Wycie wściekłości na cywilizacjęOrgia bigoterii na Uniwersytecie Columbia przynosi wstyd Ameryce.

Bez wątpienia najgorszym podejściem do tematu „obozu solidarności z Gazą”, który od zeszłego tygodnia okupuje Columbia University w Nowym Jorku, jest mówienie, że studenci zawsze robili takie rzeczy. Studenci od zawsze okupowali budynki i place, aby wyrazić swój pogląd polityczny. Studenci od dawna agitowali przeciwko wojnie. Studenci często okazują radykalną intensywność. Spójrzcie na erę Wietnamu – piszą publicyści w świecie chrześcijańskim – tak jakby obóz poparcia dla Gazy był kolejną eksplozją młodzieńczego antyimperializmu.

Rozmyślna naiwność tego podejścia jest w tym momencie niewybaczalna. Porównywanie dziwnego, wrzącego obozu „propalestyńskiego” w Columbii do wcześniejszych powstań na kampusie przeciwko militaryzmowi oznacza tuszowanie tego, co jest tutaj nowe. Ma to na celu wybielanie głęboko niepokojącego charakteru tej wściekłości uprzywilejowanych przeciwko narodowi żydowskiemu. Dopóki ktoś nie wskaże mi przypadków tej antywojennej młodzieży z lat sześćdziesiątych rzucającej rasistowskie obelgi pod adresem grup mniejszościowych i żądającej masowego zniszczenia małego państwa za granicą, będę lekceważył ich komentarze dotyczące obozu popierającego Gazę.


Obóz może wyglądać i brzmieć jak zwykła polityka studencka, z młodzieńczą wrzawą, szlachetnością wykrzykiwaną przez megafony i okazjonalnym pojawieniem się żałosnych urzędników uniwersyteckich ostrzegających obozowiczów przed zawieszeniem. Wystarczy jednak poskrobać radykalną powierzchnię, a szybko odkryje się brzydkie podbrzusze reakcyjnych krzyków, a nawet jawnego rasizmu. Gdy tylko w zeszłą środę studenci rozłożyli swoje miasto namiotowe „dla Palestyny”, stało się ono magnesem dla ludobójczych marzeń o wymazaniu Izraela z powierzchni ziemi i zwykłej starej bigoterii wobec Żydów.

 

Columbia rozbrzmiewała okrzykami: „Nie chcemy dwóch państw / Chcemy wszystkiego!” Nie trzeba być ekspertem w sprawach Bliskiego Wschodu, aby rozszyfrować to żądanie. To chore wezwanie, aby przejąć cały Izrael – cały – i stworzyć nowe państwo bardziej zgodne z izraelofobicznymi pragnieniami zarówno uprzywilejowanych ludzi Zachodu, jak i radykalnych islamistów. Ich tęsknota za wymazaniem Izraela stała się jeszcze wyraźniejsza w kolejnym haśle: „Nie chcemy dwóch państw / Chcemy 48!” To znaczy roku 1948, czyli czasu, kiedy jeszcze nie istniało nowoczesne państwo Izrael. Chcą świata bez Izraela. Chcą spustoszyć narodowy dom Żydów.


To nie jest antyimperializm, to władcze żądanie uprzywilejowanych ludzi z Zachodu zlikwidowania małego państwa, którego nienawidzą. Ci ludzie biadolą o izraelskich „czystkach etnicznych” w Gazie, choć sami pragną czystek etnicznych. Jak powiedział o tym skandowaniu kongresman z Partii Demokratycznejh Ritchie Torres: „Cofnięcie zegara do roku 1948 oznacza wymazanie Izraela z mapy”. Nienawidzący Izraela od miesięcy upierali się, że ich hasło: „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” nie jest wezwaniem do wymazania Izraela. Teraz możemy przejrzeć to kłamstwo. „Chcemy tego wszystkiego” zdziera maskę z ich fałszywej antywojennej postawy i ujawnia czającą się pod nią gigantyczną nienawiść do państwa żydowskiego.

 

Nic dziwnego, że taka gorączkowa nienawiść do państwa żydowskiego może z zaskakującą szybkością przekształcić się w otwartą nienawiść do narodu żydowskiego. Widzieliśmy to w obozie w Columbii. Kiedy pojawili się kontrdemonstranci machający flagą Izraela, jeden z „propalestyńskich” agitatorów krzyknął: „Niekulturalne suki, wracajcie do Europy”. Szyderczo prowokowano Żydów okrzykami: „Wracajcie do Polski”. Nie zadowalając się oczyszczeniem Bliskiego Wschodu z Żydów, niektórzy chcą także oczyścić Amerykę z „tych” ludzi. To faszystowska nienawiść udająca antymilitaryzm.


Rzeczywiście, maska antymilitarystyczna całkowicie obsunęła się ukazując prawdziwą gębę  tego ruchu. Obóz w Columbii jasno daje do zrozumienia, że nienawidzący Izraela chcą więcej wojny, a nie mniej. „Spalić Tel Awiw doszczętnie” – skandowali niektórzy. „Dalej, Hamasie, kochamy cię” – krzyczeli inni. Nic lepiej nie oddaje kryzysu zachodniej cywilizacji niż wizja niebieskowłosych dzieci z funduszami powierniczymi, o płynnej płci, wychwalających ruch, który, gdyby miał tylko połowę szansy, wyrzuciłby je przez okno na ostatnim piętrze. W jednym ze szczególnie przyprawiających o mdłości incydentów widziano białą dziewczynę z kefiją na ramionach trzymającą plakat ze strzałką z napisem „Następne cele Al-Kassam”, odnoszącym się do brygad Al-Kassam, wojskowego skrzydła Hamasu. Strzałka na plakacie była skierowana w stronę żydowskich studentów machających flagą Izraela. Krótsza wersja: Hamas, zabij tych ludzi. Jak szybko ci antyfaszyści stali się faszystami.

 

Elitarne media są pełne sympatii dla obozu poparcia Gazy na Columbia University i twierdzą, że te prohamasowskie krzyki, żądania unicestwienia Izraela i oznaczanie Żydów jako celów ataku są rzadkimi zdarzeniami w skądinąd pokojowym proteście. Poza tym mówią, że zajmują się tym głównie osoby z zewnątrz. To są bzdury. Jeśli tworzysz przestrzeń, w której antysemici czują się komfortowo, tak komfortowo, że chętnie zupełnie otwarcie gloryfikują kosmiczną rasistowską przemoc Hamasu, to jesteś winny.


Co więcej, upieranie się, że „tylko” kilka głosów świętuje 7 października, tylko garstka agitatorów wiwatuje na cześć gwałtów, porwań i mordów na Żydach, jest desperacją graniczącą z chorobą psychiczną. Fakt, że w jednej z najwyższych siedzib nauki we współczesnej Ameryce pojawiają się takie głosy, należy postrzegać jako skrajnie niepokojący. Każdy, kto troszczy się o przyszłość świata akademickiego i przyszłość Zachodu, powinien być zaniepokojony faktem, że na terenie uniwersytetu Aleksandra Hamiltona, Amelii Earhart, Baracka Obamy, słyszano ludzi mówiących do Żydów: „[7 października] będzie dla was codziennością”. Prezydent Biden ma rację: jest to „jawny antysemityzm”.

 

Musimy szczerze mówić o tym, co dzieje się na tym uniwersytecie. To jest solidarność z pogromem. To sympatia dla faszyzmu. To uprzywilejowani lewicowcy czerpiący tanią satysfakcję moralną z aktu masowej, rasistowskiej przemocy wobec Żydów, który katastrofalnie mylą z ciosem wymierzonym w imperializm. To jest socjalizm głupców.


Co więcej, jest to wycie wściekłości na cywilizację. Ten śmierdzący obóz z jego przebłyskami jawnej nienawiści do Żydów nie jest przedłużeniem dawnego antywojennego aktywizmu – jest przedłużeniem nienawiści do cywilizacji, jaką wpajano młodym ludziom przez ostatnie kilka lat. Dla tych protestujących państwo żydowskie i sami Żydzi reprezentują zachodnie wartości i zachodnią nowoczesność, dlatego należy się przeciwko nim wściekać. Izrael stał się moralnym workiem treningowym dla synów i córek uprzywilejowanych, których nienawiść do własnych społeczeństw sprowadziła poza krawędź rozsądku i przyzwoitości.

 

Jak głupi byliśmy sądząc, że edukacja może uwolnić młodych od mrocznej ignorancji przeszłości. Bowiem dzisiaj to najbardziej wykształceni, mieszkańcy świata akademickiego pozwolili, by zalała ich najstarsza na świecie nienawiść. Widzimy teraz konsekwencje nauczania młodych ludzi nieufności do cywilizacji zachodniej i traktowania wszystko, co „zachodnie”, jako coś podejrzanego i niegodziwego. Jedyne, co im pozostaje, to pokusa barbarzyństwa i obłąkana wiara, że nawet okrucieństwo może stać się godne pochwały, jeśli jego celem jest „Zachód”. Jeśli wydarzenia w Columbia University nie obudzą nas na ten kryzys cywilizacyjny, nic tego nie zrobi.


Link do oryginału: https://www.spiked-online.com/2024/04/22/a-howl-of-rage-against-civilisation/

Spiked-Online, 22 kwietnia 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Brendan O'Neill
 znany brytyjski publicysta i komentator polityczny, wieloletni naczelny redaktor „Spiked” publikujący często w „The Spectator”. W młodości zapalony trockista, członek Rewolucyjnej Partii Komunistycznej i autor artykułów w „Living Marxism”. (Jak się wydaje, z tamtych poglądów została mu wiedza o tym,  jak ideologia może odczłowieczać.)   

 

 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version