Przepraszam, że przypominam
raz jeszcze Część III i IV


Burak Bekdil 2014-08-01


Golda Meir miała rację

Część II
tej mini-serii kończyła się barwnym cytatem turecko-kurdyjskiej gwiazdy popu, Yildiz Tilbe, której tweety życzyły Hitlerowi błogosławieństwa Bożego i przepowiadały, że „Muzułmanie znowu przyniosą koniec Żydom”. Być może pani Tilbe myśli (lub ma nadzieję), że Hitler był muzułmaninem.

Niewątpliwie jednak ma talent do dalszego sięgania po sławę przez tweety, które są całkowicie normalne w kraju, gdzie islamistyczny slogan po nabożeństwach piątkowych „Teraz rozumiem Hitlera” zawsze zdobywał serca i umysły i gdzie kilka lat temu nawet związek nauczycieli (tak nauczycieli szkolnych!) zebrał się na demonstracji „dla upamiętnienia Hitlera”. Wszyscy jednak znamy Turcję wystarczająco dobrze, by zgadnąć, że obsesja Hitlera nie odzwierciedla żadnego uczucia podziwu dla największego psychopaty XX wieku. Zamiast tego jest dziecinnym wyrazem wschodniej mentalności, która uwielbia „wroga mojego wroga”.

 

W zeszłym roku w Turcji, kandydatce do UE, światowej sławy pianista, Fazil Say, został skazany na 10 miesięcy więzienia (w zawieszeniu) za powtórne przesłanie na Twitterze kilku linijek przypisywanych Omarowi Chajjam, XII-wiecznemu poecie perskiemu. Sędziowie uznali, że jego tweety „zagroziły porządkowi publicznemu i pokojowi przez obrażenie wartości religijnych przyjętych przez całe społeczeństwo lub jego część”.

 

W “nowej Turcji”, gdzie anomalia jest nową normalnością, tweety pani Tilbe, błogosławiące Hitlera, nie mogą obrażać wartości religijnych lub etnicznych przyjętych przez skrajnie małą część społeczeństwa, ponieważ jest ona zbyt mała. Tak więc w kandydującej do UE Turcji pan Say może zostać ukarany za swoje tweety, ale pani Tilbe należą się gratulacje za jej pierwszej klasy rasistowską mowę nienawiści.

 

To jest zaraźliwe. Kiedy nienormalne czyny stają się normą społeczno-polityczną, stają się także nową normalnością. Tak jest z antysemityzmem w Turcji, stającym się czymś równie modnym jak „selfie”, zmieszanym z oportunizmem: może to być biurokrata, który chce awansu. Gwiazda popu, która chce dobrze wyglądać w oczach rządu i/lub zdobyć większą popularność. Może to być zatrudniony w firmie, który chce lepszego stanowiska lub wyższej płacy. Albo polityk, który chce zdobyć największa możliwą porcję głosów w wyborach.

Taki jak opozycyjny kandydat na prezydenta, Ekmeleddin Ihsanoglu, skądinąd niezmiernie wytworny gentleman z imponującymi tytułami akademickimi i karierą w dyplomacji. Zapytany przez reportera państwowej (rządowej) agencji informacyjnej, by wyjaśnił swoją wcześniejszą wypowiedź, że „Turcja powinna być bezstronna w sporach na Bliskim Wschodzie”, szybko wyczuł, że to pytanie jest pułapką, by przedstawić go jako „człowieka bezstronnego” w konflikcie arabsko-izraelskim. Ależ oczywiście, że popiera on jedną stronę! Przez kilka minut mówił o swoich osiągnięciach zawodowych, które dowodziły jego uczuć wobec “sprawy palestyńskiej”, włącznie z otrzymanym medalem.

 

Żaden reporter obecny podczas przemówienia pana Ihsanoglu na rozpoczęcie jego kampanii nie pomyślał o zapytaniu go, czy jego oddanie „sprawie palestyńskiej”, obejmuje aprobatę części karty Hamasu, która mówi: „Dzień Sądu Ostatecznego nie nadejdzie aż muzułmanie będą walczyć z Żydami, kiedy (ostatni) Żyd schowa się za kamieniami i drzewami. Kamienie i drzewa powiedzą: ‘O muzułmaninie, o Abdullahu, za mną jest Żyd, przyjdź i zabij go’”

 

Ze zrozumiałych przyczyn pan Ihsanoglu z przyjemnością przypomniał reporterom o swojej “całożyciowej walce poświeconej sprawie palestyńskiej”. Następnie ozdobił swoje przemówienie dodając, że miał zaszczyt modlić się w meczecie Al-Aksa (w Jerozolimie) i że „reszta jest dla niego nieważna”.

 

Jak wspaniale, że po ministrze spraw zagranicznych, którego największym celem jego polityki zagranicznej jest modlenie sie w meczecie Al-Aksa, “w palestyńskiej stolicy Jerozolimie”, mamy teraz kandydata na prezydenta, który także jest dumny, że modlił się w tym samym meczecie.

 

Tymczasem coraz więcej Palestyńczyków ginie, kiedy dygnitarze tureccy (i arabscy, i perscy) pozostają całym sercem werbalnie oddani sprawie palestyńskiej. Ale nasi palestyńscy bracia umierają dla nas chętnie, prawda? Czyż nie są to schody do nieba? I panowie/bracia biednych ofiar pozostają tak dumnie oddani sprawie palestyńskiej.

 

 (ciąg dalszy nastąpi)

 

22 lipca 2014 

 

Przepraszam, że przypominam raz jeszcze, ale Golda Meir miała rację – Część IV

 

Nareszcie, Adolf Hitler jest tureckim bohaterem! Przy obecnym tempie wydarzeń bulwar w Ankarze może zostać nazwany jego imieniem. Ale nowa obsesja Turków Holocaustem nie jest eufemizmem dla jednej z największych zbrodni XX wieku; ani nie jest zauroczeniem małym człowieczkiem z wąsami, ponieważ on zabił Żydów. Nie jest także spowodowana tym, że Fuhrer powiedział kiedyś coś, co mogłoby doskonale pasować do Turcji siedemdziesiąt lat później: „Używam emocji dla wielu ludzi i zachowuję rozumowanie dla nielicznych”.

 

Turcy kochają Hitlera, bo nienawidzą Żydów (nie Izraelczyków czy rządu Izraela, ale Żydów). Inaczej dlaczego napadaliby na Żydów tureckich, którzy są w pełni obywatelami tureckim, tak jak oni sami? Na przykład Bulent Yildirim, jeden z ulubionych islamistów premiera Recepa Tayyipa Erdogana, powiedział, że: „Żydzi tureccy drogo zapłacą za działania Izraela”.

 

Według premiera Erdogana zaś “Izrael przewyższył Hitlera” ofensywą w Gazie, podczas której zginęło ponad 500 ludzi. Pan Erdogan wie, że 500 to nie jest więcej niż 6 milionów. Dlaczego więc sądzi, że śmierć 500 Palestyńczyków jest „ludobójstwem”, ale zabicie setek tysięcy przez jego dobrego przyjaciela Omara Al-Baszira w Sudanie nie było ludobójstwem? No cóż, pan Erdogan wyjaśnił kiedyś, że muzułmanie nie popełniają ludobójstwa. Dobrze.

 

Najwyższy duchowny pana Erdogana oferuje jednak inne – i bez wątpienia trafniejsze – wyjaśnienie śmierci muzułmańskich. Profesor Mehmet Gormez, szef Zarządu Spraw Religijnych, powiedział: „Każdego dnia ginie tysiąc muzułmanów, a 90 procent zabójców to inni muzułmanie”.

 

Jeśli profesor Gormez nie jest agentem syjonistycznym, polowanie na czarownice wobec Żydów dokonywane przez pana Erdogana (i połowę Turków) nie może być z powodu: „Giną muzułmanie”, ponieważ nikt nie próbował, na przykład, zniszczyć misji dyplomatycznej Iraku, gdzie najnowsze żniwo śmierci w Gazie byłoby zaledwie plonem każdego miesiąca. To jest znajoma histeria: „my, muzułmanie, możemy zabijać się wzajemnie, ale Żydzi nie mogą”. W pewnym sensie: „to jest religia, głupcze”.

 

W ciągu kilku ostatnich dni w wielu miastach na całym świecie odbyły się demokratyczne protesty przeciwko operacji Izraela Ochronny Brzeg – poza miastami arabskimi. Protestujący na Zachodzie maszerowali, skandowali slogany, nosili plakaty i protestowali przeciwko Izraelowi – politycznie. Dla nich bowiem jest to spór polityczny i stają po stronie Palestyńczyków. To wszystko jest całkowicie demokratyczne. Protesty tureckie jednak nie były pokojowe, włącznie z rozbiciem rzeźby, która nie była ani żydowska, ani izraelska. Ale w protestach tureckich było coś, co odróżniało je od innych i co dużo ujawniało: towarzyszyło im nieustannie powtarzanie słów Koranu, modlitwy muzułmańskie i słynny slogan arabski „Allah akhbar (Bóg jest największy)”.

 

Jeśli tłumy tureckie protestowały przeciwko Izraelowi za śmierć Palestyńczyków w sporze politycznym, po co slogany z Koranu? Dlaczego protestować po arabsku zamiast we własnym języku? Czy Turcy skandują po niemiecku albo portugalsku, kiedy gromadzą się, by zaprotestować przeciwko energii nuklearnej lub zaniedbaniom, które spowodowały śmierć ponad 300 górników w Soma? Co więc czyni z arabskiego lingua franca na każdej antyizraelskiej (a bardziej realistycznie, antyżydowskiej) demonstracji? Czy jest to tylko przypadek, który powtarza się wszędzie i za każdym razem?

 

Tytuł tej czteroczęściowej serii miał być mocnym przypomnieniem w dzisiejszych czasach, że Hitler miał rację uważając, że emocje (religijne) są dla wielu, a rozum zarezerwowany jest dla nielicznych. Golda Meir, która była czwartym premierem Izraela, miała całkowicie realistyczną opinię, kiedy powiedziała, że pokój na Bliskim Wschodzie będzie możliwy tylko, „kiedy Arabowie będą kochać swoje dzieci bardziej niż nienawidzić nas”. Teraz myślę, że jej zdanie nie jest pełne: pokój nie nadejdzie tylko, kiedy Arabowie będą kochać swoje dzieci bardziej niż nienawidzą Żydów; może nadejść dopiero, kiedy będą także kochać własne dzieci bardziej niż nienawidzą „innych” muzułmanów.

 

24 lipca 2014

 

Teksty nieopublikowane przez „Hurriyet” z obawy o życie Autora (który po poprzednich częściach otrzymał wiele gróźb), przesłane do publikacji w „Listach z naszego sadu” przez Buraka Bekdila.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Burak Bekdil

Popularny publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News".

 

Od Redakcji:

Ciekawym tłem artykułów Buraka Bekdila są reakcje palestyńskie na najnowszą propozycję Johna Kerry’ego na spotkaniu w Paryżu 25 i 26 lipca 2014. Specjalny Komunikat MEMRI:

 

OWP i Fatah: Inicjatywa Kerry’ego, konferencja paryska – spisek w celu pominięcia Egiptu i usunięcia OWP  


Sekretarzowi stanu USA, John’emu Kerry nie udało się jak dotąd uzyskać zgody Hamasu i Izraela na swoją propozycję z 25 lipca 2014 r. tygodniowego humanitarnego zawieszenia broni. Zgodnie z tą propozycja, 48 godzin od momentu wejścia w życie zawieszenia broni Izrael i Hamas mają, za pośrednictwem Egiptu, przeprowadzić negocjacje w następujących sprawach: przerwanie działań militarnych; zniesienie oblężenia; otwarcia przejść granicznych, zlikwidowanie strefy buforowej na granicy Izraela z Gazą; zbudowanie portu i lotniska w Gazie i rozszerzenie strefy połowów u brzegów Gazy.

 

Izrael odrzucił tę propozycję, zauważając, że nie zawiera żadnego wyraźnego stwierdzenia dotyczącego prawa Izraela do kontynuacji niszczenia tuneli terrorystycznych Hamasu. 26 lipca zgodził się jednak na 12 godzinne humanitarne zawieszenie broni, a następnie przedłużył je o cztery godziny, po czym o kolejne 24 godziny.

 

Hamas nie zgodził się na przedłużenie zawieszenia broni poza 12 godzin i po ich zakończeniu rozpoczął ostrzał rakietowy Izraela. 27 lipca weszło w życie dodatkowe zawieszenie broni na prośbę Hamasu; także ono zostało naruszone przez frakcje palestyńskie.

 

Propozycja Kerry’ego faktycznie oznacza odwrócenie się od inicjatywy egipskiej ku inicjatywie bardziej podobnej do propozycji Hamasu, Kataru i Turcji. Przechylenie Kerry’ego na stronę osi Turcja-Katar i przeciwko Egiptowi wzmocniło się 26 lipca na konferencji paryskiej, która miała na celu promowanie zawieszenia ognia. W konferencji udział brali Kerry i przedstawiciele Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Turcji i Kataru, ale nie było reprezentacji Izraela, Egiptu i OWP.

 

Konferencję paryską skrytykowała Autonomia Palestyńska (AP) i członkowie OWP, a według doniesień,  prezydent AP Mahmoud Abbas wyraził gniew, że go zignorowano. Wysocy rangą funkcjonariusze palestyńscy i publicyści atakowali politykę USA, o której powiedzieli, że próbuje pominąć OWP i Egipt i współpracować z Katarem i Turcją – popierającymi Hamas – jak gdyby reprezentowały naród palestyński.

 

Wysoki rangą funkcjonariusz palestyński: USA znowu dąży do wzmocnienia Bractwa Muzułmańskiego

 

Mówiąc anonimowo wysoki rangą funkcjonariusz palestyński powiedział wychodzącej w Londynie gazecie saudyjskiej „Al-Sharq Al-Awsat”, że Kerry próbował „zniszczyć inicjatywę palestyńską i palestyńskie komentarze do niej (plan Abbasa) i przedstawić substytut do naszej inicjatywy… Kerry chciał stworzyć ramy, które byłyby alternatywą do inicjatywy egipskiej i do naszych koncepcji jej dotyczących, aby zadowolić Katar i Turcję.

 

Kerry przedstawił swoją inicjatywę, kiedy byliśmy bardzo blisko wszechstronnego porozumienia, gwarantującego zdjęcie oblężenia z Gazy i osiągnięcie wszystkich żądań palestyńskich.  Gdyby kwestią było zniesienie oblężenia, zlikwidowanie strefy buforowej, otwarcie przejść i rozszerzenie strefy połowów, mogliśmy osiągnąć to w środę [23 lipca]. Oświadczenie o [tym osiągnięciu] było gotowe do publikacji – ale [szef biura politycznego Hamasu Chaled] Maszal zwołał konferencję prasową i zniszczył inicjatywę [Abbasa]…

 

Wtedy [Kerry] przedstawił nową inicjatywę. Kerry chciał skorzystać z wojny w celu ponownego wzmocnienia wpływów regionalnych Bractwa Muzułmańskiego, ponieważ Amerykanie myślą – i dowiedzie im się, że nie mają racji – że umiarkowany islam polityczny, reprezentowany przez Bractwo Muzułmańskie, może pokonać islam radykalny…”

 

W sprawie konferencji paryskiej wysoki rangą funkcjonariusz palestyński powiedział: „Ta konferencja została zwołana na bazie inicjatywy Kerry’ego, to jest, poparcia dla Bractwa Muzułmańskiego i wzmocnienia go. Nas nie zaproszono, ani też Egiptu – ale Turcja i Katar były zaproszone i to wyjaśnia wszystko… Abbas jest bardzo rozgniewany tym zbijaniem kapitału na krwi palestyńskiej i używaniem jej w regionalnych walkach o władzę"[1].

 

Według źródeł palestyńskich Abbas wyraził także niezadowolenie z inicjatywy Kerry’ego

I podczas konferencji paryskiej w rozmowie telefonicznej z francuskim ministrem spraw zagranicznych Laurentem Fabiusem, Abbas sarkastycznie zapytał Fabiusa: "Dlaczego [w ogóle] dzwonisz do mnie?"[2]

 

Członek Komitetu Centralnego Fatahu Azzam Al-Ahmad, który jest mianowanym przez Fatah człowiekiem kierującym pojednaniem Fatah-Hamas, powiedział: "Naród palestyński nie będzie płacił swoją krwią ceny za regionalną walkę o władzę. Kierownictwo palestyńskie przyjmie chętnie każdą pomoc zagraniczną, która jest czysta i nie dotyczy realizacji interesów w regionie kosztem rozlanej krwi palestyńskiej"[3]

 

Fatah, OWP: Turcja i Katar nie reprezentują narodu palestyńskiego

 

Biuro informacyjne Fatahu miało ostrą odpowiedź na inicjatywę Kerry’ego: “Nikt nie reprezentuje narodu palestyńskiego; raczej [jedynym reprezentantem jest] cierpienie palestyńskie i rozlana krew. Ktokolwiek chce, by Katar i Turcja go reprezentowały, powinien wyjechać i mieszkać tam. Naszym jedynym legalnym reprezentantem jest OWP"[4].

 

Ahmad Al-Madżdalani, członek Komitetu Wykonawczego OWP, bliski Abbasowi, powiedział: „Kwestia agresji wobec narodu palestyńskiego musi być załatwiana regionalnie, z inicjatywą egipską i wyjaśnieniami palestyńskimi, które zasadniczo ją kompletują. Nie widzimy alternatywy… Chcemy odsunąć problem palestyński od regionalnej walki o władzę, w której nie jesteśmy stroną. Problem palestyński jest zbyt ważny, by był stroną w konfliktach regionalnych"[5].

 

Omar Al-Ghoul, który był doradcą premiera AP, Salama Fayyad, i który jest publicystą oficjalnej gazety AP „Al-Hayat Al-Jadida”, zastanawiał się: "Dlaczego zignorowali Egipt? Czy uczestnicy [konferencji paryskiej] mogą ignorować Egipt i jego pozycję geopolityczną? Dlaczego zaproszono Turcję i Katar?

 

Załóżmy,  że uczestnicy spotkania chcieli ominąć Egipt do czasu, aż zostanie wypracowane sformułowanie akceptowalne dla członków osi przeciwko reżimowi Al-Sisiego – [ale] dlaczego dla równowagi nie zaprosili Arabii Saudyjskiej, Emiratów i Jordanii? Czego chcą USA i inni uczestnicy konferencji?

 

Kierownictwo i naród palestyński wspiera każdy wysiłek arabski, regionalny lub międzynarodowy do zatrzymania wojny Izraela, zatrzymania rozlewu krwi i obrony ludności palestyńskiej w okręgach południowych [tj. w Strefie Gazy] – podczas gdy ta konferencja i siły w niej uczestniczące dowodzą, że nie jest niewinna i nie dąży do zatrzymania rozlewu krwi palestyńskiej przez Izrael. Jej celem jest obejście inicjatywy egipskiej i roli Egiptu oraz planowanie powrotu do formowania regionu według wizji amerykańskiej i według planu USA-Izrael, który przywróci BM na ich pozycję…[6]

 

Były minister AP: Amerykański spisek pozbycia się OWP  

 

artykule redakcyjnym na palestyńskiej witrynie informacyjnej Amad.ps, były minister AP, Hassan Asfour napisał: "[Z listy uczestników paryskiej] konferencji dowiadujemy się, że ta konferencja jest próbą USA i Europy wraz ze zwolennikami Hamasu w regionie, znalezienia formuł politycznych, które można propagować na bazie rozważań, które różnią się od poprzednich…

 

Konferencja paryska jest najważniejsza próbą, jeśli chodzi o USA i regionalną oś Kataru, walki z Egiptem i jego sojusznikami… Niedawno stało się to wiadome pewnym kręgom po oficjalnej stronie palestyńskiej i powiedzieli oni otwarcie, że Hamas odrzuca inicjatywę egipską oraz to, co zaproponowało kierownictwo palestyńskie, jedynie w celu spełnienia życzeń niektórych swoich sojuszników w regionie.

 

Wydaje się, że główna kwestia dla regionalnego ‘sojuszu Hamasu’ uległa zmianie – od wysiłku zniesienia oblężenia ze Strefy Gazy do kwestii, jak narzucić ‘oblężenie polityczne’ na Egipt i na jego przyszłą rolę i obecność przez sojusz, który nie ukrywa już swojej wrogości wobec Egiptu.

 

Tej kampanii przewodzi otwarcie [premier] turecki Reccep Tayyip Erdogan, który nie zrezygnował z wojny przeciwko Egiptowi… który rozbił jego osmańsko-tureckie marzenie o ‘nowym kalifie w szacie zachodniej, dominującym nad regionem’ [tj. o sobie]...

 

Kierownictwo Hamasu popełnia olbrzymi błąd, który nigdy nie zostanie wymazany z historycznej pamięci politycznej, jeśli łudzi się, że sponsorowany przez USA sojusz regionalny pozwoli mu na pominięcie OWP – lub jeśli Chaled Maszal planuje zastąpić Abbasa przy pomocy ‘spisku’ zawiązanego uprzednio i [w ten sposób planuje] zrealizowanie swojego dawnego marzenia...

 

Istnieje promyk nadziei, że niektórzy przywódcy Hamasu nie dopuszczą do wykorzystywania krwi palestyńskiej, a szczególnie krwi mieszkańców Gazy, dla zrealizowania jednego z najbardziej niebezpiecznych spisków politycznych, jakie kiedykolwiek poznał naród palestyński i jego problem narodowy..."[7]

 

Przypisy (nie spolszczone):

[1] Al-Sharq Al-Awsat (London), July 27, 2014.

[2] Al-Sharq Al-Awsat (London), July 27, 2014.

[3] Al-Quds Al-Arabi (London), July 27, 2014.

[4] Al-Sharq Al-Awsat (London), July 27, 2014.

[5] Al-Sharq Al-Awsat (London), July 27, 2014.

[6] Amad.ps, July 27, 2014.

[7] Amad.ps, July 26, 2014.

 

Źrodło: Specjalny Komunikat nr 5809 z 28 lipca 2014