Izrael był Strefą Zero dla nowej “przebudzonej” religii


Matti Friedman 2020-08-03

Kamerzysta agencji informacyjnej Reuters w mieście Ramallah na Zachodnim Brzegu, kwiecień 2002 CHRIS HONDROS/GETTY IMAGES 

Kamerzysta agencji informacyjnej Reuters w mieście Ramallah na Zachodnim Brzegu, kwiecień 2002 CHRIS HONDROS/GETTY IMAGES

 



Jak relacjonowanie z państwa żydowskiego stało się zwiastunem ideologicznego aktywizmu, który obecnie przenika zachodnią kulturę

W tym roku wielu ludzi odkryło, że liberalne życie i instytucje na Zachodzie zostały przechwycone przez coś, co przypomina nową religię. Ci, którzy śledzą wydarzenia ostatnich kilku miesięcy, nie będą potrzebowali wyliczenia prób “anulowania” uczonych i naukowców za herezję, czystek wydawców za opublikowanie niewłaściwego artykułu lub ekskomuniki J.K. Rowling.

Wyznawcy paczkowanych idei, niejasno nazywani “przebudzonymi”, uważają, że walczą ze złem w imię sprawiedliwości. Mają wspólną hierarchię wartości, język, testy czystości i silny podział świata na przyjaciół i wrogów, a wszystko to zapożyczone obficie z religijnych sposobów myślenia. Najbardziej jednak oczywistym sygnałem, że wchodzi tu w rolę religia, nie zaś tylko empiryczne obserwacje lub krytyka polityczna, jest sposób, w jaki ta ideologia skupia się na Żydach i zgłasza zapotrzebowanie na ciągłe potępienie Żydów.  


Wszystko to spowodowało, że zacząłem inaczej myśleć o moich doświadczeniach jako reportera w Izraelu dziesięć lat temu, a szczególnie o eseju, jaki napisałem w 2014 roku dla “Tablet Magazine”, co było jedną z pierwszych publikacji wychwytującej te trendy. Ten esej An Insider’s Guide to the Most Important Story on Earth” (po polsku: Były korespondent Associated Press wyjaśnia) i kolejny, który ukazał się w “The Atlantic” (po polsku: Jak i dlaczego prasa zniekształca wiadomości), opisywały zastąpienie dziennikarstwa przez aktywizm, podporządkowanie obiektywnego opisu wyższej prawdzie ideologicznej i tworzenie politycznie napędzanych moralitetów pod pozorem podawania wiadomości. Uważałem to za problem związany z Izraelem i być może ograniczony do narodu żydowskiego i Izraela.


Z perspektywy 2020 roku takie rozumienie jest zdecydowanie zbyt wąskie. Aby wyciągnąć metaforę z obecnego dziwnego momentu: myślałem wtedy, że widziałem epidemię, podczas gdy w rzeczywistości znajdowałem się na mokrym targu. Sprawa Izraela była tylko pierwszym etapem formowania się rozwoju bardziej ambitnego zestawu idei. Izrael był wczesnym celem dla wyznawców ruchu sprawiedliwości społecznej, ale nie był tylko tym. To było miejsce tworzenia mobilizującej mitologii.  


Zdobywszy wstęp do plemienia zachodnich dziennikarzy w Jerozolimie w 2006 roku odkryłem, że nie wystarczało – ani nie było niezbędne lub czasami nawet pożądane – posiadanie wiedzy o regionie i mówienie jego językami. Ważną rzeczą było przyjęcie kredo, które wówczas wydawało mi się dziwne, ale obecnie jest szeroko znane. Ten światopogląd obejmował mroczny pogląd na Amerykę; sympatię dla międzynarodowych organizacji; awersję do żarliwego chrześcijaństwa i solidny szacunek dla żarliwego islamu; taktowną i uprzejmą postawę wobec despotycznych reżimów od Chin do Iranu, które nie są "problemem"; ideę, że wyższość moralna ma coś wspólnego z kolorem skóry; przekonanie, że choć grupy takie jak Hezbollah, Hamas i Bractwo Muzułmańskie mogą czasami posuwać się zbyt daleko, mają sporo racji; oraz koncepcję, że świat byłby lepszy, gdyby żydowską suwerenność dało się w jakiś sposób ograniczyć do zera z obecnej wysokości 0,01 procenta.


Kluczowym kredo jednak było uznanie, że złożoność jest pożądana tylko wewnątrz zasad ich systemu przekonań. Poza tymi zasadami złożoność jest nie tylko niemile widziana, ale zła. To jest, można było mówić o tym, jak źli są Izraelczycy, lub Republikanie, albo “nacjonaliści” z Indii lub Francji, lub firmy naftowe, lub ktokolwiek na zatwierdzonej liście złoczyńców – ale nie wolno było sugerować, że mogą mieć rację, a ich oponenci mogą mylić się. Innymi słowy, rygory relacjonowania zostały więc porzucone dla prostej przyjemności wygłaszania kazań.  


Miałem dość szczęścia, by dorastać w tradycyjnej religii i doświadczyłem religijnego zachowania od umiarkowanego do skrajnego. Tym, co widziałem w prasie głównego nurtu, było przejście od racjonalnej obserwacji do rodzaju sądów moralnych, jakie znałem z innych części mojego życia. Wiodącą ideą nie było dłużej zrozumienie tego, co się dzieje; nie było niczego do rozumienia. Wiedzieliśmy, kto ma rację, a kto nie i pozostawało tylko obrzucanie anatemami złych facetów, wpychając ich tak głęboko w niesławę, że nawet próba zrozumienia ich byłaby rodzajem grzechu. 


Dla osiągnięcia tego efektu skonstruowano (bez większych trudności) sposób narracji wiadomości z Izraela ze sztuczkami bajania i zniekształcania: udając, że konflikt toczy się między Izraelczykami a Palestyńczykami a nie jest znacznie szerszą wojną bliskowschodnią; udając, że palestyński ruch narodowy chce jedynie państwa obok Izraela; ignorując izraelskie próby rozwiązania konfliktu na rozsądnych warunkach; wymazując działania przeciwników Izraela tak, by działania i obawy samego Izraela wydawały się irracjonalne lub obłudne; i sugerując, że żydowski instynkt samozachowawczy na Bliskim Wschodzie jest „prawicowy”, podczas gdy islamistyczna wojna przeciwko Żydom lub irańskie dążenie do hegemonii ma coś wspólnego z „prawami człowieka”. Ta ideologia nie tylko przedstawia własne wyjaśnienie spraw, ale wyklucza jakiekolwiek inne wyjaśnienie. Jeśli wskazujesz, że nic z tego nie jest prawdą, wybielasz ucisk i zostaniesz okrzyczany rasistą, jak z czasem ja zostałem, dołączając do listy, która wtedy było mniej znamienita niż jest teraz.  


Dzisiaj wszystko to wydaje się nużąco znajome z “kultury unieważniania”. Dziesięć lat temu nie było jednak szeroko znane, ponieważ pod wieloma względami Izrael był pacjentem zero. Udane stworzenie i propagowanie narracji o Izraelu zamieniło rzeczywisty kraj w coś tak niebezpiecznego i destrukcyjnego dla pożądanego porządku, że musiał zostać unieważniony – dążenie, które faktycznie stało się podstawą polityki na lewicy, a obecnie jest propagowane przez media, jak gdyby było to coś całkowicie racjonalnego. To samo myślenie leży u podstaw poglądu, że artykuł prawicowego senatora jest zbyt niebezpieczny, by go publikować w szanowanej gazecie, lub że jest koniecznością oddanie na przemiał książek, w których ludzie jednego pochodzenia etnicznego wyobrażają sobie, jak świat może wyglądać dla ludzi innego pochodzenia etnicznego. Stworzenie złowrogiego “Izraela” z wiadomości i działania, by wypchnąć cały kraj poza nawias, stworzyło wzór, który powtarza się wobec całego wachlarza celów, od niekonformistycznego biologa do autorki książek o nastoletnich czarownikach. Oczywiście, lista heretyków ciągle rośnie, jak takie listy zawsze robią.


Zachodnie ideologie powszechnie mają włączoną przypowieść o nikczemnych Żydach. Ponieważ jest to zestaw idei, które widzą siebie jako polityczną krytykę, przypowieści nie pochodzą, jak w dawniejszych wersjach, z Pisma Świętego (w wypadku chrześcijaństwa), ani z teorii ekonomicznej (jak w przypadku marksizmu), ani z pseudonaukowych doktryn rasistowskich (narodowy socjalizm). Pochodzą z wiadomości – konkretnie zaś, z mitologii, którą widziałem podczas jej narodzin, kiedy byłem reporterem dziesięć lat temu. Dziwny antagonizm wobec czegoś zwanego “Izrael” pojawia się, kiedy idziesz na Marsz Kobiet przeciwko Donaldowi Trumpowi w Nowym Jorku lub podczas protestów przeciwko przemocy wobec czarnych Amerykanów w Ferguson, Missouri, lub kiedy przyłączasz się do Dyke March w Chicago, albo słuchasz prezentacji akademickiej pracy w American Studies Association. Pojawia się na platformie Black Lives Matter z 2016 roku, w polityce lewicy Wielkiej Brytanii i Francji i na wykładach gender studies na kalifornijskich uniwersytetach,


Ta szeroka gama zastosowań jest wyjątkowa, choć nie całkiem bezprecedensowa dla relacjonowania rozmaitych wydarzeń. Ma jednak sens, jeśli rozumiemy opowieść o Izraelu jako rodzaj świętego szablonu, którego można użyć do wyjaśnienia wielu różnych sytuacji. Dobry przykład pojawił się wiosną tego roku w następstwie protestów po zabiciu George’a Floyda przez policję w Minneapolis: mit, że Izrael szkoli amerykańskich policjantów w takich samych brutalnych metodach, jakie zabiły Floyda i że ogólnie są stosowane przeciwko kolorowym ludziom. Tę teorię spiskową propagowali jako fakt (między wieloma innymi) znani dziennikarze, członkowie brytyjskiej Labour Party i na początku czerwca największy luterański Kościół w Ameryce.


To ostatnie popiera tezę, że nowe religie nigdy nie są tak całkiem oderwane od starych. Istotnie, unikatową mocą narracji o Izraelu jest sposób, w jaki zajmuje centralne miejsce w nowym systemie myślowym – nierówności białej zachodniej siły versus niewinność Trzeciego Świata – rzutuje to na scenerię już naszpikowaną religijnym podkładem. Jeśli szukasz przypowieści o nierówności ludzi, miejsca takie jak Jerozolima lub Betlejem mają potencjał, z którym nie może konkurować Xinjiang, Laayoune lub Minneapolis.


Dobra ilustracja tego zlania się pochodzi z pogadanki wygłoszonej na zjeździe kościoła episkopalnego w 2018 roku przez biskupkę z Massachusetts, która opisała potworności, jakie, jak twierdziła, osobiście widziała w Izraelu. Opisała zamordowanie niewinnego, 15-letniego palestyńskiego  chłopca przez żydowskich żołnierzy – “strzelili mu w plecy cztery razy, upadł na ziemię i strzelili do niego jeszcze sześć razy” – oraz brutalnego zakucia w kajdany 3-letniego palestyńskiego chłopca, którego piłka potoczyła się po Wzgórzu Świątynnym.  


Później okazało się, że biskupka niczego takiego nie widziała i z całego serca przepraszała. Dla religijnej mentalności pytaniem nie jest jednak, czy coś się naprawdę zdarzyło. Pytaniem jest, czy opowieść może zmobilizować wiernych do osiągnięcia dobra. Jeśli odpowiedź brzmi tak, to opowieść jest “prawdą”.


Ten rodzaj myślenia przeciekł teraz do redakcji informacyjnych i na wydziały uniwersyteckie, do tych właśnie instytucji, które mają zajmować się obserwacją i racjonalną debatą. Jeśli ważne części prasy i uczelni zaczynają brzmieć jak kapłani, to dzieje się to w czasach, kiedy religia i  quasi-religia rośnie wszędzie – nie tylko na postępowej lewicy, ale także na prawicy, i nie tylko na Zachodzie. Niektóre z tych trendów widać także w Izraelu. Kiedy o tym rozmawiamy, jak gdyby dla symbolizowania tego momentu, Hagia Sophia zostaje zamieniona z publicznego muzeum w meczet – chociaż w przynajmniej Stambule tę przemianę dokonuje się jawnie.


Israel Was Ground Zero for the New Woke Religion

 This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission. 

Tablet Magazin, 27 lipca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matti Friedman