Etnocentryzm jest potężnym błędem poznawczym. Popełniamy go nieustannie, przypisując grupom, o których nie wiemy nic, a w lepszym przypadku wiemy niewiele, nasz sposób myślenia, nasze preferencje i intencje. Zamiast przypomnieć sobie, co doświadczony urzędnik Imperium Brytyjskiego mówił żonie, którą po raz pierwszy zabrał do Egiptu. A mówił "pamiętaj, kochanie, że ci ludzie nie myślą tak, jak my". Niepoprawne to politycznie, ale sensowne antropologicznie; i nade wszystko praktyczne.
Rozprawiając wiele o (domniemanej) ekwiwalencji kultur, zrobiliśmy daleko więcej głupstw, niż mógłby popełnić ten okropny kolonizator, który nie zaprzeczał wiedzy empirycznej. Największym jest całkowite zlekceważenie empirii na rzecz osobliwej "antropologii spekulatywnej". Tej, która wywodzi się wprost z filozofii i trzyma się uniwersalistycznego aksjomatu "natury ludzkiej". Skoro mamy jedną naturę, to możemy nie dbać o dowolną mnogość informacji, które temu dogmatowi przeczą. Skutki są, jak widzimy i jak Anjuli Pandavar przypomniała.
Nie mając pojęcia o regułach islamu (po co się w to wgłębiać, skoro oni są tacy sami, jak my?), klasa polityczna oraz mnóstwo ludzi dobrej (i bardzo złej) woli zaakceptowało to, co wydawało się inkorporacją rzeszy muzułmańskich migrantów do społeczności zachodnich. Jak wiadomo, inkorporacji nie było. Było natomiast i jest ciągłe zdumienie, jak to możliwe, aby za dobro odpłacać tak, jak to wiadomo. Z tej innej perspektywy - życie nie jest cenne, a to prawdziwe jest gdzie indziej - jest nie tylko możliwe, ale jest konieczne. Tak samo, jak konieczna jest ekspansja terytorialna: ziemia, na której raz wybudowano meczet, na wieki jest ziemią islamską i jest religijnym obowiązkiem utrzymać ją albo odzyskać. Nie dla konkretnej grupy społecznej (to jest tłumaczenie w duchu "oni są tacy sami"), dla islamu.
Pandavar realistycznie rozumie "palestynizm": to narzędzie, sprokurowane jako pożywka dla zachodniego etnocentryzmu. Skuteczna; cokolwiek "jacyś ludzie zrobili" dwadzieścia lat temu, w zeszłym tygodniu czy przedwczoraj, powtarza się mantrę: oni chcą swojego państwa, oni cierpią... jak my, bo przecież "oni są tacy sami, jak my". Nie są i z tego właśnie są dumni.
Rozprawiając wiele o (domniemanej) ekwiwalencji kultur, zrobiliśmy daleko więcej głupstw, niż mógłby popełnić ten okropny kolonizator, który nie zaprzeczał wiedzy empirycznej. Największym jest całkowite zlekceważenie empirii na rzecz osobliwej "antropologii spekulatywnej". Tej, która wywodzi się wprost z filozofii i trzyma się uniwersalistycznego aksjomatu "natury ludzkiej". Skoro mamy jedną naturę, to możemy nie dbać o dowolną mnogość informacji, które temu dogmatowi przeczą. Skutki są, jak widzimy i jak Anjuli Pandavar przypomniała.
Nie mając pojęcia o regułach islamu (po co się w to wgłębiać, skoro oni są tacy sami, jak my?), klasa polityczna oraz mnóstwo ludzi dobrej (i bardzo złej) woli zaakceptowało to, co wydawało się inkorporacją rzeszy muzułmańskich migrantów do społeczności zachodnich. Jak wiadomo, inkorporacji nie było. Było natomiast i jest ciągłe zdumienie, jak to możliwe, aby za dobro odpłacać tak, jak to wiadomo. Z tej innej perspektywy - życie nie jest cenne, a to prawdziwe jest gdzie indziej - jest nie tylko możliwe, ale jest konieczne. Tak samo, jak konieczna jest ekspansja terytorialna: ziemia, na której raz wybudowano meczet, na wieki jest ziemią islamską i jest religijnym obowiązkiem utrzymać ją albo odzyskać. Nie dla konkretnej grupy społecznej (to jest tłumaczenie w duchu "oni są tacy sami"), dla islamu.
Pandavar realistycznie rozumie "palestynizm": to narzędzie, sprokurowane jako pożywka dla zachodniego etnocentryzmu. Skuteczna; cokolwiek "jacyś ludzie zrobili" dwadzieścia lat temu, w zeszłym tygodniu czy przedwczoraj, powtarza się mantrę: oni chcą swojego państwa, oni cierpią... jak my, bo przecież "oni są tacy sami, jak my". Nie są i z tego właśnie są dumni.