Gdzie się podziali antyfaszyści?


Andrzej Koraszewski 2017-05-13

Berlin 1933 – palenie książek.
Berlin 1933 – palenie książek.

Minęła kolejna rocznica zakończenia drugiej wojny światowej, siedemdziesiąta druga, gdyby ktoś pytał, mało kto pytał, odnotowano, że w Moskwie była kiepska pogoda i defilada nie ściągnęła normalnych przy takiej atrakcji tłumów. Powoli przestajemy świętować tamto zwycięstwo i chyba słusznie, bo jak długo można. Tu i ówdzie pojawia się niepokój, że powraca niechęć do demokracji i fascynacja ideą władzy silnych ludzi. Na ulicach miast maszerują oddziały z hasłami „Śmierć wrogom ojczyzny” w strojach dziwnie przypominających tych, którzy przyszli w 1939.

Wśród artykułów poświęconych rocznicy zwycięstwa nad nazizmem zatrzymał mnie właściwie tylko jeden, kanadyjskiego pisarza pochodzącego z Pakistanu, muzułmanina, organizatora i przywódcy liberalnego odłamu muzułmanów w Kanadzie, Tareka Fataha.


Tarek Fatah prezentuje inną perspektywę historyczną. Zwraca uwagę na fakt, że w tym samym dniu, w którym Armia Czerwona ostatecznie zdobyła Berlin, Winston Churchill nakazał przygotowanie długoterminowej strategii zabezpieczenia interesów brytyjskiego imperium w Indiach i na Oceanie Indyjskim.            


W dwa tygodnie później otrzymał ściśle tajny dokument, w którym, obok innych zaleceń, wskazywano na konieczność brytyjskiej obecności w północno-zachodnich Indiach (czyli dzisiejszym Pakistanie), skąd brytyjskie lotnictwo mogłoby kontrolować radzieckie instalacje wojskowe.     


Raport wyciekł i wywołał niepokój wśród działaczy niepodległościowych w Indiach, którzy ogłosili publicznie, że po zdobyciu niepodległości nie zezwolą na obecność żadnych wojsk brytyjskich. Rzecz interesująca, bo przywódca Ligi Muzułmańskiej i późniejszy pierwszy prezydent Pakistanu, M. A. Jinnah, miał w tej kwestii odmienne zdanie, zasadnie licząc na to, że udział w zachodniej antyradzieckiej koalicji może się okazać najlepszą drogą do stworzenia siły militarnej nowego państwa.         


Tarek Fatah wyraża obawy, że dziś faszyzm odradza się w nowej formie i że przywódcy tego ruchu mają nadzieję na podbicie planety i panowanie, nie przez tysiąc lat, a po wsze czasy.  


Na początku lat 30. ubiegłego wieku Zachód nie był specjalnie przejęty pojawieniem się nowego antydemokratycznego ruchu. Wojna domowa w Hiszpanii nie frapowała zachodnich rządów i w efekcie okazała się pierwszym starciem między faszyzmem i komunizmem.     

“Dzisiejszy faszyzm – pisze dalej Tarek Fatah – ma przewagę nad tym, który narodził się w Hiszpanii, we Włoszech i w Niemczech. To jest islamofaszyzm, który dąży nie tylko do supremacji władzy autorytarnej, ale wspiera się na religijnej doktrynie uzasadniającej zniszczenie demokracji, wolności, swobody wypowiedzi oraz równości między mężczyznami i kobietami.


Nie mam tu na myśli ISIS, czyli Państwa Islamskiego Iraku i Syrii, Talibanu, w Afganistanie, al-Szababu w Somalii czy Boko Haram w Nigerii. To są marginesy islamofaszyzmu.     


Dwóch głównych graczy to Pakistan stworzony przez Brytyjczyków i uzbrojony przez Amerykanów oraz autorytarna dyktatura w Turcji, która nadal jest podtrzymywana przez NATO.”   

W odróżnieniu od lat poprzedzających drugą wojnę światową, kiedy Zachód pozostawał tylko neutralny, dziś wydaje się być obłąkanym sojusznikiem islamistów.


Ta teza kanadyjskiego pisarza i publicysty znajduje liczne potwierdzenia. Zacznijmy jednak od pytania, czy zasadne jest używanie określenia „islamofaszyzm” w odniesieniu do politycznego islamu aspirującego do panowania nad światem? W wypowiedziach zrozpaczonych muzułmańskich liberałów ten termin pojawia się coraz częściej.           


Urodzony w Algierii brytyjski muzułmanin, Zakaria Fellah, przedstawił to bodaj w najbardziej dramatyczny sposób:

„Nowe ruchy, nowe organizacje, milicje, sieci. Nowe potwory. Te same metody: terror i brutalna przemoc przeciw każdemu, kto jest w  najmniejszym stopniu inny – muzułmanie i nie-muzułmanie są łatwym celem dla fanatyków, którzy bezczelnie twierdzą, że popełniają swoje zbrodnie w moim imieniu!


Islamscy Übermenschen, islamofaszyści, oto czym oni są. Nowi barbarzyńcy w marszu przeciwko ludzkiej cywilizacji i postępowi w imieniu dżihadu, który podjęli... nie pytając mnie o zdanie.


Nowa forma totalitaryzmu czerpiącego swoje upoważnienie z początków nowej religii, „ostatecznego objawienia”.


Mają jeden cel, mrożący krew w żyłach – planeta ma się poddać, bo jeśli nie... Ostatecznie samo słowo islam jest synonimem poddania się. Śmierć różnorodności, śmierć nauce i technologii, śmierć prawom człowieka, śmierć prawom kobiet, prawom psów. Precz ze sztuką! Precz z muzyką. Nie, dla seksu! Nie, dla piękna! Nie, dla przyjemności!... Haram, haram, haram... Śmierć każdemu, kto nie jest z nami!”

Jak bardzo ten islamofaszyzm jest nowy? W rzeczywistości rodził się w tym samym czasie co faszyzm europejski. Bractwo Muzułmańskie powstaje w roku 1928. Zaczyna od zamachów bombowych i skrytobójczych mordów. Założycielskie motto obowiązuje do dziś: “Islam jest rozwiązaniem, Allah jest naszym celem, Koran jest konstytucją, Prorok naszym przywódcą, dżihad jest naszą drogą, śmierć dla Allaha jest naszym marzeniem.”    


Islamski sen o potędze wspiera się na tej samej paranoi, która opętała nazistów. Główny ideolog Bractwa, Sajjid Kutb, napisał swój odpowiednik manifestu Adolfa Hitlera – „Nasza walka z Żydami”. Żywe kontakty z Berlinem istnieją od samego początku, fascynacja „Mein Kampf” również. W Niemczech patrzą na to z zainteresowaniem, Berlin uprzejme wyjaśnienia, że antysemityzm dotyczy wyłącznie Żydów.


Podczas wojny związany z Bractwem mufti Jerozolimy przebywa w Berlinie, prowadzi radiostację nadającą na kraje arabskie, organizuje muzułmańskie oddziały SS. Po zwycięstwie nad nazizmem wielu nazistowskich zbrodniarzy wojennych ucieka do Ameryki Południowej. Na ten temat mamy jeśli nie pełną, to dość solidną dokumentację. Innym kierunkiem ucieczki nazistów z Europy jest Egipt, Syria i kilka innych krajów arabskich. Tam są znacznie bezpieczniejsi niż w Ameryce Południowej, masowo przechodzą na islam i odgrywają znaczącą rolę w rozwoju ruchów islamistycznych.


Bractwo Muzułmańskie ma coraz większe wpływy we wszystkich krajach arabskich, ale jest intensywnie zwalczane przez arabskie rządy. Jakościowa zmiana następuje dopiero w latach siedemdziesiątych i związana jest z upadkiem szacha i rewolucją islamską w Iranie, z wzrastającą potęgą finansową Arabii Saudyjskiej oraz z wojną z Armią Czerwoną w Afganistanie.


W roku 1973 decyzja OPEC o radykalnym ograniczeniu wydobycia ropy naftowej wywołała światowy kryzys gospodarczy i radykalnie zmieniła sytuację producentów, wśród których, jak się wydaje, największymi wygranymi była Arabia Saudyjska i Iran. Nie byliśmy tego świadomi, ale od tego momentu każde nasze tankowanie wzmacniało islamski fundamentalizm. Początkowo głównym graczem była tu Arabia Saudyjska, której błyskawicznie rosnące zasoby petrodolarów w znacznym stopniu inwestowane były w nawracanie muzułmanów na wahabizm, czyli na agresywny i prymitywny muzułmański fundamentalizm (na którym już wcześniej bazowało Bractwo Muzułmańskie). Saudowie robili to już wcześniej, ale teraz setki tysięcy dolarów zmieniły się w miliony, a następnie w miliardy.


Próby modernizacji Iranu wywoływały radykalny opór instytucji religijnych, a główny przywódca islamskiej reakcji na westernizację, ajatollah Chomejni, znalazł się na emigracji i stał się bożyszczem osieroconej po śmierci Mao zachodniej lewicy. Nadzwyczaj pobożny demokratyczny prezydent Stanów Zjednoczonych zrobił wszystko co było w jego mocy, aby swojego równie pobożnego kolegę doprowadzić do władzy. Udało się i powstała pierwsza pełnokrwista teokracja XX wieku. Niebawem Związek Radziecki zdecydował się na wejście do Afganistanu, co administracja prezydenta Cartera uznała za okazję do wciągnięcia Sowietów w takie samo bagno, jakim dla Ameryki była wojna w Wietnamie. Wymagało to tylko intensywnego zbrojenia afgańskich talibów i dalszego zacieśnienia militarnego sojuszu z coraz bardziej islamistycznym Pakistanem (gdzie Saudyjczycy płacili za islamską oświatę, a Amerykanie donowocześniali armię).


Zwycięstwo pobożnych talibów nad Armią Czerwoną Zbigniew Brzeziński do dnia dzisiejszego przypisuje wyłącznie sobie, a talibowie wyłącznie Allahowi. Psychologiczny efekt tego zwycięstwa odcisnął piętno na całym świecie muzułmańskim, przekonując wielu, że nadeszła nowa era podboju świata przez islam, który będzie skuteczny pod warunkiem wierności właściwej wersji islamu, co było nieco odmiennie interpretowane w świecie szyickim i w świecie sunnickim, w obydwu jednak zgadzano się, że ostateczne zwycięstwo przypadnie najbardziej pobożnym.


Na ile rację ma Tarek Fatah twierdząc, że głównymi graczami islamofaszyzmu jest Pakistan i Turcja? Z pewnością pominięcie Iranu nie tylko dziwi, ale wydaje się nieporozumieniem. Irański fanatyzm religijny jest w konflikcie z saudyjskim, tureckim i pakistańskim fanatyzmem religijnym. Jest to jednak wewnętrzna konkurencja o to, kto ma walce o islamski podbój świata przewodzić.


Zadając pytanie, gdzie się podziali antyfaszyści, Tarek Fatah zastanawia się, dlaczego zachodnia prasa, lewica i prawica pozostają ślepi i głusi zarówno na zwycięski marsz islamofaszyzmu w świecie islamu, jak i na jego coraz silniejszą obecność w społeczeństwach zachodnich. Jest gorzej, nie jest to tylko spowodowana ignorancją neutralność. Przeciwnie obserwujemy z jednej strony rosnącą sympatię do islamskich antydemokratycznych krajów, a z drugiej, tam, gdzie to zagrożenie jest dostrzegane, nadzieje plasowane są w rodzimym, chrześcijańskim faszyzmie.


Wielu obserwatorów muzułmańskiego świata próbuje nam uświadomić jak bardzo na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zmienił się obraz i mentalność muzułmańskiego świata. Podczas gdy organizacje terrorystyczne stanowią stosunkowo niewielki procent liczącej półtora miliarda społeczności muzułmanów, poparcie dla idei światowego kalifatu, dla prawa szariatu, dla państwa teokratycznego jest wielokrotnie większe. Czy prawdziwie demokratyczne wybory przyniosłyby zwycięstwo demokracji w Turcji, Pakistanie, Iranie, Arabii Saudyjskiej lub w Egipcie? Bardzo wątpliwe. Najnowsze referendum w Turcji nie było wolne od nacisków, manipulacji i elementów terroru, ale nie można wykluczyć, że i bez tego przyniosłoby zwycięstwo Erdoganowi.


Partie powiązane z Bractwem Muzułmańskim wygrywały wcześniej w kilku krajach arabskich, a w Egipcie Bractwo zostało odsunięte od władzy przez armię. Generał Sisi wielokrotnie wzywał do zmiany dyskursu religijnego, jednak główne instytucje religijne, a przede wszystkim Al-Azhar, będący wyrocznią sunnickiego islamu, odmówił współdziałania na rzecz radykalnej zmiany nauczania islamu.


Znamiennym incydentem było wystąpienie egipskiego posła Abu Al-Ma'ati Mustafy, który w egipskim parlamencie w listopadzie ubiegłego roku wygłosił tyradę, że największy pisarz współczesnego Egiptu, laureat nagrody Nobla, Naguiba Mahfouza, obrażał uczucia publiczne i zasługiwał na karę, że jego działa powinny być zakazane. Odpowiadając na ten atak na wolność słowa egipski publicysta Muhammad 'Ali Ibrahim pisał:

„Niestety, kraj zaczął skłaniać się ku wahabizmowi – aparaty bezpieczeństwa działają z hipokryzją wobec salafitów i nie rozwiązują problemów wrogości sekciarskiej i podżegania przeciwko Koptom, jakie wypływa z meczetów. Podwójne standardy państwa są dziwaczne. Mówi, że walczy z terroryzmem, a równocześnie nie zważa na całą terrorystyczną ideologię salaficką i przemoc salaficką, która przenika instytucje konstytucyjne i prawne.


Co powstrzymuje ignorantów przez spaleniem biblioteki zawierającej dzieła Mahfousa, bo obrażają uczucia publiczne? Dlaczego jakiś szaleniec nie miałby próbować zabić Islama Behery’ego, Fatimę Naoot lub Ahmeda Nadżiego, bo obrazili uczucia publiczne lub religię? A czy zapomnieliście o zamordowaniu Faraga Fody i wygnaniu Nasrs Hamid Abu Zajda?


Niektórzy ludzie są gotowi zabijać apostatów-wrogów państwa, by pójść do raju. To nie tylko ich szejkowie skłaniają ich do wiary w to; państwo również to robi, ponieważ wyroki jakie wydaje na intelektualistów i liberałów tworzą atmosferę, która wznieca ekstremizm. Czym różni się parlament obecny od powszechnego zgromadzenia BM?


Zabijamy naszą kulturę i nasze symbole nie zdając sobie sprawy z tego, że importujemy kulturę z jałowej pustyni, która specjalizuje się w zakazach, oskarżeniach i fatwach, oskarżających innych o apostazję. Nie wiem, jak staliśmy się takim głupim społeczeństwem. Jak przekonasz ludzi, że walczysz z ekstremizmem i wzywasz do odnowienia dyskursu religijnego, skoro bombardujesz ich i masakrujesz od rana do nocy?! Zamknęliśmy okno oświecenia i otworzyliśmy bramy piekła… Boję się o Egipt, kolebkę cywilizacji…


Mahfouz nie jest jedyną ofiarą tego zacofanego myślenia. Niektórzy posłowie, ministrowie i gubernatorzy sprzeciwiają się wolności i kreatywności, i nie respektują konstytucji, którą przysięgli przestrzegać. Nie rozumiem, dlaczego parlament zawsze jest źródłem ataków na twórczość.


Niestety, parlament stał się zwierciadlanym odbiciem policji religijnej Arabii Saudyjskiej, a egipska opinia publiczna ma wrażenie, że BM nadal jest przy władzy – ponieważ poza trzema posłami wszyscy członkowie komisji legislacyjnej poparli uwięzienie za sprawy związane z obrazą uczuć publicznych. Egipt stał się latarnia morską zacofania, reakcyjnym chorążym i schronieniem fanatyków...”

Egipski publicysta jest w błędzie, nie można porównywać dzisiejszego Egiptu ani z Iranem, ani z Turcją, ani z Pakistanie. Równocześnie ten incydent mówi całkiem sporo o tym, jak sprawy daleko zaszły w egipskim i nie tylko w egipskim społeczeństwie.


Na marginesie rocznicy zakończenie drugiej wojny światowej Tarek Fatah krzyczy, że potwór odżył i rośnie w siłę, że przenika dziś społeczeństwa muzułmańskie i społeczeństwa zachodnie, że pozwoliliśmy się uśpić.