Religia, kultura, mentalność i wartości


Andrzej Koraszewski 2018-01-13

Apartheid po żydowsku. Lina Machul, wybrana głosami widzów arabska wokalistka w izraelskim programie telewizyjnym Voice.   

Apartheid po żydowsku. Lina Machul, wybrana głosami widzów arabska wokalistka w izraelskim programie telewizyjnym Voice.   



Setki badań i książek opublikowano na temat związków między religią a gospodarką od czasu publikacji Maxa Webera o protestantyzmie jako etyce kapitalizmu. Moda na te badania zaczęła się kończyć w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, czy to w związku z procesami laicyzacji, czy z powodu plam na słońcu. Ostatnią ważną pozycją poświęconą tej problematyce była wydana w roku 2000 książka Culture Matters, How Values Shape Human Progress, zbiór esejów takich autorów jak David Landes, Jeffrey Sachs, Francis Fukuyama , Seymur Martin Lipset i kilkunastu innych pod redakcją Lawrence E. Harrisona i Samuela P. Huntingtona.

Ben-Dror Yemini, w książce Industry of Lies, o której już dwukrotnie pisałem (tu i tu) poświęca jeden z rozdziałów sytuacji izraelskich Arabów, pokazując tę sytuację na tle zjawisk, którym pół wieku temu socjolodzy poświęcali szczególnie dużo uwagi, czyli jak religia i narodowa kultura wpływa na akceptację wartości demokratycznego społeczeństwa i na umiejętność odnalezienia się w gospodarce rynkowej.

„Sześćdziesiąt osiem procent pakistańskich i bengalskich gospodarstw rodzinnych w Wielkiej Brytanii – pisze Yemini – (dwóch grup stanowiących większość wśród muzułmanów w tym kraju), żyje poniżej granicy biedy, w całej populacji poniżej tej granicy znajduje się 23 procent. W Izraelu, według raportu Association for the Advancement of Civic Society, 49,5  procent arabskich rodzin żyje poniżej granicy biedy, zaś w całej populacji poniżej tej granicy jest 14,7 procent.”

Problem jest poważny, istotne są działania zmierzające do zmniejszenia tej przepaści i trendy pokazujące na ile te działania są skuteczne, czy też wręcz odwrotnie.


Problem integracji muzułmanów w Europie i Ameryce prezentowany był wielokrotnie w różnych miejscach. Yemini koncentruje się na kwestiach ekonomicznych i na oświacie.


Dane na temat poziomu zarobków pokazują, że w Wielkiej Brytanii mężczyźni z Bangladeszu i Pakistanu zarabiają średnio 182 funty tygodniowo, czarni (tak z Afryki, jak i z Karaibów średnio 235 funtów, średnia dla mężczyzn w całej populacji wynosi 327 funtów, natomiast Hindusi osiągają 332 funty tygodniowo. (Podobnie w Niemczech, gdzie imigranci z Chin osiągają znacznie wyższe zarobki niż imigranci z Turcji.) Równocześnie połowa muzułmańskich mężczyzn i trzy czwarte muzułmańskich kobiet jest poza rynkiem pracy.


W raporcie na temat oświaty z unijnych badań przeprowadzonych we Francji, Belgii, Holandii, Szwecji, w Niemczech, Austrii i Danii w 2006 roku czytamy, że 40 procent imigrantów pierwszej generacji nie jest w stanie przejść podstawowych testów PISA (praktycznie wszyscy dorośli rodowici mieszkańcy dają sobie z tym radę). Według danych brytyjskiego urzędu statystycznego 31 procent muzułmanów nie ma żadnego przygotowania zawodowego (w całej populacji nie ma takiego przygotowania 15 procent).


Jak wygląda na tym tle sytuacja Arabów izraelskich? W 2003 roku przeciętny dochód rodziny żydowskiej w Izraelu wynosił 11 548 szekli miesięcznie zaś arabskiej 7 158 szekli, różnica w dochodach jest poważna, ale mniejsza niż różnice między dochodami muzułmańskich imigrantów i ludności lokalnej  w Europie.


Yemini zwraca tu uwagę na dwa istotne czynniki, kobiety w rodzinach arabskich zostają w domach, średnia wieku pracujących mężczyzn muzułmańskich jest niższa, a młodzi ludzie mają zazwyczaj niższe wynagrodzenie. Muzułmańska mniejszość jest narażona na dyskryminację, tak w Europie, jak i w Izraelu - pisze Yemini. Obserwuje się zarówno formalną, jak i nieformalną dyskryminację. Gdzie jednak kryją się główne przyczyny różnic społecznoekonomicznych? Ultraortodoksyjni Żydzi (haredi) są w grupie o najniższych dochodach, to nie imigranckość różnicuje w Europie i nie arabskość jest głównym problemem w Izraelu. (W Wielkiej Brytanii jeden na 20 Hindusów ma doktorat, natomiast ma go tylko jeden na 200 rodowitych Brytyjczyków.) Podobne zróżnicowanie obserwujemy w Stanach Zjednoczonych, gdzie średnia dochodów w gospodarstwach domowych  dla wszystkich grup wynosiła w 2013 roku 51 939 dolarów, w rodzinach Afro-Amerykanów 34 598, Latynosów 40 963,  białych Amerykanów 58 270, ale Azjatów 67 065. Tak więc, to nie dyskryminacja etniczna i kolor skóry jest najbardziej odpowiedzialna za ekonomiczne zróżnicowanie, ale kultura religijna i narodowa.


To samo widać w społeczeństwie izraelskim, gdzie ortodoksyjni Żydzi i Arabowie muzułmanie mają niższe dochody niż chrześcijanie (głównie Arabowie), mniej pobożni Żydzi i niewierzący.


Dyskryminacja zaczyna się w rodzinie – pisze Ben-Dror Yemini. Izraelscy Arabowie, którzy są chrześcijanami mają znacznie wyższe dochody niż część społeczeństwa żydowskiego. W społeczności haredi kobiety z założenia mają pozostawać w domu i zajmować się dziećmi, a mężczyźni mają tylko studiować Torę. (Sytuacja w ostatnich latach poprawiła się znacznie i 50 procent mężczyzn haredi w wieku produkcyjnym jest na rynku pracy.)


Jednym z głównych czynników powodujących zróżnicowanie ekonomiczne jest status kobiety. W Izraelu 53,5 procent kobiet z rodzin żydowskich jest aktywnych na rynku pracy, 42 procent kobiet z rodzin chrześcijańskich i tylko 13,3 z rodzin muzułmańskich. W Wielkiej Brytanii 70 procent kobiet z rodzin muzułmańskich nie pracuje i nie stara się o pracę. (Tylko 23 procent kobiet w białej populacji i 30 procent Hindusek pozostaje w domach). Ten obraz jest bardzo  podobny w innych krajach europejskich.


W krajach muzułmańskich z reguły mniej niż jedna czwarta kobiet w wieku produkcyjnym znajduje się na rynku pracy.

„Powiedzmy to otwarcie, społeczeństwa, które utrwalają dyskryminację kobiet w rodzinie, mają gorsze osiągnięcia. Jest to prawdą niezależnie, czy takie grupy stanowią większość w społeczeństwie, czy są mniejszością w jakimkolwiek kraju. Nawet gigantyczne zasoby ropy i gazu nie mogą ukryć ogromnych szkód spowodowanych dyskryminacją kobiet przez rezygnację z ich intelektualnego potencjału.”

Można twierdzić, że nie da się porównywać sytuacji izraelskich Arabów z sytuacją muzułmańskich imigrantów w Europie. Yemini przechodzi zatem do porównania tej sytuacji arabskiej ludności w Izraelu i w sąsiednich krajach arabskich. Długość życia wynosiła w Izraelu w 2014 roku w całej populacji 79,7 lat, w populacji arabskiej 76 lat. W sąsiedniej Syrii 73 lata, w Jordanii 71, w Libanie i Egipcie poniżej 70.


Edukacja. W Jordanii 10,1 procent dorosłych jest analfabetami, w Libanie 13,5,  w Egipcie 28 procent. W Izraelu procent analfabetów wynosi 2,9 w całej populacji, 6 procent wśród izraelskich Arabów (głównie beduińskich kobiet). W 2010 roku średnia nauki szkolnej w Izraelu wynosiła 12 lat, w pozostałych krajach Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki 5,4 lata. Innymi słowy – pisze Yemini – izraelscy Arabowie korzystają z nauki szkolnej o ponad sześć lat dłużej niż ich bracia w arabskich krajach.


Problem redukowania różnic społecznych i ekonomicznych pozostaje i jest to przede wszystkim kwestia zmiany mentalności, dążenia do zwiększenia praw kobiet w społeczności muzułmańskiej, do większego otwarcia na edukację i (co wydaje się najtrudniejsze), do ograniczenia znaczenia religii w życiu codziennym. 


Zarówno w Europie, w Ameryce jak i w Izraelu widzimy do jakiego stopnia kultura religijna utrudnia uczestnictwo w nowoczesnym społeczeństwie i w gospodarce rynkowej.


Rozpoczynając ten rozdział Ben-Dror Yemini pisze, że trudno o wątpliwości, że Arabowie w Izraelu spotykają się z dyskryminacją, jest to paskudna cecha obecna we wszystkich nacjach. Jak silna jest w Izraelu? Izraelski Arab przewodniczył w sądzie, który skazał byłego izraelskiego prezydenta na długoletnią karę więzienia za gwałt. Setki tysięcy Izraelczyków głosowało na arabską wokalistkę w telewizyjnym konkursie, obserwujemy stałą tendencję zmniejszania się różnic w poziomie wykształcenia, rzekomy apartheid Arabów w Izraelu pozwala na to, aby Arab był naczelnym lekarzem szpitala w Hajfie, żeby arabski lekarz kierował oddziałem zapłodnienia in vitro w Tel Awiwie, żeby arabski uczony był dziekanem wydziału chemii w Technionie, żeby w Izraelu było więcej arabskich start-upów niż w jakimkolwiek arabskim kraju.


Oskarżenia o apartheid są nie tylko absurdalne, są dowodem, że szermujący nimi ludzie nie tylko nie chcą zapoznać się z faktami, ale nie rozumieją rzeczywistych przyczyn leżących u źródła zróżnicowania ekonomicznego i społecznego, tak we własnych krajach, jak i tym kraju, który służy  im jako chłopiec do bicia.                   


Post scriptum

Amerykańsko-egipski socjolog i obrońca praw człowieka, Saad Eddin Ibrahim, wygłosił wykład na izraelskim uniwersytecie w Tel Awiwie. Został zakrzyczany i nazwany zdrajcą przez arabskich studentów tego uniwersytetu. Odpowiedział na to egipski naukowiec Rami Aziz, zwracając się do nich na specjalnie nagranym wideo.