Proszę zauważyć główny ton informacji i komentarzy z dwóch mijających tygodni. Za parawan co prędzej upchnięto wszystko, co najważniejsze czyli to, czym reżim irański definiuje siebie i swoje cele. Izrael znowu napadł niewiniątka. Poniekąd trochę dziwaczne, ale jednak "bez dowodu", że naprawdę są groźne nie tylko dla najbliższego otoczenia. Psuł nieco te dywagacje Rafael M. Grossi, bo on zasadniczo wie, co to za gra i nie ma złudzeń, że jego agencja nie była konsekwentnie oszukiwana. Umie to nawet językiem bardzo zaawansowanej dyplomacji powiedzieć tak, żeby było zrozumiałe. Ale w potrzebie można tę niewygodę zignorować.
Można też pominąć wiele niewygód pomniejszych. Czytając liczne "analizy", komentarze i komentarze do komentarzy, czułam się niczym Królowa Kier a rebours: dawno już po śniadaniu, a nie zdołałam uwierzyć nawet w trzy spośród mnóstwa rzeczy całkowicie niemożliwych. Uwierzyłam tylko w jedną, bo ta wreszcie objawiła się golutka, jak święty turecki: do diabła z Palestyńczykami! Jeśli tylko Izrael ma wyparować, to jest cudnie i mniejsza, ile tam tych "palestyńskich kobiet i dzieci" też przy okazji wyparuje. To żaden problem, który warto brać pod uwagę.
Język irańskich misji antysemickich i antyizraelskich stał się językiem dyskursu zachodnich skrajności: frakcje brunatne i czerwone zgodnie pokrzykują o "raku", "tworze syjonistycznym", "tworze tymczasowym", "kolonizatorach", "złodziejach ziemi" i konieczności "wypalenia całego plemienia żmijowego" lub też zepchnięcia go do morza.
Z tej perspektywy odprawiano publicznie świeckie modły i egzorcyzmy, aby Izraelowi się nie udało. Już było tak blisko: to prawdopodobne, właściwie pewne, że US nie zrobią nic. To już jasne, że Izrael zostaje sam z konsekwencjami swojej "agresji"; och, przecież Trump powiedział, że może za dwa tygodnie, a może nie... i że nikt nie wie, co zrobi. Straszne i skandaliczne, oni się przyłączyli! Ale nie, chyba nie zrobili zbyt wielkiej krzywdy, jednak szczęśliwie coś ocalało - tak, cieszmy się, że mają swój zapas uranu, wzbogaconego tak, jak do żadnego cywilnego użytku nie potrzeba.
Egzorcyzmy trwają nadal. Tym razem postępowi wrażliwcy razem z brunatnymi troglodytami trzęsą się, żeby tylko nie załamał się ten pobożny system, zbudowany na nienawiści do Żydów i kobiet i pilnie pracujący nad skutecznym urządzeniem końca świata.
Można też pominąć wiele niewygód pomniejszych. Czytając liczne "analizy", komentarze i komentarze do komentarzy, czułam się niczym Królowa Kier a rebours: dawno już po śniadaniu, a nie zdołałam uwierzyć nawet w trzy spośród mnóstwa rzeczy całkowicie niemożliwych. Uwierzyłam tylko w jedną, bo ta wreszcie objawiła się golutka, jak święty turecki: do diabła z Palestyńczykami! Jeśli tylko Izrael ma wyparować, to jest cudnie i mniejsza, ile tam tych "palestyńskich kobiet i dzieci" też przy okazji wyparuje. To żaden problem, który warto brać pod uwagę.
Język irańskich misji antysemickich i antyizraelskich stał się językiem dyskursu zachodnich skrajności: frakcje brunatne i czerwone zgodnie pokrzykują o "raku", "tworze syjonistycznym", "tworze tymczasowym", "kolonizatorach", "złodziejach ziemi" i konieczności "wypalenia całego plemienia żmijowego" lub też zepchnięcia go do morza.
Z tej perspektywy odprawiano publicznie świeckie modły i egzorcyzmy, aby Izraelowi się nie udało. Już było tak blisko: to prawdopodobne, właściwie pewne, że US nie zrobią nic. To już jasne, że Izrael zostaje sam z konsekwencjami swojej "agresji"; och, przecież Trump powiedział, że może za dwa tygodnie, a może nie... i że nikt nie wie, co zrobi. Straszne i skandaliczne, oni się przyłączyli! Ale nie, chyba nie zrobili zbyt wielkiej krzywdy, jednak szczęśliwie coś ocalało - tak, cieszmy się, że mają swój zapas uranu, wzbogaconego tak, jak do żadnego cywilnego użytku nie potrzeba.
Egzorcyzmy trwają nadal. Tym razem postępowi wrażliwcy razem z brunatnymi troglodytami trzęsą się, żeby tylko nie załamał się ten pobożny system, zbudowany na nienawiści do Żydów i kobiet i pilnie pracujący nad skutecznym urządzeniem końca świata.