Wolność jest zaledwie wstępem

Władysław Frasyniuk (Fot. Mieczysław Michalak, zdjęcie z "GW")
”Gazeta Wyborcza” opublikowała długi i pod wieloma względami niesłychanie ciekawy wywiad z Władysławem Frasyniukiem. Wywiad przeprowadziła urodzona już w wolnej Polsce 26-letnia dziennikarka, Wiktoria Bieliaszyn, a gazeta opatrzyła go wprowadzającym w błąd tytułem: „Jaki błąd popełniliśmy, że w kraju potomków chłopów oraz robotników wróciła pogarda dla prostego człowieka.” Frasyniuk rzeczywiście powiedział w tym wywiadzie te słowa, rzucił je mimochodem, na marginesie uwagi o szacunku Amerykanów dla pracy.

Sam wywiad traktuje o dzisiejszej sytuacji w Polsce, o pandemii, polityce i wolności. Wybity w tytule problem nie jest w nim rozważany. Dziennikarka zaczyna rozmowę od pokłonu dla legendy „Solidarności” i przechodzi do pytania, jak sobie dziś radzi przedsiębiorca kierujący firmą transportową zatrudniającą 200 ludzi. Władysław Frasyniuk odpowiada o problemach wynikających z chaosu, a czytelnika mogą skłaniać do refleksji jego uwagi o tym, co ważne. Ważne, żeby firma nie zginęła. Ważna jest płynność finansowa, żeby móc ludziom wypłacać wynagrodzenia. Tu Frasyniuk mówi coś, co może się wielu ludziom wydawać herezją. Trzeba ratować wielkie przedsiębiorstwa, bo na nich stoi gospodarka, bo firmy takie jak jego przetrwają nawet bez pomocy państwowej, jeśli będą miały zamówienia i jeśli będą terminowo  otrzymywały zapłatę za świadczone usługi.  Frasyniuk ma również firmę w Niemczech i porównuje sprawność tamtejszej administracji z koszmarem naszej biurokracji.

 

Rozmowa o konkretach z mięsną wkładką obrzydzenia na pisowską nieudolność i z zauważalną świadomością, że przy innej władzy nie byłoby dużo lepiej. Frasyniuk zwraca uwagę na fakt, że w tym polskim bałaganie nie musi być złej woli polityków, że większość z nich nie ma żadnego doświadczenia praktycznego, że nie musieli organizować czegoś szybko, w kryzysowej sytuacji, że ich wiedza na temat gospodarki jest zazwyczaj bardzo niewielka.

 

Ktoś złośliwy mógłby w tym miejscu powiedzieć, że nasi politycy działają wyłącznie szybko i zawsze w kryzysowych sytuacjach, a zgadza się w tym zdaniu tylko to, że wiedza polityków na temat tego co robią jest bardzo niewielka. Rozumienie tego, co mówią i o co spierają się eksperci, wykracza poza ich możliwości, więc i dobór ekspertów, na których opiniach opierają swoje działania, ma więcej wspólnego z partyjną lojalnością niż z jakością ekspertyzy. Frasyniuk mówi, że nie mógłby zabierać głosu na temat transportu w turystyce, ponieważ nie ma o tym pojęcia. Ma doświadczenie fabrycznego robotnika, opozycjonisty, polityka współtworzącego (w warunkach kryzysowych i bez żadnego doświadczenia), demokratyczne instytucje, posła, kierowcy autobusu, szefa partii politycznej  i przedsiębiorcy. Nie tylko niesłychanie barwna postać, ale również człowiek budzący podziw i  ogromną sympatię. Czytając ten wywiad zastanawiałem się, na ile Frasyniuk jest świadomy, że zwolniłby z pracy w trybie natychmiastowym pracownika, który tak przygotowałby zebranie na temat przewozu jakiegoś towaru dla nowego klienta z Polski do Włoch, jak notorycznie przygotowuje się do pierwszego czytania projekty ustaw w Sejmie. W firmie cel, koszty, logistyka, kalkulacja ryzyka, ubezpieczenia, przepisy, wiedza na temat przewożonego towaru, załadunku i rozładunku, to sprawy o których dyskutuje się w określonym porządku, a najmniejsze niedopatrzenie pociąga za sobą straty.

Kiedy Frasyniuk mówi o obłąkanym pomyśle wyborów w czasach pandemii, zdaje sobie sprawę z tego, że mówi nie tylko o ludziach łamiących prawo, ale że mówi o ludziach nie mających zielonego pojęcia o organizacji czegokolwiek. Polityka jest w łapach szarlatanów całkowicie nieświadomych swojego braku kompetencji. Frasyniuk nie rozważa, z czego to wynika. Ma poważne pretensje również pod adresem opozycji. Nie rozumie, dlaczego ta opozycja nie jest w stanie wypracować wspólnej strategii. Przypomina, że tyle razy apelowano do tej opozycji – rozmawiajcie. Wydaje się jednak, że nie do końca rozumie dlaczego te rozmowy polityków wyglądają jak dyskusje w Sejmie, dlaczego nigdy do niczego nie prowadzą. Politycy to nie przedsiębiorcy i spotkanie, które ma określony cel, starannie przygotowane materiały do przedyskutowania i musi się zakończyć jakimś konkretnym wynikiem, jest w tym środowisku czymś niewyobrażalnym. Stara prawda, że polityka to sztuka robienia tego co możliwe, a demokracja to sztuka kompromisu, to papierowe mądrości, jak długo „rozmowy” są monologami wygłaszanymi z nadzieją, że moje będzie na wierzchu. Frasyniuk przypomina czasy Tadeusza Mazowieckiego, gdzie, jak powiada, liczyła się zwyczajna ludzka przyzwoitość i wzajemny szacunek. Polityka jest jednak brudną grą, bardziej przypomina szulernię z podpitymi rewolwerowcami niż klub dżentelmenów. Trójpodział władzy wymyślono, żeby strzec tę bandę, żeby politycy nie popełniali nadużyć władzy, żeby sądy ścigały przestępstwa kryminalne również te popełniane w zaciszu gabinetów, a wyborcy mogli żądać, żeby politycy byli kompetentni i rozumieli, o co spierają się eksperci. Marzenie o polityce opartej na przyzwoitości jest i utopijne i niebezpieczne. Dlaczego niebezpieczne? Bo odwraca uwagę od tego, że przyzwoitość nie wystarcza do tego, żeby umieć przeprowadzić zebranie w gminie, w partii czy w Sejmie tak, żeby przypominało zebranie w przedsiębiorstwie, gdzie liczy się cel, czas i pieniądze.                 

Frasyniuk z jego doświadczeniem robotnika, opozycjonisty, związkowca, polityka i przedsiębiorcy jest fascynujący. Jego osobowość hartowała się w czasach walki o wolność, jego dzisiejsze przemyślenia o polityce są zakotwiczone w tym, co było najpiękniejsze, w solidarności tej przez duże S i jeszcze bardziej w tej przez małe s.  Trudno się dziwić jego rozgoryczeniu, kiedy mówi, że nie pojmuje jakim cudem po 30 latach życia w demokratycznym kraju mamy tak słabe społeczeństwo obywatelskie. Czy odpowiedź kryje się w jego własnej wizji obywatelskich działań? Mówi o ulicznych protestach, jest zachwycony, że w USA i w Izraelu ludzie wychodzą na ulice, żeby powidzieć wypier… mówi wprost:

„Jako społeczeństwo musimy się jeszcze wiele nauczyć. Przede wszystkim tego, że protest uliczny jest podstawową formą demokracji”.

Kiedy Władysław Frasyniuk miał dwa lata, w czerwcu 1956 roku, robotnicy fabryki Cegielskiego w Poznaniu szli zdeterminowani przez miasto, wchodzili do biur i mówili: „wypierdalać”. Krzyczeli również „Chleba i wolności”.

 

Nie, panie Władysławie, protesty uliczne mogą wystraszyć dyktaturę, czasem mogą ją nawet obalić, ale nie mają wiele wspólnego ani z demokracją, ani ze społeczeństwem obywatelskim. Podstawową formą demokracji jest nudne, dobrze przygotowane zebranie, którego efektem jest kompromis między ludźmi mającymi różne interesy, ale jakiś wspólny nadrzędny cel. Protest może otworzyć drogę do wolności, ale wolność jest zaledwie pierwszym krokiem pozwalającym na myślenie o  demokracji.

 

Wiele krajów uwolniło się od komunistycznej dyktatury w tym samym czasie co my. We wszystkich widzieliśmy ten sam problem trudności zrozumienia, że wolność to jeszcze nie demokracja, że swoboda zrzeszania się, to jeszcze nie społeczeństwo obywatelskie, że wolne wybory, to jeszcze nie pełnokrwisty parlamentaryzm.

 

 Frasyniuk czuje gdzie jest pies pogrzebany, nie mówi tego jednak wystarczająco wyraźnie:

„Minęło 30 lat i nadal żaden z naszych kandydatów nie ma na górze listy priorytetów edukacji. Społeczeństwo prawdziwie demokratyczne tworzą ludzie dobrze wykształceni, świadomi swoich praw, rozumiejący mechanizmy społeczne, mechanizmy władzy, prawa obywatelskie. A my to kompletnie spierniczyliśmy, Ale to nie tylko zaniedbana szkoła. Za tym stoją całe dekady rodzinnego przekazywania dzieciom i wnukom tradycji milczącego cierpienia.”

Chciałoby się powiedzieć, ciepło, ciepło. Przez stulecia marnowaliśmy potencjał intelektualny społeczeństwa. Przez stulecia patriotyzmem (gloryfikowanym przez Kościół) było podtrzymywanie zniewolenia, każdy miał znać swoje miejsce i słuchać co mu mówią. Konsekwencją tej tradycji jest niezdolność tworzenia partnerskich relacji. Wolność zamyka się w okrzyku „wypierdalaj”, ale kiedy tyran znika jesteśmy bezradni. I nie chodzi tu tylko o wykształcenie. Tak, fachowość jest kluczowa, kompetentni ludzie częściej domagają się partnerstwa. Jednak jest tu pewna zagadka – Polacy są częściej kompetentni poza Polską niż w Polsce. Tak było przez stulecia z Chińczykami, tak jest z Rosjanami, tak było z Hindusami, tak jest często z Afrykanami. Nie umiemy stworzyć społecznej struktury dla partnerskich relacji. W efekcie albo krzyczymy wypierdalaj, albo pakujemy walizki i szukamy możliwości rzetelnej pracy poza ojczyzną.

 

Nie wiem jakim szefem jest Władysław Frasyniuk, intuicyjnie mam wrażenie, że jest człowiekiem ceniącym fachowość swoich pracowników i otwartym na różnicę zdań, że w swojej firmie zachował to, co nazywa „fenomenem Solidarności”:

„Fenomenem „Solidarności” było to, że my wszyscy wcale nie byliśmy jednojajowi, różniliśmy się bardzo, ale byliśmy otwarci na siebie, rozmawialiśmy ze sobą, czerpaliśmy z wiedzy i doświadczenia koleżanek, kolegów, starszych, młodszych.”

Więc jednak demokracja to nie marsze i machanie chorągiewkami, to nie uliczne wrzaski, to spory, z których wyłania się jakiś ład, to uporządkowana dyskusja, w której uczestnicy dochodzą do kompromisu, który umożliwia skuteczne działanie.

 

Wolność jest tylko wstępem. Łatwo ją odebrać i wtedy cofamy się do walki o wolność na ulicy. Redakcja opatrzyła ten wywiad tytułem, który był tylko słowami rzuconymi mimochodem na temat szacunku Amerykanów dla pracy. To prawda, że te słowa dotykają samej istoty demokracji, pogarda przekreśla szanse partnerstwa, a istotą demokracji nie jest możliwość wyrażania swojej opinii w ulicznym proteście, ale samorządność, która nie jest pogonią za mądrym i dobrym carem, ale sztuką współżycia bez ciągłego podkładania sobie świni.

 

Za mojego życia wolność przyniosła wielu narodom rzeczy straszne, dziesięciolecia morderczych wojen domowych, krwawe wojny plemienne i religijne, chaos, dyktaturę i korupcję. Nasze trzydziestolecie przyniosło nam niesłychany skok cywilizacyjny i niedoskonałą demokrację, która jest dziś zagrożona. Może właśnie dlatego, że uliczne protesty są dziś znów potrzebne, jeszcze bardziej konieczne jest myślenie nie tylko o wolności, ale o demokracji, która pozwala zniwelować pogardę i wrogość i zmaksymalizować wykorzystanie intelektualnego potencjału społeczeństwa.

 

Władysława Frasyniuka przeraża to, co ludzie wypisują w Internecie. I słusznie, Internet jest królestwem chaosu, to wielkie trollowisko, w którym króluje słowo „wypierdalać”, to nieustające wyrażanie prymitywnych opinii, bez wielkich szans na logistykę działania. Fenomenem funkcjonującej wolności jest odchodzenie od hasła – wypierdalać i przechodzenie do współdziałania różniących się między sobą ludzi.              

Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version