Kto starał się zwracać uwagę na to, co dzieje się w Sudanie, ryzykował repliki, brzmiące jak brzydkie pomówienie: że to jest "manipulacja, w celu odwrócenia uwagi od zbrodni Izraela".. Do tego dochodziła seria pouczeń moralnych, ze "nie wolno relatywizować zbrodni". Kto logiki unika, ten nie zauważy, że używając takich argumentów, zostaje w dezabilu. Mówi bowiem, że jeśli chce się utrzymać uwagę na jednym punkcie, zadekretowanym jako "miejsce zbrodni", nie można nawet wspomnieć o żadnym innym miejscu, bez względu na to, co by się tam działo. Z wszystkimi konsekwencjami takiego taktycznego niewspominania, na czele z ignorowaniem konieczności pomocy humanitarnej. Mówi też, że zwracanie uwagi na rozmaite dramaty, dziejące się równolegle, jest tożsame z ich relatywizowaniem. To mniej więcej równie trafne, jak zalecenie dla straży pożarnej, aby skupiła się na jednym pożarze i nie zwracała uwagi na okoliczne. To, czy pożar jest skutkiem kretyńskiej zabawy nastolatków, czy wielkiego sabotażu w zakładach chemicznych nie powinno być brane pod uwagę, bo to jest "relatywizacja".
Nietrudno zdać sobie sprawę, jaki może być efekt takiego "zarządzania" kryzysowego. A takie włąśnie stało się medialną doktryną. Od jej skutków zaś umyje się potem ręce, mówiąc, że to przez zapomnienie. Obserwacja, analiza i informacja to nie jest zajęcie dla słodkich gapciów, popadających notorycznie w roztargnienie, w którym uchodzi uwagi wielki pożar. Jeśli się go nie widzi, to dlatego, że widzieć się nie chce i nie zamierza chcieć. Z przyczyn opisanych w artykule.
Nietrudno zdać sobie sprawę, jaki może być efekt takiego "zarządzania" kryzysowego. A takie włąśnie stało się medialną doktryną. Od jej skutków zaś umyje się potem ręce, mówiąc, że to przez zapomnienie. Obserwacja, analiza i informacja to nie jest zajęcie dla słodkich gapciów, popadających notorycznie w roztargnienie, w którym uchodzi uwagi wielki pożar. Jeśli się go nie widzi, to dlatego, że widzieć się nie chce i nie zamierza chcieć. Z przyczyn opisanych w artykule.