Bodaj tylko jeden Friedrich Merz uczciwie nazwał rzecz po imieniu (mówiąc - z aprobatą - o "brudnej robocie"), czym wywołał burzę. To stary praktyk, więc wiedział, co robi i w jakim celu. Otwarł okno w miejscu, w którym atmosfera, wywołana przez dekady nieustającej mistyfikacji była już nie do zniesienia. Wielu przyjęło to z ulgą. Wielu wytrąciło z rytmu dobrze opanowanej gry. Ci usiłują ponownie ten rytm narzucić, interpretując wyrazy ulgi jako... oportunistyczną ugodowość, wręcz polityczne klakierstwo. Przykład kliniczny, ze względu na prostotę: https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,32050564,trump-robi-co-chce-bo-kto-mu-zabroni-uwaznie-sledzil-stacje.html#do_w=438&do_v=1371&do_st=RS&do_sid=2274&do_a=2274&s=BoxWiadLink&do_upid=1371_t&do_utid=32050564&do_uvid=1750759527160
A ulga tamtej nocy była transkontynentalna - dzieliłam ją z Phyllis Chesler i milionami innych osób.
A ulga tamtej nocy była transkontynentalna - dzieliłam ją z Phyllis Chesler i milionami innych osób.