Powiedzieć o tej debacie, że jest nierozumna to po części dać jej alibi. Niestety, mamy bardziej skomplikowaną rzeczywistość, w której możliwe jest zaprojektowanie zachowań i wypowiedzi nierozumnych. W odróżnieniu od projektowanych treści i form przekazu, samo projektowanie jest bardzo racjonalne i konsekwentne. To jest założenie celu (a raczej pakietu celów) i tworzenie długiego scenariusza, razem ze scenopisem, dla osiągnięcia tego, co założone.
Takie praktyki nie są innowacją; to się działo na każdym planie filmowym. Potencjał "organizacji filmu" został bardzo szybko dostrzeżony przez środowiska zawodowych rewolucjonistów, przechwycony i nieustannie rozwijany. Film zyskał uznanie jako "najważniejsza ze sztuk" nie tylko prostodusznie, jako gotowy produkt, obliczony na uzyskanie pożądanego nastrojenia widzów. Inspirujący był sam proces konceptualizacji i produkcji.
Młodzi adepci rewolucjonizmu uczyli się, jak organizować chaos i wywołać panikę wobec tego, co ma wywrzeć wrażenie przypadkowości, nieprzewidywalności i niemożności kontrolowania. A mieli do tej nauki bardzo skromne narzędzia. Niemniej w wersji esencjalnej jest tam to, co najważniejsze: chaos buduje się etapami, segmentując go tak, aby nie można było uchwycić bezpośredniego związku pomiędzy grupami oddziaływania. I nawet dostrzeżenie, że grupy nie muszą być tak rozproszone, jak się wydaje, bo łączyć je może ekwiwalencja żądań (tak np. działała pierwsza "Solidarność"), nie rozwiązuje wszystkich problemów. Trochę jednak pomaga to tworzenie chaosu ogarnąć, pod warunkiem, że problem rozpozna się dość wcześnie.
Z tym się jednak mało kto śpieszy; a też warunki są znacznie trudniejsze, bo do wytwarzania chaosu nie używa się już notesów, kalki, powielacza i prymitywnych (w znaczeniu technicznym) mikrofilmów.
Teraz do tropienia diabła i drążenia coraz nowych warstw jego paskudnej natury można zaprząc środki, które w razie potrzeby pozwalają wytworzyć choćby "ewolucyjny obraz" diabła i sporządzić jego przekonujące drzewa rodowodowe. Z takimi "pomocami poznawczymi" dyskusja o pochodzeniu i odmianach diabelstwa potoczy się nader wartko.
To wszystko ma u podstaw racjonalność. Ona sama nie jest panaceum - może być jednakowo używana w różnych celach, złych ani trochę nie wykluczając. Albowiem - i tu moja niezgoda z Thomasem Sowellem - odróżnianie dobrego od złego też nie jest bezpiecznikiem uniwersalnym. Albowiem nie brak takich, którzy "wiedzą, że czynią źle, a jednak to czynią"! Co więcej, mogą użyć racjonalnie zorganizowanych środków do przekonania, aby zmienić znaki i definicje tego, co dobre i tego, co złe. Ale to już opowieść o możliwości współistnienia uniwersów, różnie definiujących swoje podstawy aksjologiczne.
Takie praktyki nie są innowacją; to się działo na każdym planie filmowym. Potencjał "organizacji filmu" został bardzo szybko dostrzeżony przez środowiska zawodowych rewolucjonistów, przechwycony i nieustannie rozwijany. Film zyskał uznanie jako "najważniejsza ze sztuk" nie tylko prostodusznie, jako gotowy produkt, obliczony na uzyskanie pożądanego nastrojenia widzów. Inspirujący był sam proces konceptualizacji i produkcji.
Młodzi adepci rewolucjonizmu uczyli się, jak organizować chaos i wywołać panikę wobec tego, co ma wywrzeć wrażenie przypadkowości, nieprzewidywalności i niemożności kontrolowania. A mieli do tej nauki bardzo skromne narzędzia. Niemniej w wersji esencjalnej jest tam to, co najważniejsze: chaos buduje się etapami, segmentując go tak, aby nie można było uchwycić bezpośredniego związku pomiędzy grupami oddziaływania. I nawet dostrzeżenie, że grupy nie muszą być tak rozproszone, jak się wydaje, bo łączyć je może ekwiwalencja żądań (tak np. działała pierwsza "Solidarność"), nie rozwiązuje wszystkich problemów. Trochę jednak pomaga to tworzenie chaosu ogarnąć, pod warunkiem, że problem rozpozna się dość wcześnie.
Z tym się jednak mało kto śpieszy; a też warunki są znacznie trudniejsze, bo do wytwarzania chaosu nie używa się już notesów, kalki, powielacza i prymitywnych (w znaczeniu technicznym) mikrofilmów.
Teraz do tropienia diabła i drążenia coraz nowych warstw jego paskudnej natury można zaprząc środki, które w razie potrzeby pozwalają wytworzyć choćby "ewolucyjny obraz" diabła i sporządzić jego przekonujące drzewa rodowodowe. Z takimi "pomocami poznawczymi" dyskusja o pochodzeniu i odmianach diabelstwa potoczy się nader wartko.
To wszystko ma u podstaw racjonalność. Ona sama nie jest panaceum - może być jednakowo używana w różnych celach, złych ani trochę nie wykluczając. Albowiem - i tu moja niezgoda z Thomasem Sowellem - odróżnianie dobrego od złego też nie jest bezpiecznikiem uniwersalnym. Albowiem nie brak takich, którzy "wiedzą, że czynią źle, a jednak to czynią"! Co więcej, mogą użyć racjonalnie zorganizowanych środków do przekonania, aby zmienić znaki i definicje tego, co dobre i tego, co złe. Ale to już opowieść o możliwości współistnienia uniwersów, różnie definiujących swoje podstawy aksjologiczne.