Niemiecki kanclerz obawia się zimnej wojny


Andrzej Koraszewski 2022-12-21


Anglicy lubią powtarzać, że przyszłości nie da się przewidzieć, ale można się do niej przygotować. Wymaga to jednak zdolności przewidywania, więc ta mądra sentencja właściwie zachęca nas do zastanawiania się nad tym, co stać się może i pamiętania o tym, że nasze przewidywania na ogół okazują się błędne.


Obrazek z Facebooka ukraińskiej przyjaciółki uświadamia, że o tym, iż byliśmy szczęśliwi, dowiadujemy się dopiero, kiedy piekło spada nam na głowę. Na mój niepokój przyjaciółka odpowiada, że wojna jest właściwie daleko, że elektryczność raz jest raz jej nie ma, że są problemy z ogrzewaniem, z wodą, z zaopatrzeniem. Daje się żyć, najgorszy jest strach, strach przed przyszłością, której nie daje się przewidzieć.  


Niemiecki kanclerz na łamach amerykańskiego magazynu „Foreign Affairs”próbuje spojrzeć w przyszłość, zrozumieć, na ile nasza zdolność przewidywania przyszłości zawiodła i co właściwie ujawniła rosyjska napaść na Ukrainę. Czy wyłania się nowy porządek świata, a jeśli tak, to jaki? Analizował ten tekst amerykański dziennikarz i znawca międzynarodowej polityki Amir Taheri, samodzielna lektura artykułu Scholza skłania mnie do nieco innych wniosków.      


Scholz stwierdza, że stary, dwubiegunowy porządek świata rozpadł się wraz z likwidacją Związku Radzieckiego. Świat stoi jednak w obliczu tektonicznych przesunięć. „Ze swojej strony Niemcy robią wszystko, co w ich mocy, aby bronić i wspierać ład międzynarodowy oparty na zasadach Karty Narodów Zjednoczonych.” To zdanie oznacza odmowę akceptacji zmian granic państwowych w drodze agresji. Rosyjska napaść na Ukrainę oznacza zakwestionowanie zasad Karty Narodów Zjednoczonych. Zagrożenie wykracza poza obecną rosyjską agresję. Niemiecki kanclerz obawia się, że świat może ponownie podzielić się na bloki, co może prowadzić do nowej zimnej wojny.


Scholz nie definiuje zimnej wojny, nie przypomina, że zimna wojna oparta była na zasadzie zapobiegania możliwości bezpośredniego starcia mocarstw nuklearnych i prowadzenia wojen regionalnych, gdzie strona komunistyczna stale dążyła do poszerzenia swoich stref wpływów. Innymi słowy, ani Związek Radziecki, ani komunistyczne Chiny, ani ich marionetki nigdy nie zaakceptowały centralnej zasady Karty Narodów Zjednoczonych. Dla Zachodu zimna wojna oznaczała odpieranie nieustannej agresji komunistycznego świata. Wydaje się, że Scholz jest tego świadomy, ale z wielu względów próbuje słowa owijać w bawełnę. Pisze, że: „Niemcy i Europa mogą pomóc w obronie międzynarodowego porządku opartego na zasadach, nie ulegając fatalistycznemu poglądowi, że świat jest skazany na ponowny podział na rywalizujące ze sobą bloki.” W długim tekście widzimy wielokrotne powtórzone przekonanie, że świat nie jest skazany na ideologiczny podział. Kanclerz pisze o pomyłce, jaką była wiara, że Rosja stanie się partnerem Zachodu, a nie jego przeciwnikiem, pisze, że ten błąd okazał się bardzo kosztowny, ponieważ Europa uznała, że może mniej łożyć na zbrojenia, a w dodatku uzależniła się od dostaw paliw. Autor przechodzi do miażdżącej krytyki polityki Putina:  

W 2007 roku Putin wygłosił agresywne przemówienie na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, wyśmiewając oparty na zasadach porządek międzynarodowy jako zwykłe narzędzie amerykańskiej dominacji. Rok później Rosja rozpoczęła wojnę z Gruzją. W 2014 roku Rosja zajęła i anektowała Krym i wysłał swoje siły do regionu Donbasu we wschodniej Ukrainie, co stanowi bezpośrednie naruszenie prawa międzynarodowego i własnych zobowiązań traktatowych Moskwy. W następnych latach Kreml podważał traktaty o kontroli zbrojeń i rozszerzał swoje zdolności wojskowe, truł i mordował rosyjskich dysydentów, rozprawiał się ze społeczeństwem obywatelskim i przeprowadzał brutalną interwencję wojskową w celu wsparcia reżimu Assada w Syrii. Krok po kroku Rosja Putina wybrała drogę, która oddalała ją od Europy i dalej od opartego na współpracy, pokojowego porządku. 

Jest tu pewien problem. Autor pomija otwarte odrzucenie fundamentalnej zasady Karty Narodów Zjednoczonych przez Iran, deklarujący chęć podbicia świata, przez Koreę Północną, ustawicznie grożącą Korei Południowej i odgrażającej się Ameryce, przez Turcję grożącą Grecji, Cyprowi, Syrii i Izraelowi, Pakistan grożący Indiom, odmawia również zastosowania tej samej miary wobec Chin, które połknęły Hong Kong i otwarcie grożą najazdem na Tajwan.


Manewr wygląda na próbę wyizolowania Rosji z bloku państw kwestionujących zasadę światowego porządku, którego niemiecki kanclerz chce bronić. Czy ten blok już istnieje, czy jest tylko potencjalnym zagrożeniem? Są to państwa kwestionujące demokratyczny porządek, współpracujące ze sobą i toczące wojnę z Zachodem.


Zimna wojna nie  jest czymś co światu grozi, zimna wojna toczy się przez cały czas, ale Scholz nazywa to konfliktami regionalnymi, ignorując fakt, że, podobnie jak w przeszłości, mocarstwa nuklearne starają się unikać konfrontacji swoich konwencjonalnych sił z partnerami dysponującymi bronią nuklearną. (Nie przypomina również, że liczba posiadaczy broni nuklearnej niepomiernie wzrosła.)


Stanowcze ignorowanie istnienia bloku państw odrzucających fundamentalną zasadę Karty Narodów Zjednoczonych wydaje się mieć w artykule niemieckiego kanclerza konkretny cel – zniechęcenie Chin do sojuszu z Rosją, a może nawet pozyskanie ich wsparcia dla odepchnięcia rosyjskiej agresji w Ukrainie. Artykuł jest napisany bezpośrednio po jego wizycie w Pekinie i po rozmowach z prezydentem Xi, który zgodził się z kanclerzem Scholzem, że straszenie bronią atomową jest nieładne i nie powinno mieć miejsca.


Wydaje się, że Scholz zbyt dużo na tym marnym kołku wiesza. Kanclerz jest jednak  świadomy, że Chiny są dla świata znacznie poważniejszym zagrożeniem militarnym niż Rosja, a co więcej, są bardzo ważną częścią nowego gospodarczego porządku świata. Pisze, że niesłychany postęp techniczny świat zawdzięcza połączeniu demokracji i kapitalizmu, ale wyłonił się kapitalizm autorytarny, sprawniejszy od rosyjskiej kleptokracji. (Wcześniej przypomniał, że w przeszłości to jego kraj dwukrotnie rzucił rękawicę demokracji.) Stwierdza, że Putin liczył na rozbicie jedności Zachodu, ale spowodował reakcję odwrotną, zwarcie szeregów, wolę odnowienia i wzmocnienia NATO i obronę każdego centymetra terytorium państw należących do tego układu.

Działania NATO nie mogą prowadzić do bezpośredniej konfrontacji z Rosją, ale sojusz musi wiarygodnie powstrzymać dalszą rosyjską agresję.

Kanclerz pisze, że Niemcy, po raz pierwszy po zakończeniu drugiej wojny światowej dostarczają broń państwu w stanie wojny. Demokratyczny świat musi Ukrainę wspomagać. 

Rosyjska agresywna wojna mogła wywołać Zeitenwende, ale zmiany tektoniczne sięgają znacznie głębiej. Historia nie skończyła się, jak niektórzy przewidywali, wraz z końcem zimnej wojny. Jednak historia się nie powtarza. Wielu zakłada, że stoimy u progu ery dwubiegunowości w porządku międzynarodowym. Widzą zbliżający się świt nowej zimnej wojny, która postawi Stany Zjednoczone przeciwko Chinom. 


Nie podpisuję się pod tym poglądem. Uważam raczej, że jesteśmy świadkami końca wyjątkowej fazy globalizacji.

Niemiecki kanclerz jest świadomy, że kraje zachodnie utraciły swoją miażdżącą przewagę technologiczną, że w dzisiejszym świecie walka o zasoby jest drugorzędna wobec wyścigu w świecie innowacji, a równocześnie, że wiele rządów autokratycznych odrzuca zasady Karty Narodów Zjednoczonych i dąży do regionalnej lub światowej dominacji. Powiedzenie tego wyraźnie oznaczałoby przyznanie, że już dziś świat jest podzielony na bloki i że toczy się zimna wojna między tymi blokami. Chiny, Turcja i Iran mogą próbować grać na dwóch fortepianach, wygłaszać okazjonalnie różne deklaracje i współdziałać na rzecz zniszczenia demokracji.      


Czy ma rację niemiecki kanclerz, że w dzisiejszym świecie nie da się zatrzymać globalizacji w międzynarodowym handlu? Zapewne tak. Pisze, że częścią tego, czego tak stanowczo nie chce nazywać zimną wojną, są niemieckie i unijne inwestycje w krajach Afryki, w Azji i w Ameryce Łacińskiej.

Wiele z nich ma wspólną z nami podstawową cechę: one także są demokracjami. Ta wspólnota odgrywa kluczową rolę – nie dlatego, że dążymy do przeciwstawienia demokracji państwom autorytarnym, co tylko przyczyniłoby się do nowej globalnej dychotomii, ale dlatego, że podzielanie demokratycznych wartości i systemów pomoże nam określić wspólne priorytety i osiągnąć wspólne cele w nowej wielobiegunowej rzeczywistości XXI wieku. 

Czytając te słowa trudno nie zastanawiać się, co właściwie Scholz miał na myśli. Kilka dni temu prezydent Biden wychwalał prezydenta Nigerii jako „wzór demokraty”. Olaf Scholz pisze, że Zachód musi współpracować z krajami, które nie są w pełni demokratyczne. Zapewnianie, że rządy ludobójcze są modelem demokracji, może zmieniać obronę zasad współżycia między narodami w pustą retorykę.


Blisko stuletni Henry Kissinger nawołuje do negocjacji między Ukrainą i Rosją, proponując ni mniej ni więcej tylko referendum na Krymie. Olaf Scholz kończy swój artykuł o nowym porządku świata słowami:

Oznacza to dołożenie wszelkich starań, aby budować nowe partnerstwa, pragmatycznie i bez ideologicznego zaślepienia. W dzisiejszym gęsto połączonym świecie dążenie do pokoju, dobrobytu i wolności człowieka wymaga innego sposobu myślenia i innych narzędzi. Rozwój tego sposobu myślenia i tych narzędzi jest ostatecznie tym, o czym traktuje Zeitenwende.

Czy udawanie, że nie widzimy deklaracji i działań wrogów demokracji jest właściwą receptą? Nie jestem o tym przekonany. Chwilowo patrzymy na tragedię Ukrainy i zastanawiamy się, czy zdoła obronić swoją suwerenność. Tragedia Syryjczyków jest daleko, Nigeryjczyków jeszcze dalej, zimna wojna nigdy nie była zimna, obrona demokracji rzadko była zdecydowana. Przyszłości nie można przewidzieć, można się do niej przygotować, próbując zrozumieć, co właściwe wynika z teraźniejszości.