Total 1 comments
Irytacja, dość umiarkowana
Z: Romana Kolarzowa
2025-06-16 15:12
Rozumiem tańce dyplomatyczne. To jest sztuka, której trzeba się długo uczyć i mieć do niej naturalne predyspozycje. Skłonność do nadmiernej ekspresji i wylewności do nich nie należy. Dlatego irytują amatorzy, którzy się wyrywają przed orkiestrę i usiłują dyplomatów przekrzyczeć. Albo zakrzyczeć. Jean-Noël Barrot utonął w zgiełkliwej wrzawie amatorów, a powiedział rzecz arcyważną: https://www.youtube.com/watch?v=0NiQEnA4sTA
Komentariat, jak widać, dostał amoku. Barrot bowiem pozwolił sobie nie dostarczyć pożądanej porcji komunałów. Komentariat łaknął nie tylko wyrazów wiadomego potępienia, ale i wzmacniających go zapewnień, że przecież wszystko było pod kontrolą, że umowa i te rzeczy... oj, biedny Iran i nieszczęśni Strażnicy Rewolucji Islamskiej.
Od piątku obserwowałam gimnastykę polskich mediów. Oj, gdyby taką sprawność wykazywali łyżwiarze figurowi, to by przez dekadę nie schodzili z podium. Najbardziej postępowe i przebudzone redakcje ścigały się w wymijaniu tych wszystkich zatłuczonych kobiet, uwięzionych za krótki wpis lub film, który się nie spodobał, powieszonych za recydywę w "bluźnierstwach". W niebyt wpadł Jafar Panahi... a to duża rzecz, bo Złota Palma rozkwitła mu przed niespełna miesiącem. Naraz takie "zwykłe wypadki" stały się wielce kłopotliwe, bo utrudniają skierowanie publicznej sympatii w najbardziej teraz pożądaną stronę. Tak wygrałam prywatny (i cyniczny, acz skromny) zakład: że wystarczy, aby jakaś izraelska służba dobrała się do skóry paru co ważniejszych sadystów z Korpusu, a natychmiast zacznie się strojenie ich w aureole. Niemniej jest to irytujące. Dla mnie Jina Mahsa Amini (i tysiące jej rodaczek) jest w tym samym gronie, co Shiri Bibas i Rudziki, Carmel Gat, Shani Louk, Noa Marciano (i tysiące ofiar). To jasne, po której stronie mogę i chcę być.
Add comment
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version