On chyba był wyjątkiem, to prawo potwierdzającym. Smok był czarny i wielki. Od urodzenia. Gdyby jego matka (kotka naszych Gospodarzy) nie przyszła rodzić do naszej kuchni, w ogóle by nie urodził się żywy. Bo nie dość, że wielki, to jeszcze wybrał się na ten świat najbardziej wymowną częścią kota, to znaczy ogonem do przodu. Mąż przytomnie pomógł mu w tej podróży, ale Smok był nieznacznie niedotleniony. Różnie się to w jego życiu objawiało: a to gadał do siebie, a to (no, właśnie) chcąc zwrócić uwagę siadał obok, nieco bokiem i... zamykał oczy. Tę samą pozycję przyjmował, gdy chciał komuś wymierzyć sprawiedliwość (co robił rzadko, acz zdecydowanie). I w ogóle Smok był dziwny - co razem z nami powtarzało pięcioro weterynarzy. Ale konsylium to już inna opowieść.