Jestem przeciwniczką kwitowania antysemityzmu jako problemu dla psychiatrów, ponieważ mam to za oddawanie pola tak naznaczonym. Dość dobrze wiadomo, że w procesach karnych zagrywka "na psychicznego" to klasyka. Jeśli się uda, to oskarżeni unikają kary, a co najmniej jej wymiar bywa obniżany, za to warunki jej odbywania są zdecydowanie lepsze. Nie jestem przekonana, że o taką kwalifikację zorganizowanej i utrwalonej nienawiści do jednej grupy kulturowo - religijnej chodzi.
Powód drugi to pochopne uznanie antysemityzmu za postawę nieracjonalną. Pośpiech to zły doradca, zwłaszcza gdy trzeba się mocno zastanowić, co uznaje się za kryterium racjonalności. W moim przekonaniu włazimy na fałszywą ścieżkę, gdy zaczynamy się zastanawiać, a czymże zawinili Żydzi, że od stuleci skupia się na nich nienawiść. To nie jest to pytanie, które domaga się odpowiedzi - a usiłowanie udzielenia jej kończy się stwierdzeniem nieracjonalności.
Tymczasem nie w tym rzecz, czym zawinili Żydzi, ale co skupienie (a w razie potrzeby generowanie jej) nienawiści na Żydach załatwia środowiskom nieżydowskim. Śledząc historię antysemityzmu, widzi się wyraźnie, że nie jest to żaden "odruch samoistny", ale dobrze zorganizowane akcje polityczne, uwzględniające m. in. edukację i wychowanie. Ta nienawiść nie brała się z powietrza, ale była metodycznie wpajana, a stopień jej przyswojenia podlegał weryfikacji przez najrozmaitszych władców dusz i powłok cielesnych. Chcesz zyskać względy możniejszych? Wykaż się. Chcesz mieć udział w korzyści doraźnej? Bez popełniania przestępstwa możesz zaszantażować Żyda. Albo pobić go, okraść i oskarżyć. Nagroda cię nie minie.
zarządzanie nienawiścią przybierało na sile w sytuacjach kryzysowych. Jeśli w sferach władzy obawiano się, że kolejny podatek, klęska żywiołowa, nowa służebność albo wojna mogą wzniecić jakieś rozruchy, można było zawczasu taką spodziewaną agresję przekierować tam, gdzie dla wszystkich bezpieczniej. Wystarczyło umiejętnie rozpuścić znaną wszystkim (coś o edukacji było) "wieść gminną" - że dziecię niewinne, hostia albo studnia zatruta...
To było działanie jak najbardziej racjonalne; a ponieważ się sprawdzało, było powtarzane. Równie racjonalne, a jeszcze bardziej widowiskowe, było używanie wyuczonych schemat nienawiści do produkcji narodów. Co mogło łączyć rumuńską czy polską arystokrację z ich poddanymi? Przecież nie kultura. Owszem, do pewnego stopnia religia - ale tu już bywało drażliwie, bo przyciężko jest przekonywać do braterstwa w wierze tych, od których się w przestrzeni sakralnej ostentacyjnie odgradzano. Poza dyskusją była zaś skuteczność intensywnego poszczucia na obcych i wskazanie ich jako "wspólnych krzywdzicieli".
Nie inaczej jest i obecnie - ponieważ napięcia społeczne nie maleją, istnieje pilna (i jak diabli racjonalna) potrzeba planowego zagospodarowania spodziewanej agresji. Nie chce się, żeby Harvard i Columbia debatowały nad tym, ile racji ma Thomas Piketty, a ile mieli Daniel Kahneman i Nassim N. Taleb? To dać im Rashida I. Khalidiego i jego akolitów. I wszystko popłynie znanym korytem, a ewentualnymi niespodziankami będzie czas martwić się później.
Niespodzianki jednak ujawniły się wcześniej, znacznie przy tym większe, niż zakładano. Nie jest bowiem miło uświadomić sobie, że tym razem zarządzanie wypróbowaną nienawiścią jest już w innych rękach. Zmienia się tym samym formuła samej nienawiści - i ci, którzy dotąd się do niej odwoływali stają się jej następnym celem.
Veto
Z: Romana Kolarzowa
2025-06-05 12:50
Nie zgadzam się z tezą Joshuy Hoffmana, ale uzasadnienie będzie wieczorem.
Powód drugi to pochopne uznanie antysemityzmu za postawę nieracjonalną. Pośpiech to zły doradca, zwłaszcza gdy trzeba się mocno zastanowić, co uznaje się za kryterium racjonalności. W moim przekonaniu włazimy na fałszywą ścieżkę, gdy zaczynamy się zastanawiać, a czymże zawinili Żydzi, że od stuleci skupia się na nich nienawiść. To nie jest to pytanie, które domaga się odpowiedzi - a usiłowanie udzielenia jej kończy się stwierdzeniem nieracjonalności.
Tymczasem nie w tym rzecz, czym zawinili Żydzi, ale co skupienie (a w razie potrzeby generowanie jej) nienawiści na Żydach załatwia środowiskom nieżydowskim. Śledząc historię antysemityzmu, widzi się wyraźnie, że nie jest to żaden "odruch samoistny", ale dobrze zorganizowane akcje polityczne, uwzględniające m. in. edukację i wychowanie. Ta nienawiść nie brała się z powietrza, ale była metodycznie wpajana, a stopień jej przyswojenia podlegał weryfikacji przez najrozmaitszych władców dusz i powłok cielesnych. Chcesz zyskać względy możniejszych? Wykaż się. Chcesz mieć udział w korzyści doraźnej? Bez popełniania przestępstwa możesz zaszantażować Żyda. Albo pobić go, okraść i oskarżyć. Nagroda cię nie minie.
zarządzanie nienawiścią przybierało na sile w sytuacjach kryzysowych. Jeśli w sferach władzy obawiano się, że kolejny podatek, klęska żywiołowa, nowa służebność albo wojna mogą wzniecić jakieś rozruchy, można było zawczasu taką spodziewaną agresję przekierować tam, gdzie dla wszystkich bezpieczniej. Wystarczyło umiejętnie rozpuścić znaną wszystkim (coś o edukacji było) "wieść gminną" - że dziecię niewinne, hostia albo studnia zatruta...
To było działanie jak najbardziej racjonalne; a ponieważ się sprawdzało, było powtarzane. Równie racjonalne, a jeszcze bardziej widowiskowe, było używanie wyuczonych schemat nienawiści do produkcji narodów. Co mogło łączyć rumuńską czy polską arystokrację z ich poddanymi? Przecież nie kultura. Owszem, do pewnego stopnia religia - ale tu już bywało drażliwie, bo przyciężko jest przekonywać do braterstwa w wierze tych, od których się w przestrzeni sakralnej ostentacyjnie odgradzano. Poza dyskusją była zaś skuteczność intensywnego poszczucia na obcych i wskazanie ich jako "wspólnych krzywdzicieli".
Nie inaczej jest i obecnie - ponieważ napięcia społeczne nie maleją, istnieje pilna (i jak diabli racjonalna) potrzeba planowego zagospodarowania spodziewanej agresji. Nie chce się, żeby Harvard i Columbia debatowały nad tym, ile racji ma Thomas Piketty, a ile mieli Daniel Kahneman i Nassim N. Taleb? To dać im Rashida I. Khalidiego i jego akolitów. I wszystko popłynie znanym korytem, a ewentualnymi niespodziankami będzie czas martwić się później.
Niespodzianki jednak ujawniły się wcześniej, znacznie przy tym większe, niż zakładano. Nie jest bowiem miło uświadomić sobie, że tym razem zarządzanie wypróbowaną nienawiścią jest już w innych rękach. Zmienia się tym samym formuła samej nienawiści - i ci, którzy dotąd się do niej odwoływali stają się jej następnym celem.