Nieistniejący Bóg, czyli przedwczesny optymizm teistów (III)

Skoro już zgadzamy się co do tego, że Bogiem, będącym Stwórcą Wszechświata (którego istnienie - wg autora owej książki - potwierdza współczesna nauka) jest ten Bóg, przedstawiony w naszej religii i jego wizerunek mamy dokładnie opisany w Biblii, to pierwsze pytanie na tej rozumowej drodze brzmi: W jaki sposób można udowodnić, że ten nieskończenie inteligentny Umysł, przyczyna istnienia Wszechświata jest tym samym osobowym Bogiem, którego wyznaje i głosi chrześcijańska religia? Odpowiedź nie jest taka oczywista jak by się z pozoru wydawało, dlatego wiele tęgich umysłów zajmowało się tym arcyciekawym problemem teologicznym. I tak np. przedstawię jedno z takich rozumowań z książki Sto dowodów na istnienie Boga autorstwa ks. bp. dr Z. J. Kraszewskiego:

„Niezmienny sprawca zmian (ciągłych) jest Bogiem: przez to samo bowiem, że jest niezmiennym sprawcą zmian, posiadać musi wszystkie przymioty prawdziwego Boga. Jest więc naprzód bytem niematerialnym /../ Jest z kolei bytem bezwzględnie koniecznym, do którego istoty należy istnieć /../ Stąd, że istnienie należy do jego istoty, wynika, że posiada całą pełnię bytowania, tzn. wszystkie możliwe doskonałości w stopniu nieskończonym: jest więc czystą rzeczywistością pod każdym względem /../ Przez to na koniec, że jest niezmiennym sprawcą zmian, różni się rzeczowo od wszystkich bytów od świata doświadczalnego, którego zmianom podlegają /../ Wszystkie wymienione cechy, zawarte w pojęciu niezmiennego sprawcy zmian, wskazują wyłącznie na Boga chrześcijańskiej religii, który zatem istnieje" (Ks. I. Różycki, Dogmatyka, Kraków 1948r.).

                                                           ------ // ------

Prawda, że wyjątkowo dziwne jest to „dowodzenie"? Jednak po jego lekturze odczuwam pewien niedosyt intelektualny; jakoś nie mogę się dopatrzyć logicznego związku  między  przesłankami a końcowym wnioskiem. Nie chodzi mi nawet o pokrętną logikę tego wywodu, lecz o to, że przedstawione rozumowanie w żaden sposób nie dowodzi końcowej konstatacji: „Wszystkie wymienione cechy, zawarte w pojęciu niezmiennego sprawcy zmian, wskazują wyłącznie na Boga chrześcijańskiej religii".

 

Obawiam się, iż obaj wyżej wymienieni autorzy mylą się w swoich twierdzeniach i to o wiele bardziej, niż mogłoby się to wydawać niezorientowanym w temacie. Postaram się teraz przedstawić warunki rozumowe jakie powinny zostać spełnione, aby można było z całą pewnością uwierzyć, iż ten Bóg, który zapoczątkował istnienie wszechświata, jest tym samym Bogiem, którego wyznaje nasza religia. Zatem udajmy się w tę rozumową drogę, a okaże się niebawem (czego jestem dziwnie pewien), że ta dotychczasowa „pielgrzymka rozumu" autora książki, to „mały pikuś" z tą proponowaną przeze mnie „podróżą" rozumu i wyobraźni (o wiedzy przez wrodzoną skromność nie wspomnę).

                                                           ------ // ------

Od czego by tu zacząć?: Mamy więc w logiczny ciąg połączyć dwa niewyobrażalnie oddalone w czasie i przestrzeni wydarzenia: odległy o 13,7 mld lat początek wszechświata nazywany Wielkim Wybuchem i objawienie się Boga ludziom w religii liczącej (wraz z korzeniami -, judaizmem) ok. 3 tys. lat. Czy ktoś już tego próbował? A jakże! W starych „Problemach" z lat 80-tych ubiegłego wieku, zostało zaprezentowane coś w rodzaju kosmologii religijno - naukowej, jaka znalazła się w artykule pt. „Co nowego we wszechświecie" autorstwa Richarda Rhodesa: „Na początku Bóg stworzył osobliwość. A była osobliwość nieskończenie gęsta, i wszystko co było, i wszystko co będzie wtłoczone było do osobliwości, a ciemność zalegała nad obliczem świata.

 

I rzekł Bóg: - Niech się stanie wielki wybuch! - I stał się wielki wybuch, a z wielkiego wybuchu wyłoniły się materia i promieniowanie. I widział Bóg, że wielki wybuch jest jednym piekłem eksplozji, i tak nastał wieczór, i nastał poranek pierwszego z 16 miliardów lat temu.


I rzekł Bóg: - Niech powstanie wodór i hel i niech wirują chaotycznie. Niech część gazu wiruje w rejonach bardziej gęstych i niech one zapadają się w protogalaktyki, i niech protogalaktyki zapadają się w galaktyki. I kiedy stało się tak, rzekł Bóg: - Niech powstaną gwiazdy - I kiedy pierwsze gwiazdy poczęły się tworzyć wewnątrz galaktyk, a gaz, który je wypełniał stał się dostatecznie gęsty, zapłonęły w nich reakcje termojądrowe, i patrzcie; stało się światło gwiazd. I tak nastał wieczór i poranek trzeciego miliarda lat, 14 mlrd. lat temu.


I aby mieć pewność, że człowiek nie zrozumie prędko Jego wielkiej pracy, Bóg dał prędkości światła ograniczoną wartość 300 tys. km na sekundę, a atmosferze Ziemi, gdzie pięć tysięcy lat temu stworzył człowieka dał turbulencję i dystorsję, i nieprzezroczystość dla wielu rodzajów promieniowania, a następnie by omylić ludzkie rozumienie Wszechświata, pomieścił w nim kwazary, gwiazdy neutronowe, czarne dziury i inne pokrętne zagadki.


I spoglądał na pracę Swej osobliwości z aprobatą i rzekł: - Patrzcie, to jest zagadka! I była to zagadka".                                  

 

Interesująca wizja, prawda? Tyle, że jest ona z dziedziny pseudonaukowo - religijnej fantastyki, a my tu przecież piszemy na poważnie. A więc w Biblii tak jest przedstawione to wydarzenie: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię", a dopiero czwartego dnia zostały przez niego stworzone wszelkie ciała niebieskie. Wynika z tego jednoznacznie, iż ziemia jest najstarszym ciałem we wszechświecie (o trzy dni zaledwie, ale zawsze!). Na pewno ten fakt nie będzie trudny do udowodnienia przez współczesną naukę,.. może astronomię?

                                                           ------ // ------

Wiem, wiem! Co bardziej znający się na rzeczy zwrócą mi uwagę, iż nie można analizować na poważnie starych mitów i na poparcie swojego stanowiska przypomną mi fakt, że papieska komisja w 1948r. zezwoliła na nie dosłowne odczytywanie pięcioksiągu biblijnego z powodu zawartych w nim owych mitów. To prawda! Czy jednak od tego czasu uczy się dzieci na lekcjach religii, że to są tylko stare mity i podania ludowe, czy jednak wmawia się im, że to były autentyczne wydarzenia? Poza tym, jeśli przyjmiemy, że to były mity jedynie, to musielibyśmy uznać także, iż Jezus odwoływał się,.. do mitów ze Starego Testamentu! Więc jeśli mitem jest opowieść o wydarzeniach w raju, to także mitem musi być upadek człowieka i wynikły z niego grzech pierworodny pierwszej pary ludzi. Zatem ani odkupicielska ofiara z Jezusa na krzyżu, ani tym bardziej Zbawienie przez niego ludzkości, nie byłoby konieczne - a już na pewno nie byłoby niczym uzasadnione.

 

Więc sami widzicie, że w te rejony rozumowania nie powinniśmy się zapuszczać. Raczej przyjmijmy, za obowiązujące prawomyślnych wiernych Kościoła kat. orzeczenie papieża Leona XIII, który w 1893r. ogłosił: „Wszystkie te księgi /../ które Kościół uważa za święte i kanoniczne, napisane zostały we wszystkich swych częściach z natchnienia Ducha Świętego. Zatem, w ogóle nie uznaje się współistnienia błędu, Boskie natchnienie samo przez się błąd wszelki wyklucza, a to również z konieczności, gdyż Bóg, Prawda Absolutna, musi być niezdolny do nauczania błędu". A w 1907r. papież Pius X ogłosił, że modernizm jest herezją /../ a wszystkie krytyczne badania nad Biblią wciągnął na Indeks ksiąg zakazanych". Skoro sobie już to wyjaśniliśmy, czas udać się w dalszą (rozumową) drogę.

                                                           ------ // ------

Zanim przedstawię następny problem jaki się wyłania z tej wizji bożej kreacji, wpierw mała uwaga: autor owej książki cytuje w pewnym miejscu Leftowa: „Jeśli Bóg jest bezczasowy, to wszystko co robi, robi - że się tak wyrażę - na raz, jednym aktem. Nie może robić najpierw jednego, a potem drugiego". Widocznie musiał ów Leftow nie czytać Biblii, gdzie jest wyraźnie napisane, że Bóg swoje dzieło stwarzał przez 6 dni i po niektórych z nich konstatował z zadowoleniem, iż to co dotąd stworzył zadowalało go („Widział Bóg, że było dobre"). Oczywiście takie zachowanie Boga przeczy jego wszechmocy i wszechwiedzy, lecz to nie będzie jedyna sprzeczność z jaką będą musieli się zmierzyć zwolennicy teizmu i Inteligentnego Projektu. Zapewniam, iż będzie ich o wiele więcej i bardziej poważnych.

                                                           ------ // ------

Przejdźmy zatem do następnego problemu. Jest nim niewyobrażalny wręcz rozmach tego bożego dzieła (i to nie tylko w przestrzeni ale też i w czasie). Dziś już wiadomo, że wszechświat (którego średnica szacowana jest na 8 mld lat świetlnych), zawiera niezliczone miliardy metagalaktyk, galaktyk, gromad kulistych i gwiazd. Pytanie więc brzmi: skoro Bóg powołał wszechświat do istnienia tylko po to, aby na jednej małej planetce stworzyć rodzaj ludzki - to jak wytłumaczyć tę niewyobrażalnie wielką pozostałość wszechświata? Jaki związek z jego stworzeniami na ziemi - ludźmi, ma ta gigantyczna reszta dzieła bożego, z której ludzie raczej nie będą mieli pożytku, z racji na jej niewyobrażalny ogrom? Jak można wytłumaczyć ten aspekt jego dzieła w kontekście jego ziemskich stworzeń?

 

Następny problem to czas: skoro wszechświat istnieje ok. 14mld. lat, to dlaczego Bóg dopiero od tak niedawna stworzył ludzi na ziemi i się im objawił? W swojej książce autor wyraźnie twierdzi, iż „świat i jego bogata forma" po to została przez Boga stworzona, aby służyć ludziom w ich przetrwaniu. Z historii naszej planety liczącej sobie ok. 4,5 mld lat, wynika aż nadto widocznie, że przyroda na ziemi (na lądach) istniała od mniej więcej 500 mln lat, zanim pojawił się na niej człowiek i zaczął z niej korzystać. Pytanie jest następujące: dlaczego Bóg tak późno umieścił człowieka na ziemi, skoro stworzył ją specjalnie dla niego i dlaczego tak wcześnie stworzył przyrodę na ziemi (495 mln lat przed pojawieniem się ludzi), skoro jej jedynym przeznaczeniem było służyć człowiekowi?

 

Jeszcze odnośnie czasu; dlaczego ten prawdziwy Bóg tak stosunkowo niedawno objawił się człowiekowi? (Syn boży - ok. 2tys. lat temu, jego Ojciec - ok. 3tys. lat temu). Podczas gdy historia religii ludzkich liczy sobie ok. 40 – 50 tys. lat i występowało w niej setki różnych bogów i bogiń (w tym wielu zbawicieli). Na dodatek ich wszystkich uważa się za fałszywych bogów, stworzonych wyobraźnią ludzką, a dopiero nasz Bóg jest prawdziwym Bogiem, tym właśnie, który zainicjował stworzenie wszechświata. Dlaczego więc - objawiając się tak późno człowiekowi - pozwolił aby ci fałszywi bogowie przez tyle tysiącleci panowali nad świadomością ludzi, mimo wyraźnego swego zakazu, który umieścił w pierwszym przykazaniu Dekalogu?

 

Że co?! Że bezsensownie łączę dane naukowe o wieku wszechświata, istnienia biologicznego życia na ziemi i dokonań religioznawstwa z religijnymi „wyliczeniami", wg których świat został stworzony w ciągu 6 dni, w 4004r. p.n.e., 23 października w niedzielę, o godz. 9 rano?!. (O pardon: pominąłbym „wyliczenia" Świadków Jehowy, wg których każdy dzień stwarzania należy liczyć jako 1000 lat). Ja tylko stosuję się do stylu argumentacji, jaki został zaprezentowany w książce Bóg istnieje. To właśnie w niej znajduje się wiele odniesień do odkryć współczesnej nauki, a na potwierdzenie przywołane są autorytety naukowe, jak chociażby ten: „Max Planck /../ jednoznacznie utrzymywał, że nauka dopełnia religię: "Przeciwieństwo między religią a nauką wcale nie wchodzi w grę, ponieważ jedna jest dopełnieniem drugiej". Planck stwierdził również, że „religia i nauki przyrodnicze walczą ramię w ramię w nigdy nieustającej krucjacie przeciwko sceptycyzmowi i dogmatyzmowi, przeciw niewierze i zabobonowi /../ a zatem „Za Bogiem!". A przesłanie książki jest takie, iż odkrycia naukowe - zwłaszcza te z ostatnich lat - potwierdzają religijną wizję naszej rzeczywistości.

 

Nie widzę więc żadnego błędu w tym łączeniu dokonań naukowych z religijnymi prawdami. Co więcej, uważam, iż byłoby niewybaczalnym błędem gdyby w tej dyskusji - która przecież wzięła się z tego, iż autor owej książki starał się przekonać swoich czytelników do tezy, że to odkrycia współczesnej nauki skłoniły go do zmiany ateistycznych poglądów - nie brać pod uwagę innych aspektów naukowych dokonań, dzięki którym dochodzenie do prawdy (na której chyba wszystkim zależy), staje się szybsze i łatwiejsze. Skoro więc wyjaśniliśmy to sobie, wracajmy do tematu.

                                                           ------ // ------

Należałoby jeszcze rozwiązać problem prostej idea Boga. W omawianej książce autor pisze:


„Główny argument Swinburne’a głosi, że Bóg osobowy, wyposażony w tradycyjne właściwości, jest najlepszym wyjaśnieniem działania praw przyrody. Richard Dawkins odrzucił ten argument na tej podstawie, że Bóg jest zbyt skomplikowaną odpowiedzią na pytanie o wyjaśnienie wszechświata i jego praw /../ Na czym niby polega skomplikowanie idei wszechmocnego i wszechwiedzącego Ducha, idei tak prostej, że rozumieją ją wszyscy wyznawcy trzech wielkich religii monoteistycznych - judaizmu, chrześcijaństwa i islamu? /../ Bóg jest prosty - a nie złożony - ponieważ jest duchem, a nie przedmiotem materialnym, zatem nie ma części".

 

Z powyższego widać wyraźnie, iż autor nie dostrzega różnicy między „prostym duchem", którym wg naszej religii ma być Bóg, a prostą ideą Boga, której przeciwieństwo miał Dawkins na myśli mówiąc, że Bóg musiałby być jeszcze bardziej skomplikowanym wytłumaczeniem od jego dzieła, które i tak jest już jest mocno skomplikowane. Postaram się przedstawić swój punkt widzenia na tę sprawę. Otóż po pierwsze śmiem wątpić, iż wszyscy wyznawcy tych trzech religii rozumieją ideę swego Boga (religijnej wiary nie uzasadnia się rozumowo). Gdyby ją rozumieli, nie byłoby trzech religii, lecz jedna jedyna. Przecież jest to idea jedynego Boga (monoteizm), a nie trzech różnych, nieprawdaż?

 

Po drugie; komplikacja idei Boga polega na tym, iż jest ona w bardzo wielu miejscach, niespójna logicznie, wewnętrznie sprzeczna ale co najważniejsze niedorzeczna w swych głównych założeniach: Oto wszechmocny i wszechwiedzący Bóg, przyczyna powstania i istnienia niewyobrażalnie wielkiego Uniwersum, stwarza w jakimś zakątku wszechświata maleńką (w skali kosmicznej, oczywiście) planetę - Ziemię, a na niej rozumne istoty, ludzi. Następnie objawia się im i zaczyna osobiście kierować ich życiem, wg narzuconych im reguł, wymagając od nich całkowitego posłuszeństwa i lojalności. Kiedy ludzie zawodzą jego oczekiwania (do czego sam się przyczynia zmuszając ich, by rozmnażali się z grzeszną naturą), topi wszystko co stworzył, włącznie ze zwierzętami, by po jakimś czasie wybrać sobie jeden naród i nad nim roztoczyć swoją opiekę, która polegała głównie na prowadzeniu ich od wojny do wojny z innymi narodami, które stały na drodze do potęgi jego wybrańców.

 

Posiadając nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, i dzięki temu mając nad nimi władzę absolutną, mógłby i tak od nich uzyskać wszystko, czego by tylko zapragnął - bez objawiania się tym istotom. Jednakże jemu to nie wystarczy; ludzie nie tylko muszą być mu posłuszni pod każdym względem, ale też muszą mu składać ofiary, czcić go w określony rytuałem sposób, budować dla niego świątynie, adorować jego wizerunki i poświęcać mu swe życie. A nade wszystko muszą w niego wierzyć, gdyż niewiara może ich drogo kosztować; nierzadko utratę życia na ziemi, ale też i wieczne męki w ogniu piekielnym po śmierci.

                                                           ------ // ------

Czy to możliwe aby to był ten sam Bóg, który prawie 14mld. lat temu zainicjował powstanie wszechświata? Jak to pogodzić ze sobą?: Istota, która jest w stanie stworzyć z niczego tak niewiarygodny ogrom, zawierający miliardy miliardów gwiazd - zachowuje się na ziemi jak prymitywny wódz plemienny; apodyktyczny, okrutny i bezlitosny dla wrogów, pragnący uznania i hołdów ze strony wiernych sobie, poza tym niesprawiedliwy i stronniczy. Gdzie w tych jego żałośnie - infantylnych działaniach (które Stary Testament opisuje szczegółowo i bez żenady) widać tę nieskończoną Inteligencję owego boskiego Umysłu? Gdzie tu widać wielkość tego Projektanta, który ponoć tak precyzyjnie dostroił współrzędne wszechświata? Tego genialnego Umysłu Boga, który potrafił stworzyć takie prawa przyrody, iż rządzi się ona nimi po dziś dzień,.. a nie może poradzić sobie z człowiekiem, który jakoby miał być jego „koroną stworzenia" w jego doskonałym dziele!?

 

Zastanówmy się: czy ten genialny Umysł, mający na dodatek nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, wiedzący absolutnie wszystko o swoim dziele i to w każdym momencie czasu jednocześnie - pozwoliłby (ba! wręcz nakazał!) aby jego stworzenia istniały i reprodukowały się jako bardzo ułomne byty, tylko dlatego, iż ich protoplaści nie sprostali pewnej próbie w raju? A jedyną możliwość naprawy tego stanu rzeczy, przewidział wyłącznie dla swego Syna, z którego sam sobie złożył ofiarę, by przekupić siebie za ten nieudany twór - człowieka. Na dodatek obarczając go winą za zło istniejące w jego dziele, i z której to winy (i jej konsekwencji) będzie on rozliczany na Sądzie Ostatecznym.

 

Czy to w taki sposób ma się przejawiać wielkość naszego Stwórcy? Tego genialnego Projektanta, którym tak się zachwycają różni uczeni, badający szczegółowo jego twory przyrody, lub inne aspekty jego dzieła? Nie chciałbym przedwcześnie zniechęcać uczonych - teistów, ale coś mi się wydaje, że bardzo trudno im będzie udowodnić (teraz kiedy religia powołuje się na autorytet nauki, chyba można już żądać dowodów, a nie tylko niczym nie uzasadnionej wiary w prawdy przez siebie głoszone, czyż nie?), że Bóg, który majstrował przy Wielkim Wybuchu, jest tym samym Bogiem, którego wyznaje nasza religia. Tym nie mniej, chętnie zapoznam się z ewentualnymi dowodami.

 

                                                           ------ CDN ------

 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version