Popieranie wiatrowej i słonecznej energii kosztem środowiska

Zawsze wiesz, kiedy zbliża się Konferencja Stron Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian (COP), ponieważ pojawia się wielka liczba komunikatów prasowych o tym, jak było gorąco lub jak będzie gorąco w przyszłości. Od pewnego czasu media były zasypywane takimi komunikatami i faktycznie, w tym tygodniu w Bonn zbierze się znajomy cyrk tysięcy dyplomatów, biurokratów, quangokratów, środowiskokratów i  twitterokratów.

Sceptycy i dopuszczający, że ocieplenie będzie względnie łagodne nie są mile widziani mimo spadających w sondażach liczb panikarzy: w Wielkiej Brytanii “zaniepokojenie” zmianą klimatu spada nieustannie od 82% w 2005 r. do 60% obecnie – co zgadza się z dowodami naukowymi, że ocieplenie okazuje się powolniejsze i mniej szkodliwe niż prognozowano. Jak powiedział we wrześniu profesor Myles Allen z Oxford University: “Nie widzieliśmy szybkiego przyspieszenia ocieplenia po roku 2000, jakie przewidywały modele. Nie widzieliśmy tego w obserwacjach”. Miło jest mieć na to autorytatywne potwierdzenie, ale oczywiście ludzie wiedzieli już o tym od jakiegoś czasu.


Tymczasem NASA mówi, że Ziemia ma o 14% więcej zielonej roślinności niż 33 lata temu, w znacznej mierze z powodu dodatkowego dwutlenku węgla w powietrzu, który powoduje szybszy wzrost roślin przy mniejszym zużyciu wody we wszystkich ekosystemach, od arktycznych do tropikalnych.  


Niemcy są niewłaściwym, wręcz żenującym miejscem na spotkanie klimatycznego cyrku. Ich “Energiewende” jest prawdopodobnie najdroższą, najambitniejszą i najbardziej wszechstronną polityką redukcji dwutlenku węgla na świecie w stosunku do wielkości kraju. Ale jest to spektakularne fiasko w kwestii zamierzonych celów (emisje uparcie pozostają wysokie), jak również koszty są ogromne a ekologiczne szkody widoczne. Jest to główna kwestia sporna w rozmowach między partiami politycznymi o utworzeniu nowej koalicji, z partią Zielonych próbującą usunąć „węgiel” i Wolną Partią Demokratyczną próbującą go zatrzymać.


Krajobraz niemiecki jest upstrzony 28 tysiącami turbin wiatrowych, plastrami farm słonecznych i masą fermentatorów beztlenowych, przerabiających kukurydzę na gaz. Energia odnawialna stanowi obecnie ponad jedną trzecią niemieckiej elektryczności, co brzmi jak zielony triumf. Koszt jest jednak gigantyczny. Jak dotąd subsydiowanie tego wszystkiego wynosi około 190 miliardów euro i zmierza do 500 miliardów całości kosztów do 2025 r.   


Mimo tego wpływ na emisje jest niewielki, nawet jeśli liczysz biogaz jako niskowęglowy (nie jest nim). Jest tak, ponieważ dla zabezpieczenia, wsparcia i zrównoważenia energii ze źródeł odnawialnych przy zamknięciu energii jądrowej (by ugłaskać przerażonych Fukushimą zielonych) kraj nie może zmniejszyć (a w rzeczywistości musiał powiększyć) swój spalający węgiel sektor. W ciągu ostatnich pięciu lat zbudowano w Niemczech 10 wielkich elektrowni na węgiel. W zeszłym roku emisje dwutlenku węgla w Niemczech wzrosły.


Tymczasem energia ze źródeł odnawialnych powoduje katastrofę środowiskową, jak również ekonomiczną. Farmy wiatrowe zabijają co roku tysiące rzadkich ptaków drapieżnych, podczas gdy farmy słoneczne industrializują kraj. Wielu tak zwanych „środowiskowców” zachowuje haniebne milczenie. “Gdyby martwe orły i kanie znajdowano koło fabryk chemicznych lub elektrowni jądrowych, społeczna reakcja byłaby żarliwa i wściekła” - mówi Michael Miersch z Niemieckiej Fundacji Przyrody.


Jak pokazuje ten cytat w ruchu zielonych następuje rozłam. Połowa staje się jeszcze wrzaskliwsza na rzecz przemysłu energii odnawialnej, kumotersko-kapitalistycznego biznesu, który nieproporcjonalnie bierze pieniądze od biednych (przez źle kontrolowane opłaty nałożone na konsumentów) i nieproporcjonalnie daje je bogatym w postaci opłat za dzierżawę gruntu i dywidend. (Deklaracja interesu: mój rodzinny biznes otrzymuje pieniądze za jedną turbinę wiatrową, które dajemy na cele charytatywne, ale odmówiliśmy wielu innym ofertom; otrzymujemy także pieniądze z niesubsydiowanej kopalni węgla.)


Tak więc w całym Londynie pojawiły się ostatnio reklamy z nieprzekonującymi przechwałkami o zmniejszeniu o połowę kosztów energii wiatrowej, choć nie oferują zrezygnowania z uzależnienia od subsydiów. Mają logo firm wiatrowych i wielkich, zielonych przedsiębiorstw międzynarodowych – Greenpeace i WWF. Wielcy Zieloni zachowują się coraz bardziej jak agencja reklamowa Wielkiego Wiatru.


Inni zieloni oraz naukowcy klimatu stracili jednak wiarę w źródła odnawialne, argumentując, że zabierają fundusze wartościowszym projektom i praktycznie zabiły energię jądrową w niektórych częściach świata – ponieważ elektrowni jądrowych nie można włączać i wyłączać, by reagowała na przerywaną naturę dostaw energii z wiatru. Globalnie energia wiatrowa wyprodukowała w zeszłym roku tylko 0,7% totalnego zużycia energii (włącznie z transportem i ogrzewaniem), pokazując, jak maleńki jest jej wkład w dekarbonizację nawet po dziesięcioleciach subsydiowania.


Te dwa plemiona – jedno, które argumentuje, że tylko energia jądrowa może dostarczyć wolnej od węgla energii na wystarczającą skalę, kontra drugie, które wydaje się całkowicie oddane odnawialnej przyszłości niezależnie od kosztów -  bardzo się teraz kłócą w naukowym establishmencie. W artykule z grudnia 2015 r. profesor ze Stanford University, Mark Jacobson i jego koledzy argumentowali, że kontynentalne Stany Zjednoczone mogą zaspokoić praktycznie 100% swoich potrzeb energetycznych wyłącznie energią produkowaną przez wiatr, wodę i słońce.


W czerwcu następnego roku w tym samym piśmie „Proceedings of the National Academy of Sciences” odpowiedzieli im Christopher Clack z 20 kolegami z różnych uniwersytetów i firm. Napisali, że Jacobson poczynił absurdalne założenia, by dojść do takiego wniosku. Na przykład, Ameryka musiałaby w niewiarygodnym stopniu powiększyć hydro-elektryczną zdolność produkcyjną, by wesprzeć przerywaną dostawę energii z wiatru i słońca. To byłoby fizycznie niewykonalne, nie mówiąc już o szkodach środowiskowych – tamy nie są dobre dla dzikiej przyrody.


Doktor Clack twierdzi, że
 artykuł dra Jacobsona “zawiera błędy w modelowaniu; niepoprawne, nieprawdopodobne i/lub niewystarczająco poparte założenia; oraz stosuje metody nieodpowiednie do postawionych zadań. W skrócie, dokonana w nim analiza nie popiera twierdzenia, że taki system byłby ekonomicznie opłacalny i dostarczał niezawodną energię”.


Ku zdumieniu całego świata nauki dr Jacobson odpowiedział przez pozwanie pisma i dra Clacka do sądu o szkalowanie i zażądał 10 milionów dolarów odszkodowania. Jacobson twierdzi, że artykuł Clacka zawiera “merytorycznie wprowadzające w błąd błędy” i decyzja o jego opublikowania „miała poważne konsekwencje” dla jego reputacji i kariery.


Historia nauki pełna jest waśni, często zajadłych, idąc wstecz do wendetty Isaaca Newtona przeciwko Gottfriedowi Leibnizowi i jeszcze dalej. Tak jednak działa nauka – przez spór, po którym następuje dyskusja. Nie przez pozywanie twojego przeciwnika do sądu. “Używanie sądu do rozstrzygnięcia kwestii naukowych? Generalnie zły pomysł” – tweetował Gavin Schmidt z NASA – który niemniej bronił podobnego pozwu ze strony speca od klimatu Michaela Manna przeciwko dziennikarzowi Markowi Steynowi. “Niesłychanie mrożące dla dyskursu akademickiego. Czy napisałbym artykuł kwestionujący analizy Jacobsona, nawet jeśli są błędne? W żadnym razie” – tweetował profesor Roger Pielke z Colorado University in Boulder.


Rzeczywistość powoli świta niektórym przynajmniej klimatokratom, spotykającym się w Bonn, że ich sukces w straszeniu świata przyszłym, globalnym ociepleniem umożliwił wybuch zyskownego kapitalizmu pod przykrywką ratowania planety. Ekonomista Bruce Yandle ukuł zwrot na to zjawisko, w którym pobożni głoszą kazania, a spekulanci zbierają pieniądze: „przemytnicy alkoholu i baptyści”. Podczas Prohibicji w latach 1920. miał miejsce nieświęty sojusz między kaznodziejami kościoła baptystów i intratnym mafijnym przemysłem przemytu alkoholu. Jedni i drudzy byli za zakazem sprzedaży alkoholu, jedni z powodu błędnej zasady, drudzy, ponieważ cynicznie widzieli sposób podnoszenia ceny na swój produkt i wykantowania konsumenta. Po nieco ponad dziesięcioleciu Prohibicja załamała się pod ciężarem własnych, pełnych hipokryzji sprzeczności. Czy Zielona Prohibicja pójdzie tą samą drogą? Z pewnością na to zasługuje.


Supporting Wind and Solar Energy at the Expence of the Environment

Rational Optimist, 20 listopada 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.
(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version