Odłożone w czasie zbawienie (IV)

Ukrzyżowanie Chrystusa, Diego Velázquez (1632). Źródło zdjęcia: Wikipedia.

Motto: „Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, /../ którą nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (1Kor 2,6-8).

                                                           ------ // ------

Archanioł przestał czytać modlitwę i spojrzał przestraszony na Boga. - Przecież ten człowiek wyraźnie pozwolił sobie na krytykę jego dzieła! - pomyślał zbulwersowany w najwyższym stopniu. Lecz Stwórca nie zwrócił na to uwagi, albo uznał iż ważniejsze jest zrozumienie sensu ofiary Jego Syna, bo klasnął w ręce i zawołał: - Oto prawdziwy chrześcijanin! Oto człowiek! Widzisz Gabrielu, czyż nie mówiłem ci, iż prawda ujrzy światło dzienne?! Obojętnie ile kłamstw będzie ją przesłaniać, ona i tak przebije się przez nie i objawi światu!

Czas odsłania prawdę - dodał sentencjonalnie i wznosząc ręce do górę zawołał:

 

- Błogosławieni, którzy potrafią dostrzec ją pośród morza kłamstwa, fałszu i zakłamania! Zaprawdę powiadam ci Gabrielu, ich żywot będzie trwał długo, o wiele dłużej niż się tego spodziewasz. Chwała na wysokościach, bo na Ziemi jeszcze długo będą musieli na nią czekać. Ale niebawem i to się zmieni!-  Następnie dotykając ramienia stojącego przed nim archanioła Bóg rzekł: - Idź Gabrielu i przekaż tę Dobrą Nowinę innym aniołom, niech i oni się radują! Teraz chcę zostać sam.

 

A gdy archanioł wycofał się, kłaniając przy wyjściu swemu Bogu, ten oparł głowę na dłoni i zamyślił się nad czymś głęboko. Siedział tak przez dłuższą chwilę, zapatrzony gdzieś w dal niewidzącym wzrokiem i jakby nieobecny duchem. Potem westchnął ciężko i wstał ze swego wspaniałego, alabastrowego tronu. Wielkie, bogato rzeźbione drzwi otworzyły się przed nim same bezszelestnie, potem następne i jeszcze jedne, aż znalazł się w jedynym w swoim rodzaju miejscu w niebie.                          ------ // ------

 

Na niewielkim wzgórzu stały trzy wysokie, poczerniałe krzyże. Dwa z nich były puste, lecz na środkowym wisiało umęczone ciało Syna Bożego, wyprężone w przedśmiertelnej agonii. Pochylona głowa, a na niej korona cierniowa, ręce i nogi przebite gwoździami do drzewca, bok przebity włócznią, z ran cieknąca krew Ci, którzy przekonani byli, iż umarł tego samego dnia, w którym go ukrzyżowano, mylili się. Bóg nie może umrzeć, nie byłyby wtedy Bogiem. On będzie dotąd na krzyżu, dopóki ludzie będą przekonani, iż On powinien być na nim.

 

Pociemniałe niebo wisiało nisko, ciężkie jak z ołowiu. Jego sklepienie niemalże dotykało najwyższego krzyża, kłębiące się złowrogo chmury, zdawały się zapowiadać rychłą burzę z piorunami. Suche powietrze przesycone było intensywną, trudną do określenia wonią. W dole wyschnięte na popiół trawa i osty pokryte odwiecznym pyłem. To miejsce wyglądało dokładnie tak, jak tamto na Ziemi, podczas owej pamiętnej chwili. Stwórca kategorycznie zabronił aniołom składać tu jakiekolwiek kwiaty i palić świece, choć wiedział, że mają Mu to za złe. Nie chciał, aby miejsce kaźni jego Syna uczyniono świątynią i miejscem kultu. Miało wszystko być tak, jak wtedy na Ziemi.

 

Bóg wpierw długo przyglądał się temu przerażającemu w swej wymowie widokowi, potem zaczął wolno wstępować na wzgórze, zbliżając się do miejsca gdzie jego ukochany i jedyny Syn wisiał przybity do krzyża. Ile razy przebywał tę drogę przez te wszystkie lata, które upłynęły od tamtego czasu? Na pewno bardzo wiele razy. Lecz ten raz jest wreszcie inny: będzie mógł powiedzieć swemu Synowi, iż to na co czekał tak długo, być może niebawem się spełni. Gdy Stwórca stanął u stóp krzyża i z bliska spojrzał na cierpiącego w milczeniu Syna, ogarnęła go jak zwykle ta sama fala gwałtownych odczuć i przejmujący żal, iż wtedy tak pochopnie zgodził się na to jego „uzupełnienie” tej próby.

 

Litość i ból spowodowane Jego dobrowolnym cierpieniem, a także złość i rozżalenie na ludzi, którzy byli przyczyną tego wszystkiego. Jednocześnie podziwiał swego Syna za niezłomną konsekwencję swej postawy i był z niego dumny. Bóg dotknął czołem Jego nóg i wzniósłszy wzrok powiedział cicho: - Cierpliwości mój Synu, jeszcze trochę cierpliwości, niebawem nadejdzie czas, gdy ludzie wyzbywszy się swego egoizmu i pychy, powodując się prawdziwą miłością do ciebie, pozwolą Ci opuścić to narzędzie kaźni. Kiedy tylko dotrze do nich prawda, iż to w co dotąd wierzyli i co czynili jest przejawem samouwielbienia i egotyzmu, a nie miłości do Ciebie. Wtedy pozwolą Ci wreszcie zejść z krzyża i zamieszkać ze Mną.

 

- Dopiero wtedy razem stworzymy nasze królestwo na Ziemi, bez apoteozy przemocy, bez celów, które uświęcają nikczemne środki, bez nietolerancji dla odmiennie myślących, bez cierpienia i bólu. To się stanie niebawem. Jeszcze trochę cierpliwości mój Synu. Początek już został zrobiony. Wiszący na krzyżu poruszył spieczonymi, popękanymi wargami i z trudem wypowiedział parę cichych słów. Bóg pokiwał wolno głową, a na jego obliczu pojawił się nikły uśmiech, nazywany czasem „uśmiechem przez łzy”. Pokonując opór ściśniętego gardła, rzekł: - Wiem, że wytrzymasz, lecz Twoje cierpienie jest także moim, czyżbyś o tym nie wiedział? Lecz początek już został zrobiony, choć mogłem to przyśpieszyć w cudowny sposób, ale Ty nie chciałeś tego, cóż, szanuję Twoją wolę, teraz to już nie potrwa długo…

 

Stwórca nie mógł więcej mówić. Cóż zresztą można powiedzieć w obliczu takiego bezprzykładnego poświęcenia i cierpienia? Więc znów oparł czoło o jego stopy przebite gwoździem i trwali tak długo w milczeniu: Ojciec i Syn. Potem Bóg odwrócił się i zaczął schodzić w dół po łagodnym zboczu wzgórza. W pewnym momencie jednak, zawrócił gwałtownie i wznosząc ręce w błagalnym geście zawołał: - Synu mój! Jeśli masz już dość tego, powiedz tylko słowo! Jedno słowo, albo uczyń znak! Maleńki znak, nic więcej…

 

Lecz wiszący na krzyżu z trudem uniósł głowę okrytą koroną cierniową i uczynił przeczący gest. Spojrzał przy tym na swego Ojca w taki sposób, iż tamtemu opadły ręce i poczuł wstyd za krótką chwilę słabości. Westchnął tylko przejmująco, odwrócił się i już bez słowa odszedł z miejsca kaźni. Potem z obliczem ściągniętym grymasem bólu i goryczy, usiadł na swym tronie i patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem, zamyślił się głęboko. Bóg długo jeszcze tak siedział, myślami będąc przy swym ukrzyżowanym Synu, a potem z jego oblicza spłynęła jena wielka łza, i poszybowała w kierunku Ziemi.

                                                                       ------ // ------

Mijał czas, a Bóg siedział nieruchomo i czekał. Czekał, aż ludzkość opamięta się i zrozumie jak bardzo pobłądziła. Tymczasem Ziemia wchodziła właśnie w Erę Wodnika, zwaną także  Erą Rozumu. Być może coś wartościowego z tego wyniknie,.. niż tylko NEW AGE!

 

1995/2002/2022 r.                              ----- KONIEC-----

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version