W BDS nie chodzi o bojkot. Chodzi o zamianę Izraela w państwo pariasa.

Podobnie jak w latach 1970., kiedy strach europejskich krajów przed palestyńskim terroryzmem szybko przekształcił się w udawanie, że popierają palestyński nacjonalizm, ludzie nie chcą myśleć o sobie, że ugięli się przed szantażem. Jest znacznie łatwiej udawać idealistę i zmienić pogląd na samego siebie z płaczliwego tchórza na bohaterskiego obrońcę sprawiedliwości. 

Nieustanne groźby ludzi nienawidzących Izraela – wraz z biciem bębnów tak zwanych wojowników o sprawiedliwość społeczną, którzy szerzą kłamstwo, że występowanie przeciwko Izraelowi jest postępowe – dają w wyniku toksyczne środowisko, w którym publiczne poparcie Izraela jest niszczone i wyszydzane. I gdzie publiczne potępianie Izraela jest głoszone z dumą.

BDS już wygrał w wielu miejscach. Każda uczelnia, każda europejska stolica, gdzie można oczekiwać ataku na proizraelską demonstrację i gdzie nie ma protestów przeciwko antyizraelskiej demonstracji, jest zwycięstwem BDS.

Raz jeszcze media nie zrozumiały BDS. Z artykułu Liama Hoare w „The Forward”:

BDS jest nieudanym ruchem politycznym i rząd izraelski ściga tygrysa, który chodzi na glinianych nogach.

Choć zwolennicy BDS nadal mogą zmobilizować dość ludzi, by zebrali się przed sklepami sprzedającymi izraelskie produkty, podpisali list do „Guardiana” lub wywierali naciski na tego lub tamtego artystę, by nie zatrzymywał się w Izraelu podczas tournée po świecie, to są tylko demonstracje, które razem wzięte stanowią poboczne pokazy w wesołym miasteczku.  

Przez czternaście lat BDS nie potrafił przyciągnąć zwolenników poza tymi, którzy już byli skłonni nie lubić Izraela… i nie miał żadnego wpływu na gospodarkę Izraela.

 

Podobnie jak tak wielu innych, Hoare nie rozumie, o co chodzi w BDS.

Nawet sami przywódcy i członkowie  BDS przyznają, że wybierają cele bojkotu dla maksymalnego rozgłosu, mimo że sami używają izraelskich produktów. Bojkot jest w rzeczywistości uboczny w stosunku do ich prawdziwego celu – spowodowania, żeby zwykli ludzie kojarzyli Izrael z rasizmem i apartheidem.

Powtarzanie kłamstw, że syjonizm jest rasizmem, że Izrael jest państwem apartheidu, Izrael trzeba bojkotować z powodu łamania praw człowieka i tak dalej – raz za razem – wywiera wrażenie na studentach uniwersytetów i ludziach, którzy nie śledzą dokładnie wydarzeń w Izraelu.

Kiedy artysta bojkotuje Izrael, robi to olbrzymie wrażenie na ludziach, którzy chcą uważać siebie za orędowników sprawiedliwości społecznej.  

Kiedy akademicka grupa wzywa do bojkotu Izraela, nadaje to aurę szacowności nienawidzeniu Izraela.  

To jest prawdziwy cel. Chcą uczynić samą myśl o popieraniu Izraela czymś toksycznym. Chcą zepchnąć dumnych syjonistów na pozycje obronne. Chcą, by ludzie kwestionowali wszystkie kontakty z Izraelem, jak gdyby było to czymś niemoralnym.

Przykro powiedzieć, ale samo pismo ”Forward” w dużej mierze przyczynia się do takiego sposobu myślenia.    

Za każdym razem, kiedy student na uniwersytecie waha się przed publicznym bronieniem Izraela z powodu bardzo rzeczywistych konsekwencji, jakie mogą go spotkać, BDS wygrywa.

W tym tygodniu widzieliśmy doskonały przykład zwycięstwa BDS – w kategoriach bojkotu jest to coś niewielkiego, ale w kategoriach prawdziwych celów BDS jest to olbrzymie zwycięstwo:  

W pierwszym tego rodzaju wypadku europejskie stowarzyszenie akademickie odwołało planowaną konferencję w Izraelu z powodu obaw przed kampanią nacisków ze strony ruchu Bojkot, Dywestycje i Sankcje (BDS). 

„Haaretz” doniósł ostatnio, że w dwa tygodnie po tym, jak European Network for Mental Health Service Evaluation (ENMESH) zakończyła spotkanie decyzją o zorganizowaniu następnej, odbywającej się co dwa lata konferencji w Jerozolimie w 2021 roku, przewodniczący komisji wykonawczej jednostronnie anulował tę decyzję. 

W liście wysłanym do członków zarządu Mike Slade napisał, że podjął tę decyzję po skargach kilku członków na lokalizację konferencji i że próbował ubiec protesty ze strony zwolenników bojkotu, jak napisała gazeta, cytując źródła, które czytały ten list.

Slade utrzymywał, że gdyby utrzymał w mocy decyzję przeprowadzenia konferencji w Izraelu, praca ENMESH przez kolejne dwa lata byłaby zdominowana radzeniem sobie z kontrowersją i presją ze strony antyizraelskich aktywistów.

 

ENMESH nie postanowiła bojkotować Izraela dlatego, że jest antyizraelska; postanowiła bojkotować Izrael, bo nie chciała kłopotu przez dwa lata z antyizraelskimi idiotami nękającymi jej członków.  

Lub spójrzmy na to z Hollywood Reporter z zeszłego tygodnia:

"Jest dużo trudniej skłonić ludzi, by popierali Friends of the IDF and Israel, nawet jeśli są Żydami – mówi adwokat z Hollywood i członek zarządu Friends of the IDF, Marty Singer. – Czasami ludzie boją się, że może to mieć negatywny wpływ na ich życie. To nie jest politycznie poprawne”.

 

Ten strach jest największym zwycięstwem BDS i nie jest (jeszcze) skutecznie zwalczany.

Tak samo jak w latach 1970., kiedy strach europejskich krajów przed palestyńskim terroryzmem szybko przekształcił się w udawanie, że popierają palestyński nacjonalizm, ludzie nie chcą myśleć o sobie, że ugięli się przed szantażem. Jest znacznie łatwiej udawać idealistę i zmienić pogląd na samego siebie z płaczliwego tchórza na bohaterskiego obrońcę sprawiedliwości.

Nieustanne groźby ludzi nienawidzących Izraela – wraz z biciem bębnów tak zwanych wojowników o sprawiedliwość społeczną, którzy szerzą kłamstwo, że występowanie przeciwko Izraelowi jest postępowe – dają w wyniku toksyczne środowisko, w którym publiczne poparcie Izraela jest niszczone i wyszydzane. I gdzie publiczny sprzeciw wobec Izraela jest głoszony z dumą.  

BDS już wygrał w wielu miejscach. Każda uczelnia, każda europejska stolica, gdzie można oczekiwać ataku na proizraelską demonstrację i gdzie nie ma protestów przeciwko antyizraelskiej demonstracji, jest zwycięstwem BDS.

Podobnie, za każdym razem kiedy Żydzi skupieni w organizacjach w rodzaju J-Street mówią, że są proizraelscy, ale muszą podkreślać swoje olbrzymie ALE znacznie bardziej niż ich domniemaną miłość do Izraela, BDS wygrał.

Nie musi tak być, nawet dla ludzi, którzy są krytyczni wobec polityki lub rządu Izraela.

Kiedy Nurit Baytch przyjęła ode mnie Nagrodę Hasby, powiedział do tłumu, że jest członkiem skrajnie lewicowej partii w Izraelu, Meretz. Niemniej jest żarliwą obrończynią Izraela w Internecie, jedną z najlepszych, jacy istnieją.    

Hen Mazzig jest innym doskonałym przykładem. Jako gej, Żyd Mizrahi z nieżydowskim partnerem, nie jest właściwie przykładem idola prawicy – ale jest wielbicielem i niezmordowanym obrońcą Izraela.

Są tak liberalni, jak to możliwe, krytykują Izrael, ale ich miłość do kraju i zdolność patrzenia nań z perspektywy pokazują, jak może wyglądać syjonizm z autentycznie postępowej strony.

Gdyby J-Street przyjęła metody Baytch i Mazziga, to moglibyśmy uwierzyć, że są proizraelscy. W rzeczywistości jednak J-Street legitymizuje cele BDS każdym e-mailem i każdym komunikatem prasowym, nawet jeśli oficjalnie są przeciwko BDS. Bowiem w BDS nie chodzi o bojkoty, chodzi o zamianę Izraela w państwo pariasa i J-Street robi, co może, by im pomóc w osiągnięciu tego celu.  

BDS nie dba o bojkoty. Jego celem jest uczynienie Izraela toksycznym w sferze publicznej. W tym odniósł znaczne sukcesy. I musimy walczyć z nim przez pokazywanie, że ludzie prawdziwie postępowi powinni popierać Izrael, a ci, którzy sprzeciwiają się samostanowieniu Żydów, są po prostu bigotami.

 

BDS isn't about boycotts. It is about turning Israel into a pariah state.

Elder of Ziyon, 11 lipca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Elder of Ziyon

Amerykański bloger. 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version