Zbrodnia to niesłychana
Jedynym sygnałem, że dziennikarze „Guardiana” wiedzą, iż „wiadomość” jest delikatnie mówiąc wątpliwa, było dodanie w tytule słów „mówią świadkowie”.
Po dramatycznym tytule mamy wytłuszczony tekst: „Doświadczony lekarz, który widział ciała, powiedział, że mężczyźni najprawdopodobniej zostali ‘straceni’, co stanowi kolejny dowód potencjalnej zbrodni wojennej.”
Według dwóch świadków, część ciał 15 palestyńskich ratowników medycznych i ratowników, zabitych przez siły izraelskie i pochowanych w zbiorowym grobie dziewięć dni temu w Strefie Gazy, znaleziono ze związanymi rękami lub nogami oraz ranami postrzałowymi głowy i klatki piersiowej.
Zeznania świadków uzupełniają gromadzone dowody wskazujące na potencjalnie poważną zbrodnię wojenną, do której doszło 23 marca. Załogi karetek pogotowia Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca i ratownicy obrony cywilnej zostali wysłani na miejsce ataku lotniczego wczesnym rankiem w dzielnicy Al-Haszaszin w Rafah, najdalej na południe wysuniętym mieście Gazy.
„Guardian” nie ukrywa, że dostał świeże i ciepłe gazańskie bułeczki. Dziś to już stara „wiadomość”, o której Ministerstwo Zdrowia Hamasu powiedziało, że to „najbrutalniejsza masakra”. Antonio Guterres uwierzył Hamasowi na słowo i natychmiast napisał:
Medialne tam-tamy poszły w ruch. Czwartego marca „New York Times” dostarczył „kolejny dowód” w postaci wideo, które rzekomo znaleziono w telefonie komórkowym jednej z ekshumowanych ofiar. Na tym wideo widzimy drogę, na której poruszają się karetki pogotowia z światłami sygnalizującymi. Co ciekawe, jedna karetka jedzie w jedną stronę dwie w przeciwną. Słychać strzały, jedna z karetek zjeżdża z drogi.
Po przekazaniu przez ONZ oskarżeń Ministerstwa Zdrowia Hamasu rzecznik IDF oświadczył, że nie jest prawdą, że 23 marca armia Izraelska ostrzelała przypadkowe karetki pogotowia. Istotnie 23 marca żołnierze IDF ostrzelali jadące w ich kierunku nieoświetlone samochody. W wyniku ataku zginął oficer Hamasu Mohammad Amin Ibrahim Szubaki, który brał udział w masakrze 7 października 2023 r. oraz ośmiu innych terrorystów z Hamasu i Islamskiego Dżihadu.
Filmik rzekomo znaleziony w telefonie rzekomo zabitego medyka ma podobno być dowodem, że orzeczenie rzecznika IDF jest nieprawdziwe.
Dlaczego zachowuję sceptycyzm? Wszystkie informacje są z jednego źródła, o którym wiemy że kłamstwo jest jego stałym modus operandi. Nie sądzę abyśmy mogli traktować informacje Hamasu inaczej niż traktowaliśmy radziecką „Prawdę” czy naszą „Trybunę Ludu”. Pośpiech, z jakim ONZ, Amnesty International, „New York Timnes”, BBC, czy „Guardian” przekazują te informacje sugerując, że są z pewnością prawdziwe, jest dowodem, iż świadomie ignorują swoje wcześniejsze doświadczenia i świadomie powielają wojenną propagandę jednej strony, wiedząc, że jest wojenną propagandą. Sprawa jest znacznie starsza niż ostatnia faza konfliktu po 7 października 2023 r. (jest starsza niż sam Hamas i wymagałaby cofnięcia się do ubiegłego stulecia, jednak w ostatnim okresie obserwujemy niesłychane wręcz nasilenie się przekazywania skrajnie prawicowej propagandy islamskich ekstremistów przez lewicowe zachodnie media).
Primaaprilisowy artykuł w „Guardianie” kończy się osobliwą prośbą o datki:
Nasze wysokiej jakości dziennikarstwo śledcze jest siłą krytyczną.
Jesteśmy niezależni i nie mamy miliarderów będących właścicielami kontrolującymi nasze działania, więc Twoje pieniądze bezpośrednio zasilają nasze sprawozdania.
Wybierz wspieranie otwartego, niezależnego dziennikarstwa co miesiąc.
Dziękuję, ale raczej z tej propozycji nie skorzystam. Przykro mi, że gazeta, której kibicowałem od pierwszego dnia jej istnienia wydaje się wzorować właśnie na „Guardianie”.
Rok temu, w kwietniu 2024 r. światem wstrząsnęła wiadomość o masowych grobach znalezionych w pobliżu szpitala w Gazie. Wszystkie „poważne” gazety powielały „informację” Ministerstwa Zdrowia Hamasu. Rok to sporo czasu, do tej pory sprawa powinna być wyjaśniona. Z jakiegoś powodu ONZ niczego w tej sprawie nie zdołała wyjaśnić. Tytuły krzyczały o ciałach pogrzebanych buldożerami, niektóre ofiary były podobno pogrzebane żywcem, ofiary miały podobno ślady tortur, znaleziono masowy grób nie tylko przy szpitalu im. Nassera, ale inny masowy grób przy szpitalu Al Szifa. Większość tych „doniesień” nosi daty 23-24 kwietnia, jest kilka z maja. Po setce internetowych linków natrafiam na wpis na koncie X izraelskiego MSZ:
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela
@IsraelMFA
Krążą błędne informacje na temat masowego grobu odkrytego w szpitalu Nasser w Chan Junis. Grób, o którym mowa, został wykopany — przez mieszkańców Gazy — kilka miesięcy temu. Fakt ten potwierdzają dokumenty w mediach społecznościowych przesłane przez mieszkańców Gazy w momencie pochówku, jak widać na poniższym filmie. Wszelkie próby obwiniania Izraela za grzebanie cywilów w masowych grobach są całkowicie fałszywe i stanowią jedynie przykład kampanii dezinformacyjnej mającej na celu delegitymizację Izraela. Źródło:
@IDF
rzecznik
Zainteresowanie skończyło się na apelach o dochodzenie i na pretensjach pod adresem Izraela, że nie dostarczył dowodów, iż nie ma z tym nic wspólnego. Świat żądał, aby Izrael przeprowadził dochodzenie i udowodnił, że nikogo w masowym grobie buldożerami nie zasypywał.
Czy dziennikarz powinien śledzić rozwój sytuacji, kiedy przekazuje informacje niesprawdzone? Czy powinien sprostować i mieć wyrzuty sumienia, kiedy dał się wprowadzić w błąd i oszukał swoich odbiorców? (No cóż, tylko pod warunkiem, że robił to nieświadomie.)
Amerykański historyk Richard Landes stworzył pojęcie „Pallywood” odnoszące się do tworzenia fałszywych dowodów izraelskich zbrodni. Jego badania na tym polu zaczęły się od sprawy „chłopca al Dura” z września 2000 roku. Materiał filmowy został wówczas dostarczony przez palestyńskiego dziennikarza, a zmontowany przez francuską telewizję film wstrząsnął światem i spowodował liczne muzułmańskie rozruchy oraz pociągnął za sobą liczne śmierci i (oczywiście) raptowny wzrost nienawiści do Izraela i Żydów w diasporze. Największa przeszkodę w uczciwym zbadaniu tej sprawy stworzyła francuska telewizja, stanowczo odmawiając udostępnienia całości materiału filmowego dostarczonego przez palestyńskiego dziennikarza. (Została do tego zmuszona po długim czasie na mocy wyroku sądowego.)
Wracając do tej sprawy po 20 latach Richard Landes pisał:
Dzisiaj [30 września] jest 20 rocznica najbardziej katastrofalnego wydarzenia roku 2000, wydarzenia, które rzuciło długi cień na nieszczęśliwe pierwsze dziesięciolecia burzliwego nowego millennium. Tego dnia palestyński kamerzysta filmował to, co twierdził, że było autentyczną sytuacją, chłopca ostrzeliwanego i zabitego przez Izraelczyków, a francusko-izraelski dziennikarz wyciął z tego krótkie fragmenty (wycinając ostatnią scenę, która skłaniała do zupełnie innych wniosków) i nadał wraz z towarzyszącą temu narracją w telewizji France2. Wizerunek Muhammada al Dura pod ogniem z narracją, że to żołnierze IDF do niego strzelali, stał się w skali światowej symbolem palestyńskiego cierpienia z rąk okrutnych Izraelczyków. Szybko stał się również “symbolem nienawiści” i miał większy natychmiastowy i długoterminowy wpływ na nowe stulecie/millennium niż jakikolwiek inny taki wehikuł podżegania do nienawiści.
Są mocne podstawy by sądzić, że film był inscenizacją, ale media odrzucały samą możliwość badania takiej hipotezy zakładając, że takie podejrzenie mogłoby wskazywać na obojętność wobec cierpień Palestyńczyków. Większość mediów zignorowała dowody (w tym wyniki badań komisji Kuperwassera z 2013 roku) wskazujące na to, że ani dziecko, ani jego ojciec nie zostali zastrzeleni przez izraelskich żołnierzy. Media zainwestowały jednak zbyt wiele w kłamstwo, aby mogły pozwolić sobie na jego prostowanie.
Dwa lata później media zachodnie rzuciły się żarłocznie na opowieść o „masakrze w Dżenin”, w której według jednych „źródeł” zginęły setki, a według innych tysiące Palestyńczyków. Przez kilka dni świat żył masakrą, której nie było, ale która była znakomitym usprawiedliwieniem dla samobójczych zamachów, dla ataków rakietowych i innych ludobójczych działań ludzi nazywanych Palestyńczykami.
Kiedy gazety nie mogą już uniknąć sprostowań, owijają je w bawełnę dwuznacznego języka. W listopadzie 2012 roku medialne tam-tamy grzmiały o żydowskim dzieciobójstwie. Zginął 11-miesięczny Omar Miszrawi, syn palestyńskiego dziennikarza Dżihada Miszrawiego, zatrudnionego przez BBC. Według informacji Hamasu rzekomo zginęło wtedy 20 Palestyńczyków. Od pierwszego dnia było wiadomo, że Izrael nie operował w tym rejonie, a zdjęcia pokazywały szkody typowe dla palestyńskich rakiet. (Około 20 procent rakiet Hamasu spadało na własne tereny.) Kiedy w końcu w maju 2013 roku nawet ONZ musiała przyznać, że „najprawdopodobniej” była to palestyńska rakieta, media, (w tym nasza „Gazeta Wyborcza”) tak przedstawiały swoje „sprostowanie”:
Z czasem pojawiły się wątpliwości, do kogo należała rakieta, która trafiła w dom Miszrawiego. Na początku marca Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka (OHCRH) opublikowało uzupełnienie swojego wcześniejszego raportu o konflikcie w Strefie Gazy. Czytamy w nim, że "14 listopada kobieta, jej 11-miesięczne dziecko oraz 18-letni mężczyzna z Az-Zajtun zostali zabici, jak się wydaje, przez palestyńską rakietę, która nie doleciała do Izraela".
„Gazeta Wyborcza” ozdobiła to jak się wydaje „sprostowanie” zdjęciem, o którym pisze, że stało się symbolem izraelskiego dzieciobójstwa. (Oczywiście o 20 zabitych w tym „izraelskim ataku”, o których początkowo informowało Ministerstwo Zdrowia Hamasu, nikt już nie chciał pamiętać.)
Nie wszystkie zdjęcia stają się symbolem takim jak zdjęcie chłopca al Dura, czy zdjęcia Dżihada Miszrawiego ze zwłokami jego małego synka Omara. Czy do symbolicznych zdjęć powinniśmy zaliczyć fotografie i filmy z konferencji prasowej Ministerstwa Zdrowia Hamasu w „ruinach” szpitala Al Ahli 18 paźdzernika 2023 r.?
Jak dowiedzieliśmy się wtedy: „Ministerstwo Zdrowia Gazy zorganizowało we wtorek późnym wieczorem konferencję prasową w szpitalu Al-Ahli wśród ciał i szczątków ofiar izraelskiego ataku, w którym zginęło ponad 500 osób”.
Co do absolutnej prawdziwości tego przekazu nie miały wątpliwości takie media jak BBC, „Guardian”, „New York Times”. Otrzymaliśmy wstrząsające obrazy „pokazuje członków personelu medycznego stojących między przykrytymi zwłokami. Jeden z personelu medycznego trzymał zwłoki niemowlęcia, a drugi niósł zwłoki dziewczynki.”
Tym razem jednak nie dało się miesiącami ukrywać, że szpital był nienaruszony, że na parking spadła palestyńska rakieta zabijając kilka lub kilkanaście osób, a prawdę znano od pierwszej chwili, ale wszyscy tak bardzo pragnęli wierzyć zapewnieniom tych, którzy kilka tygodni wcześniej zorganizowali ludobójczą wyprawę na Żydów, że woleli jej nie widzieć i nie słyszeć.
Teraz znów mamy kolejne oskarżenia o izraelskie zbrodnie wojenne w hamasowskim stylu. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, miałem nadzieję, że „Wyborcza” jednak się nauczyła, że odpowiedzialne dziennikarstwo wymaga ostrożności. Byłem w błędzie. Sprawdzając w ostatniej chwili zobaczyłem, że autorytet „New York Timesa” wygrał z resztkami uczciwości.
Zgrane medialne tam-tamy bombardują nas nieustannie. Nie szukajcie w „kompetentnych” mediach recenzji z takich książek jak Industry of Lies (Przemysł kłamstw), którą napisał izraelski prawnik i historyk Ben Dror Jemini, czy równie ważnej pracy Richarda Landesa Can „the Whole World” be Wrong (Czy cały świat może się mylić). Inwestycja w kłamstwo stała się zbyt wielka, by można było sobie pozwolić na jakiekolwiek wątpliwości.