Credo sceptyka. Część II.

Do lektury Biblii przystąpiłem z takim wizerunkiem Boga, jaki mi pozostał po lekcjach religii w szkole podstawowej: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego* dał, aby każdy kto w Niego uwierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Przy słowie „jednorodzony” umieściłem gwiazdkę, bo tak „naprawdę” Jahwe (a chyba On jest uznawany za prawdziwego Ojca Jezusa) ­miał już jednego Syna: Aszima (lub Aszam) z boginią Anat, którego to reforma monoteistyczna z VI w. p.n.e. pozbawiła Go, włącznie z małżonką. To tak dla ścisłości przekazu. Toteż z takim Bogiem spodziewałem się „spotkać” podczas lektury tej księgi. Zamiast niego, ze Starego Testamentu wyłania się następujący wizerunek Boga:

                                                           ------ // ------

Zapalczywy, porywczy, okrutny, krwawy, niesprawiedliwy, małostkowy, nie wszechmocny, nie przewidujący skutków swych czynów (czyli nie wszech­wiedzący), karzący za byle przewinienia, ba! Wręcz lubujący się w karaniu, oraz rzucaniu wyszukanych przekleństw, gniewny, materialny, lubiący woń spalanej ofiary (jakby nazwać tę cechę: ekscentryczny koneser kulinarny?), propagator rozróżniania swych stworzeń na „czyste i nieczyste” lubiący przechadzki po rajskim ogrodzie w czasie powiewu wiatru (!), bezlitosny, obłudny (stosujący niezmiennie filozofię Kalego, czyli potępiany przez Kościół relatywizm moralny), czyniący cuda na pokaz, wykonawca czyichś praw, zawistny i zazdrosny, mściciel, apodyktyczny, zmienny. Jednym słowem plemienny Bóg – Jahwe.

 

Każdy kto zna Pismo Święte wie doskonale, iż te wszystkie cechy Boga Jahwe mają tam uzasadnienie i na każdą z nich można znaleźć konkretne przykłady. Ktoś, kto nie czytał Biblii (mam na myśli te 4% Polaków - niewierzących), może uważać ten wizerunek Boga za obrazoburczy. Wystarczy jednak przeczytać Pięcioksiąg, aby się przekonać, iż oddałem sprawiedliwie Bogu Jahwe co boskie, niczego od siebie nie dodając, mogłem najwyżej coś pominąć. Taki jest więc wizerunek Boga Ojca zawarty w samym Jego Słowie. Czy jest to ten sam Bóg, który tak bardzo ukochał ludzi, że swego Syna wydał na ofiarę odkupienia za ich grzechy? Hmm...Trudno byłoby mi w to uwierzyć. Ale nie uprzedzajmy faktów.

 

W Nowym Testamencie zawarty jest taki oto wizerunek Syna Bożego: Mający swój początek i koniec na Ziemi, nie znający przy­szłości (a więc także nie wszechwiedzący), materialny, nie wszechmocny, czasem miłosierny, a czasem mściwy, czasem mówiący o miłości, a czasem płonący nienawiścią, czasem mówiący o potrzebie tolerancji, a czasem nietolerancyjny, porywczy i gniewny, czasem przebaczający, a czasem okrutny, podlegający prawom pisanym, czyniący cuda (prymitywne jak na Boga), prócz miejscowości z której pochodził, dobry, wyrozumiały i litościwy, ale nie dla wszystkich. Jednym słowem: Jezus Chrystus Syn Boży.

 

Powinienem tu dopisać: Bóg chrześcijan, ale każdy, kto zna historię chrześcijaństwa i katolicyzmu, wie doskonale, iż Jezus stawał się stopniowo pełnoprawnym Bogiem, dopiero od Soboru nicejskiego w 325 r. a zażarte spory chrystologiczne trwały jeszcze parę wieków, zanim wykształciły się zręby doktryny chrześcijańskiej. Mówiąc wprost: jego „boskość” (jak i boskość jego Matki) wykształtowała się w procesie historycznym, na pierwszych siedmiu soborach powszechnych. Tyle na temat naszego Boga można dowiedzieć się z Biblii, czyli z samego Słowa Bożego, skierowanego do człowieka (oprócz tych ostatnich paru linijek, dotyczących pozabiblijnej historii chrześcijaństwa).

 

Czy to jest już pełny wizerunek naszego Boga? Logicznie biorąc powinno tak właśnie być, skoro ludzie dostali od Boga Jego przesłanie, całą informację o Nim winniśmy czerpać z tego dokumentu. Bo tylko on daje nam gwarancję obcowania z Prawdą (uważa się przecież, iż pisali to Słowo Boże ludzie „natchnieni” przez Boga). A jednak myliłby się ten, kto by tak myślał! Otóż jest jeszcze uzupełnienie, coś jakby suplement do wizerunku naszego Boga: a to przez dogmat o Trójcy Świętej (mówiący, iż jest jeden Bóg, ale w trzech osobach: Ojciec, Jego Syn i Duch Święty), a także w pismach największych myślicieli chrześcijańskich, zwanych Doktorami i Ojcami Kościoła. Wynika z nich, iż Bóg jest:

 

Wszechmocny, wszechwiedzący, nieskończony w czasie i przestrzeni (bez początku i bez końca), jedyny, nieskończenie miłosierny, idealnie sprawiedliwy sędzia, transcendentalny, niematerialny, nie­zmierzony, jest prawdą i mądrością, wszechobecny, niezmienny sprawca zmian, najwyższe dobro, nieomylny, absolutna inteligencja, jest miłością, z siebie i w sobie najszczęśliwszy, ocean spokoju, jest światłością wiekuistą, początkiem, trwaniem i końcem wszelkich rzeczy, życiem prawa i porządku, władcą moralności, istotą najwyższą i jedyną, podobną do siebie, niepodobną do wszystkich rzeczy pozostających poza nim, które są tylko Jego stworzeniami, istotą samoistną, absolutnie nieskończoną, która zawsze była i zawsze będzie, dla której nie ma nic przeszłego, ani nic przyszłego (jest zawsze teraz), która jest wszelką doskonałością pod każdym względem, Istotą niepojętą. Jednym słowem: Bóg Ideał Absolut. I dopiero teraz wyłania się w miarę pełny wizerunek naszego Boga.

                                                           ------ // ------

Pierwsza wątpliwość jaka mi się nasuwa w kontekście tych bożych cech: Czy to możliwe, iż te trzy charakterystyki opisują jednego i tego samego Boga? Czy Bóg Jahwe, Jezus i Absolut: są tym samym Bogiem? Niemożliwe! Po przeanalizowaniu tychże bożych atrybutów widać, że wykluczają się one wzajem­nie, a najwyraźniej jest to dostrzegalne w kontekście atrybutów Boga Absolutu. Jednak Bóg Absolut ze swoimi cechami najbardziej jest godny miana prawdziwego Boga (szczególnie wtedy gdy człowiek jest świadom niewyobrażalnego wręcz ogromu Wszechświata, jego dzieła przecież). Ale z kolei Bóg Jahwe opisany jest w Starym Testamencie, a Jezus w Nowym. Więc za Boga Jahwe doszło do grzechu pierworodnego, a za Jezusa do zbawienia człowieka. Są to jedne z głównych dogmatów naszej religii.

 

Musimy zatem pójść na kompromis i uwie­rzyć, że nie mamy do czynienia z trzema różnymi bogami, ale z jednym jedynym, którego tylko człowiek „odbierał” tak różnie w róż­nych czasach. Zatem jeśli już znamy boże atrybuty, nadszedł czas na próbę zrozumienia naszego Boga. Zacznę od momentu najbardziej brzemiennego w skutki w dziejach ludzkości: od upadku pierwszych ludzi, czyli od grzechu pierworodnego. Dlaczego do niego doszło? Jak w ogóle mogło do niego dojść? Cofam się do spisu cech Boga Absolutu (ktoś może spytać: „A czemu nie do Jahwe? To on jest opisany w ST”). Otóż jest to pozorna niekonsekwencja: uważnie analizując i porównując cechy tych „trzech bogów”, widać, iż tylko jeden z nich jest bogiem nieskończonym o niczym nie­ograniczonych możliwościach, a także doskonały pod każdym względem. Jest Ideałem Boga, a zatem Bogiem prawdziwym (w moim rozumieniu).

 

 Jeśli ktoś potrafi wierzyć w Boga ułomnego, który nie jest świadom skutków swych czynów (dlatego żałował, że stworzył ludzi na Ziemi), w Boga który musi przekonywać się, co niesie ze sobą przyszłość, by potem reagować na nią, w dość ograniczony sposób, jak na Boga przystało, który musi stosować się do praw natury, albo do prawa pisanego człowieka, w Boga, który modli się do Boga - to można mu tylko pozazdrościć łatwości wiary (czyli łatwowierności). Ja niestety tego nie potrafię. Dlatego uważam, iż jedyny Bóg (z tych trzech opisów) godny miana prawdziwego Boga - to Bóg Absolut. I tylko w niego mógłbym uwierzyć, jako Stwórcę Uniwersum. Więc proszę się nie dziwić, iż to wyłącznie do jego cech będę się odwoływał niezmiennie. A więc cofam się do cech Boga Absolutu i widzę wyraźnie:

 

Bóg jest wszechwiedzący. Co to oznacza? Oznacza to wiedzę o wszystkim i w każdym czasie. Można to ująć inaczej (tak jak to opisał kard. John Henry Newman): „Bóg jest istotą, dla której nie ma nic przeszłegoani nic przyszłego. Jest zawsze teraz”. Czy jest to w ogóle możliwe do wyobrażenia sobie? Czy człowiek, który jest, ograniczony do przeżywania chwili obecnej - świadomość tego co minęło pozostaje w jego ulotnej pamięci, a tego co będzie - w ogóle nie wie, może to sobie tylko mgliście wyobrazić, z dużym błędem niepewności. Czy człowiek jako istota ograniczona czasem i przestrzenią, potrafi wyobrazić sobie (a więc także i zrozumieć) Istotę, która swą świadomością ogarnie i początek, i koniec Wszechświata i jednocześnie jest w każdej chwili jego istnienia i w każdym miejscu?! Jak to pojąć?!

 

Wyobraźmy sobie, iż każdą chwilę naszego życia zapamiętujemy w 100%, i to na stałe, tak jak właśnie ten moment, który przeżywamy w chwili obecnej. Efekt tego byłby taki, iż całe nasze życie byłoby odbierane z taką samą intensywnością odczuć, jak chwila obecna. Więc całe nasze życie działoby się dla nas „teraz”. Naszą świadomością bylibyśmy naraz w każdym jego momencie. Jeśli przemnożymy to przez całą wieczność i przez cały Wszechświat - i jeśli potrafilibyśmy sobie wyobrazić to wszystko - mielibyśmy już mgliste wyobrażenie o Istocie zwanej Bogiem. Z tą jednak różnicą, iż On nie jest tylko obserwatorem tej wielo­wymiarowej rzeczywistości, ani jej biernym uczestnikiem - lecz jest jej kreatorem o nieskończonych możliwościach jej tworzenia i wpływu na nią.

 

Wiem, że ta analogia jest mocno niedoskonała, a na jej prze­szkodzie stoi niemożność wyobrażenia sobie ogromu Wszechświata i wieczności. Człowiek chciałby żyć wiecznie, ale nie zdaje sobie sprawy czym jest wieczność. Oto Wschodnia przypowieść, która w obrazowy sposób przybliża nam ten mało mówiący termin: „Na wielką górę, która jest cała z diamentu, raz do roku przylatuje maleńki ptaszek i o jej szczyt czyści sobie dziobek. Kiedy zetrze ją do końca... minie jedna sekunda wieczności”. Piękna analogia, nieprawdaż? Powtórzę zatem.

           

Wszechwiedza to wiedza o wszystkim (cała wiedza Wszechświata) i w każdym czasie (cała wieczność), jednocześnie. Wątpię, czy człowiek jest w stanie wyobrazić sobie swym ograniczonym umysłem, świadomość Istoty nieskończonej (znam tylko jednego człowieka, który to bez wątpienia potrafi: Stanisław Lem), może to będzie tak, jakby bakteria albo inny pantofelek, próbowały zrozumieć człowieka? A może nawet i to nie? Ale to tylko taka luźna dygresja. To właśnie oznacza ten niezbyt jasny atrybut Boga - wszechwiedza. Wynika z niego, iż Bóg nie tylko jest wszechobecny w swym dziele (następna cecha, dzięki której nie powinno dojść do upadku pierw­szych ludzi w raju), ale też wszechobecny w każdym czasie jednocześnie. Cóż to oznacza dla jego stworzeń - ludzi?

 

Ani ta biedna Ewa (przez głupców odsądzana od „czci i wiary”), ani ten biedny Adam, nie mogli zrobić nic, czego Bóg nieskończenie wcześniej by nie wiedział i czego by nie chciał. Żadne stworzenie boże (nawet najbardziej przebiegłe, jak np. wąż), nie może zrobić niczego wbrew woli bożej, ani też sprzeciwić się Bogu, czy też zaskoczyć go czym­kolwiek. Z tej prostej przyczyny, że Bóg nie tylko wie o wszystkim nieskończenie wcześniej niż to zaistnieje w naszym świecie, ale też dlatego, że tylko On jest stwórcą całej rzeczywistości jaka gdzie­kolwiek i kiedykolwiek istniała, istnieje i istnieć będzie (wg teologii). Jakie konsekwencje ma boża wszechwiedza dla nas - ludzi? Zależy dla kogo: dla wierzących,  żadne, bo oni po prostu nie wierzą, iż Bóg posiada taką zdolność. Ale to normalne!

 

Dziwne natomiast jest, że i sami kapłani też w to nie wierzą, albo nie potrafią sobie wyobrazić skutków tego boskiego atrybutu. A są one oczywiste dla każdego, kto ma choć trochę wyobraźni, wiedzy i potrafi posługiwać się logiką. Na przykład: ta osławiona działalność Szatana, tego tzw. „sługi ciemności” – cokolwiek by on uczynił, nawet niech to będzie największe zło jakie możemy sobie wyobrazić – to i tak za tym wszystkim będzie stał Bóg, gdyż to On, nieskończenie wcześniej, nie tylko wiedział co Szatan będzie wyrabiał na tym świecie, ale jest też autorem tych jego „niecnych występków”, jak i samego pomysłu, aby stworzyć sobie przeciwnika na tyle potężnego i groźnego (gdyby w to wierzyć musiałby on być potężniejszy od samego Boga), aby w razie czego było kogo obwinić za zło istniejące w bożym dziele, oraz było kim straszyć te biedne, zbłąkane owieczki. Tak, tak! Ten „sługa ciemności” – to także sługa boży! Inaczej tego nie można rozumieć, jeśli się przyjmie za prawdę w/wym. atrybuty Boga.

 

Drugi przykład: człowiek, który modli się do Boga powinien mieć świadomość, iż potrzebę tej modlitwy wzbudził w nim także sam Bóg, jej treść jest Mu znana od całej wieczności, a całą sytuację wymyślił Bóg także już nieskończenie wcześniej, a teraz tylko wcielił w życie. To samo dotyczy tego, o co się człowiek modli do Boga: to czego mu brakuje, a o co się modli, to także zasługa Boga, bo jakże by inaczej być mogło? Pamiętajmy: Bóg jest przyczyną wszystkiego co istnieje, ale także przyczyną tego co nie istnieje; a więc także braku (dobrze, że Bóg nie bierze na poważnie ludzkich modłów, bo człowiek załatwiłby się sam, własną głupotą. Czyż nie modlimy się do Boga z całą powagą: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”? No właśnie! Łatwo sobie wyobrazić co by było, gdyby tak Bóg zechciał spełniać to życzenie ludzi. (Chociaż, kto wie, czy nie spełnia i nie z tego powodu piekło trzeszczy w szwach?! Żartuję, oczywiście).

 

To samo dotyczy tego, kto się spowiada przed księdzem (a więc przed drugim grzesznym człowiekiem). Bóg zna te grzechy od nieskończoności. Sam tak przecież postanowił, iż człowiek będzie grzeszny i sam zaaranżował taką sytuację, bo to On jest Stwórcą całejrzeczywistości. To samo dotyczy tych, którzy chwalą Boga, adorują i czczą: to On sam jest autorem tego pomysłu, by oddawać sobie hołdy poprzez swoje własne stworzenie. My tylko realizujemy (albo odgrywamy nieświadomie), te boże pomysły, które już od całej wieczności istnieją (istniały) w umyśle bożym. Takie są konsekwencje tego bożego atrybutu zwanego wszechwiedzą. Czy to się komuś podoba (z wierzących), czy nie!

 

Wystarczy to teraz przenieść na inne religijne wydarzenia: na przykład te cudowne uzdrowienia chorych przez Jezusa, tak barwnie opisane w Ewangeliach. Ci wszyscy chorzy: chromi, ślepi, głusi i opętani, których Jezus w cudowny sposób uzdrawiał - za czyje sprawą tacy właśnie byli? Oczywiście, za sprawą swojego Stwórcy, który już nieskończenie wcześniej zadecydował, iż w taki właśnie sposób Jego Syn będzie demonstrował ludziom swoje nadludzkie możliwości. Nie przeczę, takie rozumowanie może prowadzić czasem do zabawnych paradoksów, jak na przykład ten gdzie Jezus mówi: -„Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi jak o Nim jest napisane lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany! Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził!” (Mt 26, 24-25). Więc gdyby się ów człowiek nie narodził (chodzi o Judasza), Syn Człowieczy nie mógłby odejść tak jak o Nim było napi­sane... i co wtedy? Pisać nową wersję odejścia?

 

                                                           ------ cdn. ------

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version