Czy modne bzdury przestaną być modne?

Oxford English Dictionary dodał niedawno nowe hasło.
Łukasz Sakowski opublikował wywiad, który przeprowadził z Katarzyną Szumlewicz, na temat tego jak ideologia woke niszczy naukę i humanistykę. Wykładająca filozofię na UW Katarzyna Szumledwicz zaczyna od problemu z nazwą tego masowego ruchu, bo dosłownie to „przebudzeni”, ale niektórzy tłumaczą to jako wzmożeni. Ci „wzmożeńcy”, jak wyjaśnia dalej Szumlewicz, są niezwykle delikatni, reagujący urazą, oburzeniem i poczuciem krzywdy w imieniu własnym i innych. To ludzie kreujący się na ofiary i wmawiający innym, że są ofiarami.

Czy ten ruch wzmożeńców powinien kojarzyć się z marksizmem? Wielu ludzi lewicy protestuje, nie da się jednak ukryć, że ta nowa awangarda uciśnionych czerpie kubłami z marksistowskiej tradycji.           


Siedemdziesiąt lat temu kazano nam w szkole śpiewać pieśń polskich socjalistów „Na barykady ludu roboczy”; pieśń obiecującą radośnie, że wylejemy morze krwi. Śpiewaliśmy zatem, (choć nie tak dziarsko, jak tego od nas oczekiwano), „młoty w dłoń, kujmy broń”.


„Manifest komunistyczny” pierwszy raz został opublikowany 175 lat temu i chyba nikt nie przypuszczał wówczas, że to „krążące po Europie widmo komunizmu” zabije dziesiątki milionów ludzi i na ogromnych obszarach ziemi na długo zahamuje rozwój, skazując całe narody na nędzę i głód. Walka klas miała porządkować wszystko, wspaniała przyszłość miała się wyłonić z gruzów starego złego świata. Stary świat piękny nie był, ale naprawianie go pod wodzą Lenina i Stalina, a następnie Mao, nie było najlepszym pomysłem.


Związek Radziecki upadł z powodu niewydolności, która jest nieodłączną konsekwencją braku wolności. Praca niewolnicza zapewnia komfort władcom, ale rozwój społeczeństwa skutecznie blokuje. Od wielkiej kompromitacji komunistycznej ideologii minęły już trzy dziesiątki lat, postęp spowodował zanik wielkomiejskiej klasy robotniczej, prymitywna idea wszechobecnej walki klas została dziś zastąpiona walką ras i znów awangarda (tym razem rasowego) proletariatu podbija serca studenckich mas w krajach bardziej i mniej rozwiniętych. 


Katarzyna Szumlewicz zatrzymuje się przy kwestii destrukcyjnego wpływu tej ideologii na naukę. Łukasz Sakowski po raz kolejny poruszył bardzo wrażliwy problem. Nie jest sam. Interdyscyplinarna grupa 29 wybitnych naukowców, w tym dwóch laureatów Nagrody Nobla, opublikowała właśnie artykuł rzucający światło na ideologiczny atak na naukę, jaki ma miejsce na zachodnich uniwersytetach, w wydawnictwach i instytucjach finansujących naukę. O historii tego artykułu kilka dni wcześniej opowiadała na łamach „Wall Street Journal” para amerykańskich profesorów, chemik Anna Kryłow i biolog Jerry Coyne. Artykuł 29 naukowców z różnych dziedzin i reprezentujących różne opcje polityczne został odrzucony przez kilka renomowanych pism naukowych i ostatecznie został opublikowany w „Journal of Controversial Ideas”. Autorzy publikacji w „Wall Street Journal” piszą:

Podstawy merytoryczne nie są obecnie nigdzie modne. Widzieliśmy to w tendencji wśród naukowców do oceniania badań naukowych na podstawie ich zgodności z dominującą postępową ortodoksją oraz w rosnącej niechęci naszych instytucji do zatrudniania i finansowania naukowców na podstawie ich zdolność do proponowania i prowadzenia ekscytujących projektów. Naszym zamiarem była obrona ustalonych i skutecznych praktyk oceniania nauki wyłącznie na podstawie jej wartości merytorycznej.


Jednak kiedy proponowaliśmy naszą pracę różnym pismom naukowym, nie znaleźliśmy chętnych – z wyjątkiem jednego. Najwyraźniej nasze pomysły były politycznie nie do strawienia. Okazuje się, że jedynym miejscem, w którym można obecnie publikować wnioski stanowiące niegdyś standard, jest czasopismo poświęcone heterodoksji.

Mogłoby się wydawać, że 29 wybitnych naukowców przekonuje do najbardziej banalnej sprawy pod słońcem. Nauka, która nie jest oparta na merytorycznych podstawach, w której zasady oceniania projektów i wyników badań zastępowane są dogmatami ideologicznymi, przestaje być nauką, a to grozi katastrofą. Kończy się to, jak w Związku Radzieckim, zaproszeniem do instytucji naukowych szarlatanów wymuszających polityczną ortodoksję w nauce i spychaniem prawdziwej nauki do katakumb.

 

Ten trend nie jest już marginesem. Tabuny aktywistów wzywają do "dekolonizacji" całych dziedzin naukowych, do zmniejszenia wpływu tego, co nazywa się "zachodnią nauką" i przyjęcia rdzennych "sposobów poznania". To szaleństwo jest powszechne na uniwersytetach, przenika do mediów głównego nurtu, staje się obowiązującym dogmatem.  

 

Jak konkludują Kryłow i Coyne, stwierdzenie, że odejście od merytorycznych podstaw jest zagrożeniem dla nauki: 

…to było zbyt wiele, nawet "wręcz krzywdzące", jak napisał do nas jeden z redaktorów. Inny poinformował nas, że "pojęcie podstaw merytorycznych (...) zostało szeroko i zasadnie skrytykowane jako puste". Zasadnie? Jesteśmy wdzięczni, że nasz artykuł zostanie opublikowany. Ale jak smutne jest to, że prosta i fundamentalna zasada leżąca u podstaw całej nauki – że najlepsze pomysły i technologie powinny być tymi, które przyjmujemy – jest obecnie postrzegana jako "kontrowersyjna".

Phyllis Chesler, emerytowana profesor psychologii, niegdyś jedna z czołowych amerykańskich feministek, tłumaczy się przed swoimi czytelnikami dlaczego publikuje w konserwatywnych pismach. Jej feminizm w niczym się nie zmienił, jak dawniej jej pierwszą troską jest los kobiet w krajach rozwijających się, gdzie trwa patriarchat, gdzie nadal emancypację kobiet blokuje religia, gdzie jest prawdziwy, a nie kawiarniany dramat. Oczywiście na taki feminizm nie ma dziś miejsca ani w pismach naukowych, ani w mediach głównego nurtu. Tam radośnie broni się szariatu i organizuje dni hidżabu.             


Wielu ludzi lewicy ma dziś poważny kłopot z wzmożeńcami. Właśnie ukazała się książka amerykańsko-niemieckiej filozof, Susan Neiman, pod tytułem Left is Not Woke. Neiman urodziła się i wychowała w Atlancie, ale większość dorosłego życia spędziła w Niemczech, gdzie jest dyrektorką Einstein Forum w Poczdamie. Zaintrygował mnie wywiad z tą autorką przeprowadzony przez belgijskiego filozofa nauki, Maartena Boudry’ego.


(Nawiasem mówiąc, potrzeba napisania książki, że modne bzdury nie są lewicowe, jest sama w sobie ciekawym zjawiskiem. Jeśli idzie o mnie, to dziesiątki lat temu doszedłem do wniosku, że pojęcia lewicy i prawicy są nie tyle puste, co przeładowane, nie dają się w żaden sposób sensownie zdefiniować i przypisywanie się do jednej, czy drugiej kategorii może prowadzić wyłącznie do nieporozumień. Większość moich przyjaciół uparcie określa się jako ludzie lewicy, co zmusza ich do częstego tłumaczenia się, że owszem, są lewicą, ale nie taką, tylko inną.)      


Otwierając ten wywiad Boudry przypomina, że dla wielu ludzi lewicy to niebezpieczeństwo „przebudzenia” jest wytworem prawicowej wyobraźni i zapytał autorkę, dlaczego doszła do wniosku, że konieczna jest krytyka tej ideologii z wyraźnie lewicowego punktu widzenia?     


Susan Neiman opowiada, że przez dwa lata w różnych krajach rozmawiała z ludźmi, którzy szeptem, wystraszonymi głosami mówili o szykanach i zwolnieniach z absurdalnych powodów i o dramacie ludzi lewicy zastanawiających się nad porzuceniem obozu lewicy. Ostatecznie postanowiła odzyskać pewne pozycje dla lewicy, dochodząc do wniosku, że ten ruch przebudzonych, chociaż napędzany przez różnego rodzaju postępowe emocje, prowadzi do bardzo reakcyjnych postaw.     


Belgijski filozof przewidywał, że autorka spotka się z falą zarzutów o wspieranie prawicy. To się jednak już stało. Neiman mówi, że początkowo czuła się poirytowana, że może faktycznie wspiera prawicę. Krytyka przebudzenia natychmiast powoduje pakowanie krytyka do jednego worka z Trumpem, więc przyjaciele czasem mówili, że zgadzają się z jej argumentacją, ale doradzali zmianę tytułu. Dla niej jednak było ważne, żeby to od tytułu i pierwszych zdań była odpowiedź z lewej strony sceny politycznej.     


Czy prawica ucieszyła się tym prezentem? Jak dotąd nie ma wielkiego krzyku po prawej stronie, zaledwie jedna recenzje, w której autor pisze o konieczności przebrnięcia przez lewicowe bzdury, żeby dotrzeć do kilku dobrych argumentów.  


Ciąg dalszy tej rozmowy skupia się na pytaniu, czy Michel Foucault był reakcyjny czy postępowy, (zdaniem Neiman cała jego postępowość zaczyna się i kończy na fakcie, że był gejem), rozważano, czy Oświecenie było europocentryczne, czy uniwersalistyczne, czy otwierało drogę do likwidacji rasizmu i kolonializmu, czy zgoła przeciwnie, było rasistowskie i kolonialne. Czy psychologia ewolucyjna (znienawidzona przez wzmożeńców), jest nauką, czy pseudonauką, a wreszcie jak wiele w tym ruchu jest z marksizmu.      


Susan Neiman, która przy tym ostatnim pytaniu zastrzega się, że jest socjalistką ale nie marksistką (nie precyzując, co przez to rozumie), odpowiada ostrożnie. Marks sprowadzał wszystko do walki klas, co jak twierdzi Susan Neiman w XIX wieku miało sens (współcześni Marksowi krytycy jego dzieł tego nie potwierdzają), ale w XXI wieku to absurdalne. Ludzie nie wszystko robią w oparciu o swoje interesy klasowe, Marks mylił się w kwestii klasy średniej, która może popierać socjalizm i wiele razy to robiła, Marks mylił się w ocenie proletariatu, który wiele razy popierał reakcyjne warstwy i interesy. 


Dziś te próby wepchnięcia świadomości ludzi w tożsamość rasową jest znów chybiona i groźna. Wzmożeńcy i alt-right wzajemnie się napędzają i ludzie [lewicy] wycofują się z zaangażowania politycznego, tymczasem dziś, podobnie jak w latach trzydziestych, potrzeba jedności i trzeba wzmocnić własne szeregi.


Oczywiście mogę się mylić, ale mam wrażenie, że wezwania do jedności mają więcej uroku niż skuteczności (ale czasem nie jestem pewien, czy to zawsze jest źle). Niestety również wezwania do zwyczajnego rozsądku i merytorycznej oceny argumentów nie są w stanie postawić tamy nawet najbardziej absurdalnej modzie. Modne bzdury przestaną być kiedyś modne, ale prawdopodobnie nie w reakcji na racjonalne argumenty.


Nad Wisłą Łukasz Sakowski jest na tyle odosobnionym przypadkiem, że skupia się na nim ogromna porcja niechęci naszych rodzimych wzmożeńców, więc warto dać mu wsparcie ze strony cichej frakcji zwolenników niepokornego rozumu, który przedkłada logikę nad modę.  

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version