Zapomniana wojna w Sudanie ujawnia nieludzkość izraelofobii

Dlaczego wpływowi ludzie, którzy wykrzykiwali “black lives matter”, tak haniebnie milczą o życiu czarnych ginących w Sudanie?

Naprawdę nazywają to „zapomnianą wojną”. Po upadku Chartumu w zeszłym tygodniu i zajęciu go przez armię sudańską, komentariat załamuje ręce nad tą „przeoczoną” tragedią. Zapraszają nas wreszcie do zastanowienia się nad „zapomnianym kryzysem” w Sudanie, do refleksji nad tym, co niektórzy nazywają najgorszą katastrofą humanitarną na świecie. Nasi reporterzy znaleźli „strach, stratę i nadzieję w zrujnowanej stolicy Sudanu”, usłyszeliśmy na falach BBC w tym tygodniu. Na co jedyną rozsądną odpowiedzią jest pytanie: co ich wcześniej powstrzymywało? Ta wojna szaleje od lat i dopiero teraz raczycie o niej opowiedzieć?

To akt nieobliczalnej bezczelności ze strony elit medialnych, że nazywają cierpienie Sudanu „zapomnianą wojną”. Bo ta wojna nie została zapomniana, została wymazana –  i to właśnie przez nich. Została bezwzględnie zepchnięta w dół hierarchii ludzkiego cierpienia przez sforę medialną tak pijaną obsesją i wrogością wobec wojny Izraela w Gazie, że oślepła na każdy inny horror na Ziemi. To nie zapomnienie sprawiło, że zachodnie instytucje kulturalne tak bezlitośnie zaniedbały cierpienie narodu sudańskiego – winna jest izraelofobia.

 

Sudan jest pustoszony wojną od 15 kwietnia 2023 r. Tak, wkrótce minie druga rocznica tego brutalnego konfliktu, który pochłonął dziesiątki tysięcy istnień ludzkich, a o którym wie tak niewielu ludzi na Zachodzie. Wojna toczy się między armią Sudanu a Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF), potężną siłą paramilitarną, która ma swoje korzenie w milicji Dżandżawid, słynnej z niewypowiedzianych okrucieństw podczas „kryzysu w Darfurze” w latach 2003–2020. Armia sudańska i RSF były kiedyś sojusznikami. Rządziły Sudanem zasiadając we wspólnej radzie wojskowej po obaleniu dyktatorskiego prezydenta Sudanu, Omara al-Baszira, w 2019 r. Jednak napięcia między nimi wzrosły i w 2023 r. wybuchła bezlitosna wojna o wyłączną władzę.

 

Konsekwencje dla mieszkańców Sudanu są przerażające. Uważa się, że zginęło 150 tysięcy ludzi. Dwanaście milionów zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów – najgorszy epizod przesiedleń ludności w XXI wieku do tej pory. Ponad połowa populacji – 30 milionów – potrzebuje teraz pomocy humanitarnej, żeby przeżyć. Jak napisała w zeszłym miesiącu niemiecka Deutsche Welle, rozmiary tragedii Sudanu przewyższają „te na Ukrainie, w Strefie Gazy i w Somalii razem wzięte”. A jednak globalne sumienie nie ma z tym problemu. Mieszkańcy Sudanu umierają w ciszy.

 

Niewiedza o cierpieniach Sudanu jest niewybaczalna. Sondaż YouGov z października 2023 r. wykazał, że 75 procent Amerykanów uważa, że ma niewielkie lub żadne zrozumienie wydarzeń w Sudanie. W zeszłym roku sondaż YouGov/CAFOD wykazał, że tylko pięć procent Brytyjczyków uważa, że Sudan doświadcza najgorszego kryzysu humanitarnego na świecie. A gdzie według nich naprawdę rozgrywa się najgorszy kryzys humanitarny? W Strefie Gazy. Czterdzieści dwa procent stwierdziło, że Strefa Gazy jest najpoważniejszą katastrofą ludzkości, pomimo faktu, że liczba ofiar śmiertelnych, poziom głodu i kryzys przesiedleń są tam znacznie mniejsze niż w Sudanie.

 

Wszyscy wiemy, co się tu dzieje: to tragiczny efekt krótkowzroczności zachodnich klas opiniotwórczych w sprawie Izraela. To straszna konsekwencja pełnego wypaczeń traktowania wojny Izraela z Hamasem przez elity kulturalne jako tak wyjątkowo morderczej, że przyćmiewa wszystko inne. Sudańczycy też to wiedzą. Sudańscy migranci w Wielkiej Brytanii założyli grupę nacisku – London for Sudan – właśnie po to, żeby błagać media „o zwrócenie uwagi na ten konflikt”. Zrozpaczeni, że wojna w ich ojczyźnie „jest w dużej mierze ignorowana w porównaniu z wojną w Gazie”, wyszli na ulice, żeby błagać media o uwagę. Przestańcie minimalizować znaczenie cierpienia naszych ludzi – powiedzieli.

 

Ten obraz sudańskich migrantów wołających o relacjonowanie wydarzeń powinien zawstydzać nasze elity medialne. Wpływowi ludzie z mediów, którzy przez ostatnie pięć lat mówili, że „życie czarnych ma znaczenie”, wydają się zdumiewająco obojętni na 150 tysięcy czarnych istnień utraconych w Sudanie. Co gorsza, odcinają się od tej ludzkiej agonii z całkowicie egoistycznych powodów. Obawiając się wszystkiego, co mogłoby podważyć ich izraelofobiczną moralizującą powiastkę, ich żarliwe twierdzenia, że naród żydowski jest najbardziej morderczym narodem, a oni są jego moralnie nieskazitelnymi krytykami, blokują wszystkie niewygodne prawdy. Takie jak niewygodna prawda o 150 tysiącach zabitych Sudańczyków. Te „życie czarnych” to łyżka dziegciu w beczce miodu prestiżu moralnego elit kulturalnych, który w coraz większym stopniu opiera się na ich maniakalnej nienawiści do „ludobójstwa” popełnianego przez Izrael.

 

W zasadzie tragedia Sudanu została poświęcona na ołtarzu próżności kulturowych wpływowych osób, których roszczenia do moralnej wyższości opierają się teraz na kłamstwie, że Izrael jest wyjątkowo barbarzyńskim narodem, któremu wszyscy dobrzy ludzie muszą się przeciwstawić. Nie można pozwolić, aby cokolwiek zakłóciło tę zadufaną narrację, w tym martwi Afrykanie. Antyizraelscy lewicowcy twierdzą, że skupiają się na działaniach Izraela, ponieważ jest on zachodnim sojusznikiem wspieranym przez nasze własne rządy. Kto w to wierzy? Przecież wielu bliskich zachodnich sojuszników jest uwikłanych w wojnę w Sudanie. Turcja i Egipt, oba kraje wspierane przez USA, wspierają armię sudańską, podczas gdy nasz „przyjaciel”, Zjednoczone Emiraty Arabskie, wspierają RSF.

 

Ale co ważniejsze: od kiedy solidarność z ludźmi ogarniętymi wirem wojny jest zależna od politycznego autorstwa tej wojny? Pomysł, że obleśna obsesja zachodnich obserwatorów  śmiercią każdego cywila w Strefie Gazy, a także ich haniebne milczenie o śmierci cywilów w Sudanie, wynikają z prostej kalkulacji politycznej, z honorowego pragnienia pociągnięcia własnych rządów do odpowiedzialności, jest dającą się łatwo przejrzeć fantazją. Dla niektórych z nas ta rażąca dysproporcja w trosce trąci czymś o wiele bardziej cynicznym – podejściem do spraw światowych, w którym ludzkie cierpienie uważane za moralnie korzystne dla oświeconych klerków Zachodu jest wywyższone ponad inne ludzkie cierpienie, uznane za zbyt skomplikowane, zbyt potencjalnie rozpraszające. Życie czarnych ma znaczenie, z wyjątkiem sytuacji, gdy grozi ingerencją w elektryzującą elity religię izraelofobii.

 

Niechęć do Izraela jest tak silnym narkotykiem wśród naszego kulturalnego establishmentu, że ma teraz realne, materialne konsekwencje w sprawach globalnych. Na dobre lub na złe, żyjemy w świecie, w którym uwaga mediów może prowadzić do działania. Jak mówi London for Sudan, skupienie się mediów na problemach Sudanu mogło wygenerować większe „wysiłki humanitarne” i „działania rządu”. Wiemy również, że dyktatorzy tacy jak Władimir Putin i Baszar al-Assad, ówczesny władca Syrii, „wykorzystywali skupienie świata na Gazie”, by nasilić ataki odpowiednio na Ukrainę i syryjskich dysydentów. Krótkowzroczna koncentracja wpływowych ludzi Zachodu wyłącznie na Izraelu okazała się dobrodziejstwem dla światowych podżegaczy wojennych i katastrofą dla uciskanych na świecie. Izraelofobia to coś więcej niż moralne utrapienie – izraelofobia zabija.


Link do oryginału: https://www.spiked-online.com/2025/04/06/sudans-forgotten-war-exposes-the-inhumanity-of-israelophobia/#google_vignette

Spiked Online, 6 kwietnia 2025

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Brendan O’Neill
– brytyjski dziennikarz, redaktor naczelny magazynu „Spiked” , autor głośnej książki  A Heretic’s Manifesto: Essays on the Unsayable.

 

(1)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version