Jestem imigrantem z Indii. Zaczepiono mnie w Bonn w Niemczech, bo wzięto mnie za Żyda.

Vijeta Uniyal

Nosiłem jarmułkę jako wyraz solidarności z Żydami podczas wiecu przeciwko antysemityzmowi. Teraz znam niebezpieczeństwo „bycia Żydem na ulicy”.

Jako cudzoziemiec, który przyjechał do Niemiec, wcześnie zetknąłem się z antysemityzmem. Znałem sprawców aż nazbyt dobrze. Głównie byli to mężczyźni w moim wieku, większość z nich z Bliskiego Wschodu lub z Afryki Północnej, gdzie jest muzułmańska większość.


Kiedy po raz pierwszy spacerowałem po śródmieściu Kolonii około dziesięć lat temu, nienawiść do Żydów zaglądała mi prosto w twarz.

Nie był to dobrze zamaskowany antysemityzm, jaki okazywali moi postępowi i „przebudzeni” niemieccy przyjaciele i koledzy. Jak twierdzenie jednego z nich, że palestyńscy zamachowcy-samobójcy, mordujący niewinnych Żydów, byli jedynie „bojownikami o wolność”. I to, co słyszałem między wierszami za każdym razem, kiedy w akademickich debatach wspominano Żydów lub żydowskie państwo.


Nienawiść do Żydów na ulicy była wolna od uprzejmych eufemizmów, jakich ogólnie spodziewasz się od wykształconych Niemców, pamiętających o swojej historycznej odpowiedzialności i winie. Ci mężczyźni, w większości z Turcji i Bliskiego Wschodu, nie znali takich ograniczeń. Chwalili Hitlera, gloryfikowali Holocaust i wzywali do zniszczenia Izraela. Nieszkodliwe rozmowy w kawiarniach i na ulicach często zbaczały na obłąkane twierdzenia o żydowskich spiskach.


Nawet dla imigranta z Indii, takiego jak ja, bez żadnych osobistych pobudek w sprawie konfliktów na Bliskim Wschodzie, było jasne, że jest tu coś głęboko niedobrego. Po konflikcie w Gazie w 2012 roku  nastąpił festiwal nienawiści na ulicach Kolonii, co skłoniło mnie do zmobilizowania innych Hindusów żyjących w Niemczech i na Zachodzie. Jeśli imigranci podsycali antysemityzm na niemieckich ulicach, to my, imigranci, musimy się temu przeciwstawić.


Olbrzymie poparcie, jakie otrzymałem od indyjskiej społeczności doprowadziło do stworzenia inicjatywny w mediach społecznościowych o nazwie „Indians For Israel”. Moje późniejsze wizyty w Izraelu i kontakty ze społecznością żydowską w Niemczech tylko wzmocniły moje zaangażowanie.  


Z powodu tej działalności stałem się celem nienawistnych ataków on line i moi bliscy niepokoją się o moje bezpieczeństwo. Przechodzę jednak nad tym do porządku dziennego. Tutaj, w Europie, musimy przeciwstawić się przypływowi antysemityzmu, póki jeszcze jest czas. Dzisiaj są to Żydzi, jutro będą chrześcijanie lub hindusi.


Ten weekend przypomniał mi znowu, że siedemdziesiąt lat po Holocauście, pokazujący się publicznie  na ulicy Żyd jest zaproszeniem do przemocy i nękania na niemieckich ulicach.


W niedzielę brałem udział w niewielkim wiecu przeciwko antysemityzmowi w Bonn, kiedy podeszła do mnie starsza Żydówka. Powiedziała mi, bym uważał z publicznym noszeniem jarmułki, żydowskiego nakrycia głowy. Tego wieczoru byłem na wiecu jedynym uczestnikiem w jarmułce i ta  kobieta niepokoiła się o moje bezpieczeństwo.


Opowiedziała mi, jak gang migrantów zaatakował ją kiedy zobaczyli jej żydowski symbol religijny, wskazała na maleńki wisiorek z literami hebrajskiego alfabetu „chai”, który symbolizuje życie. Powiedziała mi, że teraz uważa, żeby nie był zbyt widoczny.


Właśnie kiedy odchodziła, przechodzień, sądząc, że jestem Żydem, wrzasnął mi w twarz „f*** off”.


Przez dziesięć lat w Niemczech, moim ukochanym, adoptowanym kraju, nie byłem świadkiem czegoś tak oburzającego.


To nie był wyjątkowy lub dziwaczny incydent. W zeszłym roku w tym samym mieście “człowiek palestyńskiego pochodzenia” zaatakował wizytującego żydowskiego profesora. Ten profesor z Baltimore w momencie ataku miał na głowie jarmułkę.


Niemieccy Żydzi nie czują się bezpiecznie na ulicach. Według medialnych doniesień, około 70 procent Żydów mieszkających w Niemczech przestało publicznie nosić żydowskie symbole, by uniknąć ataków ze strony „imigrantów pochodzenia tureckiego lub arabskiego”.   


Sam wiec, o którym tu piszę, odbył się w związku z niedawnymi atakami na niemieckie synagogi. 9 października niemiecki neonazista próbował wedrzeć się do synagogi w mieście Halle, podczas gdy wierni w środku obchodzili Jom Kipur, najświętszy dzień w judaizmie. Dwoje przechodniów zginęło w tym ataku terrorystycznym. Zaledwie dwa dni wcześniej wymachujący nożem syryjski imigrant próbował wejść do synagogi w Berlinie, krzycząc „Allahu Akbar” i “F*** Izrael”. Berlińska policja pozwoliła mu na swobodne odejście.  


Wielokulturowy raj obiecywany przez media i elitę polityczną Niemiec zamienił się w koszmar dla maleńkiej i oblężonej mniejszości żydowskiej w kraju. W zeszłym roku, jak pokazało badanie, liczba antysemickich ataków z użyciem przemocy wobec Żydów wzrosła w Berlinie o 155 procent, w porównaniu do danych za rok 2017. Odmowa rządu zajęcia się kwestiami muzułmańskiego antysemityzmu pogarsza sprawy. Przy obecnej polityce Berlina otwartych drzwi dla nielegalnych imigrantów z arabskiej Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu sprawy nie ulegną poprawie.  


I’m an Indian Immigrant. I was Accosted in Bonn. Germany, Because I was Mistaken for a Jew

Legal Insurrection, 5 listopada 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version