Woda, wojna, innowacje i pokój


Andrzej Koraszewski 2016-08-22


Wojny o wodę towarzyszą nam od zarania dziejów, świadomość, że ludzkości grozi globalna katastrofa z powodu wyczerpywania się zasobów słodkiej wody, zaczęła pojawiać się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Zagrożenie jest realne, czy podobnie jak z przepowiednią Malthusa o wyczerpywaniu się zasobów ziem uprawnych, przyszłe pokolenia będą patrzeć na nasze dzisiejsze lęki z uśmiechem politowania? Niesłychanie opornie uczymy się racjonalnej gospodarki wodnej. W przeszłości zmiany klimatyczne zabijały cywilizacje, nie można również wykluczyć, że odegrały istotną rolę w ewolucji człowieka. Dziś grubo ponad miliard ludzi cierpi na dramatyczny niedobór słodkiej wody, do picia, gotowania, dla rolnictwa, dla higieny.


Kurczące się zasoby wody, to dla wielu abstrakcja. Podczas gdy prawie 70 procent powierzchni ziemi to gigantyczne zbiorniki wody, słodka, zdatna do picia woda to zaledwie 2.2 procent zasobów wody na naszej planecie. Z tego tylko jeden procent to zasoby łatwo dostępne, a reszta to grube warstwy lodu i śniegu leżące na krańcach świata, z których mamy ograniczony pożytek.

 

Jak czytamy na stronie poświęconej wodzie w National Geographic:

Według danych ONZ na przestrzeni ubiegłego wieku zużycie wody wzrastało dwukrotnie szybciej niż wielkość populacji. Szacuje się, że w efekcie wzrostu populacji świata oraz zmian klimatycznych, w roku 2025 1,8 miliarda ludzi będzie żyło na terenach z dramatycznym niedoborem wody, a trzy czwarte ludzkości na obszarach z poważnymi niedoborami wody.

Pierwsza udokumentowana wojna o wodę miała miejsce 4 i pół tysiąca lat temu, kiedy król sumeryjskiego miasta Umma zablokował kanał irygacyjny odprowadzający wodę z rzeki Tygrys. Wojska sąsiedniego miasta Lagasz ruszyły do boju.


W dzisiejszym Iraku kryzysowi niedoboru wody spowodowanemu przez wojnę i złe zarządzanie towarzyszy długotrwała susza, a walkom między religijnymi grupami towarzyszą walki o wodę. 


W Syrii dramat braku wody zaczął się na dobre w 2006 roku. Tysiące rolników porzuciło swoje pola szukając ratunku w miastach. Te migracje zrozpaczonej ludności wiejskiej poprzedziły wybuch wojny domowej. (Patrz: “Climate Change in the Fertile Crescent and Implications of the Recent Syrian Drought,”)    


Rozpoczęta przez Etiopię budowa tamy na Nilu Błękitnym grozi wybuchem wojny z Egiptem. Sama tama nie byłaby wielkim zagrożeniem, gdyby nie obawa, że w przypadku suszy Etiopia może nie liczyć się z potrzebami egipskich sąsiadów. Budowa tamy już się zaczęła, rozmowy trwają, ale narasta niepokój, a w samym Egipcie pojawiają się głosy wzywające do użycia siły, żeby zatrzymać ten projekt.


Te obawy nie są pozbawione podstaw. Budowa całego systemu zapór w Turcji od 1975 roku odcięła dopływ wody do Iraku o 80 procent i do Syrii o 40 procent. Rzeki Eufrat i Tygrys wypływają z Turcji i w czasach imperium osmańskiego dbano o interesy wszystkich prowincji, które korzystały z zasobów tych rzek. Kiedy kraje arabskie uniezależniły się od Turcji wszelka solidarność wyschła (a i wcześniej nie było jej zbyt wiele, ale technika nie dawała takich wspaniałych możliwości jak dziś).      


Syria próbowała odwrócić dopływy Jordanu, co skończyło się zbombardowaniem rozpoczętej już budowy przez Izraelczyków. Rzeka Jordan wysycha i bez tego, co jest poważnym zagrożeniem dla Izraela, Jordanii i Zachodniego Brzegu.        


Czytając kolejne raporty o problemie wody i zagrożeń dla ludzkości z powodu jej braku trudno ocenić, w jakim stopniu te problemy spowodowane są wzrostem demograficznym i rosnącym zużyciem dostępnych zasobów, w jakim stopniu dramat pogłębiany jest przez zaniedbania w dziedzinie gospodarki wodnej w poszczególnych krajach, jak bardzo ten kryzys pogłębia brak umiejętności współpracy międzynarodowej, a w jakim stopniu widzimy tu skutki zmian klimatycznych. Obraz jeziora Bajkał i wielu innych wielkich zbiorników słodkiej wody mówi sam za siebie. (Osobiście nigdy nie zapomnę niesłychanie inteligentnego i miłego ministra, który radośnie i z dumą opowiadał mi, że przy słowie „retencja” zasypia i budzi się dopiero jak przez dłuższy czas nikt go nie powtarza.)   


Czy ten dramatyczny trend można odwrócić? Jeszcze stosunkowo niedawno pomysł odsalania wody morskiej wydawał się interesujący, ale na większą skalę raczej utopijny.  Dziś International Desalination Association twierdzi , że już 300 milionów ludzi korzysta z odsalanej wody  i ta liczba zwiększa się w niesamowitym tempie. W Carlsbad, w Południowej Kalifornii zakończono właśnie budowę przedsiębiorstwa odsalania wody morskiej. Budowę zlecono IDE Technologies, założonej w 1965 roku firmie izraelskiej, która wcześniej zbudowała zakłady w Aszkelon, Haderze i Sorek.      


Jak pisze Rowan Jacobsen w 2008 roku Izrael był o krok od katastrofy. Trwająca od dziesięciu lat susza szalała na całym Bliskim Wschodzie. Główny zbiornik słodkiej wody, Jezioro Galilejskie, wysychało i było bliskie stanu krytycznego, w którym infiltracja zasolonych wód spowodowałaby nieodwracalne szkody. Ograniczenia pobierania wody dla rolnictwa były tak dramatyczne, że wiele farm straciło całe plony. Sytuacja w Syrii była znacznie gorsza, brak planowania i nadzoru spowodował kopanie coraz głębszych studni i nieodwracalną ruinę wód głębinowych.


Jeśli idzie o wodę, Izrael jest najbardziej restrykcyjnym krajem pod słońcem. Nikt tu nie żałuje pieniędzy na badania nad oszczędniejszym używaniem wody. Nawadnianie kropelkowe jest tu powszechne, oczyszczalnie ścieków są wszędzie i to najwyższej klasy, w gospodarstwach domowych dziesiątki różnych urządzeń służy redukowaniu zużycia wody.  


Te wszystkie działania zaledwie odraczały wyrok. Obecna susza jest najgorsza od 900 lat i w 2008 roku wydawało się, że ostatecznym nieszczęściem Izraela będą nie jego arabscy wrogowie, a brak wody. Dziś, w osiem lat później, ratunkiem okazało się odsalanie i obecnie 55 procent wody zużywanej w gospodarstwach domowych to odsolona woda morska.


Jedną z barier były mikroorganizmy ustawicznie zatykające filtry. Poradzono sobie z tym problemem filtrując wodę morską przez porowatą lawę wulkaniczną, co radykalnie zwiększyło wydajność i obniżyło koszty. 


Dziś zakłady w Aszkelon produkują 127 milionów metrów sześciennych wody rocznie, Hadera 140 milionów, a najnowszy Sorek 150 milionów. Po raz pierwszy w swojej historii Izrael dysponuje nadwyżką wody. Poziom wody w Jeziorze Galilejskim ponownie się podnosi, groźba totalnej katastrofy jest zażegnana.



Odsalanie było kosztowną zabawą, nowe technologie zastosowane w Sorek obniżyły koszty do 58 centów za metr sześcienny. (Nieco niższe koszty mają korzystające z energii słonecznej zakłady odsalania wody morskiej w Arabii Saudyjskiej.) Dziś korzystanie z odsalanej wody morskiej nie powoduje już astronomicznego wzrostu opłat za wodę. (Przeciętne gospodarstwo domowe w Izraelu płaci za wodę około 30 dolarów miesięcznie.)


Dla sąsiadów ten luksus jest kolejnym powodem do zazdrości, ale, jak pisze Rowan Jacobsen, woda może okazać się mostem do pokoju. Już wcześniej kraje arabskie po cichu korzystały z izraelskich technologii odsalania.  Mało prawdopodobne, żeby Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła swoje priorytety i nagle uznała, że woda jest ważniejsza niż na przykład e-papierosy. Coś się jednak zmienia i na rok 2018 planowana jest wielka międzynarodowa konferencja pod hasłem “Woda nie zna granic” (w której mają uczestniczyć naukowcy Egiptu, Turcji, Jordanii, Zachodniego Brzegu, Gazy, pytanie czy wyjdzie to inaczej niż w Rio?)    


W krajach arabskich kontakty z Izraelem w sprawie gospodarki wodnej są zazwyczaj ukrywane przed społeczeństwem. Jest jednak tych kontaktów całkiem sporo (i oczywiście mają sporo wrogów). Trwają przygotowania do rozpoczęcia izraelsko-jordańskiej inwestycji w budowę wielkich zakładów odsalania wody z Morza Czerwonego. Byłaby to woda przeznaczona dla Jordanii, Izraela i Palestyńczyków. Oddanie tej inwestycji przewidywane jest na 2020 rok i wówczas, jak to ujmuje Jacobsen, wrogowie będą pili wodę ze wspólnego kranu.


Po stronie arabskiej widać gotowość współpracy przynajmniej w tej dziedzinie, chwilowo jednak kraje z chrześcijańskim dziedzictwem płacą miliardy na podtrzymanie muzułmańskiej nienawiści do Żydów, a kraje muzułmańskie odwdzięczają się za to miliardami płaconym na podkopanie zachodnich demokracji, WHO dyskutuje o e-papierosach a Ban Ki-moon o spędzających mu sen z oczu nowych mieszkaniach w Jerozolimie. Dla odmiany aktywiści wspierający Hamas czasem twierdzą, że Żydzi otworzyli tamę (która nie istnieje) i zalali Gazę.


Podobnie jak w przypadku przepowiedni Malthusa, obecne przepowiednie o zbliżającym się dramacie niedoboru słodkiej wody opierają się na prawdziwych i solidnych danych wyjściowych. Jest już technologia, która może pozwolić na odwrócenie tego zagrożenia, pod warunkiem, że zwycięży rozsądek. (Co oczywiście wcale nie jest konieczne.)