Po lekturze zaklęłam, że chyba nie w porę zalęgła mi się kiedyś wątpliwość, ileż to właściwie ma być tych "państw palestyńskich". A myśl zalęgła się dlatego, że nijak się zgodzić nie chciały wnioski z lektur nieco solidniejszych, niż tabloidowe, z deklaracjami. Jak by nie liczyć, nigdy nie było jeden.
Sheri Oz upewnia, że to nie błąd w rachunkach - tu na serio trzeba przyjąć, że deklarowane "jeden" jest konstrukcją czysto umowną, na użytek zakładanych celów politycznych. Jeśli tak, to same cele są ilustracją starej przestrogi, aby "nie łowić ryb przed niewodem", a już zwłaszcza nie w mętnej wodzie.
Klarowanie homogenicznej "palestyńskości" z zawiesistych relacji trybalnych i klanowych, pomieszanych z ambicjami politycznymi to jest zajęcie tak nieproduktywne, że prawie nie sposób uwierzyć, aby można było serio liczyć na osiągnięcie zakładanego celu. Chyba że celem jest całkiem co innego, niż się deklaruje.
Sheri Oz upewnia, że to nie błąd w rachunkach - tu na serio trzeba przyjąć, że deklarowane "jeden" jest konstrukcją czysto umowną, na użytek zakładanych celów politycznych. Jeśli tak, to same cele są ilustracją starej przestrogi, aby "nie łowić ryb przed niewodem", a już zwłaszcza nie w mętnej wodzie.
Klarowanie homogenicznej "palestyńskości" z zawiesistych relacji trybalnych i klanowych, pomieszanych z ambicjami politycznymi to jest zajęcie tak nieproduktywne, że prawie nie sposób uwierzyć, aby można było serio liczyć na osiągnięcie zakładanego celu. Chyba że celem jest całkiem co innego, niż się deklaruje.