Total 1 comments
Drażliwości
Z: Romana Kolarzowa
2025-01-05 15:41
W biologii jestem prawie ignorantką, bo znam zaledwie podstawy. Moje jeziorko to nauki społeczne. A tu jest tak, że wiele zależy od języka. Angielski pozwala zachować jaki taki porządek; sex i gender to są dość klarowne kategorie, acz ich definicje bywają elastyczne. W tym porządku wszystko się mniej więcej zgadza: biologia to jedno, a konstrukcje kulturowe to jednak nie to samo. Na użytek ignorantki tyle wystarczy. Razem z - kulturowym - stanowiskiem, że "niech każdy grzeszy, jak chce, byle bez cudzej szkody", daje to niejaką szansę na zachowanie umiaru w kwestiach drażliwych.
Warunki wszakże są dwa: jeden to kwestia tej cudzej szkody; drugi: rozciągliwość poczucia drażliwości. Dlaczegoś tak się złożyło, że w dyskursie, definiującym się jako równościowy, kwestia cudzej szkody
jest wytrwale pomijana. Wypadałoby (? - czy na pewno bierze się pod uwagę taki detal) przynajmniej odnotować, że bez wątpienia w sporcie wyeliminowanie kategorii sex byłoby ze szkodą dla osób, mających w paszporcie oznaczenie female. Niestety, nie jest "naukową bigoterią" zauważenie, że testy wydolnościowe, pozbawione tej segregacji, dawałyby osobom, oznaczanym tradycyjnie jako female, niższą pozycję. To jest fakt; ale w świecie nowej równościowości brakuje chętnych do liczenia się z nim oraz jego konsekwencjami. Te zaś, choć nieoparte o wskaźniki biomedyczne, są równie nieprzyjemne w innych sferach społecznych. Prawo do przestrzeni intymnej nie jest rzeczą błahą i naruszanie go - dotąd - nie spotykało się ze zrozumieniem. Byłabym jednak zwolenniczką nie odbierania tej przestrzeni, z żadnego powodu. A te mogą być osobliwe.
Swego czasu, w latach 90., w jednym z instytutów poznańskiego UAM wprowadzono dla kadry... koedukacyjne toalety. Jakoś tak rozumowano, że wydalanie produktów przemiany materii jest czynnością tak intymną, iż nie przystoi, aby profesorka czyniła to po sąsiedzku ze studentkami - ale może już w sąsiedztwie kolegi profesora. Oporów wielkich nie było, czego jak wtedy nie pojmowałam, tak do dzisiaj nie pojmuję. Ale różnice kulturowe, wiadomo, też istnieją i nawet działają. Czy zrobienie z poznańskiej innowacji zasady żadnej szkody nie przynosi? Zważywszy opór, śmiem wątpić.
Rozciągliwość zaś drażliwości jest naprawdę wielka: podnosi się kwestię upokorzenia, że rzadkie przypadki stricte biologiczne kwalifikuje się jako "anomalię". Może to i racja - jednak równocześnie gorliwie wytwarza się serie nowych etykiet: że transfobia i że TERF... Te zaś, co należy przyjąć jako dogmat (przepraszam, aksjomat), w żadnym razie nikogo nie stygmatyzują, tylko opisują rzeczywistość. Z takim rozumowaniem daleko wprawdzie nie zajdziemy, ale za to w niejedno zabrniemy.

Sprawa odrębna to przenoszenie dyskusji do innego języka, nie tak w tej materii schludnego, jak angielski. Robi się wtedy taki pojęciowy bardak, jak w polskich dyskusjach, gdzie sex i gender są utożsamiane. Z wszystkimi tego - też zawstydzającymi - konsekwencjami.
Add comment
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version