Sztuczne oburzenie o ”aneksję”

Aneksja! To słowo jest wypluwane z takim jadem, że można by pomyśleć, że chodzi o masowe morderstwo. Od Mahmouda Abbasa do króla Jordanii Abdullaha, do Unii Europejskiej, do Justina Trudeau, potępienia, ostrzeżenia i groźby płyną nieustannie. I, oczywiście, Joe Biden ma też coś do powiedzenia.

 

Kilka słów o rzeczywistości ukrywającej się za tą tak zwaną „aneksją”. Na początek, nic nie jest anektowane. Uzasadnionym stanowiskiem rządu izraelskiego jest to, że według prawa międzynarodowego jest suwerenem w Judei i Samarii; a nie możesz anektować czegoś, co już do ciebie należy. Chwileczkę, powiesz, że cały świat z tym się nie zgadza, co powtarzają ad nauseum źródła takie jak BBC i „New York Times”. Niefortunnie dla nich i dla Palestyńczyków, którym tak współczują, prawo międzynarodowe nie jest konkursem popularności, ani nie można go zmienić przez głos większości w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Jest całkiem możliwe, że rząd Izraela ma rację i „dosłownie cały świat” myli się. Nie o tym traktuje ten artykuł, ale dla zainteresowanych: przeczytajcie tutaj, to jest dobra analiza.

Rząd nazywa to „rozciągnięciem izraelskiego prawa cywilnego”, a jest tak dlatego, że obecnie te części Judei i Samarii, które nie są pod panowaniem Autonomii Palestyńskiej (AP), są poddane rządom wojskowym (dotyczy to zarówno mieszkańców izraelskich, jak palestyńskich).


Ci, którzy są tak oburzeni tą propozycją, lubią także mówić, że „Izrael planuje aneksję Zachodniego Brzegu”. Poprawnym sformułowaniem jest, że Izrael proponuje rozciągnięcie prawa cywilnego na pewne części Judei i Samarii, gdzie istnieją żydowskie społeczności, oraz na większość Doliny Jordanu, za wyjątkiem Jerycha, gdzie jest duża populacja arabska. Ważne jest zauważenie, że niemal żadni Arabowie nie żyją na terenach, o które tu chodzi. Ci, którzy tam żyją, otrzymają ofertę pełnego izraelskiego obywatelstwa, podobnie jak Arabowie w Jerozolimie – lub w Hajfie i Jaffie. 


Dolinę Jordanu zawsze uważano za obszar, który musi pozostać pod izraelskim panowaniem przy każdym ustaleniu granic, ponieważ jest niezbędna dla obrony Izraela. Żadne ”rozwiązanie w postaci dwóch państw”, które tego nie uznaje, nigdy nie zostanie zaakceptowane przez Izrael. Ani też nie zostanie zaakceptowane rozwiązanie, które obejmuje czystkę etniczną Żydów i zniszczenie ich społeczności w Judei i Samarii.

 

Wrzask wokół „aneksji” jest pretekstem to atakowania Izraela i planu Trumpa, który jest pierwszym prawdziwym przełomem w dyplomatycznych wysiłkach zakończenia konfliktu od kiedy nieszczęsne Umowy z Oslo zinstytucjonalizowały ten konflikt.  


Palestyńczycy przyjęli paradygmat konfliktu, w którym cała wina leży po stronie Izraela. Sprawiedliwość, mówią, wymaga opuszczenia przez nas „ich” ziemi – w rzeczywistości, jeśli ich zapytasz, powiedzą, że to obejmuje wszystko między rzeką a morzem; wierzą, że są hojni przez żądanie tylko Judei i Samarii (przynajmniej na razie). Ale ten paradygmat jest błędny. W rzeczywistości, my jesteśmy tymi, którzy są nadmiernie hojni, wielokrotne oferując im duże części kraju, które to oferty odrzucali, ponieważ nie dawały wystarczająco wyraźniej drogi do arabskiego państwa na terenie całego kraju.   


Mahmoud Abbas mówi, że chce ”rozwiązania w postaci dwóch państw”, a „aneksja” to uniemożliwi. Ale dla Abbasa „rozwiązanie w postaci dwóch państw” zawsze znaczyło dosłownie pełne wycofanie się z Judei i Samarii, włącznie z wygnaniem Izraelczyków z tych terenów. Wyobraża sobie także zrealizowanie „prawa powrotu” (zmyślonego pojęcia, którego nie ma w prawie międzynarodowym) dla milionów potomków arabskich uchodźców z 1948 roku. Nie akceptuje, by choćby mała część Izraela, która pozostałaby w żydowskich rękach po takim „rozwiązaniu” była „państwem żydowskim”; wielokrotnie powtarzał, że nie ma narodu żydowskiego. Dlatego dwa państwa Abbasa można opisać jako jedno państwo wyłącznie arabskie i jedno wieloetniczne, które wkrótce będzie mieć arabską większość.


Jest mało prawdopodobne, by Palestyńczycy porzucili swój paradygmat i powiązane z nim żądania, a jak długo na ich czele stoją OWP i Hamas, w ogóle nie jest to prawdopodobne.


Plan Trumpa, który jest ramami, w jakich dzisiaj działa Izrael, uznaje, że tradycyjna idea dwóch państw jest bez szans i dlatego nie powiodły się nieskończone rundy negocjacji.   Dlatego rozpoczęcie procesu, który ma prowadzić do zatwierdzenia permanentnych granic Izraela i autonomii (chociaż nie w pełni suwerennej państwowości), dla Palestyńczyków nie wymaga palestyńskiej zgody. To jest nie do przyjęcia dla Palestyńczyków właśnie dlatego, że uniemożliwia im zrealizowanie ich prawdziwego celu, głoszonego tylko po arabsku, zastąpienia Izraela państwem arabskim. 


Unia Europejska
 i administracja Obamy akceptowały palestyński paradygmat, choć – przynajmniej dla publicznej konsumpcji – mówiły także, że popierają bezpieczeństwo i prawo Izraela do istnienia. Takie stanowisko jest wewnętrznie sprzeczne.


Joe Biden, który chce zostać prezydentem USA, także faworyzuje „rozwiązanie w postaci dwóch państw” i sprzeciwia się „aneksji”. Musi: bowiem robiąc coś innego, straciłby lewicowe skrzydło jego Demokratycznej bazy, jak również to postawiłoby go po tej samej stronie, co jego oponent. Nie wiem, co sądzi osobiście o istnieniu państwa żydowskiego, jeśli kiedykolwiek zadawał sobie to pytanie, lub też jeśli w ogóle ma jakieś rzeczywiste ideały poza pragnieniem zostania prezydentem. Ale wiem, że dawał się użyć w wysiłkach administracji Obamy naciskania na Izrael.  


W maju 2010 roku, podczas wizyty Bidena w Izraelu (sam Obama wybrał unikanie Izraela aż do swojej drugiej kadencji, podróżując przed Izraelem do 33 krajów) –  finansowana przez UE organizacja Peace Now w Izraelu poinformowała Amerykanów, że komisja regionalna podjęła wstępne kroki w sprawie budowy 200 dodatkowych jednostek mieszkalnych do istniejącego planu zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych religijnych Żydów w Ramat Szlomo, dzielnicy w Jerozolimie położonej poza Zieloną Linią. W sumie plan obejmował około 1600 mieszkań.


Biden ostro potępił tę decyzję, ale twierdził, że “Nie ma różnicy między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem, jeśli chodzi o bezpieczeństwo Izraela”. Jednak, kiedy wrócił do USA, administracja nasiliła ataki na Izrael i sekretarz stanu, Hillary Clinton, zgromiła Netanjahu w gniewnej, trwającej 43-minuty rozmowie telefonicznej, w której oskarżyła Izrael o „obrażenie USA i Bidena osobiście”, winiła Izrael za niedopuszczanie do negocjacji z Palestyńczykami i żądała dodatkowych ustępstw wobec Palestyńczyków, włącznie ze zwolnieniem więźniów-terrorystów dla „budowania zaufania”.


Podobnie jak dzisiejsza awantura o „aneksję”, było tam sfabrykowane oburzenie, międzynarodowy napad na Izrael za jego uparte nieprzejednanie. Różnica polega na tym, że dzisiaj amerykański prezydent popiera nas, zamiast prowadzić na nas atak. Dzisiaj łatwo jest zapomnieć rok 2010, kiedy wydawało się, że nacisk Waszyngtonu na podejmowanie niebezpiecznych, wręcz samobójczych ustępstw nigdy nie ustanie.


A nawiasem mówiąc, żadnych nowych mieszkań nie wybudowano w Ramat Szlomo do 2018 roku, kiedy zbudowano około 500. Obietnica 1600 mieszkań, która tak rozgniewała Bidena i Obamę w 2010 roku, jest realizowana dopiero teraz. 


The Manufactured Outrage over ”Annexation”

21 maja 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonycjh, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Obecnie (juz na emeryturze) mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.   

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version