Prawo do głosu, ale nie do zlikwidowania państwa

Członek Wspólnej Listy Arabskiej przemawia w kwaterze głównej swojej partii w arabskim mieście Szfar'am podczas trzeciej rundy izraelskich wyborów 2 marca 2020. Zdjęcie: David Cohen/Flash90.

To brzmi jak dewastujący argument. Skoro izraelscy Żydzi są gotowi przyjmować ratujące życie leczenie z rąk arabskich lekarzy, dlaczego nie dają ich przedstawicielom w Knesecie miejsca w rządzie?

 

Ten właśnie argument przedstawił szef jerozolimskiego biura ”New York Timesa”, David Halbfinger, zarówno na Twitterze, jak w artykule. Powtarzano go w innych miejscach, również w izraelskiej prasie.

Przesłanka jest jednak fałszywa. Idea, że sprzeciw wobec dania antysyjonistycznym partiom arabskim miejsca w rządzie Izraela, jest rasizmem, jest wyłącznie ciosem poniżej pasa skierowanym przeciwko premierowi Benjaminowi Netanjahu i jego zwolennikom. Próba użycia pandemii koronawirusa jako sposobu podważenia prawomocności państwa żydowskiego, pokazuje, że krytycy Izraela uważają katastrofalne szerzenie się śmiertelnej choroby jedynie jako kolejną okazję do ataku na syjonizm.  


Ważne jest oddzielenie dwóch przedstawionych tutaj argumentów. Jeden dotyczy rocznego impasu między Netanjahu i jego politycznymi przeciwnikami jako dwiema stronami, które walczą o to, kto poprowadzi kolejny rząd kraju, a tym, czy głosy członków Knesetu, którzy popierają wrogów Izraela, powinny być decydującym czynnikiem. To drugie jest bardziej fundamentalnym pytaniem o to, czy Izrael może być krajem poświęconym ochronie narodowych praw żydowskiego narodu, gwarantując równocześnie równe prawa swoim nie-żydowskim obywatelom.


OczywiścieOOczywiście Żydzi z wdzięcznością akceptują opiekę arabskich lekarzy i pielęgniarek, którzy pracują w izraelskich szpitalach. Arabowie – zarówno ci, którzy są obywatelami Izraela, jak mieszkańcy terytoriów – także akceptują opiekę, jaką otrzymują od znacznie większej liczby żydowskich lekarzy i pielęgniarek w tych samych instytucjach medycznych. Należy także przypomnieć, że również pacjenci z rodzin członków wrogich palestyńskich grup terroru z Gazy i Zachodniego Brzegu są przyjmowani do izraelskich szpitali, gdzie są traktowani z takim samym oddaniem, jakie poświęca się każdemu Żydowi. 


Kiedy więc dr Ahmad Tibi, lekarz, który jest także członkiem Knesetu z ramienia Wspólnej Listy Arabskiej (która zdobyła 15 miejsc w Knesecie w wyborach w tym miesiącu), twierdzi, że Żydzi, którzy akceptują jego usługi jako lekarza, ale nie chcą, by decydował o tym, kto będzie premierem, są rasistami i hipokrytami, działa nieuczciwie.


Ojcowie założyciele Izraela uzgodnili, że państwo żydowskie, do którego stworzenia dążyli, da równe prawa arabskim mieszkańcom kraju. To było stanowisko dwóch ideologicznych przeciwników, kierujących frakcjami, z których powstały obecne partie polityczne. David Ben-Gurion, pierwszy minister kraju i przywódca lewicowego ruchu syjonistycznego partii Pracy, wierzył, że Izrael powinien być zarówno państwem żydowskim, jak demokratycznym. To samo uważał Ze’ev Żabotyński, twórca ruchu, z którego wyrósł dzisiejszy Likud.


Żabotyński mówił także, że rząd państwa żydowskiego powinien zrobić miejsce dla tych, którzy reprezentują Arabów. Uważał nawet, że jeśli premier będzie Żydem, to wicepremier powinien być Arabem.  


Ta wizja równości opierała się jednak na założeniu, że arabscy obywatele zaakceptują to, iż podstawowym celem kraju będzie stworzenie domu narodowego dla żydowskiego narodu. Zakładając, że prawa nie-żydowskiej mniejszości muszą być chronione, ci przywódcy nie akceptowali idei, że arabska mniejszość będzie mogła użyć demokracji do prób zlikwidowania państwa żydowskiego.


Niemniej, zasadniczo to właśnie umożliwiają ci, którzy piętnują jako rasistowski sprzeciw wyrażany przez Netanjahu i jego zwolenników wobec Wspólnej Listy Arabskiej jako biernego lub czynnego partnera w tworzeniu nowego rządu Izraela.


Wspólna Lista nie będzie w stanie uchwałami zlikwidować żydowskiego państwa, nawet gdyby była aktywną częścią rządu stworzonego przez przywódcę partii Niebieskich i Białych, Benny’ego Gantza. Niemniej, poleganie na ich 15 głosach, dałoby im prawo potencjalnego weta wobec każdego posunięcia Izraela w obronie przed palestyńskimi ruchami terroru, które członkowie Wspólnej Listy oklaskują.


Cztery partie, które składają się na Wspólną Listę, mają różne ideologie. Jedna jest otwarcie komunistyczna. Jedna chce zamienić Izrael w państwo islamskie zgodnie z tym, co głosi Hamas. Kolejna chce, żeby stał się świeckim państwem zdominowanym przez palestyńskich Arabów. Czwarta nie chce niepodległej Palestyny, choć chce być częścią panarabskiego państwa, obejmującego cały region. Wszystkie sprzeciwiają się istnieniu Izraela jako państwa żydowskiego w jakichkolwiek granicach.


Arabscy obywatele Izraela mają wszelkie prawo wybrać, kogo chcą, by ich reprezentował. I ci członkowie Knesetu powinni mieć te same prawa, jak posłowie wybrani przez partie syjonistyczne. Mówienie jednak, że trzymanie ich poza rządem umniejsza lub pozbawia praw obywatelskich arabskich obywateli, jest oświadczeniem, że zniszczenie państwa żydowskiego jest uprawnioną aspiracją arabską. W rzeczywistości, niechęć izraelskich Arabów do rezygnacji z trwającej od stu lat wojny przeciwko syjonizmowi, jest największą przeszkodą do zapewnienia równego społeczeństwa dla wszystkich obywateli Izraela.   


Trudno powiedzieć, czy koniec długiej przepychanki między Netanjahu a jego przeciwnikami pojawia się na horyzoncie. Niechęć wobec premiera jest tak silna, że spowodowała, iż niektórzy ludzie mający w wielu sprawach poglądy takie same jak on, są skłonni do nadania legitymacji Wspólnej Liście, byle się go pozbyć.  


Niemniej, sprzeciwianie się obecności Wspólnej Listy w rządzie nie ma nic wspólnego z odmawianiem Arabom równości – nie mówiąc już o jakiejś degradacji znaczenia pracy arabskiego personelu medycznego w czasie kryzysu. Ci, którzy mówią, że chęć blokowania  Wspólnej Listy przed udziałem w rządzie jest rasizmem, podpisują się, praktycznie rzecz biorąc, pod starym, antysemickim memem, że syjonizm jest rasizmem. Krytycy Netanjahu i Izraela, którzy używają wybuchu epidemii koronawirusa jako pretekstu, by przywrócić do życia to oszczerstwo, nie tylko są w błędzie. Są nikczemni.    


A right to vote but not to dismantle the state

JNS.Org. 17 marca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version