Właśnie niedługo będę chrzestnym 5 letniego dziecka. Mówiłem matce, że nie będę zajmował się edukacją religijną tego dziecka, bo co raz mniej wierzę w sens tego wszystkiego i raczej jestem na drodze do odejścia od religii. Powiedziałem jej, że dziecko musi świadomie przyjąć wiarę i dopiero chrzest - to jest napisane w NT (zacytowałem jej). Inaczej ja, ona i dziecko będziemy potępieni, a w ogóle to będzie krzywoprzysięstwo z mojej strony i czuję się z tym niezbyt komfortowo. Więc matka na to: dziecko idzie do przedszkola, będzie już przychodzić katecheta i dzieciak będzie odludkiem, dzieci będą go wytykać palcami, nie chce by dziecko czuło się jak trędowate, a moje odejście od religii jej nie przeszkadza. Innymi słowy potrzebny jest facet do trzymania świecy... Zgodziłem się, bo wiedziałem już wcześniej od żony co się kroi, ale kiedy z żoną o tym rozmawialiśmy nie zgodziłem się i byliśmy przez 2 dni pokłóceni. W końcu z miłości dla niej zgodziłem się. Czuję się niekomfortowo, ale zrobiłem to dla żony. Znam pogląd/stary zabobon, że dziecku się nie odmawia - bo niby czemu? Tylko że dziecko mnie nie prosi - ono w ogóle nie wiec co się dzieje - robią to rodzice w imię społecznego konformizmu. Widać, jak bardzo mocna jest pozycja KK w Polsce. Dzięki za świetny artykuł Panie Lucjanie.