Myślenie niektórych ludzi postępowych przepojone jest osobliwymi założeniami. Zakładają, że ponieważ bardzo często używają słowa „rasista”, afirmują krytyków teorii rasy i lamentują nad złem kultury Zachodu, oni sami nie mogą być rasistami. Zakładają, że używanie określenia „wuj Tom” – i jego odmian, włącznie z określeniami takimi jak „domowy czarnuch” i „tubylcza wtyka” – jest absolutnie zgodne z ich statusem antyrasisty. Mylą się.
Bowiem zawarta w tych określeniach jest złowroga implikacja: “jeśli nie zgadzasz się z tym, jak moim zdaniem powinien myśleć ciemnoskóry człowiek, to nadal jesteś czarnuchem” – niewolnikiem podporządkowanym interesom białych ludzi. Mówi to: „jeśli nie zgadzasz się ze mną, nie możesz myśleć samodzielnie”.
Proszę zauważyć, jak odziera to ze sprawczości – depersonalizując i dehumanizując. Proszę zauważyć, że implikacje tego są zarówno rasistowskie, jak i chamskie. Rasistowskie, bo zakłada, że tożsamość rasowa ma dyktować to jak myślisz i co myślisz. Aroganckie, bo zakłada, że „tylko czarni, którzy zgadzają się ze mną, robią to z własnej woli”. Myśl, że człowiek o innym kolorze skóry może nie zgadzać się z nimi bez tego, by został tak uwarunkowany, jest zbyt dla nich nieprzyjemna.
Fanatyzm tych antyrasistów oznacza – jak na ironię – że nie mogą tolerować pluralistycznego społeczeństwa. Ciemnoskórzy ludzie, wierzcie lub nie, mogą bowiem być postępowi, konserwatywni, liberalni lub wyznawać faszyzm. Ludzie o czarnej i brązowej skórze są ludźmi i jako ludzie powinni mieć wolność uważania, co chcą, bez oskarżeń o zdradę.
Liberalni muzułmanie i ex-muzułmanie też są mierzeni tą samą, paskudną miarą. Na konferencji na uniwersytecie w Bath zorganizowanej przez pracowników naukowych, którzy wierzą, że największym zagrożeniem dla świata są neokonserwatyści i syjoniści (ciekawe), mówca nazwał ex-muzułmanów tubylczymi wtykami, bo mają czelność sprzeciwiać się islamskiemu ekstremizmowi bardziej niż sprzeciwiają się Zachodowi – temu samemu Zachodowi, który w rzeczywistości dał im wolność krytykowania islamskiego ekstremizmu bez groźby śmierci lub uwięzienia. Jeśli jako muzułmanin lub ex-muzułmanin nie nienawidzisz Zachodu i Izraela i nie gardzisz z równą żarliwością Samem Harrisem, wartość twojej opinii niezmiernie spada. Odkrył to ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu Maajid Nawaz.
Biały autor książki i całej litanii niedawnych artykułów o islamie, Nathan Lean, szydził z białego Sama Harrisa za napisanie książki o islamie. Już to jest wystarczająco idiotyczne. To co czyni z tego wręcz spektakularny idiotyzm – i Lean prawdopodobnie wie o tym – jest fakt, że książka ta została napisana wspólnie z Maajidem Nawazem, praktykującym muzułmaninem. Lean – próbując, co zrozumiałe, nie wyjść na jeszcze większego idiotę, ale gotowy zaryzykować, że będzie wyglądać na skończonego ciula – zignorował Nawaza w swoim potępieniu Harrisa. Potem, po niejakich naciskach, mówił o Nawazie jako “muzułmańskim potakiwaczu“ Harrisa.
Pora wspomnieć, że książka Leana o islamie jest krytyką “przemysłu islamofobii“, dlatego można założyć, że uważa się on za zdecydowanego antyrasistę. Jak jednak antyrasista może używać określenia „potakiwacz”, beztrosko odmawiając człowiekowi sprawczości, depersonalizując jego myśli, umysł i zdolności krytyczne, oddzielając człowieka od jego człowieczeństwa? Poczucie moralnej wyższości, jakie daje ci zwykłe mówienie, że jesteś antyrasistą, nie wyklucza, że wygłaszasz rasistowskie gówno i nie powinno uwalniać cię od potępienia, na jakie to zasługuje. Trzeba pokazać, że jest się antyrasistą, a Nathan Lean w najmniejszym stopniu tego nie zrobił.
Hari Kondabolu, artysta komediowy z Nowego Jorku rozpoczął hasztag #bobbyjindalissowhite [Bobby Jindal jest tak biały – Jindal, syn hinduskich imigrantów kandyduje na prezydenta USA], w odpowiedzi na przemówienie tego gubernatora Luizjany, w którym powiedział:
Mam dość całego tego gadania o Amerykanach z łącznikiem. Nie jesteśmy Indian-Americans, Irish-Americans, African-Americans, bogatymi Amerykanami lub biednymi Amerykanami – wszyscy jesteśmy Amerykanami.
Kondabolu, wyraźnie wzburzony tym szokującym oświadczeniem, wysłał serię tweetów o białości Jindala, które były ewidentnie śmieszne.
(Jak ten. I ten. I ten. Ten wart jest wypisania na nagrobku, co do czego jestem pewien, że się zgodzicie.)
Te tweety pokazują, że ten rodzaj rasizmu zakorzeniony jest w portretowaniu poglądów mniejszości ludzi o czarnej i brązowej skórze jako nieautentyczne i uważaniu innego zdania za zdradę. Pozwalaliśmy zbyt długo, by plenił się ten rodzaj rasizmu, a teraz wreszcie zakwitł i jest obrzydliwy i paskudny. Niesie ze sobą zgubną myśl – o której sądziłem, że została pogrzebana dawno temu – że jednostki nie powinny być jednostkami, ale stereotypami: na przykład, nienawidzącym Zachodu muzułmaninem. Czas się z tym rozprawić, wygnać tam, gdzie jest miejsce dla takich poglądów – do mrocznych spelun mrocznych rasistów. A przede wszystkim, zacznijmy to kwestionować.
The racism of-some anti-racists
Dlaczego popieram Euston Manifesto
Kiedy byłem młodszy, byłem antyimperialistycznym lewicowcem, który wierzył w relatywizm moralny. Uważałem, że wartości Zachodu – demokracja i wolność, praktykowane gdzie indziej, ale najlepiej ucieleśniane na Zachodzie – są moralnym odpowiednikiem wartości nie-zachodnich, a więc wydawanie sądów moralnych o kulturach nie-zachodnich jest niewłaściwą arogancją. Akceptowałem Noama Chomsy’ego jako Wielkiego Kapłana, dobrotliwie przekazującego Prawdy o państwach zachodnich, zdzierając z nich cyniczną maskę i odsłaniając oszustwo liberalizmu.
Potem zostałem Eustonitą i zaakceptowałem zasady jasno wyłożone w manifeście Euston: pro demokracja; antytotalitaryzm; i poparcie dla praw uniwersalnych.
Trzymanie się tych zasad umożliwiło mi osiągnięcie większej jasności moralnej i pokazało problemy, które dręczą większość antyimperialistycznej lewicy: gotowość do hołubienia sił reakcyjnych, jeśli tylko są one antyzachodnie; i porzucenie ludzi liberalnych i świeckich w kulturach reakcyjnych, łamiąc zasadę solidarności.
Kilka wydarzeń wzmocniło moje przekonanie. Pierwszym była reakcja na ataki na Charlie Hebdo. Zaszokowały mnie niektóre reakcje na zamordowanie antyrasistowskich i świeckich karykaturzystów przez teokratycznych faszystów. Potrzeba wykrętów i relatywizowania wyraźnej napaści na zasady liberalne wiele ujawniała. Ujawniała, że dla niektórych pewne zasady powinny być podrzędne wobec układu sił. Że wolności słowa nie można jednoznacznie bronić. Jeśli dopuszcza ataki na islam – który jako zestaw idei zasługuje na badanie w otwartym społeczeństwie – to atakuje słabszego. Wartość wolności słowa jest więc definiowana wyłącznie w oparciu o to, czy atakuje uciskające struktury władzy. Zakłada się tu, że tylko kultury Zachodu są uciskające lub, w sposób bardziej zgubny, tylko zachodnie struktury władzy zasługują na nasz baczny nadzór moralny.
Kiedy więc ludzie zainspirowani ideologią totalitarną decydują się zamordować bluźnierców i Żydów (klasyczne ofiary sił totalitarnych), odpowiedzią nie jest jednoznaczne potępienie. Ich niebiała tożsamość wyklucza ich bowiem z grona ciemiężców lub osób zasługujących na potępienie moralne. Reakcją jest unikanie jasnej odpowiedzi. Reakcją jest stawianie warunków najszlachetniejszej zasadzie naszej cywilizacji – wolności mówienia, ośmieszania, dawania wyrazu naszemu sumieniu moralnemu – przez dodawanie nieeleganckiego „ale”. Pokazuje to coś ważnego: niektórzy są tak porwani ideą zachodniego ucisku, że kiedy wyznający faszystowską ideologię mężczyźni z karabinami, mordują mężczyzn i kobiety z piórami i liberalnymi umysłami, uznają za siły ucisku tych, którzy mówią potem „Je sui Charlie”, nie zaś morderców, którzy wyli „Allahu Akbar”.
Tendencja do porzucania liberałów i usprawiedliwiania sił reakcji jest ogólnym problemem. Konsekwencje tego oznaczają, że ludzie, którzy ucieleśniają wartości liberalne i dlatego mogliby przeciwstawić się tyranii sił wstecznictwa, pozostają bez pomocy. Kiedy mamy publiczne, finansowane z podatków instytucje, organizujące konferencje, na których oczernia się ex-muzułmanów jako tubylcze wtyki i przedstawia liberalnych muzułmanów jako pachołków imperializmu, pojęcie solidarności zostaje wypaczone do granic absurdu.
Kiedy organizacja parasolowa związków studentów, NUS, sprzymierza się z grupą opowiadającą się za dżihadem, która nie potępia obcinania głów cudzołożnikom, i kiedy popiera zakaz dla feministów i zakaz stowarzyszeń filozoficznych, ci postępowcy palą zasady, które leżą u podstaw społeczeństwa postępowego: kwestionowanie bigoterii i nietolerancji; popieranie wolności słowa; i, co zasadnicze, okazywanie solidarności siłom liberalnym – nie zaś reakcyjnym – w społecznościach mniejszości.
Można to rozwiązać przez stosowanie się do wartości uniwersalnych. Tego, że niezależnie od płci, różnic rasowych i orientacji seksualnej, my, jako ludzie, jesteśmy zasadniczo tacy sami i dlatego zasługujemy na takie same prawa. Dlatego jestem Eustonitą. Sądzę, że znaczna część lewicy nie wierzy, iż zasługujemy na takie same prawa i nie wierzy, że jedne wartości są lepsze od innych. Są sparaliżowani rasizmem niskich oczekiwań. Okaleczyło to ich moralność i doprowadziło do hołubienia sił reakcji. Trzeba ich zdemaskować i odeprzeć.
Musimy potwierdzić wartość demokracji i praw uniwersalnych. Nie tylko dla dobra naszego społeczeństwa, ale, co ważniejsze, na rzecz solidarności z ludźmi tyranizowanymi przez inne kultury, którzy z najwyższą odwagą opowiadają się za zasadami leżącymi u podstaw wolnych społeczeństw.
Why I'm a Eustonite
22 i 27 czerwca 2015
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska