Ciche ludobójstwa

Kiedy muzułmanie zabijają muzułmanów, oburzenie jest opcjonalne; kiedy robią to inni — staje się operą.

Spójrzmy bez mrugnięcia okiem w dwie równoczesne otchłanie, które świat woli ignorować: Jemen i Sudan. To nie są drobne zapalne punkty w zapomnianych krainach, lecz rozległe rzeźnie, w których muzułmańskie frakcje mordują innych muzułmanów z zapałem, który zawstydziłby samego Czyngis-chana.


Teologia przywoływana jest na każdym punkcie kontrolnym, przy każdym nalocie, przy każdej masowej mogile; każda ze stron stylizuje się na prawowitego sługę Boga. A jednak, mimo całej tej sakralnej retoryki, te wojny są napędzane plemiennymi waśniami, ekonomiczną chciwością i machinacjami państw trzecich, a pobożność służy jedynie jako listek figowy dla rzezi.

Skala tych okropności powinna wypalić piętno na naszej zbiorowej świadomości. Zamiast tego ledwo pojawiają się w pasku wiadomości, nie mówiąc już o wyobraźni opinii publicznej.


Spójrzmy na ponurą arytmetykę. Wojna w Jemenie, trwająca już dziesięć lat, pochłonęła ponad 377 000 ofiar, z czego większość zmarła z głodu i chorób, a nie od kul.


Najnowszy wybuch przemocy w Sudanie — bratobójcza walka między rywalizującymi generałami i ich milicjami — zabrał co najmniej 150 000 istnień ludzkich w zaledwie dwa lata, zmuszając do ucieczki dwanaście milionów osób i pogrążając ogromne obszary Darfuru w głodzie.


Pod względem czystego cierpienia ludzkiego oba te konflikty wielokrotnie przewyższają wojnę w Gazie, ale to właśnie Gaza dominuje w nagłówkach gazet i na kampusowych protestach, podczas gdy Jemen i Sudan gniją w zapomnieniu.



Ten brak równowagi da się zmierzyć.


Analizując czołowe media anglojęzyczne z ostatnich dwóch lat, Gaza otrzymała około 220 000 znaczących wzmianek prasowych przy 40 000 ofiar śmiertelnych — około 5,5 wzmianki na jedną śmierć.

377 000 zmarłych w Jemenie doczekało się około 20 000 wzmianek: marne 0,05 wzmianki na zgon.

150 000 zmarłych w Sudanie — mniej niż 10 000 wzmianek: 0,06 na zgon.

Kraj

Liczba ofiar

Liczba wzmianek w mediach na zgon

Gaza

40 000

5,5

Jemen

377 000

0,05

Sudan

150 000

0,06


To obsceniczność tak rażąca, że aż kusi, by sprawdzić, czy odbiorcy w ogóle się zawstydzają — rumieniec tu, grymas tam. Nic z tego. Oczekuje się od nas, że będziemy udawać, iż nie dostrzegamy tej groteskowej matematyki: muzułmańskie życie zdaje się zyskiwać pełną wartość moralną dopiero wtedy, gdy kulę lub bombę można przypisać niemuzułmańskiej ręce.


I — powiedzmy to wprost — gdy w grę wchodzą Żydzi, oburzenie osiąga wręcz operową intensywność. Jedno martwe dziecko w Gazie wywołuje tysiąc artykułów i tydzień protestów; sto martwych dzieci w Jemenie czy Darfurze zasługuje co najwyżej na krótką notkę agencyjną między plotkami o celebrytach a wynikami sportowych meczów.


To nie jest solidarność. To hierarchia żałoby, skalibrowana przez uprzedzenia — i cuchnie to aż pod niebiosa.


Gdy muzułmanie zabijają muzułmanów — co dzieje się codziennie w Jemenie i Sudanie — umma ziewa, Zachód wzrusza ramionami, a cykl wiadomości toczy się dalej.


Jemen to bardziej trwały pejzaż piekła. Niegdyś słynący z kadzidła i starożytnych portów, dziś jest synonimem głodu i ruin.


Huti — szyiccy bojownicy z nurtu zaidyzmu, finansowani przez Iran — zamienili północ Jemenu w wyrzutnię dronów i rakiet, odpowiadając na każdy zarzut hasłem boskiej zemsty.


Ich sunniccy przeciwnicy, wspierani przez Arabię Saudyjską i zbrojeni przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone, zrzucają bomby na wesela, targi i szkolne autobusy. Al-Kaida Półwyspu Arabskiego — kolejna muzułmańska frakcja — rozwija się w tym chaosie, bombardując zarówno meczety, jak i posterunki policji.


Początki sięgają nieudanej unifikacji Jemenu Północnego i Południowego w 1990 roku, dekad skorumpowanych rządów Alego Abdullaha Saliha i burzliwego pokłosia Arabskiej Wiosny. Dzisiejsza wojna jednak wykroczyła daleko poza te źródła: to konflikt zastępczy, w którym Teheran i Rijad prowadzą świętą wojnę zdalnie, a ludność — dwadzieścia jeden milionów potrzebujących pomocy, siedemnaście milionów niedożywionych — egzystuje w warunkach rodem ze średniowiecza.


Kamieni milowych horroru jest zbyt wiele, by je wyliczyć: oblężenie Taizzu; głód ogłoszony w 2018 roku; rozejm ONZ z 2022 roku, obecnie w strzępach; porwania statków przez Huti na Morzu Czerwonym w latach 2024 i 2025; izraelskie naloty na Hudajdę; saudyjskie blokady duszące dostawy żywności i paliwa — milion przypadków cholery drwi z nowoczesnej medycyny.


Cztery i pół miliona przesiedleńców dryfuje z obozu do obozu. Trudno powiedzieć, co jest bardziej odrażające: same okrucieństwa czy milczenie, które im towarzyszy.


Sudan nie oferuje wytchnienia. Tam Siły Szybkiego Wsparcia — spadkobiercy dżandżawidów, którzy dokonali ludobójstwa w Darfurze — walczą z Sudańskimi Siłami Zbrojnymi w sporze o władzę i złoto.


Obie frakcje przywdziewają islamską retorykę, popełniając zbrodnie, które zawstydziłyby Antychrysta. Ich wojna, zapoczątkowana w kwietniu 2023 roku, obróciła Chartum w ruinę, a Darfur w cmentarzysko.


Ponad dwanaście milionów ludzi uciekło; dwadzieścia pięć milionów potrzebuje pomocy. Apele o wsparcie ledwo osiągają czternaście procent zakładanego finansowania. Najemnicy z Grupy Wagnera wykorzystują sudańskie kopalnie złota do finansowania wojny Rosji w Ukrainie. Zjednoczone Emiraty Arabskie i Egipt dostarczają broń swoim faworytom. A ofiary — głównie muzułmańscy wieśniacy, których jedyną winą jest niewłaściwa przynależność etniczna — grzebane są w ciszy.


Te katastrofy nie są przypadkiem; to logiczna konsekwencja historii, których wolimy nie pamiętać. Brytyjski kolonializm pogłębił podziały między północą a południem Sudanu i utrwalił arogancję Chartumu wobec Darfuru i południa.


Kruchą unifikację Jemenu i endemiczną korupcję łatwo wykorzystali sekciarscy fanatycy i zagraniczni sponsorzy. Klimatyczna katastrofa — susze w Sudanie, niedobór wody w Jemenie — zaostrza konflikty o ziemię i bydło.


Ruchy islamistyczne, obiecując sprawiedliwość, przynoszą tylko nową odmianę tyranii. A jednak rozmowa zawsze wraca na Zachód, jakby wszechświat moralny poruszał się tylko wtedy, gdy złoczyńcą jest Europejczyk, Amerykanin lub Izraelczyk.


Obojętność jest wyborem, nie koniecznością. Zachodnie media odwracają wzrok, bo te wojny są zbyt złożone, ich oprawcy zbyt rozproszeni, a ofiary zbyt bezimienne. Aktywiści wolą konflikty z fotogenicznymi męczennikami i łatwymi podziałami na dobrych i złych.


Rządy krajów muzułmańskich rzucają frazesy o ummie, ale nie niosą realnej pomocy; ich oburzenie jest dozowane według tego, co służy ich polityce. To nie ignorancja, lecz wygoda: oburzenie jest zbędne, gdy zabójca ma tę samą wiarę co ofiara.


Akt oskarżenia jest więc podwójny. Przeciwko sprawcom — muzułmańskim bojownikom mordującym współwyznawców w imię Boga — i przeciwko obserwatorom, muzułmańskim i niemuzułmańskim, którzy odwracają wzrok.


Jemen i Sudan pokazują, co się dzieje, gdy okrucieństwo staje się zbyt skomplikowane dla współczesnego sumienia: znika. Głód i cholera nie nadają się na Instagram; plemienne waśnie nie są materiałem na hashtagi. I tak ciała piętrzą się, cicho, w milczeniu.


Historia nie będzie łaskawa dla tej ciszy. Gdy zostaną spisane kroniki naszej epoki, zdumieją się wybiórczą empatią: Gaza transmitowana bez końca, Jemen i Sudan w przypisach.


Zadają pytanie: dlaczego muzułmańskie życia znaczyły tak mało, gdy ginęły z rąk innych muzułmanów? I dojdą do słusznego wniosku: wiedzieliśmy — i postanowiliśmy nie przejmować się tym.


Link do oryginału: https://www.freedomtoffend.com/p/the-quiet-genocides

Freedom to Offend, 28 sierpnia 2025

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version