popsute?

Obrazy, gdziekolwiek spojrzeć, są szokujące: powszechne zniszczenia, ofiary, masowe wysiedlenia spowodowane wojną Izraela z Hamasem.


Te obrazy – w połączeniu z narastającą falą potępień i reakcji, zwłaszcza ze strony rządów i społeczeństw niegdyś uważanych za sprzyjające Izraelowi – sprawiły, że wielu zaczęło zadawać pytanie: czy to wszystko ma sens?

Więcej

Zaślepienie Zachodu wobec
Bractwa Muzułmańskiego
Potkin Azarmehr


Większość współczesnych aktywistów na Zachodzie albo nie ma wiedzy, albo wybiera zapomnienie o jednym z najkrwawszych wewnętrznych konfliktów w nowożytnej historii świata arabskiego – wojnie Algierii z Islamskim Frontem Zbawienia (FIS), odłamem Bractwa Muzułmańskiego. Po zwycięstwie FIS w pierwszej turze wyborów parlamentarnych w 1991 roku, do akcji wkroczyło wojsko algierskie. W rezultacie doszło do trwającej dekadę wojny domowej — algierskiej „czarnej dekady” — w której zginęło ponad 200 000 ludzi, w większości cywilów.

Więcej

Prezydent gotów
uniewinnić niewinnego
Andrzej Koraszewski 

Premier, który mimo trwającej wojny trzy razy w tygodniu stawia się w sądzie.

Dla lewicy całego świata zasada domniemania niewinności to szatański wymysł. Faktycznie, wymyślili to sobie rzymscy poganie, mówiąc coś w rodzaju in dubio pro reo albo jeszcze gorzej – praesumptio boni viri. Fakt, że lewicowi dziennikarze, w trosce o zyski swoich redakcji, uprawiają zasadę domniemania winy, ponieważ nic tak dobrze się nie sprzedaje jak rzucanie podejrzeń (a pamiętajmy, że nie tylko pieniądze można na tym zarobić – najważniejsza jest władza). Im częściej lewica dochodziła do władzy, tym częściej dogmat domniemania winy przenikał do umysłów prawników przemienionych w dworzan i przestawał budzić protesty ludzi uczciwych.

Więcej

Przemilczane głosy
Palestyńczyków
Sheri Oz

Hamza Hovidy, dysydent z Gazy mieszkający obecnie w Niemczech, który mówi:„Jako Palestyńczyk, który doświadczył brutalnej rzeczywistości konfliktu, czuję się zobowiązany mówić otwarcie przeciwko błędnemu aktywizmowi, który rzekomo działa na rzecz naszej sprawy. Wzrost tego, co nazywam ‘Pan-lewicowością’ i jej uproszczone slogany, przynosi Palestyńczykom więcej szkody niż pożytku.”

Demonstranci wypełniają ulice Londynu, Berlina i Nowego Jorku, skandując „Wolna Palestyna” z żarliwością przypominającą religijny ruch. Niosą transparenty domagające się palestyńskiej państwowości, sprawiedliwości i wyzwolenia. Mówią z absolutną pewnością o tym, czego Palestyńczycy chcą, potrzebują i na co zasługują. Ale jeśli posłuchać samych Palestyńczyków, pojawiają się głosy, które podważają te założenia i hasła. Niespodziewanie możecie usłyszeć: „Państwo to ostatnia rzecz, której potrzebujemy”. Inny: „Sprowadziliście Arafata ponad naszymi głowami”.

Więcej

Izrael to nie
problem Libanu
Hussain Abdul-Hussain


Liban musi otrząsnąć się ze swojej nieśmiałości i zacząć dbać o własne interesy narodowe, jasno dając do zrozumienia, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż problem palestyński.
Dążenie Libanu do realizacji własnych interesów narodowych blokowane jest przez złożony układ aktorów wewnętrznych i regionalnych – na czele z Hezbollahem, ale też niektórymi arabskimi stolicami oraz „kwestią palestyńską”. Liban musi otrząsnąć się ze swojej nieśmiałości i zacząć stanowczo artykułować własne interesy narodowe, jasno wskazując, że ma ważniejsze problemy niż sprawa palestyńska, a jego solidarność z innymi państwami arabskimi kosztowała go zbyt wiele.

Więcej
Blue line

Gdy choroba psychiczna
podszywa się pod aktywizm
Lucy Tabrizi


Dlaczego współczesne ruchy progresywne coraz bardziej przypominają toksyczne związki?

Nie mogę nie zauważyć, że zachowania uznawane za toksyczne w relacjach międzyludzkich są dziś fetowane jako cnoty w kulturze aktywistycznej: manipulacja, czarno-białe myślenie, histeria, gaslighting, wybuchy przemocy. Psychologia klasyfikuje je jako objawy zaburzeń osobowości z tzw. klastra B: borderline, narcystycznego, histrionicznego oraz antyspołecznego.

Więcej

Judea i Samaria
- co dalej? 
Opinia


Profesor Eugene Kontorovich pisze na łamach The Washington Times, że zdecydowanie tak.  

 

Zdaniem profesora Kontorovicha głosowanie ONZ za państwowością Palestyny to prezent dla Hamasu więc Trump powinien odpowiedzieć uznaniem Judei i Samarii.


Prezydent Trump już zapowiedział, że tego nie zrobi i ostrzegł Izrael, żeby nie podejmował żadnych  kroków w tym kierunku. 

Więcej
Blue line

W erze AI zobaczyć
nie znaczy uwierzyć
Liat Collins


Niech nowy rok 5786 przyniesie nam prawdziwie inspirujące historie i dobre wiadomości – i uchroni nas przed światem sztucznej inteligencji, który wciąga nas w bylejakość.


Jeśli coś wydaje się zbyt piękne, żeby było prawdziwe – prawdopodobnie takie nie jest. To samo dotyczy rzeczy, które wydają się zbyt smutne lub zbyt złe. Tak właśnie działa wirtualna rzeczywistość w cyberprzestrzeni epoki sztucznej inteligencji (AI). Jest manipulacyjna.

Więcej

Pozbawiona rozumu
debata o Żydach
Joshua Hoffman


Kłamstwa, podwójne standardy i otwarta nienawiść do Żydów zastąpiły rozsądek w znacznej części globalnej debaty.

Globalna dyskusja o Izraelu nie tylko stała się wroga — stała się groteskowa.

To, co dziś uchodzi za „poważny dialog”, to w rzeczywistości propaganda przebrana za cnotę, teorie spiskowe sprzedawane jako zdrowy rozsądek i antysemityzm udający moralną jasność. 

Więcej

Kto odkryje
Bliski Wschód?
Andrzej Koraszewski


Trudno się nie śmiać, kiedy prezydent Trump zapowiada, że pogada z arabskimi przywódcami i załatwi pokój na Bliskim Wschodzie. Pusty śmiech z powodu różnych wypowiedzi Donalda Trumpa jest modny, ale jego satyryczne występy wydają się być zaledwie wyostrzeniem amerykańskiej tradycji dyplomatycznej. Z drugiej strony, Trump, zaprawiony w negocjacjach z innymi handlarzami dużych nieruchomości, wydaje się używać błazeńskich gestów i deklaracji raczej w celu zmylenia przeciwnika niż poważnie traktując własne słowa — ale tego tak naprawdę nigdy nie wiadomo.

Więcej

Katar grozi gospodarce
Zachodu
Christine Douglass-Williams

Szejk Kataru Tamim bin Hamad Al Tamimi z nieżyjącym już przywódcą Hamasu Ismailem Haniją  

Izraelski atak na terytorium Kataru zszokował świat — choć wcale nie powinien. Powiązania i współdziałanie między Katarem a Hamasem były głębokie. Dokumenty znalezione w Gazie również wykazały współpracę Hamasu z Katarem przeciwko planowi pokojowemu Donalda Trumpa. Po izraelskim uderzeniu w Dosze premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział podczas wydarzenia w ambasadzie USA w Jerozolimie:


„Skończyły się czasy, gdy przywódcy terrorystyczni cieszyli się nietykalnością w określonych miejscach… Nasi wrogowie muszą wiedzieć jedno — od momentu powstania Izraela krew Żydów nie jest tania!… 

Więcej

Postleninowscy pożyteczni
Idioci moralni
Paul Finlayson


Nie ten, kto nie potrafi liczyć, ale ten, kto obejmuje ramionami własnego kata.

Więcej

Muzułmanom nie zależy
na Palestyńczykach
Elder of Ziyon


Benjamin Netanjahu  w zeszłym tygodniu powiedział, że Izrael chciałby odzyskać inskrypcję z Siloam – hebrajski napis z VIII wieku p.n.e., dokumentujący budowę tunelu wodnego Siloam. Zgodnie z Biblią hebrajską tunel ten został zlecony przez króla Ezechiasza w celu zabezpieczenia dostaw wody do Jerozolimy przed zbliżającym się oblężeniem asyryjskim. Jest to jeden z najważniejszych starożytnych hebrajskich tekstów, a zarazem istotny dowód potwierdzający historyczne relacje zawarte w Tanachu.

Więcej

Keir Starmer rozzuchwalił
wrogów ludzkości
Brendan O'Neill


Jeśli chcesz mieć własne państwo — zabij kilku Żydów. Taki właśnie chory przekaz rozesłał w świat sir Keir Starmer. Twierdzi, że jego uznanie Państwa Palestyny, podczas gdy Hamas nadal przetrzymuje wygłodzonych Żydów w wilgotnych tunelach i marzy o unicestwieniu państwa żydowskiego, nie jest „nagrodą za terror”. Nikogo nie oszukuje — być może nawet samego siebie.

Więcej

Tommy Robinson
o Izraelu i antysemityzmie
Hugh Fitzgerald

Zrzut z ekranu wideo: https://www.youtube.com/watch?v=6xHCjHB1_s0&t=5s

Szkalowany jako „rasista”, „islamofob” i „skrajnie prawicowy” piwosz, Tommy Robinson ma mało wspólnego z tą medialną karykaturą. Niedawno udzielił wywiadu Jerusalem Post, w którym poruszył między innymi temat swojego poparcia dla Izraela, niepokoju związanego z przegrywaniem przez to państwo wojny informacyjnej oraz obaw związanych z epidemią antysemityzmu. Więcej jego poglądów można znaleźć w artykule: „Tommy Robinson pyta: 'Dlaczego jest 55 państw muzułmańskich – ale nie ma miejsca dla Izraela?'”  Yuvala Barnei i Shifry Jacobs, opublikowanym 18 września 2025 roku w Jerusalem Post.

Więcej
Blue line

ONZ – toksyczna
jubilatka
Andrzej Koraszewski 

Eleonora Roosevelt prezentująca Deklarację Praw Człowieka

Jeszcze w Jałcie ustalono, że potrzebna jest organizacja kontrolująca świat i że w tej organizacji Związek Radziecki ma mieć trzy głosy, a nie jeden. Tak więc na początek wśród państw założycieli był ZSRR, a osobno radziecka republika Ukraina i radziecka republika Białoruś. Dalej było już z górki. Uzgodniona w Jałcie strefa wpływów ZSRR oznaczała utworzenie krajów socjalistycznych, które w ONZ głosowały jednolicie. Należało jeszcze uzbroić ruchy narodowo-wyzwoleńcze, wzmocnić ruchy antyamerykańskie i droga do pełnej dominacji w tej wspaniałej organizacji była otwarta.


Nie, nie wszystko szło jak z płatka. Zachód długo opierał się przeciwko przyjęciu do ONZ Chińskiej Republiki Ludowej. Jednak przy obsadzie ważnych stanowisk, a przede wszystkim fotela Sekretarza Generalnego ONZ, blok radziecki radził sobie coraz lepiej.


Oficjalnie ONZ została powołana do życia 24 października 1945 roku. Jej głównym celem miało być zapobieganie konfliktom zbrojnym oraz walka o prawa człowieka. Nic dziwnego, że po osiemdziesięciu latach organizacja chwali się, że zapobiegła niezliczonym wojnom, a jej siły pokojowe dokonały cudów. 

Więcej

Hamas przyznaje, że traktuje
szpitale jako militarne zasoby
NGO Monitor


Zgodnie z prawem międzynarodowym, szpitale i placówki medyczne mają status przestrzeni chronionych – wyraźnie wyłączonych z użytku militarnego. Jednak w Strefie Gazy Hamas systematycznie narusza te gwarancje, wykorzystując ośrodki zdrowia do celów wojskowych.


Dla Hamasu szpitale to nie tylko miejsca udzielania pomocy medycznej. Stanowią one centra dowodzenia i kontroli, punkty wejścia i wyjścia dla tuneli terrorystycznych, magazyny broni oraz ośrodki zbierania informacji i prowadzenia obserwacji. W placówkach medycznych leczeni i ukrywani są ranni bojownicy Hamasu – często osoby zajmujące w organizacji kluczowe stanowiska. W tych samych miejscach odbywają się spotkania na wysokim szczeblu, prowadzona jest bezpieczna komunikacja i koordynacja z sieciami terrorystycznymi. W wyniku tych działań system opieki zdrowotnej w Gazie przestał być przestrzenią humanitarną, a stał się integralną częścią aparatu terrorystycznego Hamasu.

Więcej

Coś gnije
w państwach Europy
Fiamma Nirenstein

Źródło zdjęcia: zrzut z ekranu wideo – Al Dżazira

Nie miejmy złudzeń: to jest podżeganie. Wezwanie do ataku na Żydów jest jednoznaczne. Stoimy na krawędzi nowych pogromów.

Atmosfera w Europie jest zepsuta. Czuć ją w eksmisjach na Politechnice w Turynie, w pobiciu żydowskiego profesora w Pizie, w napaściach na turystów, w zamykaniu obiektów sportowych i kulturalnych, w protestach i strajkach przedstawianych jako „solidarność z Gazą”.

Więcej

Izrael właśnie obnażył
podwójną grę Kataru
Hugh Fitzgerald

Prmier Wielkiej Brytanii Keir Starmer oraz władca Kataru emir-Szejk Tamim bin Hamad al-Thani.

Jonathan Speyer opisuje fałszywy wizerunek Kataru – głównego sponsora Hamasu i Bractwa Muzułmańskiego – który udaje mediatora działającego w dobrej wierze między organizacją terrorystyczną a Izraelem. W artykule zatytułowanym „Grać podpalacza i strażaka: jak Zachód nabiera się na śmiertelną grę Kataru”, opublikowanym w The Jewish Chronicle 16 września 2025 roku, czytamy:

 

Więcej
Dorastać we wszechświecie

Jak radziecka propaganda
nadal manipuluje Zachodem
Pierre Rehov

USA samotne w Radzie
Bezpieczeństwa ONZ
Adam Eliyahu Berkowitz

Sudan: prześladowanie
chrześcijan
Christine Douglass-Williams

Australijska fantazja
o spójności społecznej
Nils A. Haug

Medialna pornografia
ludobójstwa
Phyllis Chesler

U E korumpuje media
głównego nurtu
Robert Williams

Współczucie pozbawione
kontekstu
Andrzej Koraszewski

Analiza prawna
raportu Pillay
UN Watch 

Naziści też udawali
ofiary
Anonim

Gorączka skarg
i zażaleń
Paul Finlayson

Gaza: zaopatrzenie w żywność
i matematyka 
Henryk Rubinstein


Francja:
Godzina populistów
Amir Taheri

Rola Kataru
jako „superpośrednika”
Hussein Aboubakr Mansour

Wszystkie oczy
na Gazę
Andrzej Koraszewski

Od Monachium
po Teheran i Dohę
Stephen M. Flatow

Blue line
Polecane
artykuły

Homo sapiens idzie na wojnę


Wojna z izraelskimi politykami


Tajemnica popularności


Hamasowscy mordercy


Stawianie czoła


 Dyplomaci, pokerzyści i matematycy


Dlaczego BIden


Nie do naprawy


Brednie


Rafizadeh


Demokracje powinny opuścić


Zarażenie i uzależnienie


Nic złego się nie dzieje


Chłopiec w kefiji


Czerwone skarby


Gdy­by nie Ży­dzi


Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem

Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk