Komiczne krzyki o klimatycznej Apokalipsie –— 50 lat nieuzasadnionego siania paniki

Specjalny wysłannik USA ds. klimatu, John Kerry, ostrzegał nas, że pozostało nam tylko dziewięć lat na zapobieżenie “katastrofalnemu” globalnemu ociepleniu. 



Niedawny szczyt klimatyczny ONZ w Glasgow był zgodnie z przewidywaniami nazwany naszą „ostatnią szansą” poradzenia sobie z “katastrofą klimatyczną” i „uratowania ludzkości”. Podobnie jak wielu innych, specjalny wysłannik USA ds. klimatu, John Kerry, ostrzegał nas, że pozostało nam tylko dziewięć lat na zapobieżenie “katastrofalnemu” globalnemu ociepleniu.


Jednak niemal o każdym szczycie klimatycznym mówiono, że jest ostatnią szansą. Ustanawianie sztucznych ostatecznych terminów, by przyciągnąć uwagę, jest jedną z najbardziej powszechnych taktyk środowiskowców. Istotnie, przez ostatnie pół wieku mówiono nam, że „ostatnia szansa” za chwilę nam umknie.

To przesłanie jest nie tylko spektakularnie błędne, ale prowadzi do paniki i złej polityki.


Dwa lata temu brytyjski książę Karol ogłosił, że mamy zaledwie 18 miesięcy na uporanie się ze sprawą zmiany klimatu. To nie była jego pierwsza próba  ustawienia ostatecznego terminu. Dziesięć lat wcześniej powiedział swojej publiczności, że wyliczył “iż pozostało nam tylko 96 miesięcy na uratowanie świata”.


W 2004 roku duża brytyjska gazeta powiedziała nam, że bez radykalnych działań zmiana klimatyczna zniszczy cywilizację do 2020 roku. Do tego czasu, przepowiadała gazeta, europejskie miast zatoną pod wodą z powodu podnoszenia się poziomu mórz, Wielka Brytania wpadnie w “syberyjski” klimat z powodu zaniku Golfstromu i straszliwe susze oraz głód doprowadzą do powszechnych rozruchów i wojny nuklearnej. Nie jest to całkiem to, co zdarzyło się w 2020 roku.


Wszystkie te przepowiednie zawodziły od dziesięcioleci. W 1989 roku szef Programu Środowiska ONZ oświadczył, że mamy zaledwie trzy lata na „wygranie – lub przegranie – walki o środowisko”. W 1982 roku ONZ przewidywała już do roku 2000 planetarną “dewastację tak całkowitą, tak nieodwracalną jak nuklearny holocaust”. Zresztą, już na pierwszym środowiskowym szczycie ONZ w Sztokholmie w 1972 roku, niemal 50 lat temu, organizator, a później dyrektor Programu Środowiska ONZ, ostrzegał, że mamy tylko 10 lat na uniknięcie katastrofy.


W 1972 roku światem wstrząsnęła także pierwsza globalna panika środowiskowa – raport “Granice wzrostu”. Autorzy przepowiadali z wielką pewnością siebie, że większość zasobów naturalnych świata wyczerpie się w ciągu kilkudziesięciu lat, podczas gdy zanieczyszczenia sparaliżują ludzkość. W owym czasie magazyn “Time” opisywał przyszłość jako opustoszały świat, w którym niewielu wynędzniałych szczęśliwców uprawia skrawek ziemi rozdzielający pasy autostrady w nadziei na zdobycie minimum żywności potrzebnej do przeżycia. Magazyn „Life” spodziewał się, że w połowie lat 1980. “mieszkańcy miast będą musieli nosić maski gazowe, by przeżyć zanieczyszczenie powietrza”.


Panika była oczywiście całkowicie błędna w obu sprawach. Mylili się, ponieważ pominęli największy zasób naturalny ze wszystkich – ludzką pomysłowość. Nie tylko zużywamy zasoby, ale wymyślamy coraz lepsze wersje udostępniania większej ilości zasobów. Równocześnie technologia rozwiązuje wiele problemów najbardziej upartego zanieczyszczenia, jak zrobił to reaktor katalityczny. Dlatego poziom zanieczyszczenia powietrza w zamożnych krajach maleje od dziesięcioleci.  


Niemniej, po 50 latach niepoprawnych przepowiedni, prowadzący kampanię klimatyczną, dziennikarze i politycy nadal kupczą czyhającą Apokalipsą ku wielkiemu poklaskowi gawiedzi.

 

Robią to przez nieustanne ignorowanie adaptacji. Nagłówki mówiące, że podnoszenie się poziomu mórz może do końca stulecia zatopić 187 milionów ludzi, są idiotycznie ignoranckie. Wyobrażają sobie, że miliony ludzi będą stały nieruchomo, kiedy woda sięgnie ich kostek, bioder, piersi, a wreszcie ust. Mówiąc poważnie, ci ludzie absurdalnie zakładają, że żaden naród nie zbuduje ochrony przed morzem. W rzeczywistym świecie coraz zamożniejsze kraje już się przystosowują i będą coraz lepiej chronić swoich obywateli, co doprowadzi do mniejszej liczby powodzi i, zaskakująco, do zmniejszania się części ich PKB przeznaczonej na koszty szkód po powodziach i ochronę przed nimi.  


Podobnie, kiedy aktywiści mówią, że zmiana klimatu spowoduje, iż kolejne pokolenie będzie doświadczało dwukrotnie więcej pożarów, opierają to twierdzenie na modelach komputerowych, które obejmują temperaturę, ale ignorują ludzkie działania. Rzeczywiste społeczeństwa adaptują się i redukują pożary, ponieważ pożary są kosztowne. Dlatego też globalna statystyka pokazuje przez ostatnich 120 lat zmniejszanie się spalonych obszarów, nie zaś zwiększanie. Niezbyt zaskakująco, modele tych aktywistów błędnie pokazały nawet przeszłość, ale czy coś takiego kiedykolwiek powstrzymało przekonanych o słuszności własnego postępowania?


To nieuzasadnione sianie paniki ma negatywne konsekwencje w rzeczywistym świecie. Akademickie badanie nad psychiką młodzieży na całym świecie stwierdziło, że większość cierpi z powodu “eko-lęków”, z dwiema trzecimi z nich wręcz przerażonymi i niemal połową, która mówi, że ich niepokoje wpływają na ich codzienne życie. Jest brakiem odpowiedzialności takie straszenie młodzieży, kiedy w rzeczywistości Panel Klimatyczny ONZ stwierdza, że nawet jeśli nie zrobimy niczego, by złagodzić zmianę klimatyczną, wpływ pod koniec stulecia spowoduje, że przeciętny wzrost dochodu zostanie zredukowany z 450 procent do 438 procent – co niewątpliwie jest problemem, ale jeszcze nie końcem świata.  

 

Ponadto, panika jest okropnym doradcą politycznym. Polityczni aktywiści w bogatym świecie majsterkują na marginesach problemu zmiany klimatycznej, obsypując subsydiami kosztowne, schlebiające ich próżności projekty, takie jak elektryczne samochody, energia słoneczna i wiatrowa, podczas gdy ONZ odkrywa, że nie można dostrzec rzeczywistego wpływu ostatnich dziesięciu lat propagowania sprawy klimatu na wielkość emisji. Mimo górnolotnych oświadczeń o ratowaniu świata, 78 procent energii w bogatych krajach nadal pochodzi z paliw kopalnych. I, jak pokazał szczyt klimatyczny w Glasgow (po raz 26.), krajów rozwijających się – których emisje będą się najbardziej liczyć przez resztę stulecia – nie stać na to, by także wydawać biliony na nieskuteczną politykę zatrzymania zmian klimatycznych, jeśli chcą pomóc swojej ludności w ucieczce od biedy.  


Pięćdziesiąt lat paniki nie doprowadziło nas choćby w pobliże rozwiązania problemu zmiany klimatycznej. Potrzebujemy inteligentniejszego podejścia, takiego które nie zajmuje się straszeniem i skupia się na realistycznych rozwiązaniach: adaptacji i innowacji. Adaptacja nie spowoduje, że zniknie cały koszt zmiany klimatycznej, ale radykalnie go zmniejszy. A przez tworzenie bodźców dla innowacji potrzebnych, by z czasem wytwarzać czystą energię taniej niż paliwa kopalne, możemy pozwolić wszystkim krajom – włącznie z rozwijającymi się krajami – by w sposób zrównoważony zmierzały do zielonej energii.


The comic cries of climate apocalypse – 50 years of spurious scaremongering

New York Post, 30 listopada 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Björn Lomborg

 

Dyrektor Copenhagen Consensus Center i profesor nadzwyczajny w Copenhagen Business School. Jego najnowsza książka nosi tytuł “How Much Have Global Problems Cost the World? A Scorecard from 1900 to 2050.”
(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version