Konsekwencje porażek bywają dotkliwe i o tej oczywistości nie trzeba nikogo przekonywać. Ba, bywają nawet dotkliwie nieprzyjemne skutki wygranych. Wiedza o tym jest bardziej elitarna, ale wydawałoby się, że akurat w Polsce do niej też przekonywać nie trzeba. Skutkiem bowiem uczestnictwa po stronie wygranej w ostatniej wojnie światowej była utrata znacznej części terytorium - skutek taki sam, jaki spotkał przegranych. Ze wszystkimi konsekwencjami dla ludzi, zamieszkujących tereny, którym zmieniono właścicieli.
Wszyscy to wiedząc, wielu mając tę wiedzę w historiach rodzinnych, rozmaity robią z niej użytek. Teraz najczęściej trzymają ją w archiwum, niekiedy nawet nie wiedząc dokładnie, o co właściwie chodzi. Ci zaś, którzy wcześniej pozwalali sobie na wezwania do powrotu na dawne ziemie, byli nazywani rewizjonistami, mącicielami i wrogami ustalonego porządku. Wrogami skądinąd byli, bo mieli ten porządek za krzywdzący - zwłaszcza ci zasadniczo wygrani.
Tym jednak ciała międzynarodowe nie przejmowały się ani trochę. Jeśli był tam jaki powód do troski, to ten jeden, aby władcy poszczególnych krajów należycie kontrolowały "środowiska rewizjonistyczne" i zapobiegały (fas et nefas, na co się przymknie w porę oczy) rozrastaniu się ich.
Z tym wszystkim zrobiono całkiem irracjonalny wyjątek na jedną grupę arabską. Jej rewizjonizm został potraktowany jako coś wyjątkowego, mimo ze sama grupa nijak wyjątkowa nie była. Dlaczego? Obawiam się, że źródło tej wyjątkowości nie tkwi w grupie specjalnej troski, ale w tym, kto został obsadzony w roli "wroga odwiecznego". To nie siaka czy owaka klęska jest tym cierniem, domagającym się nieustającej celebracji. Cierniem jest powstanie pewnego malutkiego państwa i niemoc w udaremnieniu utworzenia go. Dlatego przy histerycznych pytaniach, w typie "a czy wiesz, co to nakba?!" pozostaje racjonalna odpowiedź: tak, historycznie to arabska klęska w wywołanej wojnie; a obecnie arabski rewizjonizm. I należy to traktować dokładnie tak, jak traktowany był każdy powojenny rewizjonizm
Wszyscy to wiedząc, wielu mając tę wiedzę w historiach rodzinnych, rozmaity robią z niej użytek. Teraz najczęściej trzymają ją w archiwum, niekiedy nawet nie wiedząc dokładnie, o co właściwie chodzi. Ci zaś, którzy wcześniej pozwalali sobie na wezwania do powrotu na dawne ziemie, byli nazywani rewizjonistami, mącicielami i wrogami ustalonego porządku. Wrogami skądinąd byli, bo mieli ten porządek za krzywdzący - zwłaszcza ci zasadniczo wygrani.
Tym jednak ciała międzynarodowe nie przejmowały się ani trochę. Jeśli był tam jaki powód do troski, to ten jeden, aby władcy poszczególnych krajów należycie kontrolowały "środowiska rewizjonistyczne" i zapobiegały (fas et nefas, na co się przymknie w porę oczy) rozrastaniu się ich.
Z tym wszystkim zrobiono całkiem irracjonalny wyjątek na jedną grupę arabską. Jej rewizjonizm został potraktowany jako coś wyjątkowego, mimo ze sama grupa nijak wyjątkowa nie była. Dlaczego? Obawiam się, że źródło tej wyjątkowości nie tkwi w grupie specjalnej troski, ale w tym, kto został obsadzony w roli "wroga odwiecznego". To nie siaka czy owaka klęska jest tym cierniem, domagającym się nieustającej celebracji. Cierniem jest powstanie pewnego malutkiego państwa i niemoc w udaremnieniu utworzenia go. Dlatego przy histerycznych pytaniach, w typie "a czy wiesz, co to nakba?!" pozostaje racjonalna odpowiedź: tak, historycznie to arabska klęska w wywołanej wojnie; a obecnie arabski rewizjonizm. I należy to traktować dokładnie tak, jak traktowany był każdy powojenny rewizjonizm