Jestem po stronie Paula Blooma, ponieważ również mam empatię za najprostszą metodę wkopania się w myślenie tunelowe. Albo też bycia wkopanym. A jako stworzenie też emocjonalne, bardzo nie lubię, gdy się ktoś dobiera do mnie od strony uczuć. A już zwłaszcza gdy zbiera się do zarządzania nimi.
Pewne doświadczenie pozwala zorientować się, że zwykle się do tego zabierają ludzie, którzy dlatego tak świetnie są zorientowani, wedle jakich skryptów pewna społeczność działa, że sami grają zupełnie inne piosenki. Lucy Tabrizi opisała ten mechanizm, przez grzeczność nie dodając, że prominentni aktywiści zajęci są czym innym, niż wzruszaniem się melodiami, które komponują - oni są zwolnieni ze wzruszania się, bo są, nieprawdaż, od organizacji, a do tego potrzeba nieustannie trzeźwej głowy.
Z takimi osobami, i z tymi, którzy pozwalają się za uczucia wodzić, rozmawiałam wiele razy. Z niektórymi mam zresztą przejścia bliskie groteski - gdy trzeba było konkretnej pomocy, wszystko, na co było ich stać, to plątanie się z jękiem, ze "och, to straszne". Łatwo zgadnąć, jaki z tego pożytek, gdy trzeba piorunem zdecydować, czy osoba, której niezwłocznie trzeba pomóc dotrwać do przyjazdu karetki ma cały kręgosłup, czy jest gorzej.
Te groteskowe rozmowy - schemat u Lucy - zwykłam przycinać pytaniem o to, dlaczego gdzieś tam w Sudanie czy Iranie dzieci są gorsze. I w ogóle ludzie są gorsi. Oburzenie - ależ oczywiście, że są gorsze (i gorsi), skoro można na nie (na nich) nie zwracać uwagi. Mało - pomniejszać już i tak skąpą dla nich pomoc. Dlaczego w jednym miejscu są reflektory, a wszędzie poza tym jest całkiem ciemno? Dlaczego tam, gdzie reflektory, płynie współczucie i dobra materialne, a tam, gdzie całkiem ciemno - prawie nic lub zgoła nic? I dlaczego zwrócenie uwagi na tę fundamentalną niesprawiedliwość nazywać jej "odwracaniem"?
To jasne, że ze strony osób żyjących empatią dobrej odpowiedzi nie będzie. Będzie czasem urażona próżność - bo jak tu się przyznać, że się o tym i tamtym (a nieszczęść na świecie jest mnóstwo) nie słyszało? Będzie częściej zaskoczenie. Ostatnio pytałam, czy moi rozmówcy mają jakieś pojęcie o warunkach opieki nad ciężarnymi, położnicami i noworodkami w Angoli. Oczywiście, że nie, bo to nie są informacje łatwe do wygrzebania. No to jednak proszę się przedrzeć przez raporty, tych samych agend, na które się tak często wszyscy "przebudzeni" zaklinają i ustalić, dlaczego jest ważne, żeby wszystkie kobiety palestyńskie miały dostęp do znieczulenia okołoporodowego, a nie jest ważne, aby wszystkie kobiety angolskie miały dostęp do położnej. Empatia każe nam dzielenie na lepsze i gorsze położnice? Jeśli tak, to słusznie nie daję jej wiary. A jeśli nie, to cóż nam te priorytety ustala? Coś - a może ktoś? Bo to nie interwencja niebios sprawia, że nie docierają zdjęcia z angolańskich obozów ani nie ma strumienia filmów i zdjęć z Sudanu. Bywa, że taka współczująca dusza palnie że "pewnie tam jest strasznie niebezpiecznie". Chwała jej za to, przynajmniej stara się zastanowić.
Sankcje za niedostatek empatii nie są dotkliwe; wszystko zależy od priorytetów.
Pewne doświadczenie pozwala zorientować się, że zwykle się do tego zabierają ludzie, którzy dlatego tak świetnie są zorientowani, wedle jakich skryptów pewna społeczność działa, że sami grają zupełnie inne piosenki. Lucy Tabrizi opisała ten mechanizm, przez grzeczność nie dodając, że prominentni aktywiści zajęci są czym innym, niż wzruszaniem się melodiami, które komponują - oni są zwolnieni ze wzruszania się, bo są, nieprawdaż, od organizacji, a do tego potrzeba nieustannie trzeźwej głowy.
Z takimi osobami, i z tymi, którzy pozwalają się za uczucia wodzić, rozmawiałam wiele razy. Z niektórymi mam zresztą przejścia bliskie groteski - gdy trzeba było konkretnej pomocy, wszystko, na co było ich stać, to plątanie się z jękiem, ze "och, to straszne". Łatwo zgadnąć, jaki z tego pożytek, gdy trzeba piorunem zdecydować, czy osoba, której niezwłocznie trzeba pomóc dotrwać do przyjazdu karetki ma cały kręgosłup, czy jest gorzej.
Te groteskowe rozmowy - schemat u Lucy - zwykłam przycinać pytaniem o to, dlaczego gdzieś tam w Sudanie czy Iranie dzieci są gorsze. I w ogóle ludzie są gorsi. Oburzenie - ależ oczywiście, że są gorsze (i gorsi), skoro można na nie (na nich) nie zwracać uwagi. Mało - pomniejszać już i tak skąpą dla nich pomoc. Dlaczego w jednym miejscu są reflektory, a wszędzie poza tym jest całkiem ciemno? Dlaczego tam, gdzie reflektory, płynie współczucie i dobra materialne, a tam, gdzie całkiem ciemno - prawie nic lub zgoła nic? I dlaczego zwrócenie uwagi na tę fundamentalną niesprawiedliwość nazywać jej "odwracaniem"?
To jasne, że ze strony osób żyjących empatią dobrej odpowiedzi nie będzie. Będzie czasem urażona próżność - bo jak tu się przyznać, że się o tym i tamtym (a nieszczęść na świecie jest mnóstwo) nie słyszało? Będzie częściej zaskoczenie. Ostatnio pytałam, czy moi rozmówcy mają jakieś pojęcie o warunkach opieki nad ciężarnymi, położnicami i noworodkami w Angoli. Oczywiście, że nie, bo to nie są informacje łatwe do wygrzebania. No to jednak proszę się przedrzeć przez raporty, tych samych agend, na które się tak często wszyscy "przebudzeni" zaklinają i ustalić, dlaczego jest ważne, żeby wszystkie kobiety palestyńskie miały dostęp do znieczulenia okołoporodowego, a nie jest ważne, aby wszystkie kobiety angolskie miały dostęp do położnej. Empatia każe nam dzielenie na lepsze i gorsze położnice? Jeśli tak, to słusznie nie daję jej wiary. A jeśli nie, to cóż nam te priorytety ustala? Coś - a może ktoś? Bo to nie interwencja niebios sprawia, że nie docierają zdjęcia z angolańskich obozów ani nie ma strumienia filmów i zdjęć z Sudanu. Bywa, że taka współczująca dusza palnie że "pewnie tam jest strasznie niebezpiecznie". Chwała jej za to, przynajmniej stara się zastanowić.
Sankcje za niedostatek empatii nie są dotkliwe; wszystko zależy od priorytetów.