Zeszłej nocy, o 3 nad ranem, spałam głęboko obok mojego męża. Przez kilka dni miałam gorączkę, głowa mi pękała i nie myślałam jasno, kiedy zaczął do mnie docierać brzęczący dźwięk. Zabrało mi dobre 20-30 sekund, żeby zidentyfikować, że dźwięk dochodzi z telefonu, który położyłam obok łóżka. Kiedy sięgałam po telefon, dźwięk wreszcie się przedarł i jasność przyszła w ułamek sekundy. Alarm. Izrael jest atakowany. Znowu.
Szybko złapałam telefon i wyciszyłam aplikację, którą zainstalowałam dawno temu. Jej pierwsza wersja, Tzeva Adom (Czerwony alarm) oferował kilka opcji. Dźwięk, jak wydawał, kiedy był alarm gdziekolwiek w Izraelu, był przerażającym dźwiękiem syreny. Przestałam go używać, kiedy mój telefon zaczął nadawać syrenę alarmową w zatłoczonym tramwaju. Równocześnie próbowałam go zamknąć i wyjaśnić wszystkim, że to nie jest atak na Jerozolimę.
Następna wersja pozwalała nam wybrać inny dźwięk i wybrałam taki, który wszystkim innym wydawał się niewinny... ale ja wiedziałam, że gdzieś ludzie biegli, by ratować życie. Podczas wojen tutaj, kiedy nadlatywały czasami dziesiątki pocisków dziennie, aplikację znowu uaktualniono. Jeśli atak zdarzył się w określonej strefie, telefon alarmował; w innym razie wszystko było normalne. Poza tym, oczywiście, że nie było, bo atak mógł zdarzyć się gdzieś poza określonymi przeze mnie strefami.
Podczas pierwszej wojny nastawiłam telefon na moje miasto, miasto, w którym pracuję, gdzie są szkoły moich dzieci i gdzie mieszkają moi rodzice. Za każdym razem, kiedy dźwięczał w ich okolicy, dzwoniłam do nich. Czasami nie słyszeli syren, a więc kazałam im szybko biec do bezpiecznego pokoju, schronu zbudowanego tak, by wytrzymał uderzenie pocisku.
Przy kolejnej wojnie zdecydowałam, że chcę wiedzieć. Jeśli ktoś biegnie, by się schować gdzieś w Izraelu, przynajmniej mogę o tym wiedzieć. Jest to część nadmiernie rozwiniętego poczucia odpowiedzialności, jakie ma wielu Żydów. Po zamknięciu brzęczącego telefonu i upewnieniu się, że mój mąż zasnął ponownie, spojrzałam uważniej na ekran. Pocisk wystrzelono w kierunku na Aszkelon.
Kilka godzin wcześniej tego wieczoru pocisk uderzył w budynek mieszkalny w okolicy Netiv HaAsara; siły powietrzne ruszyły do akcji. Podczas gdy celem Palestyńczyków było miasto pełne cywilów, IDF, zgodnie z prawem międzynarodowym, obrała za cel obiekty militarne. Kiedy leciały samoloty, Palestyńczycy znowu wystrzelili pocisk - ten właśnie, który zbudził mnie w środku nocy. Tym razem wygląda na to, że wylądował w Gazie. W zeszłym tygodniu pocisk „nie doleciał” i uderzył w szkołę UNRWA (pro palestyńską grupę z ONZ, która nie robi niczego, by powstrzymać Palestyńczyków przed używaniem swoich szkół jako arsenałów, a potem skarży się, że uderzamy w nie). Inna palestyńska rakieta uderzyła w dom palestyńskiego przywódcy. (Czasami musisz kochać to, co nazywa się karma.)
Zamknęłam telefon i próbowałam znowu zasnąć, a potem pomyślałam o własnej reakcji. Zabrało mi co najmniej 20 sekund, a prawdopodobnie dłużej, by obudzić się i zidentyfikować dźwięk alarmu. To prawda, był to brzęczyk, a nie syrena, niemniej pomyśl o 45 sekundach. Niewiele więcej zabrało ci czytanie tego postu. 45 sekund. Tyle mają rodzice na obudzenie się, bieg, złapanie dzieci i zdążenie do bezpiecznego pokoju zanim pocisk uderzy w ich dom.
W sierpniu 2014 r. rodzice Daniela Turgemana mieli troje dzieci. Niemowlę, dziecko zaczynające chodzić i Daniela, który miał 4,5 roku. Daniel wiedział, że kiedy słyszy syrenę, nie ma czasu na wahanie. Miał biec tak szybko, jak potrafi, do schronu. Zazwyczaj był tam przed rodzicami. Nie mieszkali w Aszkelonie, gdzie rodzice mają 45 sekund, żeby zabrać dzieci w bezpieczne miejsce. Mieszkał w Nahal Oz…i tam zginął. Kiedy zabrzmiała syrena, matka chwyciła niemowlę; ojciec złapał nieco starsze dziecko, a kiedy dotarli do schronu, Daniela tam nie było. Dom eksplodował wokół nich – bezpośrednie trafienie. Daniel zginął. Kilka tygodni później wystąpili w Organizacji Narodów Zjednoczonych. „Byliśmy szczęśliwą rodziną. Mieszkaliśmy w kibucu Nahal Oz, blisko Gazy, dokąd sięgało zagrożenie tunelami” – powiedzieli sekretarzowi generalnemu ONZ, a potem zadali pytanie. “Dlaczego milczycie?”
Zeszłej nocy, kiedy starałam się zrozumieć, co to za dźwięk, zdałam sobie sprawę z tego, że rodzice w Aszkelon, domu 130 tysięcy ludzi, nie mają prostego luksusu spokojnego snu.
Dlaczego milczycie? Takie pytanie zadali rodzice małego Daniela Turgemana. To jest pytanie, do stawiania którego nie powinni być zmuszeni żadni rodzice. I jest to pytanie, które setki tysięcy Izraelczyków zadaje codziennie. Ostrzeliwują pociskami nasze miasta, a wszystko, o co wy pytacie, to dlaczego odpowiadamy. Nie, dlaczego atakują... dlaczego odpowiadamy. Jak to jest szalone? Mniej więcej tak szalone jak budzenie się o 3 nad ranem z wiedzą, że znowu poleciał pocisk na miasto pełne ludzi, z rodzicami, którzy chwytają dzieci i biegną do schronu.
Dlaczego milczycie?
Why are you silent?
18 grudnia 2017
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska