Prawo do samoobrony dla wszystkich poza Izraelem

Kiedy izraelskie siły dokonały ataku na wysokiego rangą dowódcę Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu (PIJ) w Gazie, można się było spodziewać czterech prawdopodobnych reakcji.

 

Jedną było to, że ta grupa terroru odpowie na wyeliminowanie tego osławionego mordercy gradem rakiet na Izrael. Drugą, że Hamas, grupa terrorystyczna, która rządzi Gazą i która jest odpowiedzialna za utrzymywanie zawieszenia broni z Izraelem, wkrótce dołączy do Islamskiego Dżihadu w zbrodniczym ostrzeliwaniu izraelskich miast i wsi. Trzecią, że znaczna część światowej opinii publicznej będzie winiła Izrael za rozpoczęcie kolejnego „cyklu przemocy” i państwo żydowskie zostanie osądzone jako równie, jeśli nie bardziej winne, jak terroryści. Czwartą właściwie nieuniknioną reakcją było to, że krytycy premiera Benjamina Netanjahu - izraelscy i amerykańscy - oskarżą go o wydanie rozkazu dokonania tej akcji dla własnych interesów politycznych.

W ciągu 24 godzin od śmierci dowódcy Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, Baha Abu al-Ata – człowieka, którego izraelskie służby bezpieczeństwa słusznie określiły jako „tykającą bombę zegarową” – to wszystko właśnie się zdarzyło.


Palestyńskie grupy terroru wystrzeliły setki rakiet na Izrael. Ostrzegawcze syreny alarmowe wyły w całym południowym Izraelu, wysyłając dziesiątki tysięcy Izraelczyków do schronów. Zamknięto szkoły w południowych i centralnych częściach kraju.


Chociaż niektórzy apologeci lubią określać Hamas jako rozsądnego gracza, z którym Izrael powinien prowadzić negocjacje, jego udział w odwetowych atakach za Abu al-Ata był uważany za oczywisty. Dynamika palestyńskiej polityki jest bowiem taka, że zawsze nagradza przemoc. Chociaż Hamas nadal jest oddany idei zniszczenia Izraela, w zasadzie przestrzegał zawieszenia broni, co w ostatnich miesiącach utrzymywało stosunkowy spokój wzdłuż granicy z Gazą, głównie dlatego, że Hamas był zajęty utrzymywaniem wewnętrznego spokoju w sytuacji załamywania się gospodarki w Gazie. Przywódcy Hamasu byli prawdopodobnie szczęśliwi, że Izrael wyeliminował jednego z ich rywali, którego działalność postrzegali jako zagrożenie dla własnych rządów. Nie może jednak unikać walki zbyt długo, bo zacznie być postrzegany jako zwolennik pokoju zamiast niekończącej się wojny przeciwko Żydom.


Dlatego wezwania do „obopólnego opanowania”, zawsze wykrzykiwane przez krytyków Izraela, są tak nieszczere, jak również podważają nadzieję na pokój.  


Naturą konfliktu jest to, że za każdym razem, kiedy Izrael robi cokolwiek, by bronić swoją ludność lub spowodować, by grupy terrorystyczne zaprzestały swoich akcji, jego działania uznawane są za prowokację. To znaczy, że ci, którzy żądają, by Izrael nie uderzał w znanych zabójców, w zasadzie starają się dać immunitet tym, których celem jest terroryzowanie Izraelczyków i podsycanie konfliktu. W teorii są za prawem Izraela do samoobrony, ale zawsze sprzeciwiają się temu w praktyce.  


Ta postawa nie wyświadcza przysługi Palestyńczykom. Jak długo każda palestyńska grupa musi oglądać się przez ramię ze strachem, że jakaś bardziej brutalna grupa zdobędzie popularność dzięki rozlewaniu krwi, nawet najłagodniejsze i najbardziej teoretyczne kroki w kierunku pokoju będą niemożliwe. 


Przez traktowanie Izraela i jego działań w obronie własnej jako moralny równoważnik działań Islamskiego Dżihadu i terrorystycznego reżimu Hamasu w Gazie, krytycy państwa żydowskiego nie tylko podważają żydowskie bezpieczeństwo, ale skazują Palestyńczyków uwięzionych przez Hamas w Strefie Gazy na dalszą blokadę i maltretowanie z rąk ich terrorystycznych panów.


Na koniec mamy kwestię rzekomo cynicznej manipulacji sytuacją bezpieczeństwa przez Netanjahu dla własnych korzyści.


W tym momencie nie ma dosłownie niczego, co może zrobić premier, a co nie wywołałoby krytyki. Kiedy jest niechętny użyciu siły, zostaje oskarżony o brak zdecydowania. Kiedy, jak w tym wypadku, działa zgodnie z radami swoich szefów bezpieczeństwa i rozkazuje Izraelskim Siłom Obronnym wyeliminowanie zagrożenia, oskarża się go nie tylko o zaognianie sytuacji, ale o robienie tego jedynie po to, by zyskać jakieś taktyczne korzyści polityczne.


A przecież po ponad 13 latach służby Netanjahu jako przywódcy Izraela, jeśli coś powszechnie o nim wiadomo, to że jest niebywale ostrożny wobec ryzykowania życia izraelskich żołnierzy i bardziej zainteresowany w ograniczonym odstraszaniu niż ryzykowaniu eskalacji, by czegoś dowieść lub pokazać swoje zdecydowanie. Krytykujcie go do woli za jego politykę lub za jego osobowość, ale kiedy rozkazuje siłom zbrojnym, by działały, to dzieje się to dopiero, kiedy wypróbował wszystkie inne opcje.


Także jeśli ten najnowszy wybuch przemocy nie rozwinie się w pełną wojnę i doprowadzi do powrotu tymczasowego spokoju między Izraelem a Gazą, obserwatorzy nie powinni ignorować dwóch czynników, które leżą u sedna problemu: palestyńskiego odrzucania jakichkolwiek kompromisów oraz Iranu.    


Jak długo kultura palestyńskiej polityki nagradza rozlew krwi i karze tych, którzy dążą do pokoju, Autonomia Palestyńska, PIJ i Hamas będą powtarzać ten sam scenariusz. Prawdziwym cyklem przemocy nie jest ten, w którym obwinia się Izrael za tworzenie kłopotów przez zabijanie terrorystów, ale ten, w którym Palestyńczycy tkwią w dynamice niekończącej się wojny, od której nie potrafią uciec.


Po drugie, Bliski Wschód nadal płaci cenę za ugłaskiwanie, wzmacnianie i wzbogacanie Iranu przez prezydenta Obamę. Odciski palców Teheranu są na wszystkich działaniach Islamskiego Dżihadu, jak również widać je w zagrożeniu państwa żydowskiego zza jego północnej granicy. Zdolność Iranu do finansowania i wspierania PIJ daje mu możliwość nacisków na Hamas i zapewnia, że konflikt z Izraelem pozostanie tak gorący, jak to możliwe. Najlepszym sposobem zapobieżenia przemocy między Izraelem a Palestyńczykami, jest utrzymywanie nacisków na Iran przez wzmożenie sankcji, które ograniczają zdolność Iranu do powodowania problemów w regionie i finansowania terroryzmu.   


Dyskusję o Izraelu i Palestyńczykach w Stanach Zjednoczonych nadal napędzają liberalni krytycy Izraela, którzy sądzą, że konflikt jest spowodowany izraelskim nieprzejednaniem i wojowniczością Netanjahu. Przemoc w tym tygodniu jest jednak kolejnym przypomnieniem, że problem ma niewiele wspólnego z tymi czynnikami, a wszystko z toksyczną palestyńską kulturą polityczną, dopingowaną przez złowrogie pragnienie Iranu do wzniecania przemocy.


Self-defense for everyone but Israel

JNS, 14 listopada 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version