Ci, którzy oddali życie za przekonania


Andrzej Koraszewski 2017-12-09


Na tej wystawie zabrakło portretu Herostratesa, szewca z Aleksandrii, który oddał życie za wieczną niesławę, a który poprawnie ocenił, że miejsce w historii może mu zapewnić tylko wielka zbrodnia. O czym mowa? W Berlinie pokazano „dzieło” grupy artystów, którzy postanowili pokazać twarze tych, którzy oddali życie za swoje przekonania. Można tam zobaczyć obok siebie morderców, świętych i obrońców praw człowieka. Zamierzona prowokacja mająca na celu zmuszenie do refleksji, czy pogoń za sławą?

Duńska grupa „Drugie oko tygrysa” prezentowała już ten artystyczny projekt w Kopenhadze, teraz jednak wzbudził większe zainteresowanie. Ambasada francuska oprotestowała pokazanie wśród tych bohaterów francuskiego terrorysty, Ismaela Omara Mostefaia, jednego z trzech bandytów, którzy zamordowali 90 osób w sali koncertowej Bataclan w Paryżu w 2015 roku.


Duńscy artyści poprawnie uznali, że ten morderca oddał życie za swoje głębokie przekonania i w imię tych przekonań mordował. Jeśli artyści chcieli powiedzieć,  że fanatyzm (religijny czy ideologiczny) może prowadzić do rzeczy strasznych, to istotnie trudno temu zaprzeczyć. Jak twierdzi autor wideo o tej wystawie, oni sami zamierzali przedstawić złożony obraz świata „męczenników”, uważając, że każdy [z nich] ma własną perspektywę.   



Być może artyści nie chcieli stawiać kropek nad i, licząc na gniewne reakcje i skandal, a może było zupełnie inaczej, kto może wiedzieć jak działa umysł artysty. Sama wystawa jest jednak dobrym punktem wyjścia do refleksji nad powodami, dla których ludzie nie tylko gotowi są ryzykować swoje życie dla swoich przekonań, ale czasem aktywnie dążą do tego, by zostać męczennikami. 


Być może samo słowo męczennik jest tu kluczowe. Mam wrażenie, że człowiek, który skacze do rzeki, żeby uratować dziecko i sam tonie, ani nie szukał męczeństwa, ani nikt nie nazywa go męczennikiem. Czy był męczennikiem Sokrates lub Martin Luther King? Cóż, słownikowo męczennik to ktoś, kto zginął lub cierpiał za swoją wiarę. Współcześnie spotykamy to pojęcie najczęściej w wystąpieniach islamskich duchownych i islamskich polityków, do męczeństwa wzywają szkolne podręczniki w Autonomii Palestyńskiej, ale również w wielu krajach, w których szkolnictwo jest opanowane przez islamskie instytucje religijne. Islamscy terroryści samobójcy są nazywani męczennikami, ale nikomu nie przychodziło do głowy nazywanie męczennikami japońskich kamikaze. Również w książkach historycznych o II wojnie światowej w Polsce, żołnierzy ruchu oporu, którzy szli na akcje bez szans powrotu nazywano bohaterami, a nie męczennikami.


Czy duńscy artyści świadomie i prowokacyjnie pomieszali pojęcia, czy, co wydaje się bardziej prawdopodobne, ich świadomość nie brała w tym udziału?          


W liście protestacyjnym ambasady francuskiej czytamy:

„Pamiętając o naszym oddaniu wolności artystycznej ekspresji, stanowczo potępiamy pomieszanie męczeństwa i terroryzmu.”

Interesujące, zapewne francuscy dyplomaci nie mieli czasu na czytanie niezliczonych „testamentów” islamskich terrorystów, którzy poświęcili swoje (i innych) życie, aby zostać męczennikami i zgodnie z koraniczną obietnicą wejść do raju. Chyba jednak sami nie wierzą w to co mówią, odmawiając uznania, że religijny samobójca-terrorysta jest nieodmiennie głęboko, wręcz fanatycznie, religijny. (Można wreszcie założyć, że francuscy dyplomaci są fanatycznie przekonani, że religijny fanatyzm nie ma nic wspólnego z religią.)


Jeśli praktycznie rzecz biorąc wszyscy zabici islamscy terroryści, o których  mamy jakąkolwiek wiedzę, zostali zradykalizowani w meczetach, bądź przez internetowy kontakt z nauczaniem imamów, to być może „zginęli” za swoje przekonania religijne. Turecka publicystka, Uzay Bulut w artykule opisującym, czego uczą dzieci w tureckich szkołach, podkreśla, że droga do „męczeństwa” zaczyna się zazwyczaj w dzieciństwie, właśnie w szkole. Bulut przywołuje opinię wykładowcy z wydziału pedagogiki, profesora Adnana Gümüşa, który twierdzi, że w tureckich szkołach wmawia się dzieciom, że nie mają jako jednostki żadnego znaczenia, że mają być bezwzględnie posłuszne autorytetom, co może doprowadzić do ryzykowania śmiercią.

„To [ten rodzaj edukacji] dewaluuje dzieci. Dewaluuje umysły dzieci, jak również ich umiejętności, przeraża i uciska je. Wszystko, czego nie powinno się robić, robi się na tych lekcjach. Chcą stworzyć tchórzliwe, unikające, posłuszne i bojaźliwe dzieci. A to później zamienia się w przemoc taką jak terroryzm ISIS. Wynikiem nie jest zabijanie siebie, ale coś łatwiejszego, czyli zabijanie innych. A więc jutro prowadzi je to do zabijania tych, którzy nie są tacy jak oni.


I wyobraźcie sobie rozpacz rodziców w obliczu takiej narracji [uczonej w szkołach]. To są rodzice kontra religia.”

 

Autorzy wystawy pokazującej męczenników, którzy oddali życie za swoje przekonania, zapewniają, że są przeciwnikami wszelkiej przemocy, zaś wszystkie przedstawione na tej wystawie postaci były wcześniej nazwane przez  jakieś instytucje państwowe, religijne lub organizacje społeczne męczennikami. Nie czytałem tekstów określających Sokratesa jako męczennika, ale oczywiście nie mogę wykluczyć, że takie teksty są. Ważniejsze jest pytanie, czy wystawa wywołała tylko oburzenie, czy faktycznie sprowokowała dyskusję o męczeństwie, które dla wielu ludzi wierzących ma pozytywną konotację, a w rzeczywistości jest aż nazbyt często związane ze zbrodnią motywowaną bezmyślną, fanatyczną wiarą.


A czy można umrzeć za przekonania, które nie są związane z religijnym, czy ideologicznym fanatyzmem?  Możemy to pytanie postawić inaczej, czy Janusz Korczak zginął za swoje przekonania, czy tylko dlatego, że chciał do końca być z dziećmi ze swojego sierocińca? Z pewnością mógłby być częścią tej osobliwej wystawy. Byłby to bardzo dobry przykład człowieka, który nie szukał żadnego męczeństwa.


Autorzy wystawy zestawili z Sokratesem szczególnie skutecznych zbrodniarzy, którzy zdołali przed swoją śmiercią zamordować dziesiątki, setki, a nawet tysiące ludzi. Gloryfikacja męczeństwa skłoniła kilkuset młodych Palestyńczyków do zabrania z domu kuchennego noża i podjęcia próby zabicia pierwszego lepszego Żyda spotkanego na ulicy. Wielu z nich zginęło podczas tych zamachów, inni trafili do więzienia i mogli opowiedzieć o swojej drodze do próby zostania męczennikami. W tych opowieściach wskazywali na edukację w domu, w szkole i meczecie, na to nakładały się drobne konflikty w rodzinie, chęć ucieczki od problemów, ale również nagroda w postaci choćby krótkiej sławy w Internecie, podziwu ze strony kolegów, a wreszcie obietnica finansowych nagród, gdyż Autonomia Palestyńska płaci duże pieniądze rodzinom zabitych „męczenników”. (Nawiasem mówiąc są to pieniądze pochodzące głównie od Europejczyków i Amerykanów doskonale wiedzących, na co je dają. Tak więc ci palestyńscy „męczennicy” są również wynajętymi przez nas mordercami.)


Tak, jestem przekonany, że ta wystawa powinna być przedmiotem wielu dyskusji, tak w Niemczech, jak i w innych krajach europejskich. Jest o czym dyskutować, bowiem znów żyjemy w czasach, w których męczeństwo stało się towarem.