Jak Bóg stworzyl kiłę i dlaczego było to dobre


Marcin Kruk 2019-12-28

Piątego dnia pod wieczór stworzył Pan tasiemca, stworzenie z misją.
Piątego dnia pod wieczór stworzył Pan tasiemca, stworzenie z misją.

Jako biolog mam pewne kłopoty z zaakceptowaniem rozumowania czy to kreacjonistów pierwotnych, wierzących głęboko, że Bóg najpierw powiedział „niech się stanie”, ale potem w rękodzielniczym trudzie lepił z gliny kogutki, lewki, sarenki i pierwszego ludzika, a potem panią ludzikową, którą stworzył z żebra tego ludzika; czy to kreacjonistów w różnym stopniu wyuzdanych, gotowych przyznać, że lepienie z glinki ceramicznej bakterii i wirusów nie wydaje się prawdopodobne, ale są one nieredukowalnie złożone, więc sprawa jest jasna, stworzył je Bóg, chociaż raczej tworzył siłą woli, niż tradycyjnymi technikami rzemieślniczymi.

Wczoraj w „Listach z naszego sadu” był artykuł znanego amerykańskiego biologa, Jerry’ego Coyne’a, w którym autor cytował list od takiego wyuzdanego kreacjonisty, który w żaden sposób nie mógł uwierzyć, że ewolucja mogłaby dać sobie radę ze stworzeniem czegoś tak skomplikowanego jak osa, która składa jajo w pająku, zaś wykluta z tego jaja larwa zjada pająka ostrożnie, żeby go nie zabić, iżby w stanie nadającym się do spożycia przetrwał do chwili, kiedy larwa się przepoczwarzy i będzie mogła powtórzyć makabryczny cykl.


Jerry Coyne jako biolog wyjaśniał jak to możliwe, ale pod artykułem użytkownik podpisujący się „Leszek” zwrócił uwagę w komentarzu na inną intrygującą kwestię:

„Wyłania się jeszcze jeden aspekt z listu tego czytelnika. Jeśli zgodzimy się (choć na moment), że ów czytelnik ma rację, co do inteligentnego projektu (osy musiał ktoś zaprogramować) to nie ma się z czego cieszyć. Bóg, który tworzy tak okrutne projekty nie może być dobry, a na pewno nie jest litościwy.”

Nie da się ukryć, bezmiar okrucieństwa w naturze nie świadczy o Stwórcy najlepiej. Autorzy Biblii mogli przeczuwać pismo nosem, ponieważ w „Księdze Rodzaju” po stworzeniu wszelkiego stworzenia nie powiedział Pan: „A teraz pożerajcie się wzajemnie, zaś widząc jak się pożerają, powiedział, że jest to dobre.” Mógłby ktoś pomyśleć, że początkowo wilki i sarenki tuliły się do siebie czule, a pożerać się zaczęły z powodu tego cholernego jabłka (czy co to tam było), co to je Ewa z łakomstwa zżarła i jeszcze biednemu Adamowi podsunęła. Domyślamy się zaledwie, że grzech pierworodny natychmiast spłynął na wszelkie stworzenie i zwierzęta zaczęły się zabijać z niesłychanym okrucieństwiem i pożerać z wielkim apetytem. Prawdą jest jednak, że niektóre formy okrucieństwa w naturze są tak nieprawdopodobnie złożone, że trudno oprzeć się myśli, iż tylko wyższa inteligencja mogła na to wpaść. Powodujący kiłę krętek blady pewnie został stworzyny już po potopie, a tworząc go musiał Pan mieć wiele radości, bo dobry był. Cieszył się Pan, że przenosi się drogą płciową, a jeszcze bardziej, że przenosi się z matki na płód powodując poważne uszkodzenia układu nerwowego i narządów.  


Szerzyła się ta kiła pięknie póki sprzeciwiający się bożym planom medycy nie wynaleźli penicyliny, umożliwiając skuteczne leczenie. Teraz podobno mamy renesans i różnie to sobie ludzie tłumaczą, chociaż dobrego kreacjonistycznego wyjaśnienia nie spotkałem.


Nawiasem mówiąc ta osa, co to ją przywołał autor listu do Jerrego Coyne’a, to pewnie jakiś starszy model. Prawdziwie imponujący przykład sadystycznych zabaw Pana Boga opisywał Carl Zimmmer. Stwórca nadal eksperymentował z osami, ale poszedł o krok dalej i sięgnął do neurochirurgii. Carl Zimmer pisał:

Jeśli nigdy nie spotkaliście osy szmaragdowej, pozwólcie, że przedstawię mojego małego przyjaciela.


Osa (Ampulex compressa) przez pierwszy okres swojego życia jest pasożytem i rośnie wewnątrz ciała żywego karalucha. Już to jest fascynująco koszmarne, ale to, jak dostaje się do karalucha jest makabrycznie zachwycające. Jej matka musi wystąpić w roli neurochirurga.


Samica osy wyszukuje karalucha gospodarza i zastawia na niego pułapkę. Żądli go w tułów i wstrzykuje paraliżującą porcję jadu, który na kilka minut unieruchamia owada. Wyciąga żądło, a następnie daje drugi zastrzyk, tym razem w głowę karalucha, dostarczając więcej chemikaliów w dwa miejsca mózgu gospodarza.


Wynikiem jest karaluch zombi. Neurochirurchicznie zmienionej ofierze przechodzi paraliż, ale obecnie nie ma już ochoty ani na ucieczkę, ani na walkę. Osa pociąga czułek i prowadzi karalucha, jak psa na smyczy, do norki. Tam przykleja jajeczko na brzuchu karalucha. Wychodzi z norki i zakleja ją. Karaluch stoi nieruchomo w ciemności, kiedy larwa osy wykluwa się z jajeczka i wygryza mu dziurę w boku. Larwa przez pewien czas żywi się przez tę dziurę, a potem wślizguje się do środka.

Nie jest łatwo pojąć tę nieredukowalną złożoność bożych planów. Trzeba jednak pamiętać, że najbardziej Bóg ukochał człowieka, którego stworzył na swój obraz i podobieństwo. Wiedział Pan, że trochę ten obraz ułomny, że źdźbło w oku bliźniego dostrzeże, ale belki w swoim własnym to już nie. Postanowił tedy, że jak mu robaczek jajeczko w oku złoży i robaczek do solidnych rozmiarów się rozwinie, to w końcu go zauważy. Nicienie musiały Go wyjątkowo cieszyć, bo zmyślne bestie, chociaż z ograniczoną świadomością. Ot taki niktowiec ludzki (Filaria sanguinis). Jego cykl rozwojowy nieredukowalnie złożony. Człowiek żywiciel, komar przenosiciel. Doskonała organizacja, bez komara zabiłby nicień żywiciela i zmarł bezpotomnie, a tak komar przenosi i podtrzymuje życie, bioróżnorodność może trwać. Dostają się larwy tych jakże ludzkich nitkowców do krwi, pasożytują sobie w naczyniach limfatycznych, powodując tam różne guzy i inne problemy, docierają do węzłów chłonnych, gdzie dorastają i składają jajeczka, a te zmieniają się w larwy i z krwią wypitą przez komara wędrują do innego człowieka. Piękny boży plan. Kto wie, może kreacjoniści mają rację, ewolucja nie mogła czegoś takiego wymyślić.  


Niby syfilis nadal straszy, ale bezbożna medycyna ma jednak na niego swoje sposoby, Kiedy się jednak robi generalny przegląd bożych pomysłów, tak często wprowadzanych w życie, trudno się oprzeć wrażeniu, że miłosierdzie boże nie ma granic. Bóg rozdziela swoje eksperymenty na różnych ludzi. Czasem patrząc na bezmiar tych bożych planów, niektórzy mają wrażenie, że modlitwy działają, bo jak inaczej wyjaśnić, że to czy tamto mnie ominęło. Chyba tylko litością i mądrością Stwórcy.             


A swoją droga ciekawe, jaki robaczek siedział w tym owocu z drzewa wiadomości, i co się stało, jak się jajeczka tego robaczka dostały do ludzkich przewodów pokarmowych?