Mam wrazenie, ze pan filozof pracowicie skonstruował ze słomy manekina, nazwał go "ateista" i się z nim bohatersko rozprawił drewnianym mieczykiem.
Urzekł mnie szczególnie argument ze sztuką; owszem, w pewnej warstwie obraz to barwne plamy na podłożu, ale zastanawiam się, skąd panu urodziło się, że ateiści rozpatrują dzieła tylko w warstwie materialnej.
Tak samo nie mam pojęcia, skąd mu się ulęgła teza o ateizmie w komunizmie - tam po prostu kult świętych i bóstwa zastąpiono kultem partii, wodza i rewolucji.
Co do "wymierania" - niewątpliwie ateiście jest o tyle trudniej, że zazwyczaj myśli o kwestiach etycznych - nie ma świętej księgi, duchownego, wreszcie wspólnoty - ma granice prawne i to by było na tyle. Całą resztę trzeba sobie wypracować.